Rozdział szósty.
Kolejne dni mijają, a ja nadal nic nie pamiętam. Próbowałam porozmawiać z nowym rektorem i z pielęgniarką. Niestety z żadnym z nich mi się nie udało. Pani pielęgniarka jest na urlopie i zastępuje ją inna, a pan rektor albo jest zajęty i nie może ze mną rozmawiać, albo go nie ma, więc odsyłają mnie do dziekana. Tylko że ja nie chcę z nim rozmawiać, chcę zobaczyć się z rektorem. Nawet nie wiem, jak wygląda. Przysłał do mnie pielęgniarkę, martwiąc się o moje zdrowie, a teraz nawet nie jest ciekaw, jak się czuję?
— Jak to go nie ma? Jestem studentem tej uczelni, przecież musi znaleźć kiedyś czas dla mnie! — krzyczę zdenerwowana.
— Rozumiem, ale proszę się uspokoić. Przecież to nie jest moja wina.
— Wiem, przepraszam, ale ile razy mam tu jeszcze przychodzić.
— Porozmawiam z nim i umówię was na to spotkanie, obiecuję.
— Dziękuję — mówię z lekką ulgą.
Pełna nadziei, że wreszcie uda się spotkać z panem rektorem, wychodzę z pomieszczenia. Gdy chcę otworzyć drzwi, okazuje się, że już ktoś mnie ubiegł. Drzwi otwierają się szeroko, a w progu dostrzegam nieziemsko przystojnego blondyna. Przyglądam się mu ukradkiem, a on z uroczo pięknym i pewnym uśmiechem kłania się i przepuszcza mnie pierwszą. Kiwam mu tylko nieśmiało głową, dziękując mu i wychodzę z pomieszczenia.
— Kto to był? — pyta szeptem Bella, wpadając na mnie zbyt mocno, gdyż moje ramię mocno stykło się z jej.
— Nie mam pojęcia. — Wzruszam ramionami, jakby mnie to nie obchodziło. Lecz tak naprawdę jest inaczej. Jego piękny uśmiech wciąż tkwi w mojej głowie. Muszę przyznać, że z niego przystojniak i że zrobił na mnie ogromne wrażenie, ale Izabell nie musi o tym wiedzieć. — Chodźmy już. Zaraz zacznie się wykład — mówię szorstkim głosem.
— Ok, ok — rzuca szatynka i przewraca oczami.
Gdy ruszamy, ostatni raz spoglądam na drzwi, gdy widzę, że się otwierają, pospiesznie odwracam wzrok. Zamykam oczy i kiwam przecząco głową, przecież mógł zauważyć jak na niego patrzę. Zawstydzona idę dalej, ale nie mogę zapomnieć jego twarzy.
Dzień na uczelni mija jak co dzień. Nie spotykam już blondyna, choć rozglądam się za nim przez cały czas. Nie potrafię wyrzucić go z głowy.
Gdy wykłady się kończą, zawiedziona opuszczam budynek. Drzwi wejściowe głośno skrzypią gdy je otwieram. W uczelni panuje cisza, więc dźwięk echem roznosi się po budynku.
Za drzwiami dostrzegam blondyna, który opiera się o murek i spogląda w moją stronę.
Biorę głęboki oddech i nieśmiało przekraczam próg szkoły. Czuję, jak moje serce przyspiesza, gdy mijam go pośpiesznie. Lecz w pewnym momencie coś mnie zatrzymuje, a raczej ktoś. Serce jeszcze mocniej zaczyna mi łomotać. Gdy się obracam, zauważam jego rozweseloną twarz.
— Pamiętam cię! Piękna, rudowłosa nieznajoma — mówi szarooki blondyn.
— Em...
— Jestem Johne — rzuca rozbawiony i wyciąga dłoń w moją stronę.
— Lilian Becker. To znaczy, możesz mi mówić Li — mówię szybko i również podaję mu dłoń.
— Piękny naszyjnik — dodaje, a następnie jak zahipnotyzowany dotyka dłonią medalionu. — Purification*. — Spoglądam na niego zdziwiona, gdyż nie bardzo rozumiem to co powiedział.
Nagle czuję, jakby wiatr się wzmocnił, a moje włosy lekko zaczęły unosić się w powietrzu. Świat zwalnia, wszystko wokół się rozmywa. Jego dotyk sprawia, że przez całe ciało przechodzi mi dreszcz. Uczucie jest tak silne, że lekko się chwieję. Po chwili wszystko wraca do rzeczywistości. To wszystko tak naprawdę dzieje się przez kilka sekund, ale dla mnie jakby przynajmniej przez kilka minut.
— Li, zawsze tak stresujesz się przy chłopakach? — pyta tak jakby nic przed chwilą się nie stało, unosząc przy tym jeden kącik ust do góry.
— Ja... ja — jąkam się, nie mogąc wydusić z siebie ani jednego słowa.
— Panno Lilian... — słyszę krzyk w oddali. Pośpiesznie się obracam, ciesząc się, że ktoś przerwał tę żałosną rozmowę i spoglądam na osobę, która mnie woła. Jest to Pani Keith, sekretarka rektora. — Jak dobrze, że cię złapałam — mówi zdyszanym głosem. — Pan rektor zgodził się na spotkanie.
— Świetnie. — Kleszcze w dłonie z radości. — To kiedy mam przyjść? — pytam z wielkim uśmiechem na twarzy.
— Teraz!
— O! No dobrze — mówię zdziwiona i obracam się w drugą stronę. — Przepraszam, muszę iść, od dawna staram się o to spotkanie — tym razem mówię do Johna już trochę śmielej.
— Nie ma sprawy. Mam nadzieję, że jeszcze cię spotkam — mówi i macha mi ma pożegnanie.
— Ja też — szepczę do siebie, gdy jestem już dość daleko.
— Słucham? — pyta Keith.
— Eee, nic takiego — rzucam nieśmiało, zażenowana całą tą sytuacją. — Jak się pani udało przekonać rektora? — dodaję, chcąc zmienić temat.
— Tak właściwie to nie moja sprawka. Sam do mnie przyszedł i kazał cię zawołać. Chyba zauważył cię przez okno?
— Och.
Idę w zupełnym skupieniu, próbując zapomnieć o Johnie. Dlatego całą drogę zastanawiam się, jakie zadać pytania, przez co do gabinetu rektora dochodzimy w mgnieniu oka.
— Możesz kochaniutka już wejść, czeka na ciebie — mówi Keith z uśmiechem, a następnie zajmuje miejsce przy swoim zagraconym od papierów biurku.
— Dziękuję — szepczę lekko zestresowana.
Nie wiem dlaczego, ale ogarnął mnie strach. Niepokoju, który czuję, każe mi stąd zwiewać. Dlaczego? Tak długo staram się o to spotkanie. Nie mogę teraz wyjść.
Nabieram głęboki oddech i cicho pukam do drzwi. Nie czekając na odpowiedź, naciskam zimną, miedzianą klamkę. Ciężkie drzwi otwierają się powoli. Gdy podnoszę wzrok, zatrzymuję oddech w połowie, gdyż napotykamy twarz dobrze znanej mi osoby.
To on mężczyzna z moich snów.
Siedzi spokojnie przy swoim ogromnym dębowym biurku. Jego twarz jest opuszczona i skupiona nad jakimiś papierami. Z początku mnie nie zauważa, ale gdy zamykam drzwi, spogląda na mnie tymi swoimi brązowymi, zniewalającymi oczami. Jego twarz jaśnieje, a na ustach pojawia się niewielki uśmiech.
Odwzajemniam go, choć czuję się nieswojo. No wiecie, te moje sny. Ciężko o nich zapomnieć.
— Proszę, wejdź — mówi, a następnie wstaje, szurając przy tym krzesłem.
Obserwuję każdy jego ruch. Gdy wychodzi zza biurka, zapina jedną ręką guzik w swojej marynarce. Jego ruchy są szybkie, ale i opanowane. Gdy podchodzi do mnie, wyciąga swą dłoń w moim kierunku, zanim do mnie dociera, o co mu chodzi, odzywa się ponownie.
— Erick Therm, nowy rektor.
— Lilian Becker.
Gdy dotykam jego dłoni, czuję mrowienie w całym ciele. Pojawia się ból w głowie, przez co lekko się kulę, ale nie puszczam jego dłoni. Do mojej głowy wpadają wszystkie wspomnienia z dnia omdlenia. W mgnieniu oka przypominam sobie wszystko, co się wtedy zdarzyło.
* Purification- j.ang. Oczyszczenie
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top