Rozdział piętnasty

Nawet nie wiedziałem jak bardzo się myli i jak cholernie przebiegła jest jego przyjaciółka

Po korytarzu rozniósł się głośny tupot ciezkich butów wojskowych. Miarowe tupanie o dość szybkim tempie oznaczało, że ktoś biegnie. Hanji wpadła do pokoju Levia niczym wichura. Drewniane drzwi z głośnym hukiem uderzyły o ścianę za nimi i odbiły się zatrzymując się na ramieniu brunetki

-Leviś! Widziałeś co się stało?!- mężczyzna podniósł się do siadu i przetarł twarz dłońą. Wbił swój rozzłoszczony wzrok w kobietę

-Dlaczego się tak drzesz do cholery?!- warknął zirytowany i zarzucił koszule na podkoszulek, w którym zazwyczaj spał

-Ktoś wyciął mi pół ogrodu! Nie wiesz kto to?- spojrzała podejrzliwie na mężczyznę, który zaprzeczył ruchem głowy i zaczął zapinać guziki- Na pewno wiesz! Widzę to po tobie. Przede mną nic nie ukryjesz Levi! Mów- usiadła na łóżku. Czarnowłosy westchnął i spojrzał spod byka na kobietę, która właśnie gniotła jego nowiutką, świeżo wypraną i wyprasowaną pościel

-Nie wiem wariatko. Wyjdź z mojego pokoju- westchnął i udawał obojętność. W głębi duszy bał się jednak, że się dowie i zacznie go dręczyć pytaniami. On już dobrze wiedział jak upierdliwa potrafi być czterooka

-I tak się dowiem. Dobrze o tym wiesz- uśmiechnęła się chytrze i wyszła z jego pokoju. Mężczyzna szybko wstał z łóżka i poszedł wziąć prysznic. Przecież nie będzie chodził taki nieumyty. Szybko zrzucił z siebie koszule założoną tylko po to żeby Hanji nie komentowała znowu jego wyglądu i wszedł pod prysznic. W tym czasie brunetka pobiegła do pokoju Erena. Weszła do mini mieszkania chłopaka z impetem i wbiegła po krętych metalowych schodach na półpiętro. Lekko zapukała do drzwi jego sypialni i weszła do pokoju

-Eren nie wiesz kto...?- zamilkła kiedy zobaczyła na biurku naprzeciwko łóżka trzy bukiety: frezje, konwalie i goździki. Jej goździki! Z jej własnego ogródka! Czyli to Eren. Nie na pewno nie on, jednak nie zaszkodzi zapytać. Chłopak spojrzał na nią zdziwiony

-Dzień dobry Hanji. Coś się stało?- uśmiechnął się promiennie do kobiety. Już od samego rana tryskał energią

-To twoje bukiety? Są śliczne. Od kogo je dostałeś?- zapytała, kiedy podeszła bliżej i zobaczyła kartki z dedykacją.

-Nie wiem. Może ty coś wiesz?- zapytał z nadzieją w głosie. Kobieta dokładnie przyjrzała się liścikom. Po piśmie poznała, że to Levi. No chyba, że ktoś jeszcze ma tutaj takie staranne wręcz pedantyczne pismo.

-Niestety. Nie wiem.- skłamała. Skoro Levi to zaczął to niech teraz skończy. Ona nie będzie robiła nic za niego. Jednak nie odpuści sobie wyciągnięcia od niego informacji i podręczenia go troszeczkę. Może nawet będzie miała z tego jakieś korzyści? Uśmiechnęła się niewinnie -Na prawdę nie wiem. Musze już iść- zaśmiała się pod nosem i wyszła z pokoju nastolatka. Zielonooki uśmiechnął się i poszedł zrobić sobie herbatę. Po szybkim ogarnięciu się pobiegł jak zwykle spóźniony na śniadanie. Dobrze, że ma jeszcze dużo czasu do treningu. Zjadł na szybko kanapkę i poszedł odstawić naczynia do zlewu. Czuł na sobie zimne spojrzenie zimnych oczu mężczyzny i rozbaiwony wzrok okularnicy kłócącej się z kapralem.  Uśmiechnięty wyszedł z kuchni nie zwracając na nich uwagi. Poszedł do siebie i przebrał się w wygodniejsze rzeczy na trening.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top