2
- Nie Cyrus. Nie zgadzam się. - powiedziałem stanowczo. - Najpierw każesz mi zmienić gatunek literacki, a teraz chcesz, żebym współpracował... Z artystą? Nigdy nie było problemu z moimi książkami i cieszyły się dużym zainteresowaniem!
- Alhaitham statystyki wyraźnie mówią, że...
- Od kiedy kierujesz się jakimiś statystykami?! Przecież te wszystkie ankiety uzupełniają niewyżyte dzieci, a nie poważni czytelnicy! Nie możesz...!
- Dość, Alhaitham! - uderzył dłonią o stół. - Pamiętaj, że to ja jestem Twoim szefem i przez cały okres trwania naszej umowy, ja decyduję, co jest dla Ciebie najlepsze. Taka była wola Twojego ojca.
Syknąłem pod nosem. Jeszcze przed śmiercią tata chciał zrobić mi przysługę. Widział mój talent i wierzył, że kiedyś będę wybitnym pisarzem lub poetą. "Wybłagał" u Cyrusa, żeby ten trzymał dla mnie ciepłe miejsce w swojej świeżo otwartej firmie, a gdy nadejdzie dobry moment, pozwolił mi wydać moją pierwszą książkę. Cyrusa nie trzeba było długo przekonywać, zgodził się od razu. Wiedział, że to też przeleje się na jego korzyść. Po śmierci ojca podpisałem umowę na 5 lat, w której dobrowolnie oddałem się pod opiekę Cyrusa.
Został mi rok. Jeśli ten eksperyment nie wypali i stanę się pośmiewiskiem wśród pisarzy, odejdę od wydawnictwa. Jestem mu wdzięczny za danie mi szansy do pokazania się. Ale już od pewnego czasu Cyrus działa mi na nerwy ze swoimi wybitnymi pomysłami. Kombinuje na wszystkie możliwe sposoby, aby wyróżnić się na tle innych wydawnictw. Dla mnie to głupota. Dla niego skok w przyszłość. Nie potrafimy się dogadać w tej kwestii.
- Chciałem, żebyś jeszcze dziś spotkał się z ilustratorem, ale nie dał rady dotrzeć na spotkanie. Przeprosił i poprosił o spotkanie jutro. Mam nadzieję, że Ci to nie przeszkadza. - uniósł brew.
Nawet nie słuchałem, co do mnie mówił przez cały ten czas. Przytaknąłem tylko delikatnym ruchem głowy.
- Nie. - mruknąłem wyraźnie niepocieszony.
- No i świetnie! Widzimy się jutro o dwunastej. Nie spóźnij się.
Wstał i wyszedł, zostawiając mnie samego w sali konferencyjnej. Gotowałem się od środka. Miałem wielką ochotę na to, by to pierdolić i jutro zwyczajnie się nie pojawić...
Poszedłem w jego ślady i skierowałem się do wyjścia. Gdy już byłem na zewnątrz, odetchnąłem głęboko świeżym powietrzem. Potrzebowałem chwili przerwy od tego wszystkiego.
Wyciągnąłem telefon z kieszeni spodni. Miałem nieodebrane połączenie od Tighnariego. Dobrze się złożyło. Właśnie miałem do niego dzwonić. Odebrał po trzech sygnałach.
- Siemanko! Jak tam w wielkim świecie show-biznesu? - zaśmiał się po drugiej stronie.
- Nawet nie pytaj. - mruknąłem. - Zaczynam żałować, że nie znalazłem sobie zajęcia, które wyklucza interakcję z ludźmi.
- Coś się stało?
- Cyrus znowu odwala... Za dużo by opowiadać przez telefon. Macie czas, żeby się spotkać?
- "Macie?"
- No przecież wiem, że Cyno jest Twoim cieniem. Nie ma dnia, żeby się od Ciebie nie odwalił.
- Nie prawda! - usłyszałem w tle oburzony głos białowłosego. - Dla Twojej wiadomości prowadzimy właśnie bardzo ważną dyskusję. A ty nam przeszka...
- Zamknij się. - burknął Tighnari. - Tak naprawdę idziemy coś zjeść. Jesteśmy w drodze do Złotego Kaczątka. Będziemy tam na Ciebie czekać.
Rozłączył się.
Tighnariego wraz z Cyno poznałem na studiach. Los tak chciał, że się zakolegowaliśmy i od kilku lat jesteśmy zgraną paczką znajomych. Lubię to, że nie muszę przy nich nikogo udawać i mogę być sobą. Nawet tą najbardziej irytującą wersją mnie, która narzeka na wszystko wokół. Wersją, która właśnie idzie na spotkanie.
***
Chłopaki siedzieli przy najdalej wysuniętym stoliku w restauracji. Nie dało się ich nie zauważyć. Tighnari był mężczyzną o nieco dłuższych, ciemnych włosach z jaskrawozieloną grzywką, która już z daleka biła po oczach. Jakby tego było mało, zawsze ubierał ciemne rzeczy, które miały neonowy akcent. Dzisiaj to był czarny dres z żółtymi paskami po obu stronach. Był to chodzący człowiek odblask. W ciemności oślepiał nie jeden samochód. Cyno był jego odwrotnością. Wybierał jasne, stonowane outfity, mocno kontrastujące z jego ciemniejszą cerą. Na dodatek miał długie, białe włosy, które zazwyczaj związywał w kitkę. Nie przykuwał takiej samej uwagi jak Tighnari, ale też na swój sposób wyróżniał się w tłumie.
- Witam światowej sławy dietetyka Tighnariego na tłustym kurczaku. - przeniosłem wzrok na Cyno. - I jego dwutlenek węgla.
- Jak jedzie po nas obu, to musiał się nieźle wkurwić. - zaśmiał się białowłosy, szturchając Tighnariego, który tylko przekręcił oczami. - No! Opowiadaj!
- Mam napisać powieść gejowską i współpracować z ilustratorem.
- Zwolnij się. Au! Ej! - Cyno zaczął masować ramię. - Dlaczego dzisiaj tylko mnie bijesz?!
- Bo mnie denerwujesz od samego początku. - warknął Tighnari w stronę Cyno. Odwrócił się do mnie i uśmiechnął delikatnie. - Wiem, że dla Ciebie pewnie to ciężkie, ale może nie będzie tak źle?
- Nie będzie źle? Ja nie mam bladego pojęcia, jak mam to napisać!...
Przerwałem na chwilę, gdy przy stole pojawiła się kelnerka z wcześniej złożonym zamówieniem. Rozstawiła na stole złociste skrzydełka i życząc nam smacznego, oddaliła się.
- Myślę, że wiem, jak funkcjonują homoseksualiści, ale ja jestem hetero.. Nie wiem nawet, jak mam się do tego zabrać, o czym pisać, na jaki temat... To jest bardziej skomplikowane, niż się wydaje. Nie chcę nikomu podpaść.
- Wszystkie związki są przeważnie takie same. Może powinieneś myśleć o tym, jak o zwyczajnym romansie? - zaproponował dietetyk, przeżuwając kurczaka. - Wyobrażaj sobie, że jest to mężczyzna i kobieta, a później za kobietę podstaw kolejnego mężczyznę.
- Nie jest to zły pomysł.. Ale to nie może byś takie samo...
- A ja mam lepszą propozycję. Po co sobie wyobrażać, skoro można doświadczyć tego z pierwszej ręki.
- Co masz na myśli? - uniosłem brew, patrząc w stronę Cyno.
- Pójdźmy do gejowskiego klubu! - krzyknął głośno, zwracając na nas uwagę paru gapiów.
Daję słowo, że mnie zatkało. Z wrażenia wypuściłem skrzydełko kurczaka na stół, a Tighnari zaczął krztusić się powietrzem. Białowłosy siedział niewzruszony z założonymi na klatce piersiowej rękoma.
- I to jest ta lepsza propozycja?! - Tighnari otarł łzy spod powieki. - Co według Ciebie będziemy tam robić?
- My pójdziemy na drinki, a Alhaitham na podryw. - uśmiechnął się szeroko. - Zaklubujemy się z jakimiś gościami.
- Przestań.
Nie wierzę, że to mówię. Ale jeśli to ma mi jakoś pomóc w moim researchu... To jestem w stanie się na to zgodzić.
***
Ohayo!
Ponieważ resztę dnia mam zawaloną, zdecydowałam, że napiszę rozdział i wstawię go o wiele wcześniej ^^
Jeśli pojawią się jakieś pytania dotyczące rozdziału można śmiało pisać :D Chociaż na razie to wstęp i wszystko powoli się rozwinie, a z czasem samo zacznie wyjaśniać.
W kolejnym rozdziale wyczekiwane spotkanie Alhaitahama i Kaveha ♥
Do napisania,
Sashy ;3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top