Rozdział dwudziesty drugi
Nie wiedział kiedy zasnął pogrążony w marzeniach.
Do jego pokoju wpadła zaaferowana brunetka z włosami do ramion. Dopadła do śpiącego spokojnie na kanapie chłopaka i zaczęła nim potrząsać
-C-co?- jęknął rozespany nastolatek. Dziewczyna uważnie mu się przyjrzała
-Zrobił ci coś?! Ten jebany karzełek cię skrzywdził?! -zapytała zmartwiona
-O czym ty mówisz? Wszystko jest okej. Nic mi nie jest -westchnął i przeczesał ręką włosy
-Wiedziałam jak stąd wychodzi i...-zamilkła widząc ogromny czerwony ślad na szyi swojego przyrodniego brata i kilka mniejszych na obojczyku wystającym z za dużej bluzki
-Nic nie zrobił tak?! A to co to jest?!- warknęła -Zabije tego dupka!- krzyknęła i wybiegła z pokoju Erena. Swoje szybkie kroki skierowała do pokoju Levi'a
-Mikasa! Nie! Poczekaj!- zielonooki pobiegł za nią. Dziewczyna z impetem wbiegła do pokoju kaprala i stanęła za nim. Wprost zionęła chęcią mordu. Mężczyzna powoli odwrócił się do swoich gości i zmierzył ich zimnym spojrzeniem
-Ty...ty...- wysapała zmęczona biegiem, zamachnęła się i spoliczkowała czarnowłosego. Ten tylko spojrzał na nią zażenowany, mocno kopnął ją w brzuch i wypchnął na korytarz
-Dla mnie ból to najlepsza forma dyscypliny i nauki -powiedział i zatrzasnął drzwi. Nastolatek westchnął i uklęknął przy dziewczynie
-Prosiłem żebyś tego nie robiła.- uśmiechnął się smutno i zaprowadził Mikasę do jej pokoju. Poczekał aż się uspokoi i poszedł do kaprala przeprosić w imieniu siostry. Delikatnie zapukał do drzwi, kiedy usłyszał ciche pozwolenie wszedł do środka. Zobaczył pakującego się czarnowłosego
-Ano...wyjeżdżasz gdzieś?- zapytał niepewnie
-Tak. Nie widać? Po co przyszedłeś?- chłopak poczuł delikatne ukłucie w klatce piersiowej. Chociaż by się do tego nie przyznał bolało go, że Levi jest taki oschły. Uśmiechnął się słabo i odpowiedział
-Chciałem cię przeprosić za zachowanie Mikasy. Kompletnie nie wiem co jej odwaliło- odwrócił od niego wzrok- Na jak długo wyjeżdżasz i gdzie?- szepnął ciekawy
-Nie powinno cię to interesować,- mężczyzna zapiął walizkę i postawił ja na podłodze- ale ci powiem. Jadę na może tydzień, nie dłużej. Do miasta oddalonego stąd o godzinę drogi, gdzie będziesz uczęszczał do szkoły. Ja muszę coś tam załatwić. -spojrzał mu głęboko w oczy- Nie wiesz tego ode mnie- westchnął i chwycił walizkę. Zaczął kierować się do drzwi. Kiedy mijał go w przejściu cicho szepnął
- Uważaj na siebie bachorze- chłopak kiwnął głową i zarumieniony pożegnał się. Levi zaniósł walizkę do samochodu. Wrócił do budynku i upewniwszy się, że Eren jest na stołówce wszedł do jego pokoju i zostawił tam kolejny bukiet. Składał się on z fiołków i złotych chryzantem. Na małej ozdobnej karteczce było napisane jak zwykle znaczenie kwiatów. W tym bukiecie fiołki oznaczały tęsknotę i wierność, a chryzantemy myślenie o ukochanej osobie. Na odwrocie zostały zapisane tylko te dwa magiczne słowa-"Kocham Cię". Tak na wypadek gdyby coś nie wyszło, lub właśnie wyszło i musiałby wrócić do swojego prawdziwego życia przez co więcej by się z dzieciakiem nie zobaczył. Levi uśmiechnął się pod nosem i poszedł szybko do samochodu. Piętnaście minut później był już w drodze.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top