3. To mój obowiązek
Dara: Myślałem, że jesteś w pracy i nie odpiszesz
Ja: Akurat dziś mam wolne ^^
Dara: A to odpoczywasz pewnie
Ja: No można tak powiedzieć
Dara: To znaczy?
Ja: Prawdę mówiąc jak wstałam rano to dopiero co usiadłam.
Dara: Dlaczego?
Ja: Uroki posiadania dzieci ;)
Dara: No tak
Ja: A ty masz dzieci?
Dara: Miałem. Córkę, ale to było dawno.
Ja: Mogę zapytać co się stało?
Dara: Byłem złym ojcem... Długa historia, nie chcę cię nią zamęczać.
Ja: Nie zamęczasz, jestem dobrym słuchaczem, ale jeśli nie chcesz, nie musisz mi mówić, zrozumiem.
Dara: jesteś pewna, że chcesz tego słuchać?
Ja: Gdybym nie chciała, nie zapytała bym.
Dara: No dobrze...
Patrzyłam na ekran wpatrując się w mały napis "Dara pisze" wyczekując niecierpliwie na jego historię a po kilku dość długich minutach przyszła kolejna wiadomość.
Dara: Kiedyś gdy chodziłem do szkoły byłem dość popularny dziewczyny za mną ganiały więc co tydzień miałem inną. Któregoś dnia jedna z nich przyszła do mnie z pozytywnym testem ciążowym. Powiedziała mi, że nie chce mnie zmuszać do związku bo wie jaki jestem. Nie chciała też ode mnie pieniędzy na to dziecko. Po prostu chciała żebym wiedział.
Przez kolejne miesiące patrzyłem jak się zmienia. Mijałem ją na szkolnym korytarzu patrząc na powiększający się brzuch i coraz częściej łapiąc się na zastanawianiu jak ona sobie sama poradzi. Jak to dziecko poradzi sobie bez ojca...
Gdy Amaya była w siódmym miesiącu ciąży zagadałem do niej. Poprosiłem, żeby umówiła się ze mną co z początku odrzucała, jednak po miesiącu moich próśb zgodziła się na spotkanie. Poprosiłem ją wtedy by pozwoliła mi spróbować się nimi zająć. Wiedziałem, że w związkach jestem beznadziejny, ale nie chciałem by mój potomek wychowywał się bez ojca i Amaya to zrozumiała pozwalając mi się do siebie zbliżyć.
Z każdą wolną chwilą spędzoną w jej towarzystwie zdawałem sobie sprawę, że lubię ją i nie chcę już zmieniać dziewczyn jak rękawiczki. Że chcę zostać z nią już na zawsze, więc z nią zostałem... Aż do momentu porodu, który totalnie mną wstrząsnął bo Amaya go nie przeżyła.
Nie wiem jak to się stało, lekarze nie potrafili powiedzieć dlaczego jej serce nagle przestało bić a ja pogrążyłem się w rozpaczy nie chcąc nawet zobaczyć tego dziecka...
Przez pierwsze dwa tygodnie opiekowali się nim rodzice dziewczyny, aż którejś nocy przyśniła mi się Amaya. Patrzyła na mnie smutnym wzrokiem mówiąc, że nasza córeczka mnie potrzebuje i to dało mi siły. Zająłem się małą dając jej na imię Raito wierząc, że będzie moim światłem. I była, niestety tylko przez siedem lat.
Pewnego popołudnia nie mogłem odebrać Raito ze szkoły przez moją pracę, więc poprosiłem o to matkę Amayi. Niestety wracając przechodziły obok banku z którego akurat uciekali uzbrojeni złodzieje. Rai odważnie uczepiła się nogi jednego z nich chcąc uniemożliwić im ucieczkę a on bez skrupułów zastrzelił ją oraz jej babcię... Gdybym to ja ją wtedy odebrał ze szkoły nic by jej się nie stało nie pozwoliłbym na to...
Ja: Nie wiem co mam napisać...
Byłam w totalnym szoku. Wiedziałam, że śmierć dziewczynki nie była winą Dary i totalnie nie rozumiałam dlaczego uważał, że jest złym ojcem.
Dara: Nic nie musisz mówić, po prostu odpowiedziałem na pytanie. A twoje dzieciaki dają ci w kość?
Wiedziałam że Dara zadał pytanie żeby zmienić temat, ale nie miałam mu tego za złe. Rozumiałam, że temat zmarłej córki mógł być bolesny więc nie naciskałam i zaczęłam opowiadać o sobie.
Ja: Mój syn ma dziesięć lat i wstydzi się mnie przed kolegami, ale na szczęście nie sprawia mi większych problemów chodź jest bardzo ruchliwym dzieckiem. Natomiast córka która ma pięć lat to istny aniołek z artystyczną duszą.
Dara: Ha ha dobra powiedzmy, że uwierzyłem XD
Ja: No dobra: syn zwykle jest wredny, zaczyna używać nie stosownych słów i się mnie w ogóle nie słucha, chodź ma dni w których przejawia oznaki dobroci. Córka z kolei w ogóle nie chce jeść i ciągle maluje po ścianach i meblach więc przynajmniej raz w tygodniu muszę je przemalowywać
Dara: No to widzę, że masz kolorowo ;)
Ja: Tak, wesoła rodzinka
Poczułam jak szczypie mnie czubek nosa więc szybko go potarłam wiedząc co się zbliża jednak reakcja była zbyt wolna i w oczach zebrały mi się łzy. Pomrugałam szybko powiekami wstając i wchodząc do domu. Przetarłam powieki i wzięłam głęboki oddech po czym pomału idąc do kuchni napisałam kolejną wiadomość.
Ja: Muszę spadać
Dara: Coś się stało?
Ja: Nie, przypomniało mi się, że coś miałam załatwić
Dara: Rozumiem w takim razie do później ;)
Zablokowałam telefon i położyłam go na blacie w kuchni. Przetarłam twarz dłonią, potrzebowałam się wyłączyć więc wsadziłam w uszy słuchawki, puściłam muzykę na maksymalną głośność i zabrałam się za pranie, odkurzanie i mycie okien.
Jego lazurowe oczy wpatrzone były w moje gdy z uśmiechem wsuwał na mój palec złoty krążek.
-Teraz możesz pocałować pannę młodą. -Powiedział ksiądz a nasze wargi złączyły się w delikatnym pocałunku.
Wokoło rozbrzmiały oklaski i delikatne dźwięki harfy i skrzypiec. Naruto złapał mnie za dłoń i delikatnie pociągnął w stronę parkietu który znajdował się kawałek dalej pod dużym, białym namiotem, przyozdobionym małymi światełkami. Blondyn spojrzał mi w oczy i razem zaczęliśmy wirować w tańcu.
Uśmiechnęłam się do siebie przypominając sobie dawne czasy. Poczułam dotyk na łydce i przestraszona niebezpieczne zachwiałam się na stołku na którym stałam.
-Boruto? Co ty tu robisz? -Zdziwiłam się schodząc ze stołka zostawiając na chwilę na wpół umyte okno.
-Już jest po lekcjach. Nie było cię pod szkołą więc poszedłem do przedszkola gdzie myślałem, że będziesz, ale jak przedszkolanka Himy powiedziała, że jeszcze nie przyszłaś to wziąłem ją i przyprowadziłem do domu. -Mówił chłopiec wyraźnie zmartwiony.
-Wszystko w porządku mamo?
-Przepraszam. Zaczęłam sprzątać i straciłam poczucie czasu. -Powiedziałam przytulając syna, ale ten zaczął się wymykać.
-Mamo dusisz mnie. -Jęknął niezadowolony a do pokoju wpadła Himawari.
-Mamusiu, mamusiu! Wróciliśmy z braciszkiem sami do domu! -Krzyczała skacząc naokoło mnie.
-Widzę skarbie. Wspaniale sobie poradziliście. -Powiedziałam biorąc ją na ręce i całując w czółko.
-Idziemy zjeść obiad? -Zapytał chłopiec a ja skinęłam głową i razem ruszyliśmy do kuchni.
Stałam w tłumie ludzi razem z Sakurą i Sasuke czekając na wyniki głosowania. Zdenerwowana okręcałam na palcu obrączkę i patrzyłam na uśmiechniętego Naruto. Ktoś się przepchnął obok prawie mnie przewracając na szczęście Sasuke miał szybki refleks i podtrzymał mnie.
-Patrz jak idziesz kretynie! Nie widzisz, że jest w ciąży? -Krzyknęła różowa a chłopak który mnie potrącił przyjrzał mi się zielonymi tęczówkami, jego wzrok spoczął na dopiero co rysującym się brzuchu.
-Wybacz, nie zauważyłem, nic ci nie jest? -Zapytał zmieszany.
-Nie, wszystko w porządku. -Uśmiechnęłam się delikatnie.
-Całe szczęście. Muszę iść, jeszcze raz przepraszam. -Powiedział i dalej zaczął przepychać się przez tłum.
-Wynikiem głosowania burmistrzem zostaje pan Naruto Uzumaki! -Usłyszeliśmy głos z głośników.
Widziałam jak Naruto siłą powstrzymał się od podskoczenia z radości. Sakura krzyknęła zadowolone "tak" a na ustach Sasuke pojawił się delikatny uśmiech. Położyłam dłoń na dość małym jeszcze brzuchu głaskając naszą nienarodzoną córeczkę. Byłam szczęśliwa, że udało mu się spełnić jego największe marzenie.
Kolejny wieczór siedziałam samotnie, skacząc po kanałach. Westchnęłam spoglądając na zegarek stojący na komodzie. Było trzydzieści minut po dziesiątej. Złapałam za telefon i włączyłam status "pogadam" i już po chwili ktoś napisał. Rozmowa zaczęła się normalnie jednak po kilku minutach chłopak zaczął rzucać durnymi tekstami więc wyłączyłam aplikacje nie mając dziś ochoty gadać z idiotami.
Od paru dni w ogóle nie widziałam Naruto, właściwie ostatni raz go widziałam w moje urodziny, przy tej nieszczęsnej kłótni, co miało miejsce prawie tydzień temu. Wracał gdy już spałam. A może wcale nie wracał? Sama już nie wiedziałam. Na szczęście ten czas umilał mi Dara z którym rozmawiało mi się jak z nikim innym. Czasem miałam wrażenie jakbyśmy znali się od lat.
Westchnęłam cicho i nagle usłyszałam chrzest w zamku, więc wstałam i skierowałam się do przedpokoju. W drzwiach stanął Naruto. W jednej ręce trzymał kwiaty, tym razem nie z naszego ogródka, drugą ręką opierał się o ścianę.
-Moja żonka czeka na mężusia? -Zapytał z lubieżnym uśmiechem pomału podchodząc do mnie a ja poczułam od niego zapach alkoholu.
-Gdzie byłeś? -Zapytałam patrząc na niego ostrym wzrokiem.
-Spotkanie biznesowe się przedłużyło. -Powiedział przybliżając się do mnie, ale ja zrobiłam krok do tyłu.
-Śmierdzisz alkoholem. -Mruknęłam odwracając się do niego plecami.
-Wypiliśmy tylko po trzy piwka przy papierach. -Powiedział po czym zaczął obcałowywać moją szyję.
-Nie mam ochoty Naruto. -Mruknęłam ruszając do pokoju i z pilotem w dłoni znów siadłam na kanapie.
-To ja ci narobię ochoty. -Powiedział idąc za mną. Klęknął przede mną i zbliżył usta do moich. Odwróciłam głowę w bok, ale on się tym nie przejął i zaczął całować mnie po szyi.
-Naruto przestań, na prawdę nie mam ochoty. -Powiedziałam cicho kładąc mu ręce na klatce i odpychając delikatnie, ale on złapał moje nadgarstki i przycisnął do kanapy. Prosiłam w myślach Boga by znów tego nie robił chodź wiedziałam, że to nic nie da.
-Ja ci jej narobię żonko. -Powtórzył i ugryzł mnie w szyję na co jęknęłam z bólu.
-Widzisz? Już ci się podoba skarbie. -Powiedział puszczając moje nadgarstki i ściągając ze mnie spodnie. Zacisnęłam zęby wiedząc, że to mój obowiązek. Byłam jego żoną a żony zaspokajają potrzeby swoich mężów.
-Lubisz na ostro prawda? -Powiedział zaciskając dłoń na mojej szyi. "To mój obowiązek" powtórzyłam sobie w głowie i zamknęłam oczy starając się myśleć o czymś innym.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top