‣ Initiation of the investigation
James każe mi poczekać przy recepcji, kiedy on będzie rozmawiał z Hiller. Dziwi mnie jego postawa, ale ostatecznie stoję tam z nadzieją, że wszystko zostanie załatwione i jeszcze dzisiaj zobaczę się na sesji z Camilą. Nie wiem, ile dokładnie czasu mija, ale kobieta, która siedzi za blatem zdążyła zmierzyć mnie z każdej strony i teraz jedynie posyła nieprzyjemne spojrzenia. Mam szczerą nadzieję, że mężczyzna uwinie się z tym wszystkim bardzo szybko, bo niedługo może tutaj dojść do rękoczynów — mam na myśli, jej wzrok jest, prawie że morderczy, więc nie zdziwię się, jak będzie chciała czymś we mnie rzucić po tym, jak Hiller wszystkim opowiedziała o naszej rozmowie. A na pewno to zrobiła.
Wzdycham z ulgą, kiedy czarnowłosy mężczyzna pojawia się ponownie na korytarzu. Marszczę jednak brwi, kiedy Iris podaje mu dłoń z uśmiechem. I to niewrednym. O co tutaj chodzi?
— Chodź — mówi cicho i znowu ruszamy do wyjścia.
— Co się dzieje? — Pytam zdezorientowana, gdy jesteśmy na zimnym powietrzu.
— Twoja tymczasowa przełożona była nadzwyczaj potulna — stwierdza, a ja zaciskam pięści.
To chyba jakieś żarty. W dodatku nieśmieszne.
— Powiedziałem, że będę składał tutaj wizyty od czasu do czasu. Przypomniałem też, że dostaje duże pieniądze od głównych założycieli tego projektu oraz zwróciłem uwagę, że wszystko przepadnie, jeśli nie będzie współpracowała tak, jak należy. Och, i że to samo tyczy się każdego pracownika w tej placówce.
— Co z tego wynika?
— Nic. Dostosuje się.
— I tylko tyle? A co z tym, o czym panu mówiłam?
— Posłuchaj, Lauren — James poprawia swój czarny, elegancki płaszcz. — Wiem, że nie wybrałaś bez powodu tę placówkę. Chcesz pomóc nawet tym, którzy mają miano najgorszych. Rozumiem to i naprawdę szanuję — zerka na mnie krótko. — Musisz jednak mieć na uwadze, że tego typu miejsca mają swoje sekrety i czasami ponosi się straty, kiedy człowiek za bardzo węszy.
— Więc co? Mam udawać, że nie zaniedbują tutaj pacjentów? — Podnoszę odrobinę głos, a mężczyzna zwinnie chwyta moje ramię i odchodzi bardziej na bok.
— Wierzę w te zaniedbania, Lauren. Jednak do wysunięcia poważnych konsekwencji, zwolnienia ludzi, czy zamknięcia ośrodka potrzebne są solidne dowody. Ludzie wolą wierzyć temu, co jest na papierze niż ludziom, których większość uznaje za wariatów — puszcza mnie. — Jeśli bardzo ci na tym zależy to spróbuj wyśledzić, co naprawdę ma miejsce w tym ośrodku, ale musisz uważać. Jeżeli mają tutaj zbyt wiele do ukrycia to możesz na tym więcej stracić niż zyskać.
— Mój zawód wymaga poświęceń, panie Hetfield.
— Oby to nie były poświęcenia fizyczne — unoszę zaskoczona brwi. — Uważaj na siebie i zrozum, kiedy trzeba przestać węszyć. Sama niewiele zdziałasz z takimi ludźmi. Ja również. Jednak dostęp do prawdziwych dowodów jest ryzykowny.
— Więc wierzy mi pan, że coś tutaj nie gra? Oni mogą odurzać pacjentów i robić z nimi nie wiadomo co.
— Oczywiście, że wierzę. Widać na pierwszy rzut oka, że coś tutaj jest nie tak — wzdycha cicho. — Moja rada jest taka: jeśli jesteś wystarczająco zdeterminowana to przyjrzyj się Hiller oraz jej najbliższym podopiecznym. Twoja pacjentka niewiele ci powie, ponieważ może być zastraszana. Nie trudno przyszpilić człowieka i mieć go pod kompletną kontrolą, gdy jest z nimi dwadzieścia cztery na siedem.
— Jak mam się czegokolwiek dowiedzieć?
— Zacznij od tego, co najbardziej ukrywają — stwierdza. — Archiwa przeważnie są na najniższych piętrach w jakichś niepodpisanych pomieszczeniach, które mogą wyglądać na schowki. Zwłaszcza w tak wiekowych budynkach. Ten ma trzy piętra na minusie.
— Mam przejrzeć akta?
— Konkretnego pacjenta — posyła mi znaczące spojrzenie. — Skontaktuj się ze mną, jeśli zdobędziesz zdjęcia. Możliwe, że Hiller będzie od czasu do czasu sprawdzała, czy są na miejscu skoro byłaś dociekliwa.
— Rozumiem.
— Pamiętaj o granicach ciekawości, Lauren — zaczyna schodzić po stopniach. — Teraz możesz zobaczyć się z panną Cabello w jej sali. Przy recepcji będzie czekał jakiś Vincent.
◦◦◦
Kiedy wchodzę do sali sama — co samo w sobie jest zaskoczeniem — Camila siedzi na swoim łóżku. Początkowo ignoruje moją obecność, ale gdy podnosi głowę i dostrzega, kto naprawdę przyszedł, jej oczy rozszerzają się w szoku, a ciało instynktownie cofa się po łóżku pod ścianę.
— Hallo, Camila — witam się łagodnym tonem. — Wszystko w porządku?
— C-co tutaj ro-robisz?
Marszczę brwi.
— Przyszłam na nasze spotkanie, Camila — posyłam jej półuśmiech, zanim biorę krzesło i siadam naprzeciwko niej z utrzymaniem pewnego dystansu. — Mogę spytać skąd taka reakcja na moje przyjście?
— Nie powinno cię tu być. Mówiłam — zaciska mocno szczękę, przez co jej żuchwa zostaje uwydatniona.
— Miałam przeczucie, że doszło między nami do nieporozumienia. Możemy porozmawiać o tym, co się stało?
— Nie.
— Mhm — przygryzam wnętrze policzka. — Jak ci minął dzień, w takim razie?
— Nijak. Siedziałam w pokoju.
— Byłaś na jakichś zajęciach?
— Nie — mierzy mnie podejrzliwym wzrokiem. — Dlaczego wróciłaś?
— Ponieważ chciałam, Camila — kobieta przekręca w bok głowę. — Dziwi cię to — stwierdzam cicho, ale wiem, że doskonale mnie słyszy.
— Czego naprawdę ode mnie chcesz?
— Już mówiłam wiele razy — obserwuję, jak brunetka powoli wstaje z miejsca, po czym zabiera drugie białe krzesło i stawia je kilka centymetrów przede mną tylko po to, aby usiąść na nim po turecku. — Chcę ci pomóc, jeśli mi na to pozwolisz. Nie mam ukrytych motywów.
— Każdy ma. Dużo ci za to zapłacą?
— Dla mnie projekt jest bezpłatny — wzruszam ramionami. — Nie potrzebuję dodatkowych pieniędzy. Oczywiście, zawsze istnieje możliwość na awans, ale nie biorę udziału w wyścigu szczurów. Nigdy nie byłam takim człowiekiem.
— Każdy lubi pieniądze.
— Ty również?
— A na co mam je wydać? Tutaj nie ma jakiegoś sklepiku, wiesz?
— Wydajesz się bardziej nerwowa, Camila — stwierdzam. — Jeśli coś się stało pod moją nieobecność to możesz mi powiedzieć. Nie jestem tutaj po to, aby potwierdzić, że dobrze, że trzymają cię w ośrodku. Chcę pomóc zmierzyć się ze złymi rzeczami z przeszłości, a później sprawić, że odnajdziesz się w życiu poza Venom Asylum.
— Nikt mnie stąd nie wyciągnie — mówi z tak ogromnym przekonaniem, że jestem bardzo zaskoczona. — Prędzej siłą.
— Wystarczy współpraca, Camila — podobnie jak ona przekręcam głowę. — Chciałabym poznać tę, tak zwaną, gorszą stronę, żebyśmy mogły coś zmienić.
— Z tego, co pamiętam to ostatnio cię dusiłam. Niewystarczająco mocno? — Unosi brew. — A może lubisz takie rzeczy? — Oblizuje dość sugestywnie swoje pełne wargi.
— Nie byłaś, jak ta Camila, z którą dotychczas miałam do czynienia, ale to nie znaczy, że wystraszyłaś mnie na tyle, abym uciekła w popłochu. Mówiłam, że nie jestem, jak moi poprzednicy. Nadal nie wierzysz?
Kobieta śmieje się w odpowiedzi — i nie jest to jeden z tych przyjemnych dźwięków. Ten rodzaj podchodzi pod wymuszone i odrobinę przerażające, a przynajmniej w filmach. Nie pomaga fakt, że Camila pochyla się w moim kierunku oraz ponownie przekręca głowę ze zmarszczonymi brwiami, odrobinę rozchylonymi ustami i dziwnie... Ciężko określić. Jej spojrzenie jest jednocześnie puste, ale z drugiej strony centralnie skupia się na moich oczach w podobny sposób, jak na programach telewizyjnych typu "Discovery", gdzie drapieżnik czai się na ofiarę.
— Obyś trafiła do mojego pokoju, jak z tobą skończę.
◦◦◦◦◦◦
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top