ROZDZIAŁ 17

#Madara#

Po całej nocy zamartwiania się o Hinatę gdy usłyszałem od Ino, że jej nie znaleźli postanowiłem, że wracam. Miałem gdzieś firmę ojca która najprawdopodobniej, z moją pomocą czy bez, i tak by splajtowała więc gdy tylko Ino przekazała mi rano złe wieści wsiadłem w samolot kierując się w drogę powrotną do domu.

-Nie wiem gdzie jesteś, ale znajdę cię maleńka. -Powiedziałem cicho do siebie patrząc za okno startującego samolotu.

~*~
#Hinata#

Słońce przeniosło się na sam szczyt nieba czym wywnioskowałam, że jest koło południa. Oczy mnie piekły od łez. Starałam się nie myśleć o bólu na łuku brwiowym i o dopiero co zatamowanej krwi cieknącej z nadgarstka.

W brzuchu mi burczało. Byłam potwornie głodna bo ostatnim co zjadłam było niedokończone wczorajsze śniadanie.

Muzyka którą chłopak włączył nim wyszedł leciała w kółko i w kółko doprowadzając mnie do szału. Moje oczy cały czas bezwiednie przykuwane kartką z tekstem piosenki którą zostawił na podłodze opanowały ją już na pamięć.

Zastanawiałam się czy Ino już komuś powiedziała, że zniknęłam. Zawsze mogłam na niej polegać, ale czy domyśli się, że coś mi się stało?

Moja nadzieja, że uda mi się stąd wydostać z minuty na minutę słabła bo niby jak się domyślą, że tu jestem? Nikomu nie powiedziałam, że tu idę. Poczułam na policzku łzę którą szybko starłam sprawiając sobie tym samym ból w pociętym nadgarstku.

Drzwi do pokoju skrzypnęły a moim oczom ukazał się znów Yato. Spięłam się ze strachu, ale starałam się nie pokazać tego po sobie.

-I co laleczko nauczyłaś się piosenki? -Zapytał pomału podchodząc do mnie i bawiąc się nożem.

Nie odpowiedziałam mu zaciskając w złości pięści. Ten usiadł na przeciwko mnie i patrzył na mnie przez chwilę w ciszy. Nóż który obracał między palcami odbijał co jakiś czas promienie słońca oślepiając mnie na krótkie chwile.

-Będziesz śpiewać czy mnie? -Zapytał ostrym tonem a ja przybrałam na twarz maskę pewności siebie i powiedziałam.

-Prędzej umrę.

-Och nie skarbeńku uwierz, że na to nie pozwolę. -Powiedział z wrednym uśmiechem chwytając prawy nadgarstek i przysuwając do niego ostrze. Próbowałam wyrwać rękę, ale był silniejszy.

-Lepiej się nie szarp. Jeszcze niechcący utnę całą rękę a było by szkoda. -Powiedział patrząc mi w oczy.

-Chociaż w sumie ręki do śpiewania nie potrzebujesz prawda? -Zaśmiał się a po moim policzku pociekły łzy.

-To co skarbeńku będziesz śpiewać? -Zapytał znów a ja nie odpowiedziałam.

Przysunął nóż do mojej ręki i pomału przesunął po ciele ostrzem tuż pod ranami zrobionymi rano. Zagryzłam wargę odwracając głowę próbując nie wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Ból był okropny jednak nie mogłam dać się zastraszyć.

Wytrzymam! Jeszcze trochę i Madara mnie znajdzie! Krzyczałam w myślach do siebie samej gdy Yato kolejny raz przyłożył ostrze do mojej ręki. I znowu i jeszcze raz i kolejny.

Łzy ciekły mi po policzkach, ale siedziałam cicho czując jak krew skapywała z mojej ręki w coraz większych ilościach. Zagryziona z bólu warga też zaczęła krwawić a ja poczułam w ustach ohydny metaliczny smak.

Po paru minutach chłopak przestał spoglądając to na moją twarz to na swoje dzieło. Wyglądał na niesamowicie z siebie zadowolonego.

-Widzisz co zrobiłaś? Ubrudziłaś mi podłogę krwią. -Powiedział spokojnie oblizując nóż po czym wstał i bez słowa wyszedł z pokoju.

Ze strachem spojrzałam na swoją rękę. Od nadgarstka do zgięcia łokcia co niecały centymetr rozpościerały się krwawe rany. Na podłodze widniała dość sporych rozmiarów kałuża krwi. Nie potrafiłam opanować szlochu który nagle ogarnął całe moje ciało.

~*~
#Madara#

Gdy w końcu wylądowałem na miejscu od razu wykręciłem numer do przyjaciółki mojej ukochanej.

-Dalej nic. -Jęknęła zamiast powitania.

-A co powiedziała policja? -Zapytałem idąc szybkim krokiem w dobrze znanym mi kierunku.

-Zaczęli poszukiwania niestety nie na żadnych śladów więc będzie ciężko coś ustalić. Komórka Hinaty najprawdopodobniej została zniszczona bo nie da się jej namierzyć. -Westchnęła cicho.

-Nie martw się ja mam swoje sposoby znajdziemy ją. -Powiedziałem machając na taksówkę która się przede mną zatrzymała.

-Mam nadzieję. -Usłyszałem jeszcze nim nacisnąłem czerwoną słuchawkę i wsiadłem do pojazdu.

~*~
#Hinata#

Słońce powoli zbliżało się ku zachodowi gdy w pokoju znów pojawił się Yato. Nie miałam już na nic siły głód i ból ręki odbierał mi chęć do życia.

Chłopak podszedł do mnie i rzucił na wyschniętą już kałużę krwi poszarzałe prześcieradło. Uśmiechnął się do mnie kpiąco.

-Nie możemy pozwolić żeby podłoga się jeszcze bardziej ubrudziła. -Powiedział po czym usiadł naprzeciwko mnie.

-Namyśliłaś się skarbeńku? Nagrasz ze mną tą płytę? -Zapytał bawiąc się nożem.

-Nigdy. -Warknęłam a ten westchnął jakby zwiedzony.

-Nie chcę tego robić, ale nie dajesz mi innego wyboru. -Powiedział po czym wsunął nóż pod prawy rękaw i rozciął go na pół odsłaniając moje ramię.

-Tym razem zaczniemy od góry. -Powiedział z wrednym uśmiechem przysuwając ostrze do mojego ramienia.

Zacisnęłam zęby i pięści z bólu a on niewzruszony kontynuował swoje dzieło. Centymetr za centymetrem nacinając moją skórę a ja modliłam się żeby to się skończyło. Czułam jak krew spływająca mi po ręce odbiera mi siłę. Byłam pewna, że to już koniec.

Wykrwawię się tu na śmierć. Przeszło mi przez głowę.
W imię czego? W imię muzyki... W imię sławy... Umrzesz tu w tym miejscu głupia piosenkareczko. Dudniło mi w głowie. Zamknęłam oczy nie mogąc dłużej znieść tego okropnego bólu.

~*~
#Madara#

Wysiadłem z taksówki przed dużym białym domem i szybko pokierowałem się do drzwi mijając mnóstwo drzew i krzewów posadzonych z polecenia właściciela domu.

Nerwowo kilka razy wcisnąłem dzwonek do drzwi w których stanęła czerwonowłosa dziewczyna.

-Jest w domu? -Zapytałem przechodząc obok niej nie racząc nawet się przywitać. Dziewczyna leniwie poprawiła okulary które zsunęły jej się z nosa i ruszyła przez hol.

-Nie będzie zadowolony, że przychodzisz bez zapowiedzi. -Westchnęła a ja przewróciłem oczami.

-Gdyby sprawa nie była poważna uwierz Karin, że by mnie tu nie było. -Powiedziałem idąc za dziewczyną. Ta tylko westchnęła i zatrzymała się przed białymi drzwiami po czym trzy razy w nie zastukała.

-Zaczekaj tu chwile. -Powiedziała po czym weszła do pomieszczenia zostawiając uchylone drzwi przez co usłyszałem co mówi.

-Ma pan gościa. -Męski głos wymruczał coś niezadowolony czego nie zrozumiałem po czym odparł już normalnym głosem.

-Wpuść go. -Sekundę później w drzwiach znów stanęła dziewczyna wpuszczając mnie do środka.

-Co cię znowu tu sprowadza Madaro? -Zapytał mężczyzna siedzący w fotelu przed telewizorem. Po jego dłoni wił się młody pyton królewski.

-Musisz mi pomóc. Nie myślałem, że tak szybko będę musiał tego użyć, ale Hinata zniknęła.

-Ach rozumiem. Czyli oświadczyłeś się jej jak widać w odpowiednim momencie. -Rzekł wstając z fotela i kładąc węża na szklanym stole.

Skinąłem tylko głową a on ruszył przodem prowadząc mnie po schodach w dół do piwnicy.

-Swoją drogą nie lepiej było jej dać sygnet taki jak ma każdy z Akatsuki? Musiałeś się jej oświadczać? -Zapytał włączając światła i ukazując moim oczom pełny szpiegowski sprzęt.

-Oświadczyłem się jej bo ją kocham a to, że poprosiłem cię byś umieścił w pierścionku nadajnik jak w naszych sygnetach to inna sprawa. -Powiedziałem niecierpliwie czekając aż uruchomi to cholerstwo i znajdzie moją Hinatę.

-Och niech będzie. Nie wściekaj się tak. To chwilę potrwa usiądź sobie. -Powiedział siadając przed jednym z komputerów i zaczynając klikać w klawiaturę.

Nie chciałem siadać nie mogłem siedzieć spokojnie nie wiedząc co się z nią dzieje. Zacząłem nerwowo spacerować po pomieszczeniu w te i z powrotem.

Po jakimś czasie który wydawał się trwać wieczność w końcu usłyszałem słowa na które czekałem.

-Mam ją. -Usłyszałem zadowolony głos mężczyzny. Podszedłem do ekranu patrząc na migającą czerwoną kropkę na jednej z ulic.

-Daj telefon przęśle na niego dane z komputera. -Nie trzeba było mi dwa razy powtarzać. Szybko podałem mu komórkę a po chwili dostałem ją z powrotem. Na środku ekranu migała czerwona kropka.

-Jej nadajnik jest lepszy niż te wasze. Wiesz technologia poszła do przodu. Nie dość że wiemy gdzie aktualnie się znajduje to dodatkowo mierzy jej tętno i uderzenia serca. -Pokazał cyfry na ekranie.

-Niby żyje, ale trochę z nią słabo więc radzę się pośpieszyć jak chcesz zdążyć.

-Dzięki Orochimaru. -Powiedziałem tylko po czym szybkim krokiem ruszyłem do wyjścia.

Szybko opuściłem dom wykręcając numer Nagato. Chłopak odebrał po drugim sygnale.

-Co jest stary? Masz coś? -Usłyszałem głos kumpla w słuchawce.

-Orochimaru ją namierzył. Wyśle ci sms'em ulice. Niech Konan zawiadomi jej przyjaciółki ze szkoły i rodziców, ty zdzwoń resztę zespołu. Nie możemy dać uciec temu kto ją przetrzymuje.

-Jasne. -Usłyszałem po czym w słuchawce rozbrzmiał dźwięk przerwania połączenia. Napisałem adres i wysłałem go wiadomością zbiorową do wszystkich z zespołu po czym szybko ruszyłem za kropką na mapie.

Po jakichś dziesięciu minutach dotarłem do obskurnej ulicy. Westchnąłem cicho w tym miejscu mieszkają sami recydywiści albo chorzy psychicznie ludzie.

Wpatrzyłem się jeszcze raz na czerwoną coraz słabiej migającą kropkę.

-Jesteś już. -Usłyszałem znajomy głos i podniosłem wzrok na Kakuzu i Hidana wychodzących z uliczki.

-Przeszliśmy się tamtędy. -Skrzywił się Kakuzu wskazują na ulice z której wyszli.

-Ale nic podejrzanego nie zauważyliśmy. -Dokończył za niego Hidan a ja skinąłem głową.

-Wiecie gdzie jest reszta? Kiedy się zjawią? -Zapytałem patrząc na słabe bicie serca rejestrowane przez nadajnik.

-Sasori i Deidara powinni zjawić się za chwilę. Byli dość blisko gdy dostaliśmy wiadomość z ulicą. -Odezwał się Kakuzu.

-Nagato i Konan powinni być za pięć minut. -Dodał Hinad.

-Dobrze czekamy na tą czwórkę i ruszamy. -Powiedziałem denerwując się.

Zdałem sobie sprawę, że słońce już prawie zaszło ustępując miejsce nocy. Bałem się tego co tam zastane nie wiedziałem czego mam się spodziewać.

Po paru minutach pojawił się Nagato z Konan a sekundę później z drugiej strony przyszedł Deidara z Sasorim a ja bez słowa ruszyłem za czerwoną kropką z telefonu.

-Konan słuchaj zostaniesz na ulicy w razie jakby ktoś jeszcze z naszych przyszedł nim wyjdziemy żeby wiedział gdzie iść. -Powiedziałem niepewny czy się zgodzi.

-Jasne. -Powiedziała tylko.

-Mam jeszcze prośbę. -Powiedziałem odrywając wzrok od telefonu.

-Najprawdopodobniej ona ledwie żyje zadzwonisz po karetkę?

-Oczywiście. Pośpieszcie się i uważajcie na siebie. Nie macie nic do obrony oprócz pięści. -Powiedziała gdy zatrzymałem się przed jednymi z obskurnych drzwi.

Skinąłem głową w podziękowaniu i machnąłem na chłopaków naciskając klamkę która oczywiście nie ustąpiła. Westchnąłem zrezygnowany, że ciche wejście jednak odpada.

Spojrzałem w już czarne niebo i nagle zza drzwi usłyszałem przeraźliwy krzyk. Wiedziałem czyj jest ten krzyk. Zacisnąłem w złości pięści wziąłem zamach i z buta wszedłem do środka.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Bang!

Postanowiłam, że jednak rozciągnę to i zrobię jeszcze jeden rozdział przytrzymując was w niepewności, ale myślę, że do jutra wytrzymacie.

Zła ja XD
A może chcę to po prostu przeciągnąć bo się przyzwyczaiłam do tego opowiadania?
No nie ważne...

Dzięki że jesteście
Kocham was
Do jutra
Bayo

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top