Rozdział siedemnasty

Usłyszał za sobą chichot i szybko się odwrócił

Podskoczył przestraszony i odwrócił się. Zobaczył za sobą roześmianą Hanji. Uśmiechnął się lekko i odezwał się:

-Hanji.., ale mnie przestraszyłaś. Co ty tu robisz o tej porze?- kobieta kompletnie zignorowała jego wypowiedź i zaczęła patrzeć na kwiaty, które nie zostały wycięte. Na początku była zła, ale kiedy na karteczce zobaczyła pismo Levi'a od razu jej przeszło. Dla wiejskiej miłości jest w stanie poświęcić nawet swoje ukochane kwiatki.

-Pewnie chciałbyś wiedzieć kto ci te kwiaty daje co?- zaśmiała się, chłopak ożywiony spojrzał na kobietę i uśmiechnął się szerzej

-Oczywiście, że chce! Jeszcze się pytasz?! -brunetka i tak nie miała zamiaru mu mówić. W końcu Levi musi zrobić to sam. Muszą być ze sobą szczerzy i mimo, że bardzo by chciała im pomóc i nieco ułatwić sytuacje nie może tego zrobić ze względu na wierność, na którą oboje zasługują

-Mam pewne przypuszczenia, ale to nic pewnego. Myślę, że niedługo się dowiesz Eren- uśmiechnęła się do nastolatka -Chodź do środka. Robi się zimno, a nie możesz się teraz rozchorować. Tym bardziej, że pojutrze jest impreza- mrugnęła do zielonookiego i zaciągnęła go do środka. Przez chwilę jeszcze rozmawiali po czym każde z nich poszło do swojego pokoju. Eren wziął szybki prysznic, zjadł już kolejną tego dnia kolacje i z myślą, że pewnie przytyje położył się spać. Następnego dnia obudził się później niż powinien. Zaspał! Teraz na pewno będzie miał problemy! Zbiegł po schodach do salonu. Prawie się przy tym zabijając o własne nogi. W biegu zapinał koszule i zakładał buty. Nie zjadłszy śniadania pobiegł na plac treningowy. Ustawił się na końcu. Czuł na sobie zdenerwowany wzrok przełożonego

-O...Jaeger. Raczyłeś się pojawić na treningu. Jak miło. A wy na co się gapicie?- warknął nieźle wkurzony mężczyzna w stronę patrzących na niego kadetów -Robicie okrążenia. Jaeger ty robisz trzy razy tyle.- powiedział i zaczął obserwować poczynania bachorów. Po okrążeniach wszyscy zaczęli wykonywać te same ćwiczenia co zwykle. Kiedy wszyscy już skończyli trening i z powodu deszczu siedzieli w budynku Eren musiał nadal biegać. Żałował, że nie słuchał ostrzeżeń przyjaciół. Wydawało mu się, że Levi jest po prostu wymagający i niemiły. Teraz już wie, że to demon nie człowiek. Opadał z sił, a pomimo to nadal biegł. Levi wyszedł z budynku i z politowaniem spojrzał na chłopaka

-Wystarczy. Znaj łaskę. Możesz przestać. Idź się przebrać -powiedział i rzucił w niego ręcznikiem. Odwrócił się na pięcie i poszedł do kuchni. Nastolatek szybko wytarł się i poszedł się przebrać. Mokre ubrania powiesił na ciepły grzejnik, usiadł na kanapie i okrył się puszystych miękkim kocem. Włączył jakiś przypadkowy serial i zaczął go oglądać. Jednak czegoś mu brakowało. Kakao. Wstał z kanapy i poszedł do kuchni. Niestety nie znalazł tam celu swojej podróży. Westchnął cierpiętniczo i poszedł do jadalni z nadzieją znalezienia tam odrobiny napoju bogów. Wchodząc do pomieszczenia zauważył siedzącego tam mężczyznę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top