6

***

Wygodnie usadowiony na kanapie w salonie, piłem kawę i śledziłem przesuwającą się co sekundę wskazówkę na zegarze. Jak nigdy to urządzenie denerwowało mnie z każdym kolejnym cyknięciem. Zazwyczaj nie zwracałem na to uwagi. Byłem przyzwyczajony do wszystkich odgłosów, jakie może wydawać moje mieszkanie. Ale nie dziś. Nie teraz, kiedy czekam na Kaveha.

Od naszego niefortunnego spotkania minęły dwa dni. Kaveh, gdy tylko mnie zobaczył, zaczerwienił się, spuścił wzrok i uciekł. Nie zdążyłem nawet zamienić z nim słowa. Jedynie zdołałem odprowadzić go wzrokiem do jednej z bocznych uliczek. Na tym się skończyło. Wczoraj wysłałem mu SMS-a z moim adresem i godziną, o której chcę go zobaczyć z zakończonymi rysunkami. Odpowiedzi nie dostałem.

Zegarek wskazywał już godzinę 12:08. Spóźniał się osiem minut.

Zerwanie umowy nie będzie problemem, jeśli blondyn sam ucieknie. Szczerze, myślałem, że może coś wyjdzie z tej współpracy. Nie wydawał się taki zły. Nie chciałem zrywać z nim umowy, do czasu kiedy zobaczę jego finalne dzieła. Byłem naprawdę ciekaw, co mógłby wymyślić do fragmentów, które mu zaprezentowałem.

Zaczynałem się niepokoić. Przecież nic wielkiego się nie wydarzyło, tak? A co jeśli on się nie pojawi, a ja czekam jak ten ostatni debil? Może nie może trafić do mojego mieszkania?

Znudzony czekaniem na kanapie, postanowiłem wyjść na zewnątrz i w drodze powitać blondyna. Otworzyłem drzwi. Nie sądziłem, że mężczyzna będzie stał przed nimi. Zatrzymałem się w półkroku, o mało co na niego nie wpadając. 

- Spóźniłeś się. - powiedziałem tonem, który do najmilszych nie należał.

- Były korki na drodze. - odwrócił wzrok.

Zmarszczyłem brwi. Dobrze wiedziałem, że walczył sam ze sobą czy przyjść, czy nie. Gdyby nie wiążąca go umowa, na pewno uniknąłby tego spotkania. W wydawnictwie przyszedł sporo przed czasem, a na dodatek nie odpisywał na moje SMS-y. Nie trzeba być Sherlockiem, by zobaczyć, że Kaveh chce mnie unikać.

- Wejdź. - westchnąłem, robiąc przejście w drzwiach.

Blondyn wszedł do środka, pozostawiając po sobie mocny miętowy zapach. Perfumy? Czy może szampon do włosów? Zaciekawiony jego osobą, zmierzyłem go wzrokiem od stóp do głów. Muszę przyznać, że miał swój styl. Był ubrany dosyć oficjalnie, podczas gdy ja przywitałem go w domowym dresie i kardiganie. Mężczyzna miał na sobie jasnobrązowe spodnie z ciemniejszym paskiem i luźną, białą koszulę, która była rozpięta na dwa guziki od góry. Z łatwością mogłem zobaczyć wystające, kościste obojczyki oraz pieprzyk u dołu szyi. Swoje blond włosy zaplótł po bokach w dwa luźne warkocze, które związał z tyłu głowy. Nie jest to stylizacja, która zajęłaby mu dwadzieścia minut. Musiał sporo się napracować, by wyglądać tak, jak teraz.

Zaprowadziłem go do mojej pracowni, gdzie zamykałem się, by pisać książki. Było to zwykłe kwadratowe pomieszczenie wyposażone w biurko, regał, półki i stolik na pierdoły. Nie potrzebowałem niczego więcej — tylko cisza i spokój. Usiedliśmy po dwóch stronach biurka. Blondyn bez słowa wyjął ze swojej teczki trzy prace. Nie próżnował. Każda ilustracja z osobna wyróżniała się czymś innym. W pierwszej postawił na wysoki kontrast i żywe kolory. Druga była bardziej stonowana i spokojna, wydawała się też bardziej realistyczna. Trzecia szła w styl komiksowy. 

Wszystkie mi się podobały. Nie spodziewałem się tego.

- Co myślisz o swoich pracach? - spojrzałem na niego. Widziałem po nim, że coś go dręczyło.

- Nie.. Nie jestem z nich do końca zadowolony. - mruknął.

- Dlaczego...

- Mogłem bardziej podkreślić postacie, a mniej skupić się na tle. Też jego włosy są..

- Nie. - przerwałem mu. - Wykonałeś kawał dobrej roboty. To jest genialne. Nie rozumiem, dlaczego nie jesteś z nich zadowolony.

- Wiesz... - zaśmiał się nerwowo. - Jestem zazwyczaj krytyczny wobec siebie i...

Nie rozumiem artystów. Nie rozumiem go. Nie powinno być tak, że jest się zadowolonym ze swojej pracy, czasu w nią włożonego i progresu? Oczywiście czasami może coś się nie podobać. Sam tego doświadczam podczas tworzenia. Ale nie krytykuję własnej pracy. Włożyłem w nią swoje serce i wiem, że to, co zrobiłem, jest dla mnie bestsellerem. 

- Wszystkie ilustracje mi się podobają. - uśmiechnąłem się delikatnie. - Muszę wybrać tylko jedną, więc wybieram tą. - wskazałem na trzecią ilustrację. - A to też oznacza, że chcę z Tobą współpracować.

- Naprawdę?! - krzyknął podekscytowany, wstając gwałtownie i przewracając krzesło. Spojrzałem na niego wymownie. Odchrząknął. - Myślałem, że po tym, co zobaczyłeś, nie będziesz chciał ze mną współpracować.

- Chodzi o Twoją kłótnię z tym facetem? Nie mógłbym się przejmować mniej.

- Nie przeszkadza Ci, że jestem...

- Gejem? Ani trochę. - założyłem ręce na piersi. - Widzę w tym nawet korzyści.

- Jakie korzyści? - uniósł brew. - A ty...?

- Ja nie. - pokręciłem głową. - Jestem hetero, dlatego pomożesz mi w zrozumieniu tematu. Masz większe doświadczenie, niż ja. - mój wzrok powędrował na policzek mężczyzny, który był jeszcze lekko opuchnięty. - I na pewno dowiem się więcej niż w klubie, czy Internecie.

Wybacz Cyno, doceniam pomoc, ale nie chcę doświadczać tego samego drugi raz. Byłem oblężony przez facetów, a i tak nie dowiedziałem się niczego konkretnego.

- A co jeśli nie będę chciał Ci pomóc? - zapytał. - Nie zrozum mnie źle, ale nie jest to coś, z czym się obnoszę. To trochę drażliwy temat. Też ostatnia sytuacja... - zaciął się. - Chciałbym, żebyś o niej zapomniał i nigdy do tego nie wracał. 

- Oczywiście nie będę Cię zmuszał do niczego. - odpowiedziałem z uśmiechem. - Ale jak się zgodzisz, to dostaniesz coś "ekstra" do swojej wypłaty. Tylko głupi odrzuciłby taką ofertę.

- Ha! - prychnął.

Oparł się dłońmi o biurko i nachylił w moją stronę. Poczułem, jak woń mięty przelewa się na moją twarz. Zdawało mi się, że zapach jest mocniejszy przy jego klatce piersiowej. Może to był jednak żel pod prysznic? 

Spojrzałem w jego wściekłe, czerwone oczy, które patrzyły na mnie prowokująco. To nie tak, że rzuciłem mu wyzwanie. Pociągnąłem tylko za sznurki, które mogły urazić jego dumę.

- Zgoda.



***

Yoo~

Kolejny rozdział za nami :) 

Tak ostatnio myślałam, jak bardzo chcę pociągnąć tę historię.

Nie chcę szybko rozpisywać akcji, by zaraz nie było, że pominę wiele rzeczy, które dla mnie będą oczywiste, ale nie dla czytelników. Chcę głównie skupić się na relacji głównych bohaterów, ale nie chcę spłycić głównego tła/wątku historii... Mam też parę pomysłów, jak mogą potoczyć się dalsze losy bohaterów i obawiam się, że może wyjść o wiele więcej rozdziałów, niż przypuszczałam.

Zobaczymy :)

Do napisania,
Sashy ;3


PS/ Jak tam pierwszy tydzień? :D Ja mam jeszcze 3 tygodnie do studiów ♥

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top