Rozdział dziesiąty

Jutro zaczyna się wolny weekend. Dla każdego. Wykorzysta to jak najlepiej.

Rano niechętnie otworzył oczy. Przeczuwał, że ten dzień będzie beznadziejny. W ślimaczym tempie wziął poranny prysznic i zjadł śniadanie. Właśnie kończył zmywać naczynia zalegające tam już od dłuższego czasu, kiedy do pokoju zupełnie ignorując jego prywatność i jakiekolwiek zasady dobrego wychowania weszła jego siostra, a tuż za nią podążał ich blondwłosy przyjaciel

-Cześć Eren. Masz jakieś plany na dzisiaj?- zapytała brunetka tonem tak obojętnym jakby wcale nie obchodziła jej odpowiedź i oparła się o blat kuchenny

-Chyba raczej nie, a wy?- odparł z uśmiechem odkładając mokre talerze do suszarki po czym wytarł ręce w urwany chwilę wcześniej listek ręcznika papierowego

-Myśleliśmy nad pójściem nad jezioro- mruknął cicho blondyn patrząc porozumiewawczo na dziewczynę

-Tu jest jezioro?! Czemu ja się o wszystkim dowiaduje ostatni?- jęknął cierpiętniczo i przeczesał palcami swoje miękkie włosy

-Jest całkiem niedaleko tylko musielibyśmy zapytać się dowódcy Erwina- wtrącił blondyn z miną, po której od razu było widać, że woli nie mieć nic wspólnego z dowódcą

- No to na co czekamy?! Chodźcie się zapytać! - krzyknął entuzjastycznie i wyciągnął ich z pokoju. Delikatnie i po cichu zapukali do drzwi. Odpowiedziało im donośne i głośnie "Proszę" wypowiedziane niskim głosem dowódcy. Weszli do gabinetu. Erwin nie był tam sam. Na fotelu naprzeciwko blondyna siedział kapral Levi. Kiedy ich spojrzenia spotkały się Eren właściwie zapomniał po co tu przyszedł i zaczął się jąkać. Zupełnie zatopił się w zimnym spojrzeniu mężczyzny. Nie zwrócił uwagi na szturchającego go w bok przyjaciela, który niemal drżał że strachu. Eren ignorując wszystko i wszystkich pod wpływem tych ślicznych błyszczących oczu i ich przeszywającego spojrzenia zarumienił się mocno.

-Dz -dzień dobry. M-my chcieliśmy...no ten...- jęknął unikając wzroku opiekuna i spojrzał na blondwłosego dowódcę

-Wysłowisz się bachorze?- prychnął niższy mężczyzna. Nastolatek miał coś jeszcze powiedzieć, mimo iż pewnie nie przeszło by mu to przez gardło, ale Mikasa go wyprzedziła

-Chcieliśmy prosić o pozwolenie na wyjście proszę pana -zwróciła się do dowódcy nie zwracając uwagi na upierdliwego "karzełka" jak zazwyczaj nazywała kaprala Ackermana

-Gdzie chcecie iść? - mruknął zadziwiająco ciepłym tonem, w którym dało się wyczuć rozbawienie i ciekawość 

-Nad jezioro proszę pana.- blondyn zastanowił się przez chwilę i odpowiedział starszemu wycz

-No dobrze w końcu macie wolny weekend. Mam tylko jeden warunek. Levi pójdzie z wami- uśmiechnął się złośliwie do przyjaciela wiedząc, że tym uda mu się wyprowadzić go z równowagi

-Co?! Chyba cię pojebało nigdzie nie idę - syknął czarnowłosy rzucając mordercze spojrzenie w stronę starszego

-Ktoś musi ich pilnować, a ty i tak nie masz nic do roboty więc idziesz i koniec. Idźcie się szykować - zwrócił się do nastolatków, którzy niemal natychmiast postanowili się ulotnić i wyszli z gabinetu po czym rozdzielili się i skierowali się do swoich pokoi, żeby się wybrać. Kapral przeklinał się w duchu za to, że dał się wrobić w opiekę nad gówniarzami. Niechętnie powlekł się do pokoju i zaczął się wybierać nad to nieszczęsne jezioro.    

-Że też z wszystkich możliwych miejcie wybrali akurat brudne, zimne jezioro pełne bakterii... Eh...- westchnął i wyszedł już gotowy na dziedziniec żeby poczekać na nastolatków.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top