ROZDZIAŁ 2
Po trzech godzinach lampka nad drzwiami za którymi była Hinata w końcu zgasła. Jako pierwsza wyszła lekarka o blond włosach i brązowych oczach.
-Pan z rodziny? -Zapytała patrząc na mnie podejrzliwie.
-Narzeczony. -Odpowiedziałem krótko bojąc się usłyszeć tego co chciała mi powiedzieć.
-Rozumiem. Stan pańskiej narzeczonej jest stabilny. Straciła na prawdę ogromną ilość krwi więc dopóki jej nie uzupełnimy niech pan nawet nie liczy, że się obudzi, ale myślę, że stan fizyczny powinien wrócić do normy do dziesięciu dni. -Powiedziała zmęczonym głosem.
-Dziękuję. Czy mogę ją zobaczyć? -Zapytałem z nadzieją.
-Tak. Może pan do niej wejść, ale nie na długo. Niech pan pójdzie do domu się przespać mamy już środek nocy. -Powiedziała z delikatnym uśmiechem otwierając mi drzwi i odchodząc.
Pomału wszedłem do środka i spojrzałem na nią. Leżała nieprzytomna. Na czole miała dość duży plaster. Bandaże okalały jej prawą rękę od nadgarstka po samo ramię. Westchnąłem smutno i podszedłem do niej pomału. Siadłem na krześle które stało przy łóżku i delikatnie złapałem ją za dłoń.
-Przepraszam maleńka. To wszystko moja wina nie powinienem wyjeżdżać. Powinienem zostać z Tobą, powinienem nie pozwolić ci nagrać tych piosenek. -Wyszeptałem smutno.
Przypomniało mi się, że obiecałem poinformować resztę zespołu gdy coś będę wiedział więc wyjąłem telefon i napisałem krótką wiadomość.
"Jej stan jest stabilny, ale przez parę dni będzie nieprzytomna."
Wysłałem tę wiadomość do całego zespołu oraz Ino i Tenten po czym wstałem i chodząc w tę i z powrotem po sali wykręciłem numer do matki Hinaty. Po paru sekundach usłyszałem głos jej ojca w słuchawce.
-Moja żona właśnie zasnęła zaraz przyjadę do szpitala. -Powiedział po czym się rozłączył. Westchnąłem tylko i znów usiadłem przy łóżku łapiąc ją za dłoń. Nawet nie zauważyłem kiedy moja głowa opadła na materac tuż obok jej dłoni.
Poczułem jak ktoś szturcha mnie w ramię. Podniosłem głowę patrząc na ojca Hinaty.
-Rozmawiałem z lekarką. Wszystko mi powiedziała. Teraz się nie obudzi. Jedź do domu. Zjedz coś, wykąp się i prześpij. Dobrze ci to zrobi a ona i tak tego nie zauważy. Wrócisz tu rano. -Powiedział spokojnie.
-Chyba ma pan rację. -Westchnąłem cicho. Chciałem być przy niej, ale nie było sensu się z nim kłócić, byłem zmęczony. Spojrzałem na nią jeszcze na krótką chwilę pocałowałem delikatnie jej czoło i wyszedłem kierując się do domu.
Prawdę mówiąc nie wiem jak dotarłem do domu. Byłem jakby w jakimś transie. Wszystko widziałem jak bym brodził w gęstej mgle. Ciągle przed oczami miałem widok mojego skarba leżącego we krwi z ręką przykutą do grzejnika i uśmiechniętą gębę tego skurwysyna.
Wszedłem do domu a zapach jej perfum roznoszący się po pomieszczeniu sprawił, że przez sekundę miałem wrażenie, że to był tylko zwykły sen, że zaraz wyjdzie z kuchni i przytuli mnie na powitanie.
Zdjąłem buty i ruszyłem do kuchni. Włączyłem wodę w czajniku i otworzyłem lodówkę. W garnku było trochę zupy więc wyjąłem go z lodówki i postawiłem na gazie po czym siadłem przy stole czekając aż się zagrzeje.
Gdzie nie odwróciłem wzroku leżały jej rzeczy. Na stole błyszczyk, na krześle bluza, na kanapie jej ulubiony koc.
Uwielbiała chodzić po domu w bieliźnie a gdy robiło jej się zimno brała ten koc i zawijała się w niego biegając na boso i nucąc nasze piosenki.
Piosenki... Właśnie... Gdy jej tu nie ma jest tak strasznie cicho. Przeszło mi przez głowę. Nie mogłem znieść tej ciszy doprowadzała mnie do szału. Wstałem po gitarę i patrząc w okno zacząłem cicho śpiewać.
Mogę być twardy
Mogę być silny
Ale z Tobą, wcale tak nie jest
Jest facet
Którego to gówno obchodzi
Za tą ścianą
Ty po prostu przez nią przechodzisz
I pamiętam te wszystkie szalone rzeczy, które powiedziałaś
Zostawiłaś je biegające po mojej głowie
Zawsze tam jesteś
Jesteś wszędzie
Ale teraz chciałbym żebyś była tutaj
Wszystkie szalone rzeczy, które zrobiliśmy
Nie myśleliśmy o tym, po prostu to robiliśmy
Zawsze tam jesteś
Jesteś wszędzie
Ale teraz chciałbym żebyś była tutaj
Cholera, cholera, cholera
Co ja bym dał, żebyś była
Tutaj, tutaj, tutaj
Chciałbym żebyś była tutaj
Cholera, cholera, cholera
Co ja bym dał, żebyś była
Blisko, blisko, blisko
Chciałbym żebyś była tutaj
Kocham to, jaka jesteś
To kim jestem ja
Nie trzeba mocno się starać
Zawsze mówimy
Jak jest naprawdę
A prawda jest taka,
że naprawdę tęsknię
Wszystkie szalone rzeczy, które powiedziałaś
Zostawiłaś biegające po mojej głowie
Zawsze tam jesteś
Jesteś wszędzie
Ale teraz chciałbym żebyś była tutaj
Wszystkie szalone rzeczy, które zrobiliśmy
Nie myśleliśmy o tym, po prostu to robiliśmy
Zawsze tam jesteś
Jesteś wszędzie
Ale teraz chciałbym żebyś była tutaj
Cholera, cholera, cholera
Co ja bym dał, żebyś była
Tutaj, tutaj, tutaj
Chciałbym żebyś była tutaj
Cholera, cholera, cholera
Co ja bym dał, żebyś była
Blisko, blisko, blisko
Chciałbym żebyś była tutaj
Nie, nie chcę odpuścić
Chcę żebyś wiedziała,
Że nigdy nie zamierzam odpuścić, odpuścić
Odpuścić, oh, oh
Cholera, cholera, cholera
Co ja bym dał, żebyś była
Tutaj, tutaj, tutaj
Chciałbym żebyś była tutaj
Cholera, cholera, cholera
Co ja bym dał, żebyś była
Blisko, blisko, blisko
Chciałbym żebyś była tutaj
Cholera, cholera, cholera
Co ja bym dał, żebyś była
Tutaj, tutaj, tutaj
Chciałbym żebyś była tutaj
Cholera, cholera, cholera
Co ja bym dał, żebyś była
Blisko, blisko, blisko
Chciałbym żebyś była tutaj
Westchnąłem cicho słysząc że woda w czajniku się już zagotowała. Odłożyłem gitarę. Zalałem herbatę po czym zjadłem zupę która też już była ciepła i z kubkiem pełnym herbaty oraz jej ulubionym kocem ruszyłem do sypialni.
Włączyłem radio a w głośnikach rozbrzmiała akurat nasza piosenka. Uśmiechnąłem się delikatnie słysząc delikatny głos Hinaty zmieszany z moim. Upiłem parę łyków herbaty po czym położyłem się wtulając twarz w koc który pachniał Hinatą. Wyobraziłem sobie, że leży obok mnie i odpłynąłem.
Duży, czarny pokój a pośrodku niego stoi Hinata w białej letniej sukience. Patrzy na mnie i się uśmiecha. Wyciąga w moją stronę dłoń. Chcę do niej podejść, ale nie mogę się ruszyć. Nagle z jej twarzy znika uśmiech. Na jej ręce pojawiają się rany z których zaczyna kapać krew. Na twarzy pojawia się grymas bólu a z oczu zaczynają kapać krwawe łzy.
-Pomóż mi proszę... -Mówi błagalnym głosem po czym bezwiednie upada na podłogę która wypełnia się krwią. Nie mogę się ruszyć czuje jakbym był związany. Nagle nad Hinatą pojawia się Yato.
Ręce ma umazane krwią a w jednej trzyma duży nóż z którego kapie krew. Z jego ust wydobywa się diabelski śmiech. Unosi nóż do góry a ten błyszczy odbijając światło księżyca. Robi zamach i wbija nóż Hinacie w brzuch. Słyszę jej krzyk i przerażony opadam na kolana.
-Nie! -Zerwałem się z łóżka zlany potem. Mój oddech był przyspieszony a serce łomotało jak oszalałe. Wytarłem dłonią pot z twarzy i opuściłem stopy na podłogę. Spojrzałem na zegarek który pokazywał siódmą piętnaście. Westchnąłem cicho wstając.
Ubrałem się po czym zszedłem do kuchni. Naszykowałem sobie śniadanie, szybko je zjadłem i nie zabierając ze sobą ani telefonu ani portfela wyszyłem z domu kierując swoje kroki w stronę szpitala.
Korytarze budynku były prawie puste. Kierując się do pokoju w którym była Hinata spotkałem tylko jednego lekarza i sprzątaczkę którym z grzeczności skinąłem głową.
Gdy wszedłem do pokoju zobaczyłem ją leżącą tak jak wczoraj. Z rękami równo ułożonymi wzdłuż ciała na kołdrze. Siadłem na krześle i delikatnie chwyciłem jej dłoń. Była lodowata więc uniosłem obie ręce wyciągając spod nich kołdrę i okryłem ją dokładnie.
-Aleś tu zmarzła. -Powiedziałem cicho znów siadając na krześle. Pogładziłem delikatnie jej policzek.
-Później przyniosę ci twój koc żeby nie było ci zimno. -Po tych słowach zamilkłem na chwilę. Po paru minutach do pokoju weszła lekarka która wczoraj ze mną rozmawiała.
-Och ty już tutaj? -Zapytała trochę zaskoczona.
-Nie mogłem spać. -Westchnąłem a kobieta skinęła głową na znak, że rozumie.
-Muszę cię przeprosić chciałam sprawdzić jak jej rany. -Powiedziała podchodząc bliżej i kładąc tacę z bandażami na stoliku obok. Posłusznie wstałem zwalniając jej miejsce na krześle.
Pomału rozwinęła jej rękę na której zobaczyłem liczne blizny. W wielu miejscach były pozszywane.
-Ile ich jest? -Zapytałem nie wiedząc czy chcę usłyszeć odpowiedź.
-Na samej ręce prawie trzydzieści. -Powiedziała smutno.
-Powinienem zatłuc tego skurwysyna. -Warknąłem wściekły.
-Zemsta nic by nie dała. Musi się pan teraz zająć narzeczoną. Będzie potrzebowała pomocy. Bo rany te które widać na ciele są niczym w porównaniu z tymi które powstały w jej umyśle. -Powiedziała przerywając na chwilę swoje obowiązki i spoglądając mi w oczy.
-I myślę, że panu też przydałaby się pomoc. Takie rzeczy potrafią odbić się na psychice człowieka. -Patrzyła na mnie a ja tylko skinąłem głową a ona wróciła do ręki Hinaty.
-Zostaną blizny? -Zapytałem mając nadzieję, że zaprzeczy.
-Postaramy się jak najbardziej je zniwelować, ale na pewno część zostanie. -Powiedziała łapiąc z tacy tubkę z jakimś kremem.
-To maść zapobiegająca powstawaniu blizn. Podobno najlepsza na rynku. Trzeba ją smarować co cztery godziny. Niestety nie mogę tu przychodzić tak często. Mam też masę innych pacjentów. -Spojrzała znów na mnie.
-Mogę to robić. -Powiedziałem szybko a ta skinęła głową uśmiechając się delikatnie.
-Więc patrz dokładnie. -Powiedziała wyciskając na dłoń trochę przezroczystej mazi i pomału wsmarowując ją w rękę Hinaty po czym delikatnie zawinęła ją bandażem.
-Spróbujesz z udem? -Zapytała podając mi gumowe rękawiczki. Skinąłem głową. Założyłem rękawiczki i pomału słuchając jej wskazówek opatrywałem Hinacie rany.
-Bardzo dobrze. No i skończone. -Uśmiechnęła się wstając.
-Zostawiam ci bandaże a gdyby się skończyły poproś o więcej pielęgniarkę. Będę zaglądać rano i wieczorem, ale gdyby coś cię niepokoiło możesz poprosić żeby mnie wezwano. -Powiedziała a ja skinąłem głową na znak, że rozumiem po czy kobieta wyszła. Siadłem na krześle i chwyciłem jej dłoń po czym zanurzyłem się w myślach.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Robaczki kochane!
Planowałam dodawać rozdziały tylko w poniedziałki, ale tak mnie jakoś naszło, że dodaję go już dziś ^^
Cieszcie się i dajcie znać w komach co o nim myślicie ^^
Dzięki, że jesteście i do następnego!
Bayo :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top