Rozdział dwudziesty trzeci

Piętnaście minut później był już w drodze.

Zielonooki wszedł do pokoju i na widok kolejnego bukietu uśmiechnął się do siebie. Podszedł do stolika, na którym stał flakon z bukietem. Ktoś kto je zostawia musi znać układ szafek i przedmiotów w tym pokoju. Zrobił sobie herbatę i z kubkiem w dłoni wziął karteczkę do  ręki. Kubek z gorącym napojem upadł na podłogę i z trzaskiem się rozbił. W zielonych oczach chłopaka pojawiły się radosne iskierki. Z wielkim uśmiechem na ustach i liścikiem w dłoni pobiegł do Hanji. Energicznie zapukał w dębowe drzwi. Kobieta słysząc walenie w drzwi  w pierwszej chwili pomyślała, że Levi jest znowu na nią zły, ale przecież wyjechał ponad godzinę temu. Otworzyła drzwi i ujrzała w nich Erena

-Yo Eren. Co ty tu robisz? Jutro zaczynasz szkołę. Powinieneś się wyspać i...- przerwała kiedy chłopak  pokazał jej kartkę- Nie wierzę! Wreszcie to zrobił! Jestem z ciebie dumna Le...- w ostatniej chwili ugryzłem się w język. Nastolatek spojrzał na nią zaciekawiony

-Wiesz od kogo to?- zapytał ciekawy

-N-nie.  Oczywiście, że nie. Ciesze się twoim szczęściem, a teraz leć już do siebie -wypchnęła chłopca za drzwi i zatrzasnęła je za nim. Cholera. Prawie się wygadała. Musi bardziej uważać na to co mówi.

Następnego dnia zielonooki został zbudzony przez siostrę
-Wstawaj. Dzisaj zaczynamy szkołę. Tu masz mundurek. Ubieraj się, a ja zrobię ci śniadanie. -powiedziała brunetka i poszła do kuchni. Na kanapie siedział Armin.  Mika zrobiła im kanapki na drugie śniadanie i spakowała je do plecaków. Po śniadaniu, które składało się z ulubionego kakao Erena i płatków całą trójką razem z resztą przyjaciół poszli na przystanek autobusowy znajdujący się tuż obok lasu. Pierwszy dzień w szkole minął im bardzo dobrze. Nie licząc tego, że do Erena od razu zaczęły się kleić szkolne blachary co niezmiernie zdenerwowało dwójkę Ackermanów- przyglądającą się temu Mikasę, która aż kipiała ze złości i mało brakowało, a pobiłaby te dziewczyny i Levia, który tak jak mu kazano pracował w kawiarence obok szkoły i miał świetny widok na całą sytuację. Nie powinien go okłamywać w kwestii tego gdzie jedzie, ale co miał powiedzieć? "Jadę szukać pracy i pokoju w hotelu niedaleko twojej szkoły żeby cię obserwować". Nawet jak dla niego to beznadziejnie brzmi. Po paru dniach takiego obserwowania podrywów poprosił Hanji o podrzucenie Erenowi kolejnego bukietu. Tym razem z żonkili. Do jego plecaka na jednej z przerw ukradkiem włożył liścik. Wyjaśniający, że żonkile oznaczają zazdrość. Z drugiej strony była prośba albo raczej rozkaz mówiący o tym, aby przekazał tym blondynom, że mają się trzymać z daleka. Minął tydzień, a on nadal pracował w tej radosnej kawiarence z tym, że wrócił do mieszkania w opuszczonym więzieniu dla kobiet razem z resztą. Leżał sobie na łóżku w pokoju i czytał książkę, kiedy do pomieszczenia weszła Hanji

-Wszystko wiem Levi. Nie uważasz, że przesadziłeś?- mężczyzna spojrzał na nią z ukosa

-Nie wiem o czym mówisz- westchnął

-Mówię o tym co odwaliłeś dzisaj rano - usiadła na łóżku obok niego i czekała na odpowiedź

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top