8. Ciężki poranek

-Atani? -Powiedział a ja wyprostowałam się patrząc na niego zdziwiona.

-Co? -Wydukałam głupio patrząc na niego.

-Ty jesteś Atani? -Zapytał a ja zagryzłam wargę nie do końca wiedząc co się dzieje wokół mnie.

-Źle się czuję. -Jęknęłam cicho a moja głowa opadła na jego ramie. Wszystko wokoło mnie wirowało.

-Chodź odprowadzę cię do domu. -Powiedział a ja poczułam jak zarzuca moją rękę na swoje ramię. Pomógł mi wstać i podszedł do naszego stolika.

-Hidan daj mi klucz odprowadzę ją do domu.

-Nieźle dała w czuba. -Usłyszałam głos Hidana na co się zaśmiałam.

-Ale Utau też nie jest lepsza więc my też już wracamy. Zaczekaj chwilę zadzwoniłem po taksówkę powinna być niedługo.

-Okej to poczekam z nią na dworze świeże powietrze dobrze jej zrobi. -Usłyszałam znów głos Madary i poczułam jak prowadzi mnie do wyjścia. Byłam zmęczona, oczy mi się same zamykały i ledwo szłam przygnieciona nadmiarem alkoholu.

-No chodź maleńka jeszcze kawałek dasz radę. -Usłyszałam jak cicho mówi a po chwili uderzyło we mnie zimne powietrze przez co się skuliłam.

-Chodź, dam ci moją bluzę tylko usiądź najpierw. -Poczułam jak mnie dalej ciągnie. Pozwoliłam posadzić się na ławce przed klubem. Madara położył mi na ramiona bluzę i zapiął zamek po czym założył mi na głowę kaptur.

Bluza była wielka jak dla mnie więc bez problemu przy zapiętym zamku wsadziłam ręce w rękawy. Położyłam jedną rękę na kapturze który trochę mi się zsunął z głowy i spojrzałam na niego z dołu.

-Przepraszam. -Mruknęłam cicho i znów spuściłam wzrok a kaptur opadł mi na pół twarzy.  Chłopak usiadł obok mnie i uniósł delikatnie kaptur przeszywając mnie wzrokiem.

-Za co?

-Za to... Mój mąż powinien przy mnie teraz być. -Westchnęłam.

-Oboje wiemy, że twój mąż nie jest partnerem na jakiego zasługujesz. -Powiedział gładząc mój policzek. Odwróciłam głowę czując napływające do oczu łzy. Nie chciałam żeby mnie taką widział. Nie mogłam pokazać mu jaka jestem słaba.

-Atani spójrz na mnie. -Powiedział a ja ukradkiem starłam łzę z policzka.

-Mam na imię Hinata. -Próbowałam zniwelować drżący głos co zupełnie mi nie wyszło.

-Dla mnie już zawsze będziesz Atani. -Powiedział obracając delikatnie moją głowę w swoją stronę i spoglądając mi głęboko w oczy.

-Daj mi szanse... Nie... Daj sobie szanse. Spróbuj jeszcze raz znaleźć szczęście.

-Ale ja mam mę... -Zaczęłam, ale on położył palec na moich wargach.

-Ciii. Nie myśl przez chwilę. Nie analizuj. Po prostu żyj. Nie popełniaj mojego błędu. Nie zamykaj się w sobie. -W tej chwili usłyszeliśmy klakson taksówki.

-Idę po Hidana i Utau. Zaraz przyjdę poczekaj. -Powiedział po czym podszedł szybko do taksówki. Zamienił z kierowcą parę słów i zniknął za drzwiami klubu.

-Ja nie mogę, Naruto... Przecież mu przysięgałam. Na dobre i na złe. Na zawsze. Do końca życia. -Zaczęłam mówić sama do siebie. Oczy zaszły mi łzami doszczętnie zasłaniając widoczność.

Podciągnęłam nogi pod brodę chcąc się schować, ale był to totalnie beznadziejny pomysł bo ścisnęłam żołądek i cały wypity alkohol chciał się wydostać. Obróciłam się w bok i łapiąc dłońmi oparcie pochyliłam głowę żeby zwymiotować. Byłam pewna, że zaraz zobaczę moje włosy w wymiocinach jednak zdałam sobie sprawę, że ktoś je trzymał za moimi plecami. Odetchnęłam głęboko i poczułam kolejną falę alkoholu wydobywającą się ze mnie.

-Przepraszam. -Sapnęłam cicho gdy opróżniłam żołądek a przede mną pojawiła się chusteczka.

-Lepiej? -Usłyszałam zmartwiony głos Madary gdy wycierałam twarz.

-Nie wiem. -Powiedziałam cicho. Klakson taksówki znów rozbrzmiał a Madara niespodziewanie wziął mnie na ręce.

-Co ty... Puść mnie...

-Cii chcę już do domu, ty też chcesz a tak będzie szybciej. -Powiedział a ja zagryzłam wargę. Posadził mnie na środkowym siedzeniu obok Utau a on usiadł z drugiej mojej strony. Kierowca ruszył mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem. Poczułam się bardzo senna więc zamknęłam oczy czując jak głowa opada mi na ramię chłopaka a później ogarnęła mnie ciemność.

Poczułam delikatne szarpnięcie zatrzymującego się samochodu. Domyśliłam się, że jesteśmy na miejscu, ale nie miałam siły nawet otworzyć oczu a co dopiero się ruszyć.

-Dara... Pomóż mi... Nie mam siły. -Mruknęłam cicho bojąc się, że nie usłyszał.

-Spokojnie zaniosę cię. -Szepnął mi do ucha. Poczułam jak mnie podnosi a moja głowa bezwładnie opadła na jego klatkę piersiową.

Czułam jego bicie serca i zdałam sobie sprawę, że cholernie dawno nie słyszałam tego dźwięku. Tak długo zasypiałam sama, że zapomniałam jakie to przyjemne. Delikatnie złapałam jego koszulkę i zaciągnęłam się jego zapachem. Nie śmierdział całą butelką jakiejś wody kolońskiej jak większość mężczyzn. Nie, on pachniał mydłem i proszkiem do prania. Wcisnęłam nos w jego szyje i znów wciągnęłam powietrze.

-Ej co robisz? -Zapytał rozbawiony.

-Ładnie pachniesz. -Mruknęłam niezadowolona czując jak delikatnie odsuwa mnie od siebie. Położył mnie na kanapie i spojrzał mi w oczy a ja się speszyłam i spuściłam wzrok.

-Atani posłuchaj. Wiem, że masz męża, ale moim zdaniem, jego zachowanie nie zasługuje na to miano. Nie zmuszam cię do niczego, nie mógł bym, ale uważam, że powinnaś mieć kogoś dla kogo będziesz liczyła się ty a nie tylko praca. Przemyśl to. -Powiedział po czym wstał i ruszył do wyjścia.

-Dara... -Powiedziałam cicho a on znów na mnie spojrzał.

-Mo..możesz ze mną chwilę zostać? -Madara uśmiechnął się delikatnie i usiadł znów obok mnie.

Położyłam głowę na jego kolanach a on delikatnie zaczął gładzić mnie po włosach poczułam jak w moich oczach zbierają się łzy. Bez żadnego konkretnego powodu, po prostu zaczęłam płakać. Moje ramiona zaczęły drżeć niespokojnie.

-Hej mała co się dzieje? No już nie płacz. -Madara uniósł moją głowę do góry i wytarł kciukami moje policzki, ale na nie wpłynęło jeszcze więcej srebrzystych kropel.

-Ja przepraszam... Chyba za dużo wypiłam... Tak dawno nikt mnie nie przytulał... Tak dawno nie słyszałam bijącego serca zasypiając... Tak strasznie mi brakuje bliskości... -Zaczęłam cicho szlochać. Co chwile ciągnąc nosem.

-No już cii. -Szepnął mi do ucha. Położył się obok i przyciągnął mnie do siebie. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej i zamknęłam oczy zaciągnęłam się jeszcze jego zapachem i nawet zawroty głowy nie były w stanie powstrzymać napływającego snu. 

Obudził mnie potworny ból głowy i zapach smażonych jajek. Jęknęłam cicho i przetarłam oczy po czym pomału je otworzyłam. Na stoliku obok stała szklanka z wodą a na małym talerzyku obok leżała tabletka. Siadłam i zauważyłam, że obok talerzyka leży kartka. Wzięłam ją do ręki i pomału zaczęłam czytać.

Wczorajsze wydarzenia pamiętałam jak przez mgłę, ale pamiętałam. Złapałam się za głowę załamana.

-Skończona idiotka. No idiotka. Kami jak ja mu się teraz mam pokazać? -Zaczęłam gadać do siebie.

-Nie martw się on też nie raz był w takim stanie jak ty wczoraj. -Usłyszałam za sobą głos Hidana i odwróciłam się. W rękach trzymał tacę z trzema talerzami z jajecznicą i trzema kubkami chyba z herbatą.

-Madara prosił żebym dopilnował żebyś zjadła śniadanie. -Powiedział podając mi jeden talerz. Wzięłam go od Hidana i skinęłam głową z wdzięcznością.

-I jeszcze herbata. Wiem, że ostatnio pijesz tylko kakao, ale myślę, że dziś mogło by tylko zaszkodzić.

-Dziękuję. Długo tu wczoraj był?

-Madara? Wyszedł jakieś czterdzieści minut temu. Całą noc spałaś na jego klatce i nie chciał cię budzić.

-Ale mi głupio. -Jęknęłam załamana kładąc talerz i kubek na stole.

-Nie przejmuj się tym tak. Zjedz ogarnij się i idź z nim porozmawiać. Bo mam wrażenie, że wczorajsza sytuacja to nie jedyny temat który musicie poruszyć hmm Atani? -Powiedział patrząc na kartkę od czarnookiego.

-Tak, na to wygląda. -Westchnęłam.

-Dobra, zjedz póki ciepłe bo mi Uchiha głowę urwie. Ja idę do Utau. -Powiedział, skinęłam tylko głową i zabrałam się za posiłek.

Jedzenie szło mi strasznie pomału miałam wrażenie, że ciągle staje mi w gardle nie byłam w stanie prawie nic przełknąć. Wypiłam tylko trochę herbaty. Wstałam i zaniosłam naczynia do kuchni. Ledwo ruszoną jajecznice wsypałam do śmietnika a herbatę zostawiłam na stole z myślą, że ją skończę gdy wyjdę spod prysznica. Ruszyłam do łazienki a w połowie drogi poczułam, że mi nie dobrze.

Ledwo udało mi się dobiec do toalety i zwymiotować do ubikacji. W oczach zebrały mi się łzy a ohydna substancja dalej napływała mi do gardła. Miałam wrażenie, że to się nigdy nie skończy a ból głowy pogarszał sytuacje. Gdy po dość długiej chwili spędzonej w tej pozycji wszystko ustało. Zamknęłam klapę od ubikacji i spuściłam wodę. Siadłam na kafelkach osłabiona i przymknęłam oczy czując szczypanie w gardle. Nie wiem jak długo tak siedziałam, nagle po pomieszczeniu rozniosło się pukanie do drzwi.

-Hina wszystko dobrze? -Usłyszałam głos Utau.

-Chyba nie. -Jęknęłam.

-Mogę wejść? -Zapytała zmartwiona.

-Tak. -Utau weszła do środka i kucnęła przede mną przestraszona.

-Matko wyglądasz strasznie co się dzieje?

-Nie wiem źle się czu... -Zaczęłam, ale znów mnie zebrało na wymioty. Utau gładziła moje plecy gdy ja opróżniałam swój żołądek.

-Coś jest nie tak... Chyba muszę iść do szpitala... -Powiedziałam gdy przestałam wymiotować.

-Idę powiedzieć Hidanowi żeby się ubierał zawieziemy cię. -Powiedziała wstają i zniknęła za drzwiami.

Pomału wstałam i podeszłam do umywalki. Przepłukałam wodą usta i mokrą szczoteczką bez pasty, bo czułam, że mięta pogorszy mój stan, przemyłam zęby po czym przepłukałam zimną wodą twarz i dotknęłam mokrymi rękami kark żeby się trochę ochłodzić. Wytarłam się w ręcznik i rozczesałam potargane jak nigdy włosy, po czym zrobiłam warkocza żeby mi nie przeszkadzały, bo podświadomie czułam, że to będzie ciężki dzień.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top