3. Opatrzyć rany.
Obudził mnie ból. Podniosłam się z trawy na której była kałuża krwi. Z ran po skrzydłach ciągle ciekła krew. To śmieszne. Człowiek myśli, że po śmierci wszystko się kończy. Ból, cierpienie, że trafiasz do raju i jesteś szczęśliwy, ale nie.
Życie po śmierci boli bardziej niż to przed śmiercią. Dusza jest bardziej wrażliwa niż ciało i bardziej krwawi. Tylko dusza nie może się wykrwawić na śmierć bo już jest martwa...
To wszystko jest takie dziwne. Przełknęłam łzy, zagryzłam zęby z bólu i wstałam podpierając się o drzewo. Ruszyłam pomału przed siebie starając się nie zwracać uwagi na okropny ból w plecach.
Na niebie jeszcze błyszczały gwiazdy a duży srebrzysty księżyc oświetlał drogę. Błąkałam się po ulicach nie wiedząc co ze sobą zrobić.
Wcześniej miałam przynajmniej skrzydła i wiedziałam, że dostanę drugie życie. A teraz? Przez wieczność będę musiała się tułać po świecie w samotności. Myślałam ocierając łzy.
-Co mam ze sobą zrobić? -Westchnęłam cicho. Weszłam na most z którego odebrałam sobie wcześniej życie. Siadłam na baryjerce. Nogi zwisały mi w dół a ja przyglądałam się krwawej plamie na betonie niżej.
Po co skakałam? Mogłam po prostu zostać i poszukać miłości jako człowiek, ale nie ja chciałam skrzydła. Głupia! Zacisnęłam pięści czując kolejną dawkę bólu. Usłyszałam za sobą ryk silnika i pisk hamowania.
-Ej nie rób tego. -Usłyszałam męski głos i odwróciłam zaciekawiona głowę. Prosto na mnie patrzyły czarne tęczówki.
-Ty... mnie widzisz? -Zdziwiłam się.
-A czemu miałbym nie widzieć? -Zapytał pomału do mnie podchodząc.
-Bo jestem martwa. -Facet zmarszczył brwi.
-Jesteś duszą? -Zapytał a ja zdziwiona nie rozumiejąc dlaczego mnie widzi i skąd wie o duszach pokiwałam głową.
-Gdzie są twoje skrzydła? - zapytał a ja się skrzywiłam. Odwróciłam się tyłem pokazując mu plecy na co westchnął.
-Chodź trzeba to opatrzyć. -Wyciągnął dłoń w moją stronę. Niepewnie do niego podeszłam.
-Dlaczego mnie widzisz? -To pytanie nurtowało mnie od początku.
-Też kiedyś byłem aniołem.
-Kiedyś? -Zapytałam zaciekawiona.
-Długa historia. -Uciął krótko.
-Wsiadaj trzeba to opatrzyć, mocno krwawisz. -Powiedział a ja się zaśmiałam kpiąco.
-Po co? Nie wykrwawię się na śmierć... Już nie żyje. -Powiedziałam i skrzywiłam się przez falę bólu.
-Może nie umrzesz, ale będziesz cierpieć. Poza tym krew anioła jest zła dla ludzi. Przynosi im smutek na długi czas. -Powiedział a ja westchnęłam i zbliżyłam się do niego zdając sobie sprawę, że już go gdzieś spotkałam.
-Czy my się... -Zaczęłam, ale mi przerwał.
-Znamy. Tak jakby. Podwiozłem Cię do Tokio. -Powiedział a ja klepnęłam się dłonią w czoło czym spowodowałam kolejną falę bólu.
-No Tak faktycznie to ty.
-Wskakuj. -Kiwnął głową za plecy a ja już bez słowa siadłam na motocykl. Pomału ruszył żeby z czasem przyspieszyć. Po około dwudziestu minutach się zatrzymał.
Zsiadłam z motoru a on zaraz za mną opierając motocykl na nóżce. Ruszył bez słowa w stronę obskurnego budynku a ja za nim. Pchnął duże drzwi i wszedł do środka przytrzymując je chwile żebym i ja mogła wejść.
Powitało mnie duże pomieszczenie z czarnymi ścianami na których było po przyklejane masę różnych rysunków. Na środku pomieszczenia stała ława zawalona gazetami i ogromna czarna narożna kanapa za którą były dwa duże okna. Z prawej strony były trzy pary drzwi z numerkami od jeden do trzy, a po lewej stronie jedne na których czerwonym markerem ktoś napisał
"PRYWATNE
Wstęp surowo wzbroniony"
W pomieszczeniu było dość ciemno bo czarnooki nie zapalił światła, tylko ruszył przy blasku księżyca, wpadającego przez okno, do drzwi z czerwonym napisem. Kluczem otworzył drzwi i wpuścił mnie pierwszą.
Ściany w pomieszczeniu do którego weszłam miały bordowy kolor. Z lewej strony pokoju pod oknem stało duże łóżko ubrane w czarną pościel. Z prawej strony na środku ściany były drzwi a naokoło nich były pułki na których były poukładane książki i nie tylko.
Na tej samej ścianie tylko bardziej w rogu stało biurko w takim samym kolorze jak drzwi i czarne krzesło obrotowe. Obok drzwi którymi weszłam były dwie szafki kuchenne a z drugiej strony drzwi zlew i kuchenka.
-Przytulnie tu. -Powiedziałam przenosząc wzrok na mężczyznę.
-Dzięki. Idź do łazienki. -Pokazał palcem na drzwi z książkami.
-Zaraz przyjdę. -Kiwnęłam głową i ruszyłam we wskazanym kierunku.
W pomieszczeniu były wyłożone białe kafelki z czarnymi wzorkami. Z jednej strony stała ubikacja i zlew. Z drugiej duża wanna a pośrodku pralka. Mnie jednak bardziej interesowało lustro nad zlewem. Zbliżyłam się do niego zdjęłam koszulkę i starałam się tak stanąć żeby zobaczyć plecy a widok mnie przeraził.
Duże dziury ciągnęły się przez całe łopatki i jeszcze kawałek niżej. Jęknęłam przerażona.
-Lepiej tego nie oglądaj. -Usłyszałam męski głos i odwróciłam się wpatrując w czarne tęczówki. Do piersi przycisnęłam koszulkę zasłaniając się nią.
-Trzymaj. Nie wiem czy to coś pomoże, w końcu nie jesteś już człowiekiem, ale nic innego nie mogę ci zaoferować. -Powiedział wyciągając w moją stronę dłoń na której leżały dwie tabletki.
-Co to? -Zapytałam niepewnie.
-Spokojnie to tylko leki przeciwbólowe. -Powiedział a ja wzięłam tabletki. Włożyłam je do ust i nabierając na rękę trochę wody z kranu połknęłam lekarstwo.
-Siadaj na wannę. -Powiedział kładąc na pralce igłę, nitkę, jakieś gazy i wodę utlenioną. Podał mi łyżkę drewnianą a ja spojrzałam na niego nie wiedząc co mam z nią zrobić.
-Weź ją między zęby. Wiesz będę cię szył na pewno będzie boleć. -Kiwnęłam głową przestraszona. Chłopak zaczął nawlekać nitkę na igłę.
-W sumie to nawet się nie przedstawiłam. -Mruknęłam niepewnie.
-Jakby nie patrzyć to ja też nie. -Zrobił gruzełka na końcu nitki i spojrzał na mnie.
-Jestem Hinata.
-A ja Madara. -Odłożył igłę z nitką i wziął do ręki wodę utlenioną i kawałek gazy.
-Opatrzę cię najpierw. Odwróć się. -Powiedział a ja się odwróciłam. Poczułam jak dotyka gazą jednej z ran. Jęknęłam głośno z bólu.
-Wybacz. Wytrzymasz jakoś? -zapytał a ja niepewnie kiwnęłam głową zaciskając dłonie na brzegu wanny.
-Jak to się stało? -Zapytał znów zajmując się moimi plecami.
-Wydawało mi się, że znalazłam miłość. Widziałam jak pewien chłopak zasłonił swoim ciałem obcą kobietę przed postrzałem. Stwierdziłam, że jest wspaniałym człowiekiem i powiedziałam Stwórcy, że znalazłam miłość a on oddał mi życie. Tylko później się okazało, że ten chłopak ma już żonę a ja skoczyłam z mostu wracając do domu Pana. Tylko, że jemu nie spodobało się, że nie znałam tego chłopaka i odciął mi skrzydła i wygnał z powrotem na ziemię. -Powiedziałam zaciskając dłonie na wannie starając się nie krzyczeć z bólu.
-A ty? Czemu widzisz dusze? -Zapytałam zaciekawiona.
-Ja też byłem aniołem. Pan mi dał drugie życie jak tobie, ale coś chyba poszło nie do końca tak jak powinno bo odkąd wróciłem widzę anioły. -Powiedział odkładając gazę i wodę utlenioną a wziął igłę z nitką.
-Teraz będzie boleć. -Powiedział a ja zaśmiałam się krótko.
-Cały czas boli. -Powiedziałam i wsadziłam między zęby łyżkę którą mi wcześniej dał. Madara westchnął smutno.
-Mogę zacząć? -Zapytał a ja niepewnie kiwnęłam głową. Poczułam jak w skórę wbija się igła. Pisnęłam cicho i nie świadomie odsunęłam się od niego.
-Staraj się nie ruszać dobrze? -Poprosił a ja jęknęłam zbolałym głosem.
-Yhym. -I poczułam kolejne ukłucie. Poczułam, że zrobiło mi się okropnie duszno, oczy mi zaszły czarną mgłą.
-Gorąco.. Ciemno.. -Jęknęłam cicho wypuszczając łyżkę z zębów i poczułam jak osuwam się w mrok.
~~*~~*~~
Otworzyłam oczy patrząc na bordową ścianę. Ból w plecach nie był już tak wielki jak wcześniej, ale i tak dokuczał. Leżałam na brzuchu na czarnej pościeli przykryta kocem.
Co ja tu robię? Przeszło mi przez głowę i pomału się podniosłam na łokcie rozglądając po pokoju.
-O obudziłaś się. -Usłyszałam męski głos i się odwróciłam. Madara siedział przy biurku.
-Co się stało? -zapytałam niepewnie.
-Straciłaś przytomność gdy zacząłem cię szyć. Przeniosłem cię tu.
-Przepraszam za kłopot.
-Nie szkodzi to normalne w takiej sytuacji. -Powiedział a ja zamilkłam na chwilę. Nie bardzo wiedziałam co mam zrobić.
-Bardzo ci dziękuję za pomoc, ale chyba powinnam już iść zanim wróci twoja kobieta. -Powiedziałam niepewnie.
-Nie musisz iść z tego powodu. Nie mam kobiety. -Powiedział zamykając książkę którą czytał zanim się obudziłam.
-Nie? Ale mówiłeś, że byłeś aniołem a czy to nie znaczy, że wróciłeś bo znalazłeś miłość? -Zapytałam zdziwiona.
-Bo tak było, tylko dziewczyna się chyba mną znudziła bo poszła do innego. Tylko ja nie byłem na tyle zrozpaczony żeby wracać do Pana. -Powiedział odkładając książkę na półkę.
-Wynająłem ten domek i z części zrobiłem sobie małe mieszkanko a resztę przerobiłem na salon tatuażu i w sumie on stał się moją miłością. -Powiedział a ja kiwnęłam głową, że rozumiem.
-Ale i tak chyba nie wypada mi siedzieć ci na głowie. -Mruknęłam bawiąc się palcami.
-A gdzie pójdziesz? Będziesz się tułać po świecie przez tysiące lat sama? Chociaż do mojej śmierci miej towarzystwo. -Powiedział a ja spojrzałam mu w oczy.
-Chcesz żebym tu została? -Zapytałam zdziwiona a on kiwnął głową.
-Kobieca ręka by się przydała. Ja ci zapewnię towarzystwo, może nie jakieś niesamowite, ale zawsze coś. A ty mi czasem ugotujesz coś normalnego czy wytrzesz kurze. -Powiedział a ja zagryzłam wargę zastanawiając się.
Mogę włóczyć się samotnie po świecie, albo zapewnić sobie w miarę normalne życie z drugim człowiekiem... Przeszło mi przez głowę a odpowiedź wydała mi się banalnie prosta.
-Dobrze zostanę. -Powiedziałam uśmiechając się delikatnie a Madara skinął głową.
-Więc witaj w moich skromnych progach Hinato.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top