9. Nie ma innego wyjścia
W samochodzie na szczęście udało mi się powstrzymać od wymiotowania. Siedziałam na korytarzu w szpitalu czekając na swoją kolej. Zajęłam krzesło przy samej ubikacji żeby w razie czego nie zabałaganić im korytarza. Miałam zamknięte oczy a głowę oparłam o ścianę. Siedzieliśmy tam zaledwie jakieś dwadzieścia minut a ja już trzy razy wymiotowałam. Czułam się jak cień człowieka. Nagle mój telefon zadzwonił. Pomału odebrałam połączenie nawet nie patrząc na wyświetlacz.
-Cześć siostrzyczko jak tam imprezka? Kiedy przychodzisz po dzieciaki bo ciotka im się już chyba znudziła. -Usłyszałam w słuchawce Hanabi.
-Nie mogę jestem w szpitalu. -Powiedziałam cicho.
-Co? Jak w szpitalu co się stało? -Zapytała przestraszona.
-Nie wiem. Nie mam siły rozmawiać. Jak dzieciaki ci przeszkadzają to zaraz przyśle po nie przyjaciółkę.
-Nie, nie. Spokojnie nie przejmuj się zajmę się nimi. Tylko odezwij się jak już poczujesz się lepiej okej?
-Jasne. Pa. -Zdążyłam jeszcze powiedzieć cicho nim znów zebrało mnie na wymioty. Cudem zdążyłam wejść do łazienki i pochylić się nad ubikacją. Usłyszałam jak ktoś zamyka za mną drzwi do łazienki i domyśliłam się, że to Utau bo sekundę po tym poczułam delikatną dłoń gładzącą moje plecy.
-Trzymaj się jeszcze trochę i cię zbadają.
-Co się dzieje? Gdzie ona jest? -Usłyszałam zza drzwi głos Madary i się przestraszyłam.
-Co on tu robi? -Ledwo powiedziałam i znów zaczęłam wymiotować.
-Od rana ciągle wymiotuje. -Powiedzial Hidan i usłyszałam jak otwierają się drzwi. Pociągnęłam Utau bliżej siebie żeby zasłoniła mnie swoim ciałem co szybko zrozumiała.
-Madara wyjdź stąd ona się źle czuje. -Powiedziała, ale chłopak nie zwrócił na to uwagi.
-Odsuń się. -Powiedział ostro i zobaczyłam jak kuca obok mnie a ja z cichym jękiem zasłoniłam się ręką.
-Atani spójrz na mnie. -Powiedział a ja po chwili niepewnie podniosłam głowę.
-Matko... Zaraz cię zbadają, już ja się o to postaram. -Powiedział po czym pocałował mnie w czubek głowy na co się zarumieniłam. Całe szczęście on tego nie zauważył bo od razu wyszedł a na korytarzu dało się słyszeć krzyki.
-Pomożesz mi wstać? -Zapytałam cicho a Utau pomału mnie podniosła. Podprowadziła mnie do umywalki gdzie wypłukałam usta i zimną wodą przemyłam twarz po czym wyszłyśmy z pomieszczenia.
Przed samymi drzwiami stała kobieta ubrana w biały lekarski fartuch trzymająca ręce na rączkach od wózka inwalidzkiego a obok niej Madara. Gdy tylko wyszłam z ubikacji chłopak pomógł mi usiąść na wózku po czym powiedział do Utau i Hidana
-Zostanę z nią możecie wracać do domu. -Chciałam coś powiedzieć, ale poczułam, że strasznie mi słabo i nagle osunęłam się w ciemność.
Obudziło mnie uporczywe pikanie i ból gardła. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Obok łóżka stała mała szpitalna szafeczka i drewniane krzesło. Do mojej ręki przyczepiony był kabel z jakąś kroplówką a pod oknem wpatrzony w dal stał Madara. Chciałam się odezwać, ale potworny ból gardła mi to skutecznie uniemożliwiał. Ruszyłam się niepewnie na łóżku które zaskrzypiało a on szybko odwrócił się w moją stronę.
-Jak się czujesz mała? -Zapytał podchodząc bliżej i siadając na krzesło. Dotknęłam gardła chcąc mu dać jakoś znać, że mnie boli. Bez słowa podał mi małą butelkę z wodą a ja upiłam z niej parę łyków czując delikatną ulgę.
-Długo byłam nieprzytomna? -Zapytałam cicho a on spojrzał na zegarek.
-Jakieś trzy godziny. -Powiedział a do pomieszczenia weszła lekarka.
-Dawno się obudziła? -Zapytała poważnie.
-Dopiero co.
-Czy pan jest kimś z rodziny?
-Jestem jej przyjacielem i nie nie wyjdę stąd choćby nie wiem ile ochroniarzy pani wezwała. -Powiedział zimno.
-Czy pani zezwala żeby ten mężczyzna został gdy będę z panią rozmawiała o wynikach badań? -Zadała mi pytanie a ja zerknęłam na Madarę po czym skinęłam głową.
-Jest pani pewna? Analiza wyników może być dość bolesna dla pani.
-Tym bardziej chcę żeby został. -Powiedziałam cicho łapiąc go za rękę.
-Dobrze. Więc z badań które przeprowadziłam wynika, że jest pani w piątym tygodniu ciąży.
-Co? Ale... -Powiedziałam nie wierząc. Lekarka westchnęła i mówiła dalej.
-Dzisiejsze wymioty były spowodowane tym, że zarodek w pani ciele się po prostu bronił przed alkoholem. -Czułam jak łzy napływają mi do oczu, byłam przerażona.
-Nic mu nie jest?
-Zrobiliśmy dokładne badania i wygląda na to, że będzie trzeba usunąć ciąże bo jest poza maciczna. -Powiedziała smutno a ja poczułam jak z moich oczu wylewają się łzy. Zaczęłam się trząść a Madara mnie przytulił.
-Już spokojnie mała poradzimy z tym sobie. -Szeptał mi do ucha.
-Bardzo mi przykro. Gdy nabierze pani siły usuniemy ciąże i będzie pani mogła wrócić do domu. -Powiedziała jeszcze po czym wyszła.
-Szzz no już spokojnie maleńka. -Madara próbował mnie uspokoić co w sumie nie miało chyba najmniejszego sensu. Przecież właśnie się dowiedziałam, że jestem w ciąży. Że mam w sobie małą istotę. Małą istotę którą muszę zabić.
Do pokoju wpadł Naruto spojrzałam na niego zapłakanym wzrokiem. Zobaczyłam jak ściąga gniewnie brwi.
-Kto to jest? -Zapytał a ja otworzyłam usta w zdziwieniu.
~Jak mógł? Jak mógł mnie o to zapytać? Zamiast zapytać co się stało, dlaczego jestem w szpitalu to on się pyta kim jest osoba siedząca przy mnie? ~Przeszło mi przez głowę a moje pięści mimowolnie zacisnęły się na kołdrze.
-Wyjdź stąd. Nie chce cię znać. -Powiedziałam wściekła.
-Chyba żartujesz. Jestem twoim mężem mam prawo tu być. -Powiedział podchodząc bliżej łóżka.
-Gówno prawda. Nie masz już do mnie żadnych praw. Chce rozwodu. -Podniosłam trochę głos.
-Nie dam ci rozwodu. -Powiedział a po moich policzkach pociekły kolejne łzy. Zobaczyłam jak Madara pomału się podnosi. Wściekła rzuciłam w Naruto poduszką czując jak kroplówka się zrywa z mojej ręki i zaczęłam krzyczeć.
-Ty cholerny dupku! Zgwałciłeś mnie! Zaszłam w ciąże a teraz muszę ją usunąć! I ty mi jeszcze śmiesz mówić, że nie dasz mi rozwodu!? Jesteś skończonym egoistą! Wynoś się z mojego życia! -Darłam się a on patrzył na mnie zdziwiony.
-W ciąży? Nie pozwolę ci zabić mojego dziecka. -Powiedział patrząc na mnie ostro po czym zatoczył się do tyłu przygnieciony pięścią Madary.
-To dziecko już praktycznie jest martwe bo rozwija się nie tam gdzie powinno. Więc stul pysk i wynoś się stąd. -Warknął Madara. Naruto rzucił na niego wściekłe spojrzenie i otarł strużkę krwi spod nosa.
-Pożałujesz tego. -Powiedział patrząc na Madare a potem spojrzał na mnie.
-To jeszcze nie koniec Hinata. Ja tu wrócę. -Warknął jeszcze po czym wyszedł z sali.
-Nie wierze... Nie wierze w to kim się stał... -Powiedziałam cicho chowając twarz w dłoniach.
Madara cały czas był przy mnie. Pielęgniarki siłą go wyganiały gdy kończył się czas odwiedzin a z samego rana już stał pod drzwiami. Byłam wdzięczna za to, że jest przy mnie bo jak nigdy wcześniej potrzebowałam bliskości drugiej osoby.
Nie powiedziałam Hanabi nic konkretnego. Tylko tyle, że muszę zostać parę dni w szpitalu. Próbowała wyciągnąć ze mnie coś więcej, ale powiedziałam, że wszystko jej opowiem jak się spotkamy a ona zgodziła się przez ten czas zająć dziećmi.
Po czterech dniach pod kroplówką gdy skutki odwodnienia, spowodowanego wymiotami minęły, lekarka stwierdziła, że już czas przeprowadzić zabieg. Wiedziałam, że nie było innego wyjścia, ale mimo wszystko nie czułam się z tym dobrze. Nie chciałam zabijać mojego dziecka.
-Atani musisz to zrobić jeśli tego nie zrobisz umrzesz a chyba nie chcesz zostawić Himawari i Boruto samych prawda? -Powiedział Madara gdy znów zaczęłam rozmyślać o tym by spróbować doprowadzić tą ciążę do końca. Westchnęłam tylko i niepewnie skinęłam głową.
-Masz racje nie ma innego wyjścia. -Mruknęłam po czym do pokoju weszła pielęgniarka z wózkiem inwalidzkim. Dara pocałował mnie w czoło i spojrzał w oczy.
-Będę tu na ciebie czekał. -Powiedział po czym z jego pomocą siadłam na wózek i pchana przez pielęgniarkę wyjechałam z sali.
-Stać! Gdzie ją zabieracie? -Usłyszałam za sobą głos Naruto. Moje dłonie zacisnęły się na oparciach na ręce. Pielęgniarka chyba automatycznie się odwróciła odpowiadając.
-Na zabieg usunięcia...
-Żadnego zabiegu nie będzie. Nie zgadzam się. -Powiedział ostro a ja poczułam uspokajającą dłoń Madary na ramieniu.
-Nie masz za dużo do gadania w tej sprawie więc lepiej odpuść. -Powiedział Madara.
-Emm... Właściwie kim pan jest? -Zapytała zdezorientowana pielęgniarka.
-Jestem burmistrzem i ojcem tego dziecka i nie życzę sobie byście je usunęli. -Powiedział dumnie wypinając pierś.
-Nie widziałam pana ani razu u pani Hinaty. -Powiedziała zdziwiona.
-Jestem burmistrzem. Nie mam czasu przesiadywać w szpitalu, ale nie godzę się na zabicie mojego dziecka.
-Właściwie jeżeli nie usuniemy płodu to i pani i dziecko z czasem by umarli więc nie ważne kim pan jest, zabieg się odbędzie bo robimy wszystko, żeby uratować choć jedno z nich. -Powiedziała pielęgniarka odwracając się do niego tyłem i odjeżdżając.
Leżałam na boku skulona w kłębek i wpatrując się w okno, Madara siedział obok z książką w dłoni. Gdy po zabiegu przez długi czas nie mógł nawiązać ze mną rozmowy po prostu zaczął czytać na głos jakąś książkę. Nie miałam pojęcia co to za książka, słowa w ogóle do mnie nie docierały, ale byłam mu wdzięczna, że mimo mojego beznadziejnego zachowania on został ze mną. Chciałam mu podziękować ale nie wiedziałam jak. Nagle po pokoju rozniosło się pukanie i do środka weszła moja siostra z Boruto i Himawari. Madara wstał i podszedł do Hanabi.
-To miłe z Twojej strony, że przyszliście, ale Hinata chyba nie czuje się na siłach. -Powiedział szybko.
-Dara... Jest okej... -Powiedziałam cicho a on spojrzał na mnie niepewnie. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie i machnęłam na Himawari żeby podeszła a dziewczynka wskoczyła mi na łóżko i objęła mnie mocno.
-Skarbie mamusi się chce bardzo pić. Mogła byś iść z panem i przynieść mi coś? -Zapytałam a ona skinęła głową i podeszła do Madary.
-Jesteś pewna? -Zapytał a ja tylko potaknęłam głową.
-A chłopak? -Zapytał nie spuszczając ze mnie wzroku.
-Chcę żeby wiedział. -Madara tylko westchnął i wystawił dłoń w stronę Himawari a dziewczynka nieśmiało podała mu rączkę i razem wyszli. Odetchnęłam głęboko czując na sobie ostre spojrzenia siostry i syna.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top