ROZDZIAŁ 19
Proponuję przed zaczęcuem czytania zaopatrzyć się w chusteczki...
~*~*~*~*~*~
Następnego dnia rano dostałam wiadomość od mamy przyjaciółki. Przestraszona szybko jej odpisałam i pokazałam wiadomość Madarze.
Madara skinął głową i oboje zaczęliśmy się ubierać a po trzydziestu minutach już staliśmy przy łóżku Utau. Byłam przerażona, jej zawsze uśmiechnięta buzia pokazywała ból a ja nie wiedziałam co zrobić. Siadłam obok niej i złapałam jej dłoń próbując jej jakoś dodać siły.
-Kazałam Hidanowi iść do domu się przespać. Całą noc przy niej siedział zmieniając jej okłady. -Usłyszałam głos mamy dziewczyny.
-Niedługo znowu stanie na nogi proszę się nie martwić. -Powiedział Madara a ja uwierzyłam w to jak głupia.
Trzy dni później jej stan praktycznie się nie zmienił a nawet i pogorszył. Gorączka przeszła, ale co chwile dostawała ataków kaszlu tak mocnych, że miała problemy z oddychaniem.
Jej blada jak papier skóra i podkrążone oczy mówiły jedno: nie jest dobrze.
Byłam przerażona nie mogłam jej stracić. Była moją bratnią duszą. To ona pomogła mi się pozbierać po tym co zrobił mi Yato. Ona przywróciła mi wiarę w ludzi, w lepsze jutro. Siedziałam na brzegu jej łóżka modląc się w duchu żeby nie odchodziła podświadomie zdając sobie sprawę, że to nic nie da.
Dlaczego Bóg zawsze zabiera to co jest dla nas najważniejsze? myślałam czując jak w oczach zbierają mi się łzy których nie mogłam powstrzymać.
-Hinata... -Usłyszałam jej cichy głos. Na sekundę spojrzałam w oczy Hidanowi który siedział z drugiej strony łóżka trzymając jej dłoń po czym wpatrzyłam się w bladą twarz przyjaciółki.
-Musisz mi coś obiecać. -Powiedziała odsuwając na chwilę od twarzy maskę z tlenem a ja skinęłam głową żeby mówiła dalej.
-Zaśpiewaj dla mnie na moim pogrzebie. -Powiedziała cichutko a z moich oczu wypłynęły do tej pory powstrzymywane łzy. Pokręciłam przecząco głową błagając żeby się nie żegnała. Jeszcze nie teraz. Jeszcze nie byłam gotowa.
Hidan wstał przewracając swoje krzesło. Podszedł do okna a ja czułam z daleka jego ból. Usłyszałam jak uderza pięścią w ścianę wyładowując emocje.
-Hinata proszę obiecaj mi. -Powiedziała słabym głosem. Położyłam głowę na jej ramieniu szlochając.
-Nie odchodź. Błagam nie zostawiaj mnie. -Po pokoju rozniósł się dziewczęcy głos. Wydawał mi się znajomy, ale nie mogłam sobie przypomnieć do kogo on należał. Podniosłam głowę rozglądając się czyje to były słowa, ale gdy zobaczyłam zszokowany wzrok Hidana i uśmiech na twarzy Utau zrozumiałam, że to ja powiedziałam te słowa.
-Nie odchodź. -Powtórzyłam upewniając sama siebie, że to faktycznie były moje słowa.
-Teraz już sobie poradzisz. -Uśmiechnęła się do mnie odgarniając mi za ucho kosmyk włosów a ja nie mogłam opanować szlochu.
-Hidan przepraszam. -Powiedziała ledwo słyszalnie przenosząc wzrok na niego a chłopak z łzami w oczach do niej podszedł.
-Księżniczko za co ty mnie przepraszasz. -Złapał za jej rękę całując ją delikatnie.
-Za to, że cię zostawiam. Na prawdę wierzyłam, że wyzdrowieje i wszystko będzie dobrze. Jak widać czasem wiara nie wystarcza. -Skrzywiła się zapewne przez kolejną fale bólu a po sali znów rozniósł się jej kaszel. Hidan przyłożył jej maskę z tlenem do twarzy, ale ona po chwili znów ją odsunęła.
-Ale pamiętaj, że zawsze będę cię kochać. -Powiedziała cichutko gdy uspokoiła oddech. Wytarła łzę z jego policzka po czym spojrzała jeszcze na mnie.
-Was wszystkich. -Uśmiechnęła się delikatnie i przyłożyła maskę do twarzy. Jej oczy delikatnie się rozszerzyły. Otworzyła usta usilnie prubując złapać powietrza. W jej oczach zobaczyłam strach. Ścisnęłam delikatnie jej dłoń a jej szaro niebieskie oczy zgasły.
-Nie, nie, nie! -Zaczęłam krzyczeć gdy aparatura do której była podłączona zaczęła piszczeć. Moje oczy zaszły łzami aż tak, że nic wokoło nie widziałam.
Usłyszałam jak do pomieszczenia wpadają jacyś ludzie. poczułam silne ramiona Madary a z mojego gardła wydobywał się coraz głośniejszy krzyk.
-Nie odchodź! Nie możesz! -Płakałam w ramionach Madary. Poczułam ukłucie w ramie a już po chwili jak słabnę tracąc kontrole nad własnym ciałem a przed oczami miałam już tylko ciemność.
Siedziałem na korytarzu przed salą Utau. Hinata razem z Hidanem praktycznie nie wychodzili ze szpitala od trzech dni.
-Błagam niech pan coś zrobi. -Słyszałem szlochającą matkę Utau rozmawiającą z lekarzem.
-Już nic się nie da zrobić. Chemioterapia tak bardzo wyniszczyła jej organizm, że nie potrafi walczyć ze zwykłym przeziębieniem. Na prawdę mi przykro, ale pani córka umiera. Najlepiej będzie jeśli się pani pożegna. -Powiedział smutnym głosem lekarz.
-Nie, nie, nie! -Nagle z sali obok usłyszałem krzyk i ten okropny piszczący dźwięk oznajmiający zatrzymanie akcji serca.
Wpadłem do sali a zaraz za mną matka Utau i jej lekarz. Hinata stała nad łóżkiem wylewając strumienie łez i krzycząc. Objąłem ją rękami próbując załagodzić żal po stracie przyjaciółki.
-Nie odchodź! Nie możesz! -Krzyczała a ja nie wiedziałem co powinienem czuć. Szczęście, że zaczęła mówić czy rozpacz po stracie przyjaciółki.
Lekarz wbił Hinacie igłę w ramię wstrzykując coś a po chwili moja ukochana opadła z sił i zasnęła. Matka Utau szlochała cicho patrząc na nią z daleka i zasłaniając usta dłonią nie dowierzając, że to się stało a Hidan dalej siedział obok trzymając dłoń dziewczyny.
Nie bardzo wiedziałem co robić. Nie mogłem tak zostawić Hinaty, ale wiedziałem, że Hidan też potrzebuje teraz wsparcia. Wziąłem Hinatę na ręce i wyszedłem z sali sadzając ją na krześle. Wykręciłem numer do Deidary a po dwóch sygnałach odebrał.
-Potrzebuje pomocy. Twojej i Ino. -Powiedziałem zamiast przywitania.
-Jasne zaraz będziemy. -Usłyszałem w słuchawce. Westchnąłem chowając telefon do kieszeni i siadając obok ukochanej. Po zaledwie dziesięciu minutach na korytarzu pojawił się Deidara z Ino.
-Co się stało? -Zapytała dziewczyna patrząc zmartwiona na Hinatę.
-Dostała coś na uspokojenie i zasnęła. Zabierzecie ją do domu? Muszę zająć się Hidanem. Utau... -Nie potrafiłem dokończyć zdania, ale nie musiałem bo oni zrozumieli. Ino zasłoniła usta dłonią a po jej policzku spłynęła samotna łza. Wszyscy pokochaliśmy Utau. Dei westchnął smutno obejmując dziewczynę.
-Jasne zajmiemy się nią idź do Hidana. -Powiedział smutno Deidara.
-Dzięki, jakby się obudziła to dzwoń. -Powiedziałem i pochyliłem się nad dziewczyną całując jej czoło. Chłopak skinął głową po czym wziął ją na ręce i ruszył do wyjścia a ja wszedłem do sali do załamanego Hidana.
Podniosłam powieki i wpatrzyłam się w sufit. Oczy piekły mnie niesamowicie od płaczu. Nie do końca wiedziałam gdzie jestem. Pamiętam tylko jak krzyczałam nad jej łóżkiem żeby nie odchodziła a później była już tylko ciemność.
Musisz mi coś obiecać. Zaśpiewaj dla mnie na moim pogrzebie. -Słyszałam w głowie słowa Utau jakby siedziała tuż obok mnie, jakby dalej żyła. Nie potrafiłam tego zrozumieć. Nie mogłam pojąć jak to się mogło stać. Dlaczego? Przecież wszystko było już dobrze. Przecież wyleczyła raka. Siadłam na łóżku rozglądając się po pomieszczeniu. Byłam w swojej sypialni.
Hinata proszę obiecaj mi. -Wstałam z łóżka. Podeszłam do biurka i siadając przy nim wzięłam notes i zaczęłam pisać. Nie miałam pojęcia co pisałam, moja ręka jakby żyła swoim życiem pisząc za mnie. Słyszałam czyjąś rozmowę na schodach, ale jakoś nie interesowało mnie kto tam rozmawiał i o czym. Po prostu pisałam.
-Hina wstałaś już? -Usłyszałam w drzwiach sypialni niepewny głos Ino, ale nie zwróciłam na nią uwagi. Musiałam to napisać. Musiałam skończyć.
-Hinata skarbie... -Zaczęła, ale jej przerwałam.
-Wyjdź. Chce być sama. -Powiedziałam sama się dziwiąc z jaką łatwością mi to przyszło. Jakbym wcale nie przestała się odzywać na ponad pół roku.
-O matko ty mówisz. -Powiedziała zdziwiona a ja tylko prychnęłam sama nie wiem czemu. Widocznie Madara nic jej nie powiedział.
-Ino proszę cie wyjdź. Chce być chwile sama. -Powiedziałam nie przerywając pisania. Jeszcze przez parę minut czułam na sobie jej zszokowane spojrzenie a po chwili zamykane drzwi i ciche kroki na schodach.
Nie mam pojęcia ile tak siedziałam raz po raz wykreślając i pisząc kolejne słowa. Na podłodze co rusz lądowały nowe pokreślone i pomięte kartki. Po dość długim czasie gdy ręka zaczęła mnie niesamowicie bolec odłożyłam długopis. Poczułam mokre ślady na policzkach więc wytarłam je szybko, ale do oczu napłynęły kolejne wybuchnęłam płaczem rzucając się na łóżko. Wrzasnęłam przyciskając sobie poduszkę do twarzy. Musiałam wyrzucić z siebie te złe emocje.
Po chwili gdy się uspokoiłam, pomału zeszłam na dół do kuchni. Już na schodach usłyszałam jak Deidara kłóci się z Ino westchnęłam cicho i weszłam do pokoju.
-Nie kłóćcie się z mojego powodu. -Powiedziałam stojąc w progu.
-Hina myślałam... -Zaczęła, ale chyba nie wiedziała co powiedzieć bo zamiast skończyć podeszła przytulając mnie mocno.
-Przepraszam, że cię wygoniłam musiałam trochę pobyć sama. -Powiedziałam tuląc ją do siebie i ledwo powstrzymując znów napływające do oczu łzy.
-To ja zrobię herbaty. -Mruknął Dei a my się od siebie oderwałyśmy. Westchnęłam smutno i obie podeszłyśmy do stołu barowego siadając na wysokich krzesłach.
-Gdzie jest Madara?
-Został z Hidanem. -Powiedział Deidara patrząc na mnie smutnym wzrokiem.
-Rozumiem. -Westchnęłam spuszczając głowę. Po chwili chłopak znów się odezwał.
-Hinata... Wiem, że to nie najlepsza pora... Ale dobrze cię znów usłyszeć.
-Dzięki. -Uśmiechnęłam się delikatnie odbierając od chłopaka kubek z gorącym napojem.
-Nie mogę w to uwierzyć. -Powiedziałam pod nosem czując jak po policzkach znów leją mi się łzy.
Nigdy nie widziałem Hidana w takim stanie. Nie wiedziałem jak mu pomóc. Lekarze zabrali ciało Utau gdzieś gdzie nie pozwolili nikomu z nas wejść więc zabrałem go do domu. Gdy wszedł do środka zobaczyłem jak po jego policzkach ciekną łzy. Znałem go na prawdę długo, ale pierwszy raz widziałem jak płacze. Bez słowa ruszył do okna. Otworzył je siadając na parapecie i obserwując deszcz który właśnie zaczął padać.
Niebo razem z nami opłakiwało jej śmierć. Krople rozbijały się na chodniku wystukując żałobną melodię której nikt z nas nie miał ochoty słuchać. Zastanawiałem się co mógłbym mu powiedzieć. Co ja bym chciał usłyszeć gdybym stracił najbliższą mi osobę. Gdyby Hinate pół toku wstecz nie dało się uratować, ale wiedziałem, że na prawdę nic nie będzie w stanie złagodzić tego bólu przez długi, długi czas.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top