WEST || YoonSeok


Cień rzucany na ulicę sprawił, że oczy wszystkich były zwrócone ku ziemi. Chłopak stał w miejscu i nerwowo wlepiał swój wzrok w czarną smugę na chodniku, przemieszczającą się w zaskakującym tempie. Pokusa, by spojrzeć w górę była ogromna, jednak strach przed zniknięciem był większy.

Legenda o demonie pojawiającym się, kiedy słońce ustępuje miejsca księżycowi, była znana w całej wiosce i przerażała ludność. Istota latała wokół wsi, dopóki nie rozległ się głośny ryk, a ludzie, którzy zawczasu spojrzeli w górę i ją ujrzeli podobno znikali podczas następnego zachodu. Przez ostatnie godziny życia stawali się niemi i głusi, do tego nic do nich nie docierało. Z tego powodu, w momencie, w którym stwór po raz pierwszy wstąpił na niebo, zniknęła olbrzymia ilość ludu. Śmiałkowie, próbujący odnaleźć demona również nie wracali.

Podobno.

Nikt od wielu lat nie odważył się spojrzeć na potwora, a informacje z poprzednich wieków nie były potwierdzone. Była tylko jedna pewna rzecz. Na niebie, każdego dnia, aż do zniknięcia słońca, pojawiała się ogromna kreatura, która błądziła po niebie, odlatując później w stronę gór. Mogło to być wszystko. Ogromny ptak, który przyleciał tam z innego miejsca, a nawet zdalnie sterowany robot, stworzony przez kogoś chcącego, by ludzie uwierzyli w starą opowieść.

Brunet kątem oka spojrzała na słońce, którego już prawie nie było widać.

Stanie na ulicy przez około piętnastu minut i patrzenie w ziemię, nie było jego ulubionym momentem, ale nigdy nie wiedział, czemu to konkretnie o tej godzinie musi wychodzić. Mógłby o to zapytać również innych. Prawie wszyscy mieszkańcy udawali się na dwór, tak jakby chcieli przekazać demonowi, że są posłuszni. Jednak nie tylko to było tego powodem. Chłopak zawsze czuł, że coś ciągnie go do wyjścia w czasie zachodu. To często przyprawiało go o dreszcze i długie wieczorne rozmyślanie.

Wreszcie, kiedy okolica zrobiła się bardziej ponura, a ludziom z wioski do uszu dobiegł głośny ryk spowodowany przez kreaturę na niebie, można było ponownie spojrzeć w górę i wrócić do dawnych czynności.

Nastolatek spojrzał na ostatni fragment oświetlonego nieba, po czym odwrócił się z zamiarem powrotu do domu.

Całą drogę pokonał dosyć szybko, dzięki czemu nie musiał chodzić w kompletnych ciemnościach, za co dziękował w duchu. Okolica nie była zbyt kusząca, aby błądzić tam po nocy.

Młody mężczyzna otworzył drewniane drzwi i otrzepując buty z piasku, wszedł do ciepłego pomieszczenia.

– Wróciłem! – krzyknął chłopak.

Państwo Jung, rodzice Hoseoka odpowiedzieli mu tym samym, po czym matka zawołała go do siebie. Brązowowłosy szybko pozbył się butów i ciepłej bluzy, po czym poszedł w stronę głosu rodzicielki.

– Hoseok, usiądź. – poprosiła kobieta, a syn posłusznie usadowił się na miękkiej sofie. – Razem z ojcem mamy ci coś do powiedzenia. – kontynuowała, a odbiorca całej rozmowy tylko pokiwał głową. – A więc chciałabym z tatą pojechać na jakieś wakacje i pomyślałam, że może pojechałbyś z nami? – zadała pytanie Rosalie, mama chłopaka, na co Hobi przecząco pokiwał głową.

Occurrens jest zbyt ważny. Uwierzcie chciałbym, ale nie potrafiłbym się dobrze bawić, wiedząc, że Princeps mnie nie widzi.

Primum in occidentem, czyli czas, w którym każdy nastolatek decyduje o tym, czy będzie towarzyszyć innym mieszkańcom podczas zachodu, czy może jednak zostanie w swoim schronieniu. Jung w wieku dziesięciu lat zdecydował, że chce uczestniczyć w Occurrens; jak to opisuje chłopak, patrzenie w beton przez cały ten czas. W dosłownym tłumaczeniu jest to po prostu spotkanie. Każdego dnia po niebie szybuje coś, co nazwane zostało Princeps, tak zwany władca, któremu każdy Subordinate powinien być posłuszny, okazując swoją uległość poprzez odwracanie wzroku.

Hoseok nie przepadał za tym bezsensownie spędzanym czasem, ale zwyczajnie nie potrafiłby odpuścić spotkania. Kiedy pewnego dnia zachorował i musiał siedzieć w domu, myślał, że oszaleje; niepokój nie wiązał się ze strachem wobec Princepsa, lecz czuł się winny brakiem obecności. Umiał porównać to z poczuciem winy wobec morderstwa, chociaż nawet nie wiedział skąd wie, jak czują się zabójcy. Jest to coś takiego, jakby przypasowywać kolory do zapachów.

–Jak chcecie, to możecie pojechać sami. – uśmiechnął się do nich syn. – Ja tu zostanę i spokojnie będę chodzić na zachód. – odparł. Rodzice spojrzeli na niego i na ich twarze również wstąpił uśmiech.

– Jesteś pewny, że sobie – brązowooki przerwał Rosalie.

– Nie pierwszy raz zostanę sam. Nie martw się. – sprostował i wstał z miejsca. – Pójdę już do siebie. – stanął przy wyjściu z pokoju. – Gdzie jedziecie? – zapytał jeszcze i poczekała na odpowiedź, która okazała się dźwięcznym głosem matki, która radośnie oznajmiła, że to morze.

Udał się do własnego pokoju, obwieszonego plakatami z twarzami przeróżnych celebrytów. Usadowił się na swoim łóżku i oparł głowę o ścianę. Szczerze powiedziawszy miał żal do rodziców, że chcą jechać gdzieś, kiedy on nie może opuścić tego miejsca, ale wiedział, że oni za każdym razem chcieli zabrać go ze sobą.

Rodzice chłopaka byli jednymi z nielicznych osób, które nie uczestniczyły w trakcie Occurrens, a to, że ich syn jednak zdecydował się na spotkania, trochę zburzyło ich plany odnośnie corocznych wyjazdów na wspólne wakacje. Sami przez dwa lata niemiłosiernie nudzili się w domu, wówczas, gdy ich syn był za młody, by chociażby na pół dnia zostać sam w domu. Potem mogli już jeździć na swoje upragnione wakacje, które nie były tylko wyjątkowym zdarzeniem w ciągu roku, ale też ich cotygodniowym zwyczajem. Hoseok czasami był wściekła na samego siebie za tą upartość, niepozwalającą mu opuścić wioski na więcej niż parę godzin, ze względy na zachód.

– Mam dość. – powiedział cicho do siebie. Zamknął oczy i posiedział tak chwilę, po czym musiał udać się po zeszyty, aby odrobić lekcje. Żałował, że nie zrobił ich wcześniej, a teraz nie mógł spokojnie odpocząć oraz w końcu zasnąć. Zmęczenie strasznie go denerwowało, ale nie mógł jeszcze spać, ze względu na stos zeszytów, czekających na uzupełnienie.

Nareszcie się przełamał i szybko uporał się ze swoimi zadaniami. Odłożył wszystko i poszedł się umyć.

Położył się na pierzynie i od razu przymknął swoje powieki.

Rano obudził go głos matki, który oznajmił mu, że razem z tatą muszą już wychodzić, ponieważ o późniejszych godzinach na swojej drodze mogą napotkać korki. Chłopak ledwo świadomie wymruczał coś, co matka zrozumiała, jako potwierdzenie słów i cicho wychodząc zamknęła drzwi do pokoju syna. Jeszcze przez chwilę było słychać stukot obcasów, kółka z walizki, jeżdżące po panelach i wreszcie dźwięk zamykanych drzwi wejściowych.

Hoseok poleżał jeszcze chwilę, po czym podniósł się do siadu i rozprostował kości. Przetarł oczy. Rozejrzał się po pokoju, uświadamiając sobie, iż jego rodzice znowu wyjechali. Szybko spojrzał na zegarek, który pokazywał właśnie godzinę dziewiątą, na co brunet zareagowała pośpiesznym wyjściem spod pierzyny i udaniem się do toalety. W połowie drogi uświadomił sobie, że tego dnia była sobota, a wczoraj nie potrzebnie męczył się z wyczerpaniem, aby tylko odrobić lekcje. Już spokojnie załatwił poranną toaletę, a następnie poszedł w stronę kuchni. Otworzył lodówkę, z której wyciągnął jakiś jogurt i biorąc łyżkę, zaczął spożywać. Jedząc zastanawiał się, jak to by było, gdyby nikt nie wierzył w Princepsa, a wszyscy ludzie, wraz z nim normalnie spędzaliby czas na odwiedzaniu przeróżnych miejsc, randkach o zachodzie słońca i innych drobiazgach.

We wiosce Cursed nie można było wychodzić podczas zachodu na nic innego niż Occurrens. Był wybór; spotkanie, albo pobyt w domu. Z tego powodu rodzice Hoseoka tak często wyjeżdżali. Chcieli nacieszyć się swoim towarzystwem w bardziej romantycznych okolicznościach.

Brązowooki uświadamiając sobie, że czeka go dzisiaj długi, samotny i nudny dzień postanowił chociażby przejść się gdzieś, by może na chwilę zająć czas. Ubrał się w czarne spodnie i zwykły biały T-shirt, rozczesał swoje krótkie włosy i poprawił prostą grzywkę, aby ta nie wpadała mu do oczu. Musiałby ją wreszcie przyciąć.

Chłopak poszedł w stronę drzwi wejściowych i już w przedpokoju założył białe adidasy oraz cieplutki polar. Z wieszaka wziął klucze, po czym wyszedł. W twarz od razu uderzyło go chłodne powietrze, zaraz potem poczuł drobne krople spadające na jego włosy. Nie zniechęcił się jednak do spaceru i nakładając kaptur na głowę, zamknął drzwi do domu.

Po około godzinie spaceru deszcz rozpadał się na dobre, a Hoseok postanowił iść już do domu. Nie miał, co czekać na rozpogodzenie się, ponieważ w Cursed jak już lunęło, to padało cały dzień i całą noc.

Dzięki szybkiemu krokowi, prędko udało mu się wrócić do ciepłego dachu nad głową, którego w obecnej chwili bardzo potrzebował. Była jeszcze jedna rzecz, jakiej pożądał w tej chwili, jak największego bogactwa; gorąca herbata.

Pośpiesznie zdjął mokre ubrania i przebrał się w luźne dresy i bluzkę z krótkim rękawem. Następnie udał się do kuchni i zaparzył czarną herbatę, posłodził oraz dodał parę kropel cytryny. Wymieszał wszystko dokładnie, a patrząc w okno wziął pierwszy łyk. No tak, musiał spędzić dzisiaj długi zachód moknąc. Moment, kiedy na niebie nie widać już słońca jest trochę przerażający, ponieważ nigdy nie jest pewien, czy ryk bestii jest na pewno tym ostatnim. Spojrzał na wielki zegar, obok szafki na talerze. Urządzenie wskazywało godzinę dwunastą trzynaście, więc nie miał, po co się śpieszyć. Jego dalszym planem dnia był maraton seriali, który rozpoczął już po dokończeniu ciepłego napoju. Odtworzył na laptopie swój ulubiony serial i w skupieniu zaczął go oglądać.

Nim nastolatek się spostrzegł, był już czas na wyjście. Bez zwłoki, więc ruszył przebrać się w coś, co nadawało się do pokazania.

Wszyscy stali i patrzyli w niebo. Czas, kiedy Princeps miał nadejść dłużył się niemiłosiernie, a większość mieszkańców odnalazła schron przed deszczem. Niestety, Hoseok nie należał do nich i tak jak wcześniej był już cały przemoczony, co chyba nie wyjdzie mu dobrze na zdrowie. Co jakiś czas spoglądał na tarczę swojego zegarka, z nadzieją, że straszliwa nuda zaraz się zakończy. Czuł, iż zbliża się czas nadejścia demona, a kiedy miał schylić głowę, na niebie pojawił się olbrzymi piorun, rozświetlający całe niebo, na który spojrzał. Lecz to nie było wszystko. Oprócz tego dostrzegł krwistoczerwoną tęczówkę spoglądającą wprost na niego.

Łzy napłynęły mu do oczu, gdy patrzył na demona z olbrzymimi skrzydłami nietoperza, zakończonymi ogromnymi kolcami. Rozejrzał się, z przerażeniem dostrzegając nieruchomych ludzi ze spuszczonymi głowami. Nikt ani drgnął, a on stała na środku ulicy, płacząc oraz modląc się o to, by to był sen. Złudne nadzieje przeminęły, kiedy po gwałtownym uszczypnięciu skóry, nadal stał tam, gdzie wcześniej. Teraz jedyną różnicą było to, iż Princeps wydał z siebie przerażający ryk, jakiego Hoseok nigdy wcześniej nie słyszał. Później zwyczajnie odleciał, a chłopak popatrzył na innych mieszkańców. Nikt nie dostrzegł w tym nic dziwnego. Brunet podbiegł do najbliższej osoby, aby pomogła mu w obecnej sytuacji, gdy nagle nieznajoma kobieta zwyczajnie przeszła przez niego, jakby był powietrzem. Przerażony nastolatek wydał z siebie głośny krzyk, który został zignorowany przez ludność.

– Co się dzieje?! – wrzasnął brązowowłosy i uklęknął na ziemi. Czuł jak łzy pomieszane z deszczówką spływają do jego ust, a on sam rozpoznał ich słony smak. Mocno zacisnął powieki, ponownie błagając, oby te wszystkie wydarzenia były zwyczajnym koszmarem, z którego już za chwilę się obudzi, a wszystko wróci do normy. – T-to tylko sen, t-tylko sen. – szeptał do siebie, dławiąc się łzami. – Ja nie chcę umierać. – schował twarz w dłonie i głośno załkał. – Tak bardzo chcę żyć. – mówił, a jego głos był tłumiony przez dłonie. Do jego głowy napłynęła jedna myśl; musi zadzwonić do rodziców.

Szybko wstał z ziemi i puścił się biegiem w stronę domu. Po drodze przecierał łzy oraz próbował złapać równowagę, za każdym razem, kiedy potknął się o wystający kamień

Trzęsącymi się rękoma, nerwowo włożył klucz do właściwego miejsca i przekręcił, otwierając. Zamykając drzwi, rzucił się w stronę swojego pokoju, gdzie leżała jego komórka. W kontaktach od razu wyszukał ten, o nazwie „MAMA'' i szybko nacisnął zieloną słuchawkę. Odczekał dwa sygnały, po czym usłyszał poważny głos matki.

– Halo, synku? – zaczęła rozmowę kobieta.

– Mamo, w-widziałem g-o. – łamiącym się głosem odpowiedział.

– Halo, słońce, słyszysz mnie? – gdy do uszu chłopaka dobiegło to pytanie, serce zatrzymało mu się w miejscu. To pewnie tylko słaby zasięg; wmawiał sobie nastolatek.

– Widziałem go. – powtórzył głośniej i pewniej.

– Hoseok, jesteś tam? – ponownie zapytała Rosalie, a brunet zaczął krzyczeć do słuchawki, że ją słyszy.

– Nie, nic nie mówi. – usłyszał głos matki, wyraźnie mówiący do ojca.

– Mamo! Jestem tu! Słyszę cię! – wrzeszczał dalej, co niestety nie przyniosło skutku, a już po chwili usłyszał dźwięk rozłączenia się. Stał chwilę z telefonem przy uchu, dopóki nie upuścił komórki i nie poszedł do łazienki.

Hoseok przemył twarz zimną wodą. Oparty o umywalkę, patrzył na swoje odbicie i głośno wciągnął powietrze. Przez chwilę nasłuchiwał uderzenia cieczy o ceramikę, po czym rozdrażniony, nerwowo uderzył w kran i gwałtownie usiadł na zimnych kaflach. Ponownie rozpoczął swój lament. Swoje nogi przyciągnął pod brodę i oplatając je ramionami, schował w nich twarz.

Otworzył oczy, które piekły od wszystkich wylanych łez, po czym wstał z ziemi, uświadamiając sobie, że przespał parę dobrych godzin. Spojrzał w lustro i ujrzał chłopaka o czerwonych, od płaczu oczach. Mokre ślady na policzkach, które nie do końca wyschnęły, pozostawiały równie czerwone ślady. Worki pod oczami zrobiły się bardzo widoczne, pomimo snu, a jego włosy były już trochę tłustawe, ze względu to, że wczoraj ich nie umył. Musiał się ogarnąć.

Przeczesał palcami włosy, które skołtuniły się całkowicie, a następnie zdjął wszystkie ubrania. Wszedł do kabiny prysznicowej i puścił zimną wodę. Dreszcz przeszedł po jego ciele, gdy ciecz dotknęła głowy i ramion, spływając później po reszcie ciała. Wziął szampon i nałożył na mokre już włosy, które po spienieniu mógł ponownie przemyć, by pozbyć się piany. Przemył twarz oraz po większym przyzwyczajeniu do zimnej cieczy, resztę ciała.

Zakręcił wodę i wyszedł z kabiny. W tamtej chwili przestał czuć strach i nie do końca rozumiał, po co to robiła. Były to jego ostatnie chwile życia, ale przestał się już bać. Chciał je przeżyć normalnie, jak każdy, zwyczajny dzień.

Wytarł się ręcznikiem wziętym z wieszaka i wyszedł do swojego pokoju po ubrania. Krople z włosów skapywały na jego nagie ciało, co nie przeszkadzało mu.

Hoseok stanął przed szafą i wybrał pierwszą lepszą bieliznę, którą od razu założył na siebie. Później sięgnął wyżej po czerwony sweter z golfem i czarne spodnie.

Ubrany wyszedł z pokoju i poszedł rozczesać swoje włosy, które udało mu się doprowadzić do ładu już po chwili.

Usiadł na stołku w kuchni i spojrzał w okno. Tak wyglądały jego ostatnie chwile. Przeżywał go jak każdy inny dzień, a przynajmniej chciał, by tak było. Brakowało tu jego rodziców. Pragnął, żeby, chociaż na chwilę przyszli do niego i pocieszyli go. Mówiliby, że wszystko będzie dobrze, a oni zawsze będą przy nim, nawet gdyby on był gdzieś indziej. Płakaliby z nim, a później mówiliby, że dadzą sobie radę. On pocieszałaby ich, nie skupiając się na sobie. Aż do chwili zachodu. Wszystko by przeminęło. On martwa, a oni samotni, do końca życia.

Młody Jung pamiętał śmierć swojej babci, z którą był bardzo zżyty. Płakał bardzo długo. Jego matka, córka babci była równie zrozpaczona. Hoseok przyszedł do niej i łkając próbował pocieszyć. Dla matki była to większa strata, w końcu była jej córką, a Hoseok nie potrafił sobie wyobrazić życia bez matki, więc myślał, że wie, jak jego matka się czuła i za wszelką cenę starał się ją pocieszyć. Przestał się wtedy skupiać na własnym bólu.

Nim się spostrzegł po jego policzkach spływały słone łzy. Myśli o rodzicach przytłoczyły go. Teraz znowu się bał.

Huk dochodzący z góry domu przyprawił chłopaka o dreszcze. Wstał z krzesła i powoli ruszył w stronę swojego pokoju, skąd prawdopodobnie dochodził dźwięk. Delikatnie i bezgłośnie uchylił drzwi z pomieszczenia, po czym wszedł do środka. Rozejrzał się, a gdy dostrzegł coś skulonego w rogu pokoju, gwałtownie cofnął się do drzwi, po czym szybko zbiegł na dół. „Co to, do cholery było?!" – Pomyślał brunet. Schował się za blatem kuchennym, biorąc z niego wcześniej nóż, na wszelki wypadek. Czekał chwilę, aż w końcu wychylił się delikatnie zza blatu, od razu słysząc odgłos kroków, wydobywający się z góry. Schylił się ponownie, mocniej ściskając nóż i głośno przełknął ślinę. Nasłuchiwał, gdy osobnik schodził po schodach, do czasu, aż przystanął w wejściu do kuchni. Nastolatek był gotowy, aby rzucić się na nieznajomego, ale nagle przestał czuć grunt pod nogami. Lewitował wtedy, będąc do góry nogami i upuścił swoją broń. Pisnął dosyć niemęsko i przerażony spojrzał w stronę człowieka, który jeszcze przed chwilą wkradł się do jego domu. Czarne, przydługawe włosy opadały mu na czoło, oczy miały czerwone tęczówki. Szara koszulka była przykryta przez czarny, długi płaszcz, sięgający do kolan napastnika. Wysokie buty przykrywały część czarnych spodni. Chłopak wyglądałby jak zwyczajny nastolatek, może trochę dziwnie ubrany, gdyby nie ogromne, nietoperze skrzydła na jego plecach.

– Chcę zejść na ziemię! – krzyknął wystraszony chłopak. – Kim ty jesteś?! Chcę na ziemię! – zaczął wierzgać w powietrzu, co oprócz mdłości nie dało nic więcej.

Nieznajomy zaśmiał się cicho.

– Spokojnie, zaraz będziesz mógł chodzić normalnie. – odpowiedział Hoseokowi, co w ogóle nie pocieszyło chłopaka. Wręcz przeciwnie. Jego ton głosu przyprawił go o dodatkowe dreszcze i obawy. Był to strach, którego nigdy wcześniej nie doświadczył.

– Zostaw mnie! – krzyknął, gdy chłopak ruchem ręki pociągnął go do siebie, a sam ruszył w stronę wyjścia.

– Wydaje mi się, że na nogach byłoby ci trochę ciężko. – powiedział poważnie. Brązowooki zaczął się wiercić, próbując wydostać się z mocy potwora. – Nie kręć się tak, bo będzie ci niedobrze. – stwierdził słusznie nieznajomy, ponieważ Jung zbladł.

Oboje wyszli z domu, a raczej wylecieli, albowiem chłopak również rozłożył swoje skrzydła i poszybował do góry, ciągnąc za sobą lewitującego Hoseoka. Nastolatek nadal przerażony zorientował się, że ponownie płacze.

– Nie martw się. – powiedział chłopak w locie. – Nie musisz się bać.

Mimo jego zapewnień Jung rozpłakał się na dobre, a jego łzy kapały w daleką przestrzeń pod nimi, albowiem byli już dosyć wysoko. Chłopak westchnął i powili zaczął lecieć w stronę góry pod nimi. Stanął na ziemi, składając skrzydła i ruchem ręki sprawił, iż brązowooki znalazł się przy nim. Uwolnił go ze swoich mocy, z czego on od razu skorzystał, bo rzucił się do tyłu, spotykając na swojej drodze jednak przepaść. Jedna noga ześlizgnęła mu się po zboczu, a on krzyknął przerażony, gdy czuł, że spada. Patrzył w stronę, coraz to bliższej skały pod nim, a gdy gotowy do upadku zamknął oczy, nie poczuł żadnego bólu.

– I widzisz, jak to mogło się skończyć. – usłyszał za sobą. Nieznajomy ponownie użył swoich mocy, by chłopak uniósł się. – Chcę tylko na spokojnie wszystko ci wytłumaczyć. – odparł, wzdychając. – Posłuchaj, chociaż. Nie musisz mnie lubić, ale byłoby mi miło, gdybyś, choć przez chwilę nie próbował uciec, albo w twoim wypadku, czyhać na mnie z nożem. – uśmiechnął się ciepło. – Dobrze?

Hoseok spojrzał na niego i delikatnie kiwnął głową. Ponownie znaleźli się na górze, gdzie Jung usiadła naprzeciw chłopaka.

– Uspokoiłeś się już? – spytał czule, na co chłopak pokiwał. – No to okej. – uśmiechnął się ponownie, lecz po chwili spoważniał i zaczął mówić. – Nazywam się Min Yoongi, jestem tym, co wy nazywacie Princepsem. Wczoraj spojrzałeś na mnie, a ja muszę spełniać swój obowiązek, związany z moją klątwą, ale od początku. – rozpoczął. – Na początek może opowiem więcej o sobie, abyś wiedział, o czym będę mówił potem. – kontynuował. – Zostałem stworzony przez pewną kapłankę z japońskiej świątyni. Szamanka odnalazła kiedyś tajemniczy zwój, spisany przez pewnego mędrca, wiele tysięcy lat wcześniej. Postanowiła nadać nowe życie, poświęcając do tego celu tysiące nietoperzy i ofiary w postaci człowieczeństwa. Pewnej nocy udała się do jaskini Koumori-ana, zamieszkanej przez te zwierzęta. Zwabiła je do siebie i odczytując formułę, wpisaną na zwój stworzyła miksturę, która niestety zabiła nocne istoty, co nie przeszkadzało jej w dalszych działaniach. Nie czekając długo, odwiedziła swojego siostrzeńca, gdy ten spał, wkradając mu się do Nihon no i, czyli jego domu. Przez sen podała mu miksturę, która obudziła go, powodując okropny ból, porównywalny do palenia żywcem. On krzyczał, a z jego pleców wyrosły ogromne skrzydła. Krew zaczęła wylewać się z oczu, uszu i ust chłopaka, na co kapłanka uciekła przerażona. – Yoongi uśmiechnął się smutno. – Po paru godzinach ktoś przyszedł do domu młodzieńca, który bez ruchu leżał na ziemi, popełniając w tamtej chwili największy błąd swojego życia. Krwistoczerwona tęczówka otworzyła się, a przemieniony gwałtownie podniósł się, wbijając mu szpony w brzuch, odlatując później w kompletnie nieznane mu rejony. Trafił tutaj. – opuścił wzrok nie chcąc patrzeć na chłopaka. – Jednak napotkał wiedźmę z Blair, która rozwścieczona, z powodu jego napaści na nią, rzuciła na niego klątwę. – dokończył, a wcześniej płaczący chłopak zbliżył się do niego, chcąc go przytulić. – Nie! – krzyknął chłopak i gwałtownie uniósł się w powietrze. – To właśnie ta klątwa. Jeżeli dotknę człowieka, zniknę. – wylądował na ziemi, trochę dalej od niego.

– Przepraszam. – powiedział szczerze.

– Nic się nie stało. Na razie. – zaśmiał się. – Dziwi mnie jedno. Przed chwilą dosłownie ryczałeś, kiedy się do ciebie zbliżałem, a teraz chcesz mnie zwyczajnie przytulić. – uniósł brew.

– P-po prostu myślałem, że chcesz mnie zabić. – wydukał, patrząc w ziemię. – A teraz jest mi przykro.

Min uśmiechnął się szeroko, oznajmiając, że muszą już iść, po czym podszedł do chłopaka.

– Górą będzie szybciej. – powiedział cicho chłopak, ciągnąc go lewitującego do góry, na co on cicho pisnęła, w obawie, że coś może mu się stać.

Całe szczęście cała podróż przebiegła im dosyć sprawnie, mimo panującej wokół ciszy. Obojgu na rękę było milczenie, więc nikt tego nie przerywał, tylko podtrzymywał czynność. Hoseok czasami zerkał na skupioną twarz skrzydlatego i zauważył na niej parę szczegółów. Głównie narzuciły mu się jego malutkie oczy, które były na swój sposób urocze i cudowny uśmiech, który był zwyczajnie piękny.

Dotarli na miejsce, które swoim wyglądem zaskoczyło Hoseoka. Znajdowali się właśnie na ogromnej górze, mogącą chyba uzyskać nazwę ''skała'', bo nie było na niej nic, oprócz kamiennej powierzchni. Trochę dalej od nich była ogromna, ciemna w środku, jaskinia, do której Yoongi zaczął iść. Hoseok podgonił go i szedł na równo z nim.

– To twój dom? – zapytał. On potwierdził skinieniem głowy i wszedł do środka mrocznego miejsca.

Hoseok obawiał się trochę wejścia, ale dzielnie ruszył za nietoperzem. Zdziwił się, jak ciemno było wewnątrz, ponieważ jedynym, co widział, był chodzący w różne strony Min. W sumie to nawet tego nie widział, a było ty jedynie słyszalne przez niego obijanie butów o posadzkę.

– Ciemno tu trochę. – stwierdził, stojąc w miejscu, w obawie, że może na coś wpaść. On zbył go niezauważalnym dla niego gestem ręki, mrucząc potem, i on widzi doskonale, a następnie zastygł w bezruchu.

– Co się – dłoń na ustach Hoseoka nie pozwoliła dokończyć pytania. Wylądował za jakąś skałą, przyciśnięty do zimnego ciała, z ręką na twarzy. Usłyszał uciszenie, krew odpłynęła z jego twarzy, a oczy otworzył niewyobrażalnie szeroko. Próbował się obrócić, aby dostrzec twarz Mina, lecz jego dłoń mu to uniemożliwiła. Poczuł, jak łzy wzbierają mu się w oczach, po czym skapują na coraz to zimniejszą dłoń. Do jego uszu dobiegły głośne skrzeki czegoś, co musiało być naprawdę głośnym sępem. Przeraził się nie na żarty i próbował powstrzymać swój głośny i niespokojny oddech. Min zabrał dłoń i obrócił chłopaka delikatnie do siebie. Z kieszeni wyciągnął kamień wielkości połowy głowy i podał go Hoseokowi.

– Póki to trzymasz, nic ci nie zrobią – wyszeptał, a jego skóra zaczęła robić się powoli niebieska. Uśmiechnął się blado i przytulił go. – Dziękuję za dzisiaj.

Granatowa poświata zaczęła oświetlać go z każdej strony, a lodowate powietrze zaczęło powodować zimno w pobliżu Yoongiego.

– Mogło obejść się bez tego – westchnął i niby na pocieszenie uśmiechnął się pewniej. – Cieszę się, że mogłem kogoś ocalić, może tym odpokutuje.

Hoseok patrzył jak poświata zaczyna znikać, a ciało Yoongiego zrobiło się białe i stopniowo zaczynało znikać. Łzy popłynęły mu z oczu i szybko złapał upadające, przeźroczyste ciało. Chciał coś powiedzieć, ale coś mu nie pozwalało. W zamian za to krzyknął ze smutku i wtulił się z ubranie pozostałe po nietoperzu. Siedział tak chwilę i zastanawiał się, dlaczego on go ocalił, skoro z kamieniem mógł przeżyć, a może nawet i bez niego, a w zamian dotknął go, aby tylko go uciszyć. Mógł zwyczajnie podać mu kamień, czemu to zrobił? Czy to musiało być naprawdę odkupienie? Chwiejąc się wstał i po omacku odnalazł wyjście z jaskini. Krzyknął i odskoczył na bok, kiedy to w jego stronę rzucił się kościsty, brudny człowiek, posiadający skrzydła i urodę sępa. Odbił się od niego i runął na ścianę, a on Hoseok zrozumiał, że to przez kamień. Spostrzegł, że pozostała dwójka nieurodziwych mężczyzn ze skrzekiem odleciała. Ich na chwilę nieprzytomny kumpel szybko się podniósł i pogonił za nimi. Odetchnął z ulgą, siadając na ziemi. Słońca nie było, a on siedział i patrzył na kamień. Nagle poczuł przeszywający go ból w plecach. Skierował tam swoją rękę, czując panikę. Właśnie dotykał skrzydeł, wyrastających z pleców. Upuścił kamień i spojrzał w niebo pustym wzrokiem.

– A więc teraz będę przeżywać twój koszmar. – wydawało mu się jak słyszy delikatny śmiech Yoongiego i przeprosiny, po czym Hoseok rozpłakał się.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top