‣ (Not really) Under control
Tego było za wiele.
Jak ta kobieta mogła wpłynąć na moją własną pacjentkę, że zachowała się w taki sposób? Po raz pierwszy jej agresja dotknęła mnie w taki sposób — dosłownie i w przenośni. Z wczorajszego dnia wyniosłam jedno: nie pozwolę, aby w ośrodku, gdzie trzeba pomagać innym pracownicy rządzili się własnymi zasadami, odpychając prawdziwe obowiązki. Nie wiem, naprawdę nie wiem, czym przekonała Camilę — albo czym zagroziła — ale to musi dobiec końca.
Dlatego właśnie jestem tutaj — przed wejściem do firmy, w której pracuję, będąc wcześniej umówiona z szefem, aby porozmawiać. Wiem, że miał przyjechać w wolnym czasie, ale tej sytuacji nie można potraktować lekceważąco. Wiem również, że James zgodził się tylko dlatego, że ceni mnie jako jedną z niewielu osób w tym budynku. Jestem całkowicie aseksualna względem niego i szanuję go jako człowieka, który osiągnął sukces w nie tak starym wieku. James ma zaledwie trzydzieści jeden lat, żonę, dwójkę dzieci i trzecie w drodze — jakby tego było mało, jego partnerka jest bardzo przyjemną osobą, ale tylko dla tych, którzy nie ślinią się na widok jej męża. Wiem dobrze, że ma do tego dystans i ufa mężczyźnie, co dało się zauważyć bez żadnej rozmowy z nią, ponieważ samo to, jak patrzą na siebie podczas bankietów, czy innych imprez z pracy mówi samo za siebie.
W przeciwieństwie do mnie, większość kobiet — a nawet mężczyzn — patrzy głodnym wzrokiem na Jamesa, mając gdzieś to, że przy jednym złym ruchu obok jego żony mogliby zniszczyć życie nie tylko tej dwójce, ale również praktycznie trzem niewinnym dzieciom. Czuję obrzydzenie na samą myśl o tak pustych osobach... I może faktycznie przez takie podejście, pełny profesjonalizm oraz niecodzienne metody, których nauczyłam się od swojego mentora za czasów studiów James tak bardzo mnie ceni, jako pracownika. Nie jestem jedną z tych osób, które wiecznie potrzebują kogoś do pomocy — wręcz przeciwnie, staram się być maksymalnie samodzielna, dlatego zwrócenie się z prośbą o spotkanie było dla mojego szefa zaskoczeniem, jak i poważnym zmartwieniem, gdyż takie sytuacje zdarzały się bardzo, bardzo rzadko.
Kiedy docieram na ostatnie piętro wieżowca, witam się krótko z jego asystentką, która niechętnie do niego dzwoni z informacją, że już się pojawiłam. Wiem, że za mną nie przepada, ponieważ... Cóż, zapewne wmówiła sobie, że moja całkiem dobra relacja z szefem ma podłoże bardziej intymne niż powinna, a to wzbudza okropnie zdradliwe uczucie — zazdrość. Oczywiście nigdy nie zamierzałam wyrzucać tego tematu na wierzch, bo kobieta sama w sobie nigdy mi nie podpadła, a ja nie lubię wszczynać konfliktów, dopóki ktoś nie wejdzie mi w drogę. Ona tego nie zrobiła, więc nie widzę do tego powodów. Sama niechęć i bycie czasami zbyt opryskliwą nie jest dla mnie powodem. Zostałam zbyt dobrze wychowana, aby odpowiadać w ten sam sposób. Jednak to też nie jest tak, że daję sobie wejść na głowę, oczywiście.
— Witam — James powoli wstaje z czarnego, skórzanego fotela, kiedy wchodzę do biura i zamykam za sobą drzwi.
Obchodzi nieśpiesznie biurko, uśmiechając się ledwo widocznie, ale ja tego nie odwzajemniam. Przynajmniej nie tym razem. Unoszę wyżej wzrok, żeby skrzyżować nasze spojrzenia, gdy wyciąga do mnie dłoń na przywitanie. Oczywiście odpowiadam na ten gest, po czym skierowuję się na kanapę, kiedy mężczyzna na nią wskazuje łagodnym ruchem ręki.
Mijam jego bardzo wysoką oraz umięśnioną sylwetkę, a następnie zajmuję czym prędzej miejsce. James przeczesuje swoje czarne włosy lewą dłonią i proponuje wodę, ale odmawiam, mając na uwadze chłód panujący na zewnątrz oraz moją podatność na przeziębienia.
— Dobrze więc — mężczyzna składa dłonie, jak do modlitwy, co jest bardzo typowym dla niego tikiem przed rozpoczęciem dłuższej rozmowy. — Zamierzałem odwiedzić cię w Venom Asylum w czwartek, ale rozumiem, że coś się stało skoro przyjechałaś dwa dni wcześniej do firmy.
— Robiłam własne notatki, jak pan prosił i przyglądałam się ośrodkowi, aby wiedzieć, w jaki sposób tam pracują — zaczynam, oblizując uprzednio wargi. — Rozmawiałam z panem na temat wyboru pacjentki i już podczas trzeciego spotkania z nią coś mnie zaniepokoiło.
— Słucham uważnie, Lauren — James poprawia krawat, zanim opiera wygodniej plecy o miękki fotel naprzeciwko mnie.
— Zapytała mnie o znajomość Flunitrazepamu.
— Och — marszczy brwi. — Wnioskujesz po tym, że go stosują?
— Ciężko powiedzieć, ale próbowałam kontynuować temat. Wiedziała, że działa jak tabletka gwałtu i wywołuje krótkotrwałą amnezję. Chciałam zasygnalizować jej, że może mi powiedzieć, jeśli była czegoś świadkiem, ale spojrzała dość sugestywnie na pielęgniarza, który z nami był i wycofała się z rozmowy.
— To niczemu nie dowodzi.
— Wiem, wiem, panie Hetfield. Po prostu taki temat zaczęty już na początku naszych sesji bardzo mnie zaskoczył. Oczywiście obserwowałam ją i pacjentka miewała wahania nastrojów oraz przewlekłe zmęczenie... Jest wiele sytuacji, które dowodzą zaniedbaniom w tym ośrodku. Podopieczni podczas godziny obiadowej chodzą jak w zegarku. W najgorszym znaczeniu tego określenia. Widocznie boją się nie tylko pielęgniarzy, ale ich kierowniczki i jednocześnie mojej przełożonej—Iris Hiller. Kiedy wnosiłam niejednokrotną prośbę o dostęp do akt pacjentki oraz notatek poprzednich psychiatrów to zaczynała na mnie naskakiwać. Podobno wszystko jest utajnione, ale tłumaczyłam, że w pewnym momencie nasze sesje przestaną podtrzymywać progres, ponieważ nie znam żadnych granic. Zdarzyło już się, że przypadkowo jedną z nich przekroczyłam i pojawił się przejaw agresji — zaciskam lekko usta. — Przez pierwsze dwa tygodnie byłyśmy oddzielone szklaną ścianą. Pani Camila ma czasami dość dziwne podejście, ponieważ lubi zbijać z tropu podczas sesji, a przynajmniej próbuje, żeby nie rozmawiać o sobie, ale... Wczoraj zaistniała bardzo niepokojąca sytuacja. Zaczęłam znajdywać wspólny język z Camilą, naprawdę. Na jakieś piętnaście minut przed pójściem do sali rozmawiałam w gabinecie z Iris Hiller, która nie pochwalała metod, które stosuję podczas sesji, zapominając o tym, że nie jestem stażystką czy praktykantką tylko profesjonalnym psychiatrą. W trakcie drogi na odpowiednie piętro spotkałam jednego z pielęgniarza — Valery'ego — który wyjątkowo mnie zagadywał. Prawie spóźniłam się na początek sesji, a mijała mnie jeszcze Hiller, która nadal była rozjuszona po naszej wymianie zdań — biorę większy wdech. — Kiedy weszłam do sali Camila kazała mi wyjść. Chciałam na spokojnie wyjaśnić sobie to zachowanie, ale rozzłościła się i złapała mnie za szyję. Warto wspomnieć, że przy innym zbliżeniu Camili do mnie—mam na myśli wstaniu z innej kanapy i zajęcie miejsca obok mnie—pielęgniarze zachowywali się gwałtownie, co tylko ją płoszyło. Wczoraj reakcja z ich strony nastąpiła dopiero wtedy, gdy zwiększyła siłę uścisku. To nie było kilka sekund... Oni patrzyli i nie reagowali.
— Rozumiem — mężczyzna pociera zarośniętą brodę. — Jak zakończyła się ta sytuacja?
— Minęłam Hiller na korytarzu i przez tym wrednego uśmiechu, który mi posłała mogę wysunąć wniosek, że musiała być u Camili i coś powiedzieć lub zrobić, że zachowała się w ten sposób. Zapewne wykorzystała moment, kiedy rozmawiałam z Valerym.
— Dobrze, że postanowiłaś przyjechać — James wstaje z miejsca i podchodzi do swojego biurka, po czym podnosi słuchawkę telefonu. — Isabelle, przełóż wszystkie spotkania, które mam do godziny szesnastej. Jakiekolwiek połączenia odbieraj i zapisuj informacje. Kiedy wrócę uporządkuję wszystkie sprawy.
Unoszę zaskoczona brwi, kiedy ponownie przeczesuje swoje ciemne włosy podczas sięgnięcia z szuflady prywatnego telefonu oraz kluczyków do samochodu.
— O której zawsze rozpoczynasz sesje?
— Dziewiątej.
— Jest ósma dwadzieścia — mówi po zerknięciu na złotego Rolex'a. — Myślę, że powinniśmy ruszać, aby nie spóźnić się na waszą sesję.
◦◦◦◦◦◦
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top