25

Wpatrywałam się w sufit przez dobre kilka minut. Co to do cholery było i jakim cudem do tego doszło?

Serce biło mi jak oszalałe i nie mogło się uspokoić. Robiłem powolne wdechy i wydechy, ale nic nie pomagało. Moje myśli były pogrążone w wydarzeniach sprzed kilku minut. To uczucie ekstazy i spełnienia... Chciałem je czuć i pamiętać przez długi czas. Próbowałem wyobrazić sobie blondyna bez tej kołdry. Jego gesty, ruchy, dotyk, czy język przejeżdżający po mojej skórze. Gdyby nasza zabawa zabrnęła dalej...  Nie odrywałbym od niego wzroku. 

Trochę mnie to przeraża. Jeśli teraz jestem podniecony tym, co ze mną wyprawiał, to co będzie później? O ile w ogóle do czegoś jeszcze dojdzie... Seks oralny to jedna metoda na zaspokojenie i już wiem, że w wykonaniu Kaveha jest genialna. Ale seks analny... Dałbym radę wspiąć się na wyżyny zadania czy spanikowałbym już na początku? 

Z myśli wyrwał mnie Kaveh, który pojawił się w przejściu. Jego twarz była zaczerwieniona, a wzrok uciekał mu na poboczną ścianę. Założył na siebie dresowe spodenki sięgające mu do kolan. Wyglądał uroczo, ale jego zachowanie było... nieco zdystansowane. Może w końcu ilość wina, którą wypił, uderzyła mu do głowy.

- Może... Pójdę spać na kanapę do salonu? - szepnął niepewnie.

Coś poszło nie tak. Zmarszczyłem brwi, próbując domyślić się, o co może mu chodzić. Chyba nie zrobiłem nic źle?.. Przemknęła mi myśl, że blondyn mógł żałować tego, co zrobił. Fakt, obaj nie byliśmy trzeźwi i nadal nie jesteśmy. Możemy mówić, że zrobiliśmy to pod wpływem chwili. Ale... Chyba Kaveh nie myśli, że była to pochopna decyzja?

- Coś się stało, że nie chcesz ze mną przebywać w jednym pomieszczeniu?

- Nie. - od razu zaprzeczył. - Tylko... Może chcesz zostać sam?

- Kaveh, spójrz na mnie. - mężczyzna przeniósł na mnie swój wzrok. - Czy to jest to, czego chcesz? Chcesz spać na kanapie?

Blondyn po raz kolejny zaprzeczył kiwnięciem głowy. Wyglądał uroczo z dłońmi ściskającymi krawędź koszuli i zaciśniętymi ustami w wąską kreskę. Pierwszy raz widziałem go tak zawstydzonego.

- Powiedz, czego chcesz?

- Chcę... Położyć się obok. - powiedział cicho, nie spuszczając ze mnie wzroku.

Odsunąłem kołdrę po mojej prawej stronie, robiąc mu miejsce. Kaveh bez słowa, powolnym krokiem podszedł do łóżka i zgrabnie wślizgnął się pod kołdrę. Jego demoniczne oczy przeszywały mnie na wskroś. Miałem wrażenie, że mnie testuje. Sprawdzał, co zrobię i jak się zachowam.

- Dziurę we mnie wywiercisz...

- Chcę, byś mnie przytulił. - blondyn kontynuował swój koncert życzeń.

Prychnąłem krótko pod nosem. Objąłem go wolnym ramieniem i wtuliłem w swoje ciało. Nos miałem zatopiony w jego blond włosach, pachnących miętą. Uspokajał mnie ten zapach. Mężczyzna otarł się kilka razy twarzą o moją klatkę piersiową niczym łaszący się kotek. Załaskotało mnie to. 

- Chce, byś mnie pocałował w czółko.

- Stałeś się strasznie rozkapryszony. - zaśmiałem się, spełniając jego prośbę. - Jeszcze jakieś życzenia?

Nie znałem go od tej strony. Zachowywał się jak upierdliwe dziecko, które krzyczy do matki "daj mi" i nie uspokoi się, dopóki nie spełni się jego zachcianki. O dziwo nie irytowało mnie to tak bardzo, jakbym myślał.

- Nie zostawiaj mnie.. - wydukał cicho.

Nie byłem pewny, czy wszystko dobrze usłyszałem. Gdy uniosłem wzrok, by spojrzeć na blondyna, już odleciał do krainy morfeusza. Westchnąłem. Najwyraźniej nie dowiem się, o co mu chodziło. Objąłem go mocniej i zamknąłem oczy.


***


Kiedy się obudziłem, blondyna nie było obok. Zamiast niego zastałem Vulpy, która łasiła się o poduszkę, pokazując swój puchaty brzuszek. Przeciągnąłem się i podniosłem do siadu, głośno przy tym ziewając. Głowa mi pulsowała, ale ból był znośny. W końcu nie wypiłem dużo... 

Gdzie on jest?

W całym mieszkaniu było przerażająco cicho. Wstałem i zaspanym krokiem przeszedłem do salonu. Tam też go nie było, więc obrałem kurs na kuchnię. Był tam. Siedział przy blacie z głową spuszczoną w dół. Obok niego leżały tabletki i szklanka wody.

- Dzień dobry. - oparłem się o framugę. - Reflektujesz?

- Zamknij się. - warknął. - Głową mi pęka.

- Mówiłem, że nie masz głowy do wina.

Przeniosłem wzrok na okno, a raczej na krajobraz za nim. Miał z kuchni ładny widok na park i horyzont miasta. Niebo było dziś przejrzyste, a słońce nareszcie zaszczyciło swoimi promieniami. Miła odmiana po zimnych wiatrach i deszczach.

- Pamiętasz w ogóle...

- Pamiętam. - przerwał mi. - Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Najpierw zepsułem imprezę firmową, a na koniec rzuciłem się na Ciebie z łapami bez Twojej zgody. Musiałem zwariować, żeby wystartować do Ciebie. Przepraszam. Musiałeś być zszokowany.

Wyglądał na zażenowanego. Nic więcej, nic mniej.

Chciałbym go zrozumieć, dowiedzieć się, co siedzi w jego głowie, jakie ma o mnie zdanie, dlaczego tak się przejmuje. Ale zanim do tego dojdzie, muszę zrozumieć siebie i swoje uczucia. Czy są one prawdziwe, czy to tylko mój instynkt?

- Nie. Nie przepraszaj. - powiedziałem stanowczo. - Z początku może i byłem zaskoczony, ale.. Podobało mi się to. Jeśli myślisz, że się Tobą brzydzę, to jesteś w błędzie. Gdyby tak było, nie proponowałbym chodzenia i... już z początku bym Ci przerwał. - jedną dłonią oparłem się o blat, a drugą chwyciłem go za podbródek. - Liczę, że otworzysz się na mnie bardziej i przestaniesz patrzeć na mnie przez pryzmat heteroseksualnego mężczyzny. Powiedziałem Ci raz i powiem Ci drugi. Prawdopodobnie coś do Ciebie czuję i chcę to tylko potwierdzić. Wiem, że się martwisz i masz do tego prawo. Daj mi tylko szansę.

Blondyn nic nie odpowiedział. Po pomieszczeniu rozbrzmiał dźwięk mojego telefonu. Musiałem go tu wczoraj zostawić... Na ekranie wyświetlił mi się numer Tighnariego. Westchnąłem i odebrałem połączenie.

- Gdzie ty kurwa jesteś?

- Grzeczniej. Przeżarłeś się z rana, czy co? - mruknąłem, zaczesując włosy do tyłu. - Coś się stało?

- Po pierwsze, jest środek południa. A po drugie, martwiliśmy się z Cyno i przyszliśmy Cię odwiedzić. Nic nie pisałeś po tym spotkaniu firmowym, więc stwierdziliśmy, że coś się stało. Przyjeżdżamy pod Twój dom, wpisujemy kodzik... A CIEBIE NIE MA!

- Yo Alhaitham!

- Cicho bądź! Rozmawiam!

- Uspokójcie się obaj... Jestem w mieszkaniu Kaveha.

- ...

- Alhaitham... Ja Cię błagam... Powiedz, że nic mu nie zrobiłeś.

- Dlaczego zakładasz, że...!

Nie mogłem dokończyć. Kaveh wyrwał mi telefon i z poirytowanym wyrazem twarzy, przejął rozmowę z Tighnarim. Przez to wszystko zapomniałem, że blondyna bolała głowa.

- To ja, Kaveh... Nie. Nic mi nie jest... Ok... Nie, dam radę... Tylko trochę... Na pewno.

Nie słyszałem, o co pytał Tighnari, a tym bardziej nie mogłem nic wywnioskować z odpowiedzi Kaveha. Mężczyźni rozmawiali ze sobą jeszcze przez chwilę. Po minucie Kaveh rozłączył się i oddał mi telefon.

- Co powiedział Nari?

- Chce się z nami spotkać.



***

Yoo~

Z lekkim opóźnieniem, ale jest :) Zostawiam Was z rozdziałem i lecę kontynuować zadanie na studia :')

Dziękuję za Wasze zrozumienie ♥ Luv.

Do napisania,
Sashy ;3


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top