35

***

- Nie wierzę, że się na to zgodziłem... - jęknąłem. - Mogłeś zatrudnić do tego jakiegoś fachowca. Dlaczego ja?

- Bo jesteś tańszy. - odpowiedział ciemnowłosy bez zawahania. - Nie marudź, Al! Machaj tam szybciej, bo nas noc zastanie. I postaraj się trochę! Nie chcę, żeby później było widać smugi!

- Mógłbyś chociaż mną kierować! Skąd mam wiedzieć jak to wygląda od dołu?! Nic nie widzę!

Gdy kilka dni temu ciemnowłosy powiedział mi, że ma ważną sprawę, którą koniecznie musi ze mną obgadać, nie sądziłem, że będzie chodziło o coś tak banalnego, jak malowanie sufitu. Miał wtedy tak poważną minę. Naprawdę myślałem, że stało się coś strasznego. Zestresowałem się i już szykowałem się na jakieś złe wieści. A chodziło tylko o to, że ani on, ani Cyno nie dosięgają wałkiem do sufitu. Nawet na drabinie.

- Teraz w lewo. Nie to lewo, debilu! Drugie lewo! 

Popatrzyłem pretensjonalnie na Nariego, który z zadartą do góry głową, starał się wytłumaczyć mi, w którą stronę mam pociągnąć wałek.

- Moje lewo, czy Twoje lewo?!

- Na południe. - odezwał się Cyno, który przez cały ten czas siedział z boku i grał na konsoli.

- Nie pomagasz...

 ***

Po dwóch godzinach nierównej walki z sufitem w końcu mogłem odpocząć. Rzuciłem się na szarą kanapę Tighnariego i westchnąłem głośno. Nie sądziłem, że zajmie to tyle czasu. Mieszkanie Nariego nie jest tak duże, jak moje, ale nie jest też małe. Jego wartość dodatkowo podnoszą wysokie ściany, które są teraz niebywale modne. Wszyscy milenialsi chcą otwartej i dużej przestrzeni z widokiem na miasto. 

- Dzięki za pomoc. - ciemnowłosy szturchnął mnie zimną puszką z piwem.

- Gdzie Cyno? - zapytałem, podnosząc się i otwierając napój.

- Poszedł odebrać zamówienie. Kupiłem nam co nieco, by odpłacić się za robotę.

Mężczyzna usiadł na podłodze, opierając się plecami o siedzenie kanapy. Otworzył swoją puszkę i nachylając ją, wziął kilka dużych łyków, po czym głośno odetchnął.

Nadal coś nie dawało mi spokoju. Nari wyglądał na zestresowanego. Im dłużej na niego patrzyłem, tym bardziej miałem wrażenie, że tego dnia w kawiarni wcale nie chodziło mu o malowanie sufitu. Dobrze wiem, że sam by sobie poradził. Coś innego musi być na rzeczy. A jeśli nie chciał mi o tym powiedzieć wtedy, to myślę, że znam powód jego odwlekania w czasie.

- Dlaczego w ogóle naszło Cię na odmalowywanie ścian? - zapytałem, chcąc jakoś pociągnąć rozmowę na dobry tor.

- Zamierzam wystawić to mieszkanie na wynajem. - odpowiedział z delikatnym uśmiechem.

- Dlaczego? - zmarszczyłem brwi. - Wynajem to jedno, ale gdzie ty będziesz mieszkał? Masz już coś na oku?

- Zadajesz za dużo pytań. - zaśmiał się krótko. - Szczerze mówiąc, jeszcze nic nie szukałem i nie wiem, co ze sobą zrobić. Może to zbyt pochopna decyzja, ale ostatnio zacząłem czuć się przytłoczony w tym wielkim mieszkaniu. Jestem tu tylko ja. Większość swojego wolnego czasu spędzam u Cyno, a tutaj korzystam tylko z jednego pokoju, gdy muszę wysłać zalecenia dla moich pacjentów. Jest tu strasznie cicho i czuję się nieswojo. Zupełnie jakbym nie należał do tego miejsca.

- Jeśli czujesz się samotnie, zawsze możesz znaleźć jakiegoś współlokatora. I przeczuwam, że Cyno sam chętnie by się wprosił.

- Wiesz, jaki on ma rozpierdziel u siebie? Co nie przyjdę, to sprzątam jakieś naczynia i gacie z podłogi, bo się nawet przejść nie da. Tam jest mniejsza powierzchnia. Wywróciłby to mieszkanie do góry nogami, gdyby się tu wprowadził.

Na twarz Nariego wkradł się delikatny uśmiech. To był dobry moment, by zapytać, co tak naprawdę go trapi. Już otwierałem usta, by zadać to jedno pytanie, gdy mężczyzna sam mnie uprzedził.

- To nie jest jedyny powód, dla którego chcę dać to miejsce na wynajem. - przeniósł swój wzrok ze ściany na mnie. - Myślałem, by wyprowadzić się do rodziców na wieś. Odpocząć od miasta i otoczenia. Rozmawiam z nimi o tym już od pewnego czasu. Mama zawsze mi powtarza, że dom stoi dla mnie otworem. - zaśmiał się. - To wszystko jest takie skomplikowane.

- O tym chciałeś porozmawiać w kawiarni? 

- Nie wiem, czy to dobry pomysł uciekać.

- Ale przed czym ty chcesz uciekać?

- Wróciłem! - usłyszeliśmy donośny głos Cyno z przedpokoju.

- Cyno nic nie wie. Nie mów mu. - Tighnari podniósł się z podłogi i skierował w stronę białowłosego. - Ile można na Ciebie czekać?

- Skoczyłem jeszcze po jakieś słodycze i przekąski na słono. 

Nie do końca rozumiałem, co się dzieje. Domyśliłem się tylko tyle, że Cyno na ten moment nie może się o tym dowiedzieć. Możliwe, że Nari chce mu powiedzieć o przeprowadzce we własnym czasie... Albo w ogóle.

Do salonu wszedł białowłosy. W jednej ręce trzymał torbę z zamówionym na wynos kurczakiem, a w drugiej dwie torby wypakowane po brzegi sklepowymi przekąskami. Podczas gdy Tighnari udał się do kuchni po więcej alkoholu, ja wraz z Cyno zająłem się wypakowaniem tych wszystkich rzeczy na stolik. Kiedy wszystko było gotowe, włączyliśmy pierwszy lepszy film i usiedliśmy na podłodze.

Muszę przyznać, że Nari był genialnym aktorem. Przed chwilą mógł wyglądać jak chodząca depresja, ale gdy tylko stanął w zasięgu wzroku Cyno, znów stał się optymistycznym i pełnym werwy dietetykiem, narzekającym na tłuste jedzenie, które i tak kochał.

- Jutro Twój wielki dzień, prawda? - Cyno uniósł puszkę do góry, chcąc wznieść toast. - Za kolejny wielki sukces!

- Znasz już numer swojego stoiska? - zawtórował mu Nari.

- Numer cztery. - również upiłem łyk alkoholu. - Chyba nie zamierzacie się tam przypałętać.

- Jak byśmy mogli opuścić takie wielkie wydarzenie? - białowłosy teatralnie złapał się za serce. - Ranisz mnie amigo. Oczywiście, że pójdę, by dostać Twój autograf.

- Nawet na gejowskiej książce? - uniosłem brew. - Będziesz chyba jedynym facetem wśród zafiksowanych kobiet. 

- O to chodzi!

- Kaveh musi się nieźle stresować. Od kilku dni pyta mnie, co dobrze na nim wygląda. - zaśmiał się dietetyk.

- Ciebie o to pyta? I wysyła zdjęcia?

- A coś ty taki zaskoczony. - prychnął. - Chce wyglądać najlepiej w oczach swojego chłopaka. - zaakcentował ostatnie słowa. - I od razu mówię, że nie pokażę Ci tych zdjęć. Nie masz na co liczyć.

- Wcale nie chciałem widzieć jego zdjęć.

To nie prawda. Również pisałem z blondynem na ten temat, ale ani razu nie przesłał mi zdjęcia. Rozmawialiśmy o tym, że się stresuje i nie wie, jak ma się zachować. Starałem się go uspokoić i powtarzałem, że to nic wielkiego. Ale sam nie byłem pewny, jak to wszystko się potoczy.


***

Yoo~ 

Zbliżają się moje kolejne zaliczenia, więc bądźcie czujni i obserwujcie moją tablicę w następnych tygodniach - rozdziały mogą zostać przeniesione :)

Do następnego!
Sashy ;3




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top