Rozdział szósty

Stali na przeciwko siebie i żaden nie miał odwagi się odezwać jako pierwszy.

Eren zarumieniony uśmiechnął się nieśmiało i szybko odwrócił wzrok

-Wracając do twojego pytania Levi. Czuje się nienajgorzej przynajmniej fizycznie...-na te bolesne wspomnienia po jego policzkach leniwie spłynęły samotne łzy. Zasłonił twarz dłońmi, aby starszy nie zobaczył jak płacze. Było u wstyd. Strasznie wstyd. Nie chciał żeby ktokolwiek widział go takiego, a już na pewno nie starszy. Levi zabrał jego ręce  z twarzy

- Nie płacz. On za to zapłaci. Obiecuje. Jeszcze nie teraz ale przysięgam, że będzie żałował -chłopak spojrzał na niego zdziwiony. Nie wierzył w to co słyszy. O czym ten Levi mówi? Co on chce zrobić? Nic już nie rozumiał. Na jego usta wkradł się delikatny uśmiech zakłopotania

-O czym ty mówisz?-zapytał patrząc na starszego. Levi zganił się w duchu za zdradzanie zbyt wielu informacji na raz i postanowił jakoś ominąć niewygodny temat

-Nie mogę ci powiedzieć. Dowiesz się w swoim czasie.- Eren mruknął pod nosem o tym, że nie chce czekać, ale zrezygnował z kłótni tym bardziej, że ciągle nie wie na co stać jego opiekuna i trochę go to przeraża. Nadal czuł niepokój po rozmowie z Arminem. Nie wiedział czemu, ale obawiał się. Nie tyle Levi'a, a swoich własnych myśli i uczuć. Zawsze kiedy był przy nim, kiedy czuł na sobie jego wzrok, rumieni się jak głupi, a jego myśli przybierają inny obrót niż powinny. Nastolatek niepewnie objął mężczyznę i zaciągnął się jego zapachem, na co przytulany czarnowłosy odpowiedział czymś pomiędzy prychnięciem, a westchnieniem. Objął chłopca bez zastanowienia -Niedługo wszystko się ułoży. Wyjaśni się to co do tej pory się stało. Bądź cierpliwy. Już niedługo- szepnął kiedy miał pewność, że brunet usnął wycieńczony płaczem, w jego ramionach. Levi ułożył go na kanapie w salonie i dokładnie przykrył. Zgasił światło po czym poszedł do siebie. Ubrał się w starannie wyprasowaną piżamę i położył się spać. Następnego dnia z rana poszedł po chłopaka po wyrwaniu go ze snu zaprowadził go do Hanji
-Zostawiam go w twoich rękach okularnico. -powiedział kapral i wyszedł z laboratorium zostawiając młodszego w małym pokoju z kobietą, której wcale nie zna. Spokojnie udał się na plac treningowy, rozmyślając jakby wyjaśnić tą sytuacje. Jak zdobyć jego zaufanie? Co mu powiedzieć? Przecież nie może wyznać mu całej prawdy - 50 okrążeń wokół dziedzińca! -krzyknął w stronę kadetów stojących na placu i oparł się o drzewo, krzyżują ręce na piersi.
-Jak skończycie biegać, dobieracie się w pary i walczycie- wydał polecenie i poszedł spowrotem do budynku. Swoje pewne kroki skierował od razu do pracowni Hanji. Wszedł do środka. Zaraz po przekroczeniu progu padł na podłogę pod ciężarem tej wariatki. Chłopaka nie było już w pomieszczeniu. Irytacja rosła w czarnowłosym z każdą chwilą gdy wariatka nie ciała go puścić.

-Nie uwierzysz co odkryłam!- pisnęła podekscytowana -Eren jest...uważaj...omegą!- złapała jego głowę w dłonie i zaczęła nią potrząsać

-Pojebało cie?! Puszczaj!  Czym on do cholery jest?- kobieta znowu pisnęła nie robić sobie nic ze złości przyjaciela

-Głupiutki Levi. To znaczy że może rodzić dzieci- szybko wyjaśniła nie wiedząc właściwie jak powinna reagować na to wszytko

- Co?! Czyli...-mężczyzna urwał w połowie zdania bo do pokoju wszedł chłopak i parsknął śmiechem widząc ten obrazek. Mężczyzna zmierzył go morderczym wzrokiem

-Pani Hanji. Chciałem się zapytać jak te wyniki?- dorośli spojrzeli po sobie i już wiedzieli że nie mogą powiedzieć mu wszystkiego

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top