ROZDZIAŁ 1

Świat stanął w miejscu a ja tkwiłem nad ciałem miłości mego życia. Błagałem w duchu żeby nie odchodziła. Nie potrafiłem wyobrazić sobie bez niej życia. Jak przez mgłę słyszałem sygnał karetki podjeżdżającej pod dom oraz wołanie Hidana żeby się pośpieszyli.

Odsunęli mnie od niej. Podłączyli do jej poranionego ciała jakieś kable. Z kroplówki kapała krew starając się uzupełnić jej braki. Krzyczeli coś jeden przez drugiego.

-Przynieście defibrylator! Nie mamy jej jak stąd zabrać bo jest przykuta! -Usłyszałem jednego z medyków i zacisnąłem pięści.

-Zabije gnoja jeśli ona umrze. -Warknąłem wychodząc z pomieszczenia. Na korytarzu tak jak go zostawiłem z Nagato tak stał. Uśmiechał się nie zdając sobie sprawy jak cholernie działa mi to na nerwy.

Złapałem go za gardło przyciskając do ściany. Nagato zaskoczony odsunął się kawałek. Strzeliłem go pięścią w twarz a uśmiech automatycznie zszedł mu z twarzy gdy poczuł krew cieknącą z nosa.

-Gdzie są kluczyki od kajdanek. -Warknąłem a ten tylko prychnął znów uśmiechając się. Moja pięść kolejny raz wylądowała na jego nosie.

-Gdzie są kluczyki? -Ponowiłem pytanie a ten splunął mi w twarz. Nerwy mi puściły. Nigdy wcześniej nie czułem takiej wściekłości jak w tej chwili.

Oderwałem go od ściany i powaliłem na podłogę. Siadłem na nim okrakiem i nie powstrzymując żądzy mordu okładałem go pięściami powtarzając w kółko pytanie.

-Gdzie są kluczyki. -Za plecami słyszałem przestraszone głosy chłopaków z zespołu. Próbowali mnie uspokoić, oderwać od tego skurwysyna, ale byłem zbyt pogrążony chęcią zrobienia mu tego co on zrobił jej.

-Chłopie uspokój się bo go zabijesz i pójdziesz siedzieć. -Poczułem rękę jednego z chłopaków na ramieniu, ale się tym nie przejąłem dalej okładając Yato pięściami.

-Jeśli ona umrze to umrzesz razem z nią rozumiesz kurwa!? Gdzie do chuja są te przeklęte kluczyki!? -Krzyczałem nie mogąc się uspokoić.

-W kuchni... Na stole... -Wydukał w końcu a ja podniosłem się z niego.

-Pilnujcie go. -Warknąłem ruszając do kuchni i faktycznie na stole znalazłem kluczyk. Złapałem go i poszedłem szybko do pokoju w którym była Hinata.

-Proszę nie podchodzić. -Powiedział ostro jeden z ratowników przykładając do jej piersi defibrylator. Ciało dziewczyny uniosło się i opadło z powrotem na zakrwawioną podłogę a ja tylko siłą woli zatrzymywałem łzy cisnące mi się do oczu.

-Znalazłem kluczyki od kajdanek. -Powiedziałem pokazując klucz.

-Och cudownie niech pan ją rozepnie. -Powiedział odsuwając się nieznacznie a ja szybko rozpiąłem to cholerstwo.

-Co z nią? -Zapytałem przerażony, że nie uda im się jej uratować.

-Nie możemy udzielać takich informacji. -Odrzekł automatycznie a ja złapałem go za rękę chcąc żeby na mnie spojrzał.

-To moja narzeczona błagam niech mi pan tylko powie czy przeżyje. -Powiedziałem czując na policzku łzę.

-Zrobimy wszystko co w naszej mocy, ale niech pan sobie nie robi zbyt wielkich nadziei. Straciła bardzo dużo krwi. -Odrzekł smutno po czym położyli ją na noszach i wywieźli.

Szedłem krok w krok za nimi. Na zewnątrz, nim wsadzili ją do karetki podeszła do nas Konan z Ino i Tenten oraz rodzice Hinaty. Matka dziewczyny wybuchła płaczem a dziewczyny były tak przerażone widokiem, że odwróciły się nie mogąc na to patrzeć.

-Jedna osoba z rodziny może pojechać z nami. -Odezwał się jeden z sanitariuszy w stronę rodziców Hinaty.

-Żona raczej nie jest w stanie jechać. Nie chcę też jej zostawiać samej. Niech pojedzie jej narzeczony. -Powiedział przytulając łkającą panią Hyuga a sanitariusz skinął na mnie żebym wsiadał.

Gdy drzwi karetki się zatrzasnęły usłyszałem głośny sygnał i wyjechaliśmy z uliczki. Zaraz za zakrętem stała policja która gdy tylko wyjechaliśmy ruszyła w miejsce na którym przed chwilą stała karetka.

Droga minęła dość szybko. Trzymałem dłoń Hinaty modląc się żeby z tego wyszła, żeby wyzdrowiała, ale nie byłem pewny czy tak będzie. Jej puls był bardzo słaby a sanitariusz co chwile musiał jej coś podawać żeby utrzymać ją przy życiu.

Gdy dojechaliśmy pod szpital wysiadłem jako ostatni i pomału ruszyłem za nieprzytomną Hinatą. Widziałem przerażone miny innych pacjentów. Jedna kobieta tuż po tym jak obok niej przejechaliśmy zwymiotowała na szpitalną podłogę.

Zabrali Hinatę na blok operacyjny tłumacząc, że muszą pozszywać niektóre z ran. Jedne były płytkie i wystarczył by bandaż, ale niektóre niestety wymagały szycia. Siadłem na pierwszym krześle przy drzwiach na sale chowając twarz w dłonie nie wiedząc co ze sobą zrobić.

-Madara? Madara Uchiha? -Usłyszałem niepewny głos jakiejś dziewczyny i uniosłem głowę. Ta pisnęła podniecona i wyciągnęła z kieszeni kawałek kartki i długopis.

-Dasz mi autograf? -Zapytała a ja spojrzałem na nią jak na idiotkę.

-Daj mi święty spokój. -Warknąłem zły.

-Oh no tak przepraszam to trochę nie stosowne w tej sytuacji. -Westchnęła i zamilkła, odgarnęła za ucho jasno niebieski kosmyk włosów wpatrując się w mały telewizor powieszony nad recepcją. Na ekranie pojawił się Yato prowadzony przez dwóch policjantów.

-Wiadomości z ostatniej chwili. -Zabrzmiał głos z głośników telewizorowych.

-Młoda wokalistka Hinata Hyuga odnalazła się. Przetrzymywał ją młody piosenkarz Yato Yoru. Dziewczyna najprawdopodobniej udała się do jego domu aby nagrać nowy utwór jednak mężczyzna ją uwięził i licznie pokaleczył. Mężczyzna zostanie zatrzymany i przebadany psychiatrycznie.

-Powinienem go zabić tam na miejscu. -Mruknąłem cicho zły na siebie, że tego nie zrobiłem. Dziewczyna siadła obok mnie smutno wzdychając.

-Wyjdzie z tego zobaczysz. -Powiedziała cicho. Spojrzałem niepewnie w jej szaro niebieskie oczy.

-Niby skąd to wiesz? Nie widziałaś co ten bydlak jej zrobił. -Warknąłem w złości.

-Bo w to wierzę. Musisz uwierzyć. Wiara czyni cuda.-Uśmiechnęła się smutno po czym wstała.

-Do zobaczenia. -Powiedziała jeszcze a później zniknęła za zakrętem.

Nie wiem jak długo tam siedziałem czekając na jakieś wieści. Na jakikolwiek znak. Jednak czerwona lampka nad drzwiami z napisem "nie przeszkadzać" na złość nie chciała zgasnąć.

Po jakimś czasie na korytarzu pojawiła się Ino, obok niej kroczyła Tenten a zaraz za nimi szedł cały zespół. Blondynka podbiegła do mnie niepewna sytuacji.

-Co z nią? -Zapytała krótko a reszta zamilkła czekając niecierpliwie na odpowiedź.

-Nie wiem. Zabrali ją na salę operacyjną. -Powiedziałem załamany chowając twarz w dłonie.

-Nie martw się. Wszystko będzie dobrze. -Zapewniła mnie Ino siadając obok mnie a ja tylko zaśmiałem się krótko pokazując jej jak bardzo w to nie wierzę.

-Lekarze mają dużo pracy. Muszą ją opatrzyć i pozaszywać wszystkie rany, ale wyjdzie z tego zobaczysz. -Mówiła a ja sam nie wiedziałem co o tym myśleć.

-Chce zostać sam. -Mruknąłem nie mogąc znieść ich współczujących spojrzeń.

-Odezwiesz się jak już się czegoś dowiesz? -Zapytała tym razem Konan a ja tylko skinąłem głową.

-Dzięki. -Powiedziała i jako pierwsza pomału ruszyła do wyjścia.

-Trzymaj się stary. -Powiedział Nagato i ruszył za dziewczyną.

-Będzie dobrze. -Powiedział Hidan poklepując mnie po ramieniu a później jeden po drugim wyszli zostawiając mnie z tą cholerną pustką w sercu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top