45

***

Po kilku dniach odpoczynku i spokoju nadszedł ten moment, który miał rozstrzygnąć dosłownie wszystko w moim życiu.

Znajdywałem się w studiu. Z założonymi rękoma na piersi przyglądałem się okrągłemu białemu stołowi na eleganckiej srebrnej posadzce i towarzyszącym mu trzem skórzanym, kremowym fotelom. Naprzeciw zaaranżowanej przestrzeni, stała mała trybuna wypełniona losowymi ludźmi, którzy zgłosili się do odgrywania roli tłumu. Przez materiał wyjściowej koszuli czułem, jak bije mi serce, chcąc wyskoczyć z piersi. Stresowałem się. Jeszcze przed wyjściem z domu otrzymałem telefon przypominający od prawnika. Mężczyzna doskonale wytłumaczył mi jak mam się zachować oraz jakich tematów unikać, by szala nie przechyliła się na stronę przeciwnika. Rozważyliśmy wszystkie za i przeciw. Nawet przewidzieliśmy wszystkie możliwe scenariusze, jakie mogłyby dzisiaj wystąpić. Jestem przygotowany lepiej niż na własną maturę, a mimo to czuję się niepewnie.

- Wszystko będzie dobrze, nie stresuj się, mów spokojnie i wyraźnie. Wygrasz to.

Obok mnie stał Kaveh. Blondyn towarzyszył mi od momentu wejścia do studia jako mój towarzysz. Nie kryliśmy się z tym, nie prowadziliśmy żadnych podchodów. Weszliśmy ramię w ramię i pewnym krokiem skierowaliśmy się do wizażystów, którzy mieli zająć się moim telewizyjnym make-upem. Widziałem malujący się uśmiech zwycięstwa na twarzy Raziego. Mężczyzna musiał w tej chwili myśleć, że wszystko idzie zgodnie z jego planem, a na dodatek sami podłożyliśmy się mu pod nos. Niestety. Obecność Kaveha nie była przypadkowa. Specjalnie chcieliśmy wzbudzić w nim poczucie pewności, by w tym fałszywym tryumfie mógł popełnić błąd.

- Jesteś na to gotowy? - spojrzałem na niego kątem oka. - Możemy jeszcze się z tego wycofać. Wtedy tylko moje imię zostanie zszargane, a Twoje pozostanie nienaruszone.

- Dyskutowaliśmy już na ten temat. Nie zmieniamy planów. - jego spojrzenie nie podlegało negocjacjom. - Chcę, byś tam poszedł, dokopał mu i wrócił prosto w moje ramiona, rozumiemy się?

Zaśmiałem się krótko. Po sali rozległ się krzyk rozkazujący zająć swoje pozycje. Za pięć minut będziemy "na żywo". Wziąłem głęboki wdech, rozluźniłem wszystkie swoje kończyny i z delikatnym uśmiechem odwróciłem się tyłem do Kaveha.

- Niedługo wrócę.

Razi i prowadzący już zajmowali swoje miejsca. Andre w swoim ulubionym białym garniturze i ulizanych blond włosach zajął miejsce na samym środku, na wprost kamery. Niczym profesjonalista zebrał papiery i stuknął nimi o blat. Razi postawił na szary, szykowany frak, który musiał wypożyczyć na potrzeby audycji. Założył nogę na nogę, szepcząc coś w stronę prowadzącego. Wyróżniałem się na ich tle w czarnej koszuli i białych spodniach. Wiedziałem, że w tym programie nie ma czegoś takiego jak dresscode. Albo było to celowe zagranie, albo niepotrzebnie wyciągam pochopne wnioski.

Usiadłem naprzeciw bruneta, obdarowując go srogim spojrzeniem. Ten durny uśmieszek nie schodził z jego twarzy. Irytował mnie, ale nie dałem tego po sobie poznać.

- Gotowy na klęskę?

- Oczywiście. Wziąłem popcorn, by ją oglądać. - skinąłem głową w stronę blondyna, który stał za kamerzystą. - Cerber też jest ze mną.

Statyści zwinnie założyli mi słuchawkę i mikrofon za ucho. Po krótkiej próbie dźwięku, takie same działania wykonali wobec prowadzącego oraz Raziego. Siedziałem prosto ze wzrokiem wbitym w punkt przede mną — ledową tablicę z wielkimi czerwonymi cyframi, które odliczały czas do rozpoczęcia transmisji. Niespodziewana fala tremy ogarnęła moje ciało, a myśli potrafiły skupić się tylko na odliczaniu sekund. 3... 2... 1...

- Dzień dobry! Witam Was serdecznie w programie Twoja Gwiazda. Nazywam się Andre Wiston i dziś poruszymy temat, który wstrząsnął światem. Ale zanim to, powitajmy naszych gości. Po mojej lewej stronie zasiadł sławny pisarz kryminałów Alhaitham. - skinąłem głową w stronę kamery. - Za to po prawej, autor i wschodząca gwiazda ostatniego bestselleru Razi. Powiedz, jak udało Ci się przebić w tak krótkim czasie i to z takim arcydziełem?

Już po pierwszych słowach wiedziałem, że wszystkie pytania są ustawione na korzyść bruneta. Mogłem się tego spodziewać. Nie wiem, jak przekupili tego gościa, ale najwyraźniej bardzo mało było trzeba, by to osiągnąć. Razi zaczął gorączkowo odpowiadać na postawione mu pytanie. Opowieść o nieistniejącej inspiracji do napisania książki i trudności, jakie spotkał na drodze, równie dobrze nadawałyby się do napisania dobrego fantasy. To, co mówił, nie było ani trochę przekonujące. Nawet dziecko w wieku przedszkolnym lepiej by kłamało.

Odwróciłem wzrok od tej żenującej sceny. Z trudnością powstrzymałem się od głośnego westchnienia i krytycznych spojrzeń. Denerwowało mnie to. Nie było tego po mnie widać, ale z trudnością zachowywałem spokój. Za kamerą stał Kaveh. Gdy nasz wzrok się spotkał, uniósł wysoko zaciśnięte kciuki do góry.

- Wiemy już, jak narodził się pomysł na topową książkę. To teraz przejdźmy do naszego drugiego gościa. - uwaga skupiła się na mnie. - Alhaitham, od zawsze pisałeś kryminały i miałeś sporą konkurencję na rynku. W szczególności innych autorów z Wydawnictwa. Twoja ostatnia książka nie zajęła pierwszego miejsca, ale również osiągnęła wysokie notowania. Uwadze Twoich fanów nie uszło, że jej tematyka była nieco... inna od poprzednich dzieł. Zdradzisz, co było tego przyczyną?

Nie zamierzałem tańczyć, jak mi zagrają. Od razu przeszedłem do rzeczy. Oparłem się wygodnie i gestykulując dłońmi, zacząłem przedstawienie.

- Prawda jest taka, że Wydawnictwo odrzuciło mój pomysł na kryminał, zmusiło mnie do napisania czegoś innego i swoje argumenty poparło rzeczowymi statystykami. Od początku nie podobał mi się ten pomysł, ale postanowiłem się w tym sprawdzić. Było to dla mnie wyzwanie, coś zupełnie nowego. Doszedłem do wniosku, że muszę się rozwijać i podjąłem rękawice. - posłałem mu pobłażliwe spojrzenie. - Konkurencja w dziedzinie kryminału przestała być dla mnie konkurencją. Trzeba opanować inne gatunki.

- Rozumiem. Jak na Twój pierwszy raz książka o tematyce homoseksualnej wyszła Ci świetnie. Musiałeś sporo się naszukać, by wszystko dokładnie opisać. - uśmiechnął się. - Ty i Razi do niedawna pracowaliście w jednym Wydawnictwie i byliście jak jedna wielka rodzina. Skąd ten zgrzyt pomiędzy Wami?

- Tutaj nigdy nie było żadnej relacji, tym bardziej rodzinnej. Od początku ze sobą rywalizowaliśmy jak równy z równym. - uniosłem wzrok na bruneta. - Dopóki ktoś postanowił przestać grać fair.

- Alhaitham nie może pogodzić się z faktem, że prześcignąłem go w tej rywalizacji i jestem teraz numerem jeden. Ciężko jest być weteranem. - wtrącił Razi, opierając się wygodnie na łokciach. - Czasami trzeba wiedzieć, kiedy się wycofać. Dlatego też Al odszedł z naszej firmy, przestał spełniać się jako pisarz.

- Daruj. - prychnąłem. - Od zawsze nie darzyliśmy się sympatią i ckliwa rozmowa tego nie zmieni. Może gdybyś od początku mnie szanował jak starszego kolegę, to pomógłbym Ci bez potrzeby uciekania się do kradzieży czyjegoś dzieła.

- Uważasz, że Razi ukradł Twój pomysł?

- Tak. Nie zamierzam wycofać swoich oskarżeń wobec Wydawnictwa i Raziego. Odszedłem, bo nie chciałem mieć z nic wspólnego ze złodziejami. Pomysł na historię był mój i mam do niej pełne prawo. - po raz kolejny przeniosłem wzrok na bruneta. - Mogłeś opisać to swoimi słowami, ale mając podane wszystko na tacy, nie było to żadną sztuką. Nawet dziecko potrafi spleść kilka zdań z przygotowanymi dla niego słowami.

Po sali rozbrzmiały pojedyncze oklaski i śmiechy. W tym sztucznym tłumie musiało być parę osób, które trzymały moją stronę. Raziemu to się nie spodobało. Czerwony na twarzy gotował się od środka. Musiał myśleć, że przyznam się do błędu i będzie mógł dalej tonąć w swojej chwilowej sławie. Musiał myśleć, że mnie zastraszył. Nie tym razem. Zamierzałem walczyć ze względu na blondyna, a przede wszystkim ze względu na siebie. Zaskoczyłem sam siebie. Byłem opanowany. Słowa padające z moich ust były ostre, ale wypowiedziane spokojnie i z klasą. Wszystko, by wyprowadzić go z równowagi.

- ...Jak zakończy się spór? Wracamy do Was po krótkiej przerwie na reklamy! Andre Wiston, Twoja Gwiazda.

- Przerwa! Wracamy za piętnaście minut!

Wstałem z fotela, mocno wyciągając się ku górze. Od siedzenia bolały mnie plecy. Nie wiem, jak ci wszyscy celebryci to znoszą. Zdecydowanie wygląd mebla nie przekładał się na jakość. Już stół w mojej jadalni był wygodniejszy. 

Brunet zacisnął usta w wąską kreskę, zaciskając przy tym pięści. Powoli podszedł do mnie, położył mi rękę na ramieniu i nachylił się do mojego ucha.

- Pożałujesz swojej decyzji.

- Niczego nie będę żałować.

Szarpnąłem ramieniem. Mężczyzna uśmiechnął się i wyciągając telefon, ruszył przed siebie. Teatralnie otrzepałem ramię i skierowałem się do blondyna, który już czekał z przygotowaną dla mnie butelką wody. Kaveh musiał denerwować się bardziej ode mnie. Jego dłonie lekko drżały, a na czole dało się zauważyć samotne krople potu. Uśmiechnąłem się do niego najbardziej ciepło, jak potrafiłem. Cieszyło mnie, że był tu wraz ze mną. Sama jego obecność dużo mi pomagała. Nie ważne, jaki rezultat uzyskamy podczas tego spotkania, wiedziałem, że wyjdziemy stąd razem.

- Wszystko w porządku?

- Tak.. A ty? Cały dygoczesz. - wziąłem łyk wody.

- Denerwuje mnie ten człowiek. Najchętniej bym mu przypierdolił.

- Może po programie. - zaśmiałem się.

Przegadałem z Kavehem całą przerwę. Rozmawialiśmy o jego nadchodzącej wystawie, o Cyno, który zaczął streamować nową grę, o nadchodzących wakacjach i planach. Potrzebowałem chwili rozluźnienia, musiałem przez chwilę myśleć o czymś innym. Nie uszło mojej uwadze to, że blondyn co chwila nerwowo zaglądał na ekran telefonu.

- Coś pilnego? - uniosłem brew.

- Nie... Bardziej ważnego... Alhaitham mógłbyś..

- Za dwie minuty wchodzimy! Na swoje miejsca!

Kaveh westchnął krótko, opuszczając głowę. Coś go nurtowało. Nie chciałem zostawiać go w takim momencie, w pół zdaniu. Ale transmisja nie mogła zaczekać. Najchętniej bym go przytulił, szepnął do ucha, żeby się nie martwił. Zaraz będzie po wszystkim, a my będziemy mogli wrócić do naszego oryginalnego życia.

- Rozchmurz się. Już prawie koniec. - niezauważalnie przejechałem palcem po wierzchu jego dłoni. - Porozmawiamy później.

***

Dyskusja została wznowiona. Każdy wywietrzył swoje emocje, ale nieprzyjemne napięcie pomiędzy nami można było wyczuć na kilometr. Razi, który przez piętnaście minut zdołał się uspokoić, siedział z założonymi nogami i przyglądał mi się z przymrużonym wzrokiem. Przez całą przerwę nie widziałem nawet jego cienia. On coś knuł.

- Padają stwierdzenia, że zmiana tematyki Twojej książki jest związana ściśle z Twoją orientacją. Jest to prawda?

Tego pytania, mimo że byłem na nie gotowy, obawiałem się najbardziej. Wiedziałem, co mam powiedzieć. Był tu Kaveh. Nie mogłem spojrzeć w jego stronę, nie wiedziałem, jaki wyraz maluje mu się na twarzy... To był jedyny moment, gdzie nie chciałem być przez niego obserwowany. Musiałem postępować zgodnie z planem. On to wiedział.

- Książka nie ma nic wspólnego z moją orientacją. Skąd ten pomysł?

Zaraz po mojej odpowiedzi na ekranie za prowadzącym wyświetliło się dobrze już mi znane zdjęcie. Po sali rozeszły się szepty i zszokowane westchnienia. Zacisnąłem mocno pięści na białym blacie. Spodziewałem się tego. Wiedziałem, że prędzej czy później to nastąpi i prawda wyjdzie na światło dzienne. Ale nie sądziłem, że akurat teraz. Widok naszej dwójki na wielkim ekranie i tłum gapiów spowodowały u mnie nowe emocje, których nie potrafiłem opanować. Złość. Lęk.



***

Yoo~

Ten rozdział wyszedł wyjątkowo dłuższy niż poprzednie :D Zapewne dlatego, że mam treści po planowane już do samego końca powieści. Dokładnie - 21.07.2024r. zostanie opublikowany epilog tej książki (o ile po drodze nie wydarzą się przesunięcia terminów publikacji).

Ale o tym, co i jak będę pisała dopiero w ostatnim rozdziale :)

Do napisania!
Sashy ;3




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top