29

***

Chociaż miałem chęć i motywację, to nie sądziłem, że napisanie epilogu okaże się dla mnie takie czasochłonne. Co prawda, z pomocą blondyna udało mi się wymyślić zakończenie dla całej historii. Problem pojawił się, gdy musiałem przelać nasz zarys na papier. Nie, nie miałem trudności z zaczęciem epilogu. Miałem problem, by za bardzo się nie rozpisać. Z niewyjaśnionych powodów natchnęła mnie wena, która szukała ujścia na wszelkie możliwe sposoby. Gdy stworzyłem zakończenie, wróciłem do rozdziałów, z których nie byłem do końca zadowolony i zacząłem je poprawiać. Póki miałem chęć, wszystko musiało być wykończone perfekcyjne! Przez ostatnie dni wypiłem co najmniej sto litrów kawy i zarwałem kilka nocek. Wyglądałem jak zombie, ale było warto. Udało się!

Rzuciłem ostatnie spojrzenie na treść i załącznik maila, po czym zatwierdzając, przesłałem go do wydawnictwa. Teraz przez kolejne dni muszę grzecznie czekać, aż Cyrus przekaże moje wypociny do pierwszego wglądu i dostanę telefon z zatwierdzeniem mojej pracy. Mocno przeciągnąłem się przed biurkiem. Mój zastały kręgosłup strzelił w kilku miejscach, powodując ulgę dla mojego ciała. Nareszcie koniec. W końcu mogę odespać ten tydzień.

- I jak? Skończyłeś?

W przejściu z delikatnym uśmiechem na twarzy stanął Kaveh. Blondyn już dawno zakończył swoje projekty. Mimo że nie trzymałem go tu na siłę i mógł zrobić sobie wolne, to zostałby dotrzymać mi towarzystwa. Nie miałem nic przeciwko. Dzięki temu mogłem spędzić z nim więcej czasu i zaoszczędził mi sporo kłopotów z domowymi obowiązkami. Miał tylko mały dylemat, co zrobić z Vulpy. Widząc, że jest rozerwany pomiędzy dwoma miejscami, pozwoliłem mu na przyprowadzanie jej do mojego domu. Biała puchata kulka polubiła leżenie na moich kolanach, podczas gdy ja pogrążony byłem w twórczym szale.

- Skończyłem. - pokiwałem twierdząco głową.

Mężczyzna podszedł szybkim krokiem w moją stronę i wyciągając zza pleców tubę, wystrzelił we mnie kolorowym konfetti. Niespodziewany huk przyprawił mnie o lekki zawał serca. Byłem tak zaskoczony, że nie wiedziałem jak mam zareagować. Gdy frywolne papierki opadły, Kaveh z szerokim uśmiechem rozłożył szeroko ręce.

- Wiedziałem, że Ci się uda!

Zaśmiałem się głośno. Wstałem i wykonałem jego niemą prośbę. Objąłem go w talii i mocno przytuliłem do siebie. Za każdym razem, gdy zbliżałem się do niego, czułem, że mogłem oddychać. Zewnętrzny hałas nikł, a myśli stawały się świeże, jak jego miętowy zapach szamponu i kociego żwirku.

- Mam dla Ciebie jeszcze jedną niespodziankę. - odsunął się ode mnie i ściągnął konfetti z mojej głowy.

- To nawet nie są moje urodziny. - zaśmiałem się. - Co jeszcze wymyśliłeś?

- To my!

Do pomieszczenia wszedł jak zwykle w szampańskim nastroju Cyno, a tuż za nim ciągnął się Tighnari z miną obrażonej o pierdołę dziewczyny. Założyłem ręce na piersi, bacznie obserwując tego drugiego osobnika, który nawet na mnie nie spojrzał. Jego wzrok wbity był w przeciwną ścianę tak, jakby na siłę nie chciał patrzeć w moim kierunku. 

- A wy co tu robicie? - zapytałem.

- Jak to co?! Przyszliśmy świętować wielkie zakończenie dzieła Wielkiego Pisarza Alhaithama! - fuknął białowłosy. - No Nari! Tak jak mówiliśmy. Daj prezent.

Nari spojrzał na mnie spod byka i bez ostrzeżenia rzucił we mnie ozdobnym pudełkiem, które trafiło w moją klatkę piersiową. Udało mi się złapać je w ostatnim możliwym momencie.

- Masz. - mruknął.

- Dziękuję? - uniosłem brew.

- I przepraszam za wtrącanie się w Twoje sprawy. - przekręcił oczami. - Ale i tak uważam, że miałem rację, więc przepraszam tylko w czterdziestu procentach!

- To i tak dużo, jak na Ciebie. - prychnąłem. - Zapomnijmy o tym, co?

- Mi pasuje. - posłał mi krótki uśmiech.

- A mi nie. - Cyno podszedł i uderzył mnie z pięści w ramię. Zabolało. - Wiesz, jak on mi marudził? Wiesz, przez co ja przechodziłem? Wiesz, że tego nie wiesz?

- Domyślam się. - pomasowałem się po bolącym ramieniu.

- Właśnie! I dlatego otwórz prezent!

Zaczynałem się bać. Niepewnie otworzyłem kartonowe pudełko. W środku znajdowała się bardzo dobrze znana mi karcianka. Już na jej sam widok zacząłem z niepokojem kręcić głową.

- O nie.. Nie gram w to z Wami. Ledwo się pogodziłem, a ty chcesz znowu mnie skłócić? - jęknąłem, wyciągając pudełko Uno.

- W aucie mamy Chińczyka.

- Chryste...

 

***


- Dziękuję Wam za piękną grę!

- To jest kurwa niemożliwe! Jakim cudem udaje Ci się wygrać każdą rundę bez najmniejszego wysiłku. - warknąłem. - I tylko mi dodajesz karty!

- Mam sojuszników. - zaśmiał się Cyno, wskazując na pozostałą dwójkę. - Poza tym z wachlarzem Ci do twarzy.

- Pieprz się...

- Zróbmy sobie przerwę, Al za długo nie pociągnie. - Nari wziął łyka swojej herbatki. - Chociaż przyjemnie się patrzy na cudzą krzywdę...

- Zamknij się...

- Wiesz... Przynajmniej próbujesz. - blondyn zachichotał pod nosem.

Przekręciłem oczami i rzuciłem swój obszerny wachlarz na środek stołu. Nienawidzę ich wszystkich... Jeszcze się na Was zemszczę. Cyno korzystając z chwili przerwy, wstał ze swojego miejsca i nucąc coś pod nosem, pobiegł w stronę wyjścia. Domyśliłem się, że zdecydował się iść po drugą grę niszczącą przyjaźń. Jakby tej było mało...

- Tak w ogóle, jak postępy w Waszej relacji? - Nari spojrzał na mnie pytającym wzorkiem. Zmarszczyłem brwi na jego pytanie. - No co? Tylko pytam, nic nie mówię!

- A jak ma być?

- Gdybym wiedział, to bym nie pytał. - przekręcił oczami. - Mieliście umowę, że jesteście do zakończenia Twojego dzieła. Dziś jest ten dzień, więc naturalnie jestem ciekawy, na czym przystało. Czy mój przyjaciel pogodził się z tym, że jest bi, czy nadal twierdzi, że jeszcze ma szansę na założenie rodziny?

Kompletnie o tym zapomniałem. Przez ostatnie dni byłem tak pochłonięty swoją pracą, że przez myśli mi nie przeszło, że nie tylko zbliżam się do wspólnej nocy z blondynem, ale też do rozstrzygnięcia naszej relacji... Kątem oka spojrzałem na blondyna. Nie wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć na ten temat. Nawet wydawało mi się, że posmutniał. Splótł swoje palce u dłoni, patrząc na nie beznamiętnym wzrokiem.

- Chyba sami musimy o tym porozmawiać... Na osobności. - posłałem ciemnowłosemu wymowne spojrzenie.

- No tak... Zajmę się Cyno. - westchnął. - Mam nadzieję, że jakoś to rozwiążecie.

Nari był mistrzem czytania atmosfery. Wstał od stołu, poklepał blondyna po ramieniu i zabierając swoje rzeczy, udał się do wyjścia. Drzwi zatrzasnęły się za nim, a pomieszczenie ogarnęła cisza. Zastanawiałem się, co mam mu powiedzieć. Podobasz mi się? Chcę spróbować na poważnie?.. Czy może czekać, aż on sam podejmie decyzję? W końcu mogłem się mylić i tak naprawdę Kaveh może nic do mnie nie czuć.

- Alhaitham. - jego głos zadrżał. - Chodź ze mną.



***

Yoo~

Moi drodzy, szykujcie się na scenkę 18+ w następnym rozdziale :) Nie dla czytelników o słabych nerwach ♥

Dziękuję za wszystkie wiadomości i komentarze ^^ Nawet nie wiecie, jak poprawiają mi humor :) 

Do napisania!
Sashy ;3



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top