Rozdział czternasty
Poszedłem do siebie i wziął dokładny, długi prysznic.
W poniedziałek zgodnie z obietnicą chłopak mógł zacząć trening. Po odbębnieniu porannej rutyny składającej się głównie z ociągania się i użalania nad sobą zjadł ze wszystkimi śniadanie i pobiegł szczęśliwy z ogromnym uśmiechem na plac treningowy. Starszych, którzy się temu przyglądali i nieco dłużej znali Levi'a, okropnie to bawiło. Hanji niemal zachodziła się ze śmiechu na co jej jasnowłosy towarzysz uśmiechnął się nieznacznie i wrócił spojrzeniem na plac treningowy, który niemal cały dało się zobaczyć z okna ich gabinetu. Wiedzieli, że niedługo dziki wręcz zapał Erena zostanie brutalnie ostudzony poprzez dawkę ćwiczeń jaką zafunduje mu kapral. Zielonooki o dziwo był punktualnie. Nie chciał zawieść ani rozzłościć mężczyzny. Bał się konsekwencji gdyby się spóźnił chociaż o minutę dlatego przyszedł nawet wcześniej. Ciągle nie mógł zebrać myśli. Dzisaj rano znalazł u siebie kolejny bukiet. Tym razem były to konwalie. Napis na liściku mówił, że oznaczają niewinność oraz, że wręcza się je osobie, która nam się podoba. Tym razem nie było żadnej informacji oprócz tajemniczego i niepokojącego "Już niedługo...". Tylko co niedługo? Co prawda zbliżają się jakieś ważne imprezy, ale raczej nie chodzi o to. Ciągle nie wie od kogo dostaję te piękne i obszerne butkiety. Westchnął i ustawił się w szeregu obok siostry i swojego nowego przyjaciela. Kapral wydał polecenia i oparł się o drzewo. Eren, tak jak inni zaczął biegać wokół dziedzińca. Po przebiegnięciu wszystkich okrążeń, a jak przystało na trening z Levi'm było ich mnóstwo, kadeci dobrani w pary zaczęli walczyć. Na początku nie szło mu zbyt dobrze, ale szybko zrozumiał o co chodzi. Był wycieńczony, a poleceniom nie było końca. Miał serdecznie dość. Skarcił się w duchu, że tak łatwo się poddaje, ale nigdy czegoś takiego nie robił. Nigdy nawet nie miał dobrej kondycji. Wręcz przeciwnie nigdy nie wychodziły mu tego typu rzeczy. Po treningu poszedł wziąć szybki prysznic. Wieczorem, po kolacji i codziennym sprzątaniu z kapralem po prostu położył się spać
~W tym samym czasie~
Kiedy był już pewien, że dzieciak śpi, Levi wszedł po cichu do pokoju nastolatka. W dłoni trzymał piękny bukiet zakładający się z różnokolorowych goździków. Na karteczce przypiętej do kwiatów z jednej strony było, tak jak zawsze wyjaśnienie znaczenia, którym był podziw, a z drugiej pięknym ozdobnym pismem wykaligrafowane: "Jestem pod wrażeniem. Oby tak dalej". Czarnowłosy wstawił kwiaty do wazonu pełnego wody i na palcach wyszedł z pokoju. Najbardziej martwi się reakcji Hanji, kiedy rano zobaczy braki w jej grządkach z kwiatami. Konwalie nazbierał w lesie kiedy miał chwile wolnego, a frezje kupił w kwiaciarni, goździki po prostu zerwał w ogrodzie. "Może czterooka wariatka się nie zorientuje"-pomyślał. "Nie możliwe. Na pewno się zorientuje, sporo tego zerwałem. No cóż może nie połączy tego ze mną" z tą myślą zasnął. Nawet nie wiedział jak bardzo się myli i jak cholernie przebiegła jest jego przyjaciółka.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top