Rozdział czterdziesty pierwszy

Jego wyobraźnia zaczęła podpowiadać mu najgorsze scenariusze.

Do jego pokoju wbiegł zdyszany czarnowłosy. Chłopak w pierwszej chwili chciał rzucić się na szyje starszego, ale powstrzymał się widząc krwawiącą ranę na ramieniu ukochanego.

 -L-Levi...Co ci się stało?!- krzyknął przerażony wizją cierpienia i bólu jaki najpewniej musi znosić teraz kapral -Kto ci to zrobił?!- niższy zignorował pytania młodszego i wyjął z szafy torbę z ich wspólnymi ubraniami.  Już od dłuższego czasu przeczuwał,  że to się stanie. Jakto się mówi "Przezorny zawsze ubezpieczony".  Kierując się tą zasadą i swoim, jak zwykle niezawodnym przeczuciem spakował ich już wczoraj. Uprzedził także Petrę o ich wcześniejszym lub późniejszym przyjeździe. Jedynym co go zaskoczyło była szybkość jaką przybrał obrót spraw. Dawał im jeszcze może tydzień zanim wybuchnie planowany przez nich od miesięcy zamach.  Jednak zaatakowali wcześniej. Czyżby domyślili się, że Erwin wie?  Jego przypuszczenia okazały się słuszne. Tymi szpiegami Zeke'a, o których pisała mu rudowłosa kobieta byli Annie, Bertholt i Reiner. Annie pozbyli się już dawno, zanim jeszcze Eren zaczął cokolwiek dla niego znaczyć.  Nie bez powodu to on, sam kapral Levi Ackerman został jego opiekunem. Ten dzieciak jest ważny.  Zwłaszcza dla niego. Już nie chodziło o umowę z jego ojcem, o której sam obiekt umowy jeszcze wszystkiego nie wie. Teraz chodziło o życie jedynej bliskiej mu osoby. A raczej dwóch osób. Mężczyzna chwycił nastolatka za dłoń i pociągnął za sobą.

   -Wszystko powiem ci po drodzę. Chodź już -chłopak chciał coś dodać, ale został wyciągnięty na korytarz. Czarnowłosy szedł dość szybko, w końcu liczyła się każda chwila. Wyjdą tylnymi drzwiami, które niegdyś były tylko dla personelu więzienia. Za nimi już czeka na nich samochód zatankowany do pełna, a w nim Hanji i Erwin. Część przyjaciół chłopaka już odjechała do swojego rodzaju azylu, o którym wiedzą tylko nieliczni. Nie ma szans żeby ich tam znaleźli. Przynajmniej na razie...Zielonooki zdyszany oparł się o ścianę. To było dla niego za dużo. Nic nierozumiał, Levi niechciał mu powiedzieć co się stało i do tego krwawił. Nastolatek złapał się za brzuch i zaczął głeboko oddychać. Musiał się uspokoić i chwile odpocząć. Mężczyzna zatrzymał się i odwrócił się do niego. 

 -Pośpiesz się- ponaglił bruneta z kamienną twarzą poprawiając torbę niedbale zarzuconą na jedno ramie. Chłopak pokręcił głową i szepnął

 -Nie mogę. Brzuch mnie boli...- kapral westchnął i wziął go na ręce. Eren oplótł szyje czarnowłosego rękami i wtulił się w niego. Szli przez ciemny korytarz na końcu, którego znajdowały się drzwi. Do uszu obojga dobiegały na przemian przekleństwa, krzyk i strzały. Chłopak modlił się w duchu aby jego przyjaciołom nic nie zagrażało. Wiedział, że jego ukochany i dowódca Erwin już o wszystko zadbali, lub przynajmniej chciał żeby tak było. Mimo to niepokój nieopuszczał go nawet na moment. Po chwili usłyszał trzask zamykanych za nimi drzwi, a zimne powietrze owiało jego ciało. Starszy delikatnie ułożył go na siedzeniu pasażera samemu siadając za kierownicą. Torbę rzucił do tyłu co wywołało pisk zaskoczenia Hanji. Kobieta widząc w jak złym humorze jest przyjaciel zrezygnowała z przekomarzania się z nim, mimo iż miała teraz na to ogromną ochotę. Jeszcze mu się odpłaci za próbe zabicia ubraniami. Zaśmiała się pod nosem, przez co blondyn siedzący obok spojrzał na nią zdziwiony. Leśną dróżka ruszyli przed siebie. Czarnowłosy uparcie ignorował wkurzające komentarze brunetki oraz ból ręki i skupiał się na drodzę. Najważniejsze było teraz bezpieczne dotarcie do opuszczonej rezydencji wyremontowanej przez niego. Jeśli podczas drogi nic się nie wydaży to już ponad połowa sukcesu. Chłopak nie wiedział jak zacząć rozmowe. Z jednej strony chciał wiedzieć już. Chciał przestać być jedynym, który nie wie co się z nim dzieje, lecz z drugiej strony czuł, że to nie  jest jeszcze odpowiedni moment. Sprawy nie ułatwiał fakt, że z tyłu siedzieli przyjaciele ojca jego dziecka i wszytko by słyszeli. Zdawał sobie sprawe, iż Hanji i Erwin najpewniej o wszystkim wiedzą, jednak coś mu podpowiadało, że lepiej będzie zacząć ten temat nieco później. Postaniwił przemilczeć kwestię tego co się dzieje i dlaczego, ponieważ skoro Levi powiedzaił, że o tym porozmawiają to pewnie tak będzie. Stwierdził, że zapyta o coś dużo ważniejszego dla niego, przynajmniej w tym momencie. Spojrzał na zamyślonego ukochanego zamglonym wzrokiem i z lekkimi wyrzutami sumienia nieśmiało zapytał

-Levi...A co z Arminem i Sashą i Connim i...resztą- mężczyzna jakby otrząsnął sie z letargu odpowiedział szybko kojącym nerwy chłopaka głosem

-Nic im nie jest. Wyjechali chwile przed nami. Nie masz się czym marwić. Mamy spotkać się z nimi w zajezdzie za miastem, które jakbyś sie nie zorientował właśnie mijamy- nastolatek od razu ożywił się na myśl o spotkaniu z całymi i zdrowymi przyjaciółmi. Po kilkunastu minutach zjechali z trasy. Miało to być szybkie spotkanie żeby ustalić najważniejsze rzeczy jednak Eren zaczął marudzić, że trzeba opatrzyć im wszystkie rany, i że jest głodny, a Levi jak to Levi nie miał siły ani ochoty się z nim kłócić. Zielonooki może do tych najbystrzejszych nie należy jednak potrafi skutecznie wykorzystywać to, iż starszy ma do niego ogromną słabość. Po ciepłym obiadku zjedzonym w niedorzecznie (jak na tamtą chwile) przyjemnej i rodzinnej atmosferze wyruszyli w dalszą podróż. Eren zmorzony wydarzeniami całego dnia usnął oparty o przyjemnie zimną szybę.

Pisane i sprawadzane na szybko. Może być troche nudne, ale trudno. Za wszystkie błędy przepraszam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top