4. Nowe życie

Tydzień spędzony u Madary nie był zły, wręcz przeciwnie. Mężczyzna rano robił zakupy po czym szedł do pracy. Swoją drogą nie był bardzo daleko bo za drzwiami. Gotowałam mu obiady i sprzątałam mieszkanie a wieczorami oglądaliśmy filmy czy chodziliśmy razem na spacery, dużo rozmawiając.

Opowiadał mi jaki był przed śmiercią. Przed śmiercią był złym człowiekiem. Miał swoją własną organizacje przestępczą, ale po śmierci się zmienił. Ja też mu opowiedziałam o swoim życiu. Polubiłam go. Wydawał się dobrym człowiekiem mimo, że z opowiadań o jego przeszłości można byłoby pomyśleć, że jest inaczej.

Każdy ma jakieś grzechy za uszami, jedni większe drudzy mniejsze, jednak to nie powód żeby na starcie kogoś skreślać. Ja go nie skreśliłam i byłam z tego powodu szczęśliwa.

Żałowałam, że poznałam go tak późno. Może wtedy nie skoczyłabym z tego głupiego mostu odbierając sobie drugie życie? Żałowałam że nie przejeżdżał tym mostem wtedy kiedy z niego skoczyłam. Może teraz byłabym dalej człowiekiem?

Westchnęłam cicho i zdjęłam z gazu garnek z ziemniakami żeby je odcedzić. Niedługo powinien wrócić. Przeszło mi przez głowę gdy zerknęłam na zegarek. Chwilę po tym usłyszałam jak w zamku przekręca się klucz a do środka wszedł Madara.

-Jestem potwornie głodny. -Powiedział spoglądając na mnie a ja się uśmiechnęłam.

-Już nakładam obiad. -Powiedziałam a po chwili położyłam na stole dwa talerze i siadłam naprzeciwko mężczyzny.

Jedliśmy pomału a on opowiadał mi co dziś tatuował i komu. Gdy talerze były puste wstałam zabierając je ze stołu jednak Madara złapał mnie delikatnie za nadgarstek.

-Zostaw to na chwilę. Chciałem porozmawiać. -Powiedział poważnie a mnie przeszły ciarki.

Czyżby chciał żebym sobie poszła? Na pewno zmęczyła go moja obecność tutaj. Przeszło mi przez głowę i przestraszona przygryzłam wargę. Od dwóch dni za każdym razem gdy spojrzał mi w oczy lub przypadkowo dotknął przechodziły mnie prądy a w żołądku czułam stado motyli. Czułam, że się w nim zakochałam, ale nie chciałam nic mówić bo się bałam, że mnie wyrzuci.

-Wiesz... gdy pierwszy raz cię zobaczyłem tam na drodze gdy szłaś w stronę Tokio poczułem coś dziwnego. Coś czego nigdy wcześniej tak na prawdę nie czułem więc nie potrafiłem tego zinterpretować. -Mówił patrząc mi w oczy a ja miałam wrażenie, że mój żołądek związał się w supeł.

-Dopiero dziś gdy tatuowałem młodą dziewczynę która opowiadała mi jak się zakochała, zrozumiałem co to za uczucie. Wiem, że nic mi nie obiecywałaś i że miałaś tylko mi gotować za towarzystwo, ale czułem, że muszę to powiedzieć. Hinata zakochałem się w tobie. -Skończył swoją wypowiedź a ja z szeroko otwartymi oczami patrzyłam na niego nie wiedząc co powiedzieć.

-Kurcze chyba cię wystraszyłem. -Powiedział drapiąc się w głowę.

-Nie, nie raczej zaskoczyłeś. Bo wiesz... Ja... Od dwóch dni też czuję, że się zakochałam tylko bałam się ci powiedzieć. -Powiedziałam niepewnie, spuściłam głowę obserwując moje buty.

Poczułam jak Madara kładzie palec na mojej brodzie i unosi moją twarz do góry zmuszając mnie do ponownego spojrzenia mu w oczy. Widziałam jak w jego tęczówkach błyszczą radosne iskierki. Chłopak wplątał palce w moje włosy przyciągając mnie delikatnie do siebie a nasze usta delikatnie się złączyły.

Poczułam ostry ból w plecach. Jakby ktoś na nowo rozciął rany po skrzydłach. Oderwałam się od chłopaka krzycząc z bólu. Nagle całe moje ciało zapłonęło i to nie w przenośni tylko na prawdę. Moje ręce, nogi i tułów otaczała chmura gęstego ognia nie wiedziałam co robić wszystko mnie potwornie bolało nie mogłam powstrzymać krzyku.

-Kami co się dzieje!? Błagam nie zabieraj mi jej! -Słyszałam przerażony głos Madary, ale płomienie nie pozwalały mi go zobaczyć. Nagle wszystko ustało a ja poczułam jak osuwam się w ciemność.

~~*~~*~~

Delikatnie i pomału otworzyłam powieki bojąc się tego co zaraz zobaczę. Przed oczami miałam jedynie jasność. Biel otaczała mnie z każdej strony a w uszach brzmiało denerwujące "pip pip pip". Zamknęłam znów oczy czując pod powiekami tak zwany piasek. Nie miałam siły się ruszyć.

Gdzie ja jestem? Nie tak wyobrażałam sobie piekło. Przemknęło mi przez głowę. Nagle usłyszałam kroki i poczułam ciepłą dłoń na policzku.

-No maleńka budź się, nie zostawiaj mnie po tym co ci powiedziałem. -Usłyszałam męski głos i siłą woli otworzyłam oczy spoglądając w czarne tęczówki Madary.

-Wróciłaś. -Uśmiechnął się do mnie.

-Gdzie ja jestem. -Zapytałam niepewnie.

-W szpitalu. Wiesz gdy cię pocałowałem zaczęłaś płonąć. Ostre światło przeszło przez mój pokój trafiając cię w plecy. Poprosiłem Pana żeby mi cię nie zabierał. Upadłaś na ziemie a twoje ciało było normalne, ludzkie nie miałaś już wokół siebie tej świecącej poświaty którą mają dusze, wiec zabrałem cię do szpitala.

-Jestem znów człowiekiem? -Zdziwiłam się próbując sięgnąć na plecy czy są tam blizny po skrzydłach.

-Nie ma ich. Jesteś znów człowiekiem. -Madara złapał mnie za rękę uśmiechając się a ja odwzajemniłam gest.

-Jestem człowiekiem. -Powiedziałam nie wierząc w swoje szczęście.

-Możesz zacząć nowe życie. -Powiedział po czym znów złączył nasze usta a ja odwzajemniłam pocałunek wplątując palce w jego włosy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top