46

- Alhaitham, nadal podtrzymujesz, że Twoja książka nie ma z tym nic wspólnego? Z tego, co udało nam się ustalić, drugą osobą na zdjęciu jest Twój pomocnik. - jego wzrok przeszedł na Kaveha.

Patrząc na to zdjęcie w większym formacie, uświadomiłem sobie, że ze swoją pozycją w świecie nie będę mógł dłużej nikogo okłamywać. Nie trzeba było być Einsteinem, by domyślić się, że łączyło nas o wiele więcej. Wyraźnie było widać moją zapłakaną twarz, dłonie blondyna, otulające moje mokre policzki i jego usta delikatnie muskające moje czoło. Pomijając to, że zdjęcie miało na celu wyjawić moją orientację, by mi zaszkodzić... Był to naprawdę smutny moment. Nie widziałem tam dwóch gejów, którzy odstawiają pokazówkę. Widziałem dwie wspierające się osoby w momencie największego załamania. Jeśli ktoś potrafi czytać między wierszami, domyśli się, że był to moment, w którym dowiedziałem się o kradzieży mojego dzieła.

Dziś nie zamierzałem płakać. Roześmiałem się głośno i oparłem wygodnie na łokciach o blat. Obdarowałem prowadzącego szerokim uśmiechem.

- Macie mnie. Może i nie jestem stu procentowym gejem. Nie pociągają mnie inni mężczyźni oprócz tego, który znajduje się na zdjęciu. Nie czuliśmy potrzeby, by robić z tego publiczną sensację... Jednak, czy to nie mija się z głównym tematem naszej rozmowy? - uniosłem pytająco brew. - Upadliście tak nisko. Myśleliście, że wyjawiając na światło dzienne część mojej prywatności, pogrążycie mnie jako pisarza, a przy okazji zapewnicie sobie niezłe show i oglądalność, prawda? 

- Dlaczego uciekasz od tematu? Jest to powiązane z tą sprawą. - Razi spojrzał na mnie prowokacyjnie.

- Dla przypomnienia: głównym tematem rozmowy miała być książka, która została mi skradziona. Możemy porozmawiać o mojej orientacji w innym reality show. Nie ma sprawy, czekam na zaproszenie i przyjdę wraz z moim partnerem. Ale dziś skupmy się na tym, po co tu wszyscy przyszli.

- Osoba taka jak ty nie powinna...

- To ty zrobiłeś to zdjęcie i zaszantażowałeś mnie, bym przyznał się do rzekomej pomyłki. Ostrzegałeś mnie, że w przeciwnym razie opublikujesz je. Na Twoje nieszczęście to za mało, żeby mnie zamknąć. 

Widziałem, jak szczęka Raziego się zacieśnia, a żyły wychodzą na wierzch. Musiałem mocno zniweczyć jego plany do świetlanej przyszłości. Nie wiem, czego ten debil się spodziewał. Z każdą sekundą tracił nad sobą kontrolę, co nie było dobre w momencie, gdy jesteś na żywo w telewizji. Prowadzący nie wyglądał na przejętego tą sytuacją — dobrze zachowywał swoją pokerową twarz i z uśmiechem starał się przeistoczyć wszystko w żart. Oglądalność wzrosła.

- Nie masz dowodów. - wycedził brunet przez zęby.

- Czyżby?

***

Nilou

- Wiem, ale proszę Cię o tę jedną przysługę!

- Eh... Wiesz, że mogę za to słono zapłacić? Bądź co bądź należę do tego Wydawnictwa. Jest, jakie jest, ale jeśli coś w tym planie pójdzie nie tak, ryzykuję swoją reputacją i posadą. - westchnęłam, patrząc w jego szczenięcy wzrok.

- Błagam Cię Nilou... Tylko ty teraz możesz to zrobić. Jako jedyna rozumiesz całą sytuację i... Rozumiem, że się martwisz. Jeśli coś pójdzie nie tak, wezmę na siebie odpowiedzialność i zrobię wszystko, by ułatwić Ci pracę!

Miałam słabość. Nie potrafiłam oprzeć się tym oczom, które błagały mnie o pomoc. Czułam się potrzebna, miałam wrażenie, że ktoś na mnie chce polegać. Jako osobie odrzuconej przez społeczeństwo — podobało mi się to. Mogłam być wredna, mogłam udawać kogoś, kim nie jestem. Ale z natury byłam wrażliwą osobą i nie mogłam przejść obojętnie, gdy komuś działa się krzywda.

- Dobrze, zrobię to. - uniosłam ręce w geście kapitulacji. - Ale wiesz, jaki mam warunek i czego chcę, prawda? Gdy to się uda...

- Tak, przygotuję ilustrację do Twojej książki. Całą oprawę graficzną, jeśli będziesz chciała. Zgoda? - blondyn wyciągnął dłoń w moją stronę. Uśmiechnęłam się i uścisnęłam ją, potrząsając tylko raz.

- Zgoda.

***

Zgodziłam się na to z kilku powodów. 

Po pierwsze, polubiłam Kaveha. Już przy pierwszym spotkaniu zrobił na mnie dobre wrażenie. Był miły, przyjazny, ale też wiedział dla kogo i po co przyszedł. Miał cel, którego ściśle się trzymał. Nie było to romantyczne lubienie. Po prostu był dla mnie jak dobry znajomy, któremu mogłam zaufać. 

Po drugie, doceniałam Alhaithama, jego pracę i wysiłek. Wkładał w to całe swoje serce. Nie spał po nocach, by znaleźć odpowiedź na pytania, których nie znał. Podziwiałam go tak, jak może podziwiać koleżanka starszego, doświadczonego kolegę. Chciałabym osiągnąć tyle, co on w tak młodym wieku.

Po trzecie, ja i Alhaitham od zawsze wiedzieliśmy, że Wydawnictwo oraz pracujące tu snoby łaszą się tylko na rozgłos i pieniądze, nie mając nawet talentu. Wkurwiały nas pseudo przemowy, wypindrowane gwiazdeczki i zapach stęchłej dumy. Wszystko tu była tak fałszywe, że czasami nie dało się normalnie pracować. Z wielką przyjemnością zrobiłabym coś, co mogłoby pokrzyżować im plany.

Zgodziłam się, a więc bacznie obserwowałam Raziego i Cyrusa. Z włączonym dyktafonem w cyckach (w razie "w") oraz na telefonie, podążałam za nimi, czekając na moment, w którym obaj się wyłożą. Od chwili Premiery nikt nie widział Cyrusa. Mężczyzna zniknął, zaszywając się w swoim biurze. Jedyną osobą, która miała z nim kontakt, był Razi. Brunet nie krył się ze swoim zwycięstwem. Podziwiany przez swoich kolegów, że "wygryzł Alhaithama z branży", napawał się swoją popularnością.

Śledziłam Raziego. Byłam w studiu nagraniowym, jako jeden ze statystów i obserwowałam cały wywiad. Alhaitham dobrze sobie radził, choć widziałam, że jest zestresowany. Kaveh natomiast zasypywał mnie SMS-ami, w których wyrażał swoje obawy. Próbowałam go uspokoić, ale widząc, jak kręci się niespokojnie przy tej kamerze — miętoląc zawzięcie swoją koszulkę — stwierdziłam, że nie dam rady mu pomóc.

Zarządzono przerwę. Razi powiedział coś do Alhaithama. Byli za daleko i nie mogłam tego usłyszeć ani ja, ani nikt inny. Brunet skierował się do wyjścia awaryjnego. Zebrałam się w sobie i ruszyłam za nim. Pościg czas zacząć.

Trzymałam bezpieczną odległość tak, by mnie nie zauważył. Przeszedł schodami w dół, zatrzymując się na półpiętrze. Rozejrzał się dookoła i oparł wygodnie o ścianę. Miał całe piętnaście minut, nie śpieszyło mu się. Po chwili dołączyła do niego kolejna osoba. Musiałam mocno wyostrzyć wzrok, by zobaczyć, kto to jest. Przez bandaże na głowie i spuchniętą twarz, nie byłam w stanie z początku go rozpoznać. Ale to był on — Cyrus. W szoku spoglądałam na jego opłakany stan. Nie było mi go szkoda, odczuwałam satysfakcję. Z radością uścisnęłabym rękę osobie, która mu wpierdoliła. 

- Co robimy Cyrus? - zapytał brunet. - Zaraz się wyda, że Alhaitham...

- Cicho. Chodźmy dalej.

Weszli w korytarz, który znajdował się pod studiem nagraniowym. Z tego, co wydedukowałam, było to pomieszczenie socjalne przeznaczone na graty i inne potrzebne sprzęty do utrzymania studia. 

Mężczyźni stanęli przy ścianie i kontynuowali swoją rozmowę. Wyciągnęłam telefon, by wszystko nagrać na wideo.

- Jeśli prawda o tym, że to książka Alhaithama, wyjdzie na jaw, to będziemy skończeni.

- Więc to jego decyzja? Publiczne upokorzenie? - zaśmiał się Cyrus. - Niech mu będzie. Prześlij zdjęcie do studia. Reputacja jest dla niego wszystkim. Nadszarpniemy ją trochę, a później pokażemy odbity podpis na umowie przekazania praw autorskich. Zrobimy z niego pośmiewisko. Żadne wydawnictwo nie zechce go przyjąć z powrotem.

- W ten sposób go pokonamy?

- Oczywiście! Stałeś się numerem jeden i masz poparcie wielu fanów. Nawet jeśli się potkniemy, to mamy przewagę. Zniszczymy go i...

Po korytarzu rozbrzmiał dźwięk SMS-a z mojego telefonu. Kurwa Kaveh, nie teraz! Mężczyźni spojrzeli w moim kierunku, a ja przełknęłam ślinę, zrywając się do ucieczki.

- Bierz ją!

Chociaż moja kondycja pozostawiała wiele do życzenia, to musiałam jak najszybciej uciec. Potykałam się o własne nogi, mijając kolejne zakręty do wyjścia. Widziałam już drzwi i byłam gotowa za nie pociągnąć. 

Razi był szybszy.

Złapał mnie za koszulę, szarpnął i z impetem rzucił mnie w najbliższe pomieszczenie. Poczułam ból na odcinku lędźwiowym, gdy wpadłam na metalowe wiadro. Przy okazji, kilka niezdarnie opartych o ścianę mioteł przewróciło się na mnie, uderzając mnie w głowę. Syknęłam z bólu, patrząc spod przymrużonych oczy na mojego oprawcę. Telefon, który usilnie starałam się utrzymać, wypadł mi z dłoni na podłogę. Nim zdążyłam go uchronić, brunet kilka razy nadepnął na niego butem, kompletnie niszcząc matrycę. Skurwysyn.

- Nie sądziłem, że będziesz mu pomagała, Nilou. - spojrzał na mnie z góry. 

- Masz przejebane Razi. - warknęłam. - Jesteś hańbą dla wszystkich pisarzy! Ty i ta cała świta! - splunęłam mu pod nogi. - Alhaitham ma całkowite prawa do książki, a takie beztalencie jak ty powinno mu zejść z drogi!

- Powinnaś martwić się o siebie. - prychnął. Zniknął za drzwiami i zamknął je.

Przeklęłam pod nosem, próbując się podnieść. Bolała mnie kostka, ale po wstępnych oględzinach stwierdziłam, że nie jest skręcona ani spuchnięta. Musiałam ją lekko stłuc. Rozejrzałam się po pomieszczeniu oświetlonym przez jedną jarzeniową lampę. Wyglądało jak kantorek sprzątaczki. Wszędzie walały się chemikalia, ręczniki, szmatki i inne sprzęty, które raniły mnie po drodze. 

Na podłodze leżał mój zdechły telefon. Podniosłam się i poczłapałam do niego. Debil. Mógł go zabrać ze sobą, a tak to jest szansa, że oddam go do naprawy i odzyskam nagranie. Myślenie jak widać, nie jest jego mocną stroną.

Moja dłoń powędrowała do dyktafonu ukrytego w piersiach. Ostrożnie wyciągnęłam małe urządzenie. Działało. Miałam przy sobie dowody na spisek Raziego i Cyrusa wobec Alhaithama. Od momentu wejścia na schody po napaść na mnie — wszystko się nagrało. Powinnam dać znać Kavehowi, napisać mu, że misja zakończyła się pomyślnie i jak najprędzej dostarczyć mu materiały. Tylko... Zostałam uwięziona.

Podeszłam do drzwi, łapiąc je za klamkę. Zamknięte. Z jednej strony mogłam poczekać, aż program się zakończy, a osoba odpowiedzialna za sprzątanie zejdzie, by zabrać się za swoją pracę. Było to najbardziej realne wyjście z sytuacji. Co prawda, teraz liczył się czas. Czekając tu, cała farsa zakończyłaby się i stracilibyśmy szansę na publiczne ukazanie prawdy. Ale jak nie teraz, to drugą szansę dostaniemy podczas rozprawy sądowej. Drugą opcją było wyważenie drzwi. Nie były one solidne, więc gdybym dobrze się rozpędziła, miałabym szansę, by się wydostać.

Odsunęłam się od drzwi najdalej, jak mogłam. Nie będę czekała na ratunek. Obiecałam, że dostarczę nagranie jak najszybciej i zamierzam słowa dotrzymać. Wzięłam dwa głębokie wdechy. Przekręciłam szyją na każdą stronę świata, powodując strzelanie kości. Wykonałam kilka pulsacyjnych skoków w miejscu i będąc gotowa, ruszyłam na drzwi, które... Otworzyły się. Z rozbiegu wpadłam na starszą Panią sprzątającą, która w jeszcze większym szoku krzyknęła, łapiąc mnie w objęcia. 

- Strasznie przepraszam! - krzyknęłam, podrywając się na równe nogi. - Przepraszam! Śpieszę się! Ale wrócę do Pani!

***

Alhaitham

Do studia wbiegła zdyszana Nilou. W szoku spoglądałem na jej stan. Posiniaczone nogi, zaczerwieniona od uderzenia twarz i zdarta skóra. Rudowłosa pewnym krokiem skierowała się na scenę, ignorując wszystkie szepty i ochroniarzy, którzy nieudolnie próbowali ją zatrzymać.

- Ona nie może tu wejść! - warknął Razi do prowadzącego, który zaczął rozmawiać przez słuchawkę z obsługą.

- Kim Pani jest? - zapytał Andre, nie wstrzymując programu.

- Nazywam się Nilou, współpracuję z Wydawnictwem i mam coś, co zmiecie Was z krzeseł. - posłała nam uroczy uśmiech.

- Nie było tego w planach, ale zapraszamy. Proszę Państwa, przedstawiam gościa specjalnego, Panią Nilou, która również ma coś do powiedzenia w tej sprawie.

- Może nie ja... Ale tak. Jest dużo do powiedzenia w tej sprawie.

Bez większych wstępów położyła na stole dyktafon, z którego wydobył się dźwięk. Na sali jak na wydany rozkaz zrobiło się cicho. Rozbrzmiała rozmowa dwóch osób, których głos rozpoznałbym w ciemno. Był to Razi i Cyrus. W osłupieniu słuchałem ich beztroskiej wymiany zdań, jak i końcowej napaści Nilou. Wszystko zadziało się tak szybko. Miałem wrażenie, że było po wszystkim, zanim nawet się zaczęło. Nagranie zakończyło się, pozostawiając za sobą głuchą ciszę. Publiczność powoli wstała i zaczęła buczeć w kierunku Raziego. Przeniosłem wzrok z urządzenia na rudowłosą, która z szerokim uśmiechem wpatrywała się we mnie. Cała poobijana. Miałem mieszane emocje. Jednocześnie byłem wściekły i szczęśliwy. Nie wiedziałem, co się stało. Przeniosłem wzrok na purpurową twarz Raziego i wiedziałem, że to koniec. Jego koniec.

Brunet wstał z miejsca i najzwyczajniej uciekł do wyjścia. Prowadzący nie miał już innej opcji, jak przedwcześnie zakończyć program. Gdy kamery zgasły, a czerwona lampka wyzerowała czas, przytuliłem do siebie rudowłosą. W końcu cała prawda wyszła na jaw. Nie udałoby się to bez jej pomocy.

- Jak ty to zrobiłaś? Dlaczego? - zaśmiałem się jej do ucha. - Jak ty wyglądasz?

- Musimy sobie pomagać. - odsunęła się ode mnie. - To nie był mój pomysł. - zerknęła na blondyna. - Podziękuj swojemu chłopakowi. Sam wpadł na to, że Razi straci kontrolę i się wygada. Myślisz, że ryzykowałabym, gdybym nic z tego nie miała? Za darmo tego nie robiłam, wiesz? - zaśmiała się.

 - Co on...

- Zrobi mi parę ilustracji do książki. - machnęła ręką. - Zajmę mu tylko kilka weekendów.

Kaveh przez cały ten czas nie ruszył się spod kamer. Delikatny uśmiech zdobił jego twarz, gdy nieśmiało zakładał kosmyk włosów za ucho. Specjalnie nic mi o tym nie powiedział i działał na własną rękę. Normanie, bym go za to opieprzył, ale... Byłem zbyt szczęśliwy. Pokręciłem tylko z rozbawieniem głową, wyprostowałem się i otworzyłem ramiona. Blondyn niepewnie zrobił pierwszy krok. Gdy pokiwałem twierdząco głową, rozpędził się i nie ukrywając już swojej radości, wskoczył prosto w moje ramiona. 



***

Yoo~

Im bliżej końca... Tym dłuższe rozdziały xD Niestety jest to ostatni rozdział przed Epilogiem, który będzie już bardziej formalnością na zakończenie, którego każdy się spodziewa :) 

Dziękuję Wam za wszystko i do epilogu!
Sashy ;3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top