Rozdział dwunasty

-Oddziału? Co to znaczy?- zaciekawił się chłopak
-Nie ważne. Chodź pływać- mężczyzna z obrzydzeniem i niechęcią wszedł do wody.

Po kilku godzinach zabawy nad jeziorem zaczęło się robić ciemno. Słońce kierowało się ku zachodowi. Powoli czerwieniąca się z każdą chwilą coraz bardziej tarcza słońca znikała za koronami drzew

-Bachory zbieramy się do domu- warknął zmęczony Levi z wodą skapującą z włosów wyrost na twarz i dopiero co założoną koszulę. Wstał z koca i przerzucił plecak przez ramię. Wolnym krokiem ruszył przed siebie nie sprawdzając nawet czy nastolatki idą za nim. Chrzęst gałęzi pod stopami upewnił go, że nie postanowili zrobić sobie dłuższego wolnego.

-Poczekaj!- krzyknął zielonooki brunet w stronę idącego spory kawałek przed nim mężczyzny, dorosły jednak go zignorował -Oi. Levi! -podbiegł do mężczyzny licząc, że po drodze nie przewrócił się o żadną gałąź ani korzeń. Takiego wstydu by nie zniósł. Poczuł czyjąś pięść na brzuchu. Zawył i zwinął się z bólu obejmując się w pasie rękami

-Jak śmiałeś powiedzieć do mnie po imieniu?! - syknął mężczyzna i kolanem uderzył go w twarz- Zwłaszcza przy nich- dodał pochylony nad chłopakiem tak aby tylko oni dwaj mogli to usłyszeć- Może to cię nauczy szacunku do starszych bachorze- powiedział głośniej prostując się -Za godzinę macie być u siebie w pokojach i je sprzątać. Osobiście sprawdzę- odszedł przed siebie leśną drogą prowadzącą w stronę dawnego więzienia dla kobiet.
Nastolatkowie spojrzeli po sobie przerażeni. Nie znali drogi, a zaczynało się ściemniać. Muszą się pospieszyć i dogonić starszego inaczej nigdy nie wyjdą z tego lasu. Brunetka podeszła do brata

-Ereś nic ci nie jest? Co za wkurwiający karzełek. Już ja mu...- zaczęła wściekle. Jak ten niziołek mógł zrobić coś takiego?! Przecież Eren na pewno nie powiedział do niego po imieniu specjalnie! Po prostu mu się tak jakoś wymsknęło. Głos bruneta przerwał jej wywód

-Daj spokój Mika. Nic mi nie jest. Sam jestem sobie winny. Wracajmy- uśmiechnął się słabo i ruszył przed siebie próbując znaleźć drogę powrotną. Miał szczęście, że czarnowłosy nie szedł tak szybko i mogli dostrzec na horyzoncie

~godzinę później ~

Po korytarzu rozniósł się stukot ciężkich wojskowych butów. Do zawsze czystego, zadbanego i starannie posprzątanego pokoju w odcieniach granatu i czerni z impetem wpadł średniego wzrostu, blondwłosy mężczyzna

- Levi. Gdzie do kurwy jest ten nowy?! Myślałem że jest z tobą, a jego nigdzie nie ma! - warknął patrząc na przyjaciela. Jego zaufanie w stosunku do niższego zostało teraz porządnie nadszarpnięte

-Nie panikuj Erwin. - westchnął zadziwiająco spokojny brunet i popił swoją ukochaną herbatę

-To mi powiedz gdzie oni są?!- krzyknął jeszcze bardziej zirytowany zachowaniem niższego dowódca

-Nie wiem. Dałem im na powrót godzinę. Zaraz powinni wrócić- odparł ze stoickim spokojem i wrócił do składania suchych ubrań do szafy

- Co zrobiłeś?! Czy ty jesteś poważny?! Przecież ten chłopak to karta przetargowa w naszej sprawie! Idź go szukać- warknął zdenerwowany dowódca

-Nigdzie nie idę Erwin -odparł znudzony i włożył ostatnią koszule do szafki po czym ja zamknął

-A to niby czemu? - zdziwił się blondyn czując jak powoli się uspokaja

-Bo bachory właśnie weszły do budynku. Przed chwilą widziałem- przewrócił oczami- To był taki test. Rozumiesz- powiedział sarkastycznie- Każdy go kiedyś przeszedł i jakoś wcześniej ci nie przeszkadzało- powtórzył słowa przyjaciela sprzed kilku dni

- A ty dalej o tym. Dałbyś już spokój. No skoro wszystko pod kontrolą to wracam do siebie.- westchnął i wyszedł z pokoju czarnowłosego. Levi od razu po wyjściu dowódcy poszedł do pokoju nastolatka, który w pocie czoła uwijał się przy sprzątaniu, tak jak wcześniej kazał mu Levi.

-Czemu tak długo was nie było?! Przez ciebie dostałem opierdol od Erwina - powiedział prosto z mostu nie bawiąc się zbędne uprzejmości i rzucił mu mordercze spojrzenie przez, które nastolatek aż zadrżał

-P-przeszprszam. N-nie chciałem, żeby tak wyszło- szepnął przestraszony i niepewnie spojrzał na niższego

-Jestem wkurwiony. A wiesz co to znaczy?- chłopak zaprzeczył ruchem głowy odstawiając detergenty do szafki- Musze się na kimś wyżyć. Padło na ciebie -dokończył starszy z potwornym uśmiechem i popchnął dzieciaka do salonu na kanapę.

Wszystkie rozdziały aż do tego zostały poprawione 15.04.2020

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top