Rozdział dziesiąty.

Budzę się z okropnym bólem głowy, więc tylko delikatnie otwieram zaspane oczy. Ręką poprawiam włosy, które pokryły moją twarz.

— Gdzie ja jestem? — szepczę.

Gdy dochodzę do siebie, rozglądam się uważnie po pomieszczeniu. Znajduję się w ogromnym pokoju o jasnych ścianach. Z pięknym i nowoczesnym wystrojem. Z puchatym dywanem, ogromną szafą i dużym lustrem. Leżę na wielkim łożu z baldachimem, w białej miękkiej jedwabnej pościeli.

Rozciągam się, unosząc ręce do góry. Jest mi w niej tak strasznie wygodnie i miękko. Nagle wszystko mi się przypomina. Całe wydarzenie w domu, to dlatego wszystko mnie boli. Pamiętam też, Ericka. Czy to możliwe, że jestem teraz u niego?

— O kurwa, muszę się stąd wydostać! — Unoszę zbyt szybko swe ciało, próbując wstać, lecz to nie jest zbyt dobry pomysł, bo ból głowy i karku staje się nieznośny.

— Co robisz, nie powinnaś wstawać? — mówi ktoś przerażonym głosem.

Słysząc czyjeś słowa, podskakuję. Nie spodziewałam się tu nikogo. Pomalutku spoglądam w stronę drzwi, w których stoi on, brunet z ułożonymi niechlujnie włosami, brązowymi oczami. Z bladą cerą i wystającymi lekko kośćmi policzkowymi. Ubrany w biały podkoszulek i ciemne sprane dżinsy. Przełykam głośno ślinę na jego widok.
Nie wiedząc co mam robić?

— Miałaś poważny wypadek, nie powinnaś wstawać. — Mężczyzna niepewnie robi krok w moją stronę.

— Nie zbliżaj się! — krzyczę. — Gdzie ja jestem?

— Nic ci nie zrobię, nie martw się — odpowiada spokojnym głosem, nadal zbliżając się do mnie.

— Skąd mam to wiedzieć?

— Bo gdybym miał zrobić ci krzywdę, to... — nagle w zawrotnym tempie pojawia się przy mnie — już bym zrobił.

Patrzę na niego i nie wiem co odpowiedzieć, co zrobić. W błyskawicznym tempie znalazł się przy mnie. Czuję tylko lekki powiew. Jakby muśnięcie wiatru. Przez to nawet nie mam czasu na żaden ruch. On jest zbyt szybki! Gdybym chciała uciec, to jaką mam szansę?
Zerową!

— Dlaczego milczysz? Przecież wiem, że znasz mój sekret — pyta, przyglądając mi się badawczo.

— A co mam powiedzieć? Nie wiem, gdzie jestem i dlaczego tu jestem. — Robię krótką przerwę. —  Chwila, skąd wiesz, że ja wiem, że jesteś... — plączę się, przełykając głośno ślinę — wampirem?

— Łatwo cię odczytać. Wtedy przed szkołą, bałaś się mnie. Wiedziałem, że sobie przypomniałaś, słyszałem bicie twojego serca.

— Ja... nie wiem co myśleć. Przecież... przecież to niemożliwe. Wampiry nie istnieją. Zresztą jakim cudem możesz chodzić w słońcu?

— Technologia kochana — odparł, śmiesznie przy tym przewracając oczami. — Jesteś pewna, że nie istniejemy? — mówi, pokazując mi swe kły.

Przełykam głośno ślinę. Ten wampir właśnie pokazał mi swe kły.

— Pamiętasz, jak Jeffrey opowiadał o historii tego miasta? — dodaje rozbawionym głosem.

— Mhm. — Kiwam głową na potwierdzenie. — Czekaj, znasz pana Jeffreya?

— Tak, to mój podwładny.

— Podwładny? A no tak, jesteś przecież rektorem.

— Nie o to mi chodzi. — Zaśmiał się głośno. — On jest moim sługą. Wykonuje każde moje polecenie.

— Każde twoje polecenie!? To, kim ty jesteś?

— KRÓLEM — mówi, unosząc dumnie głowę.

Nagle cisza zapada w pokoju. Dźwięk mojego przyspieszonego oddechu rozchodzi się po pomieszczeniu. On jest Królem! Czy to przypadek, że w snach nazywał mnie swą Królową? Mężczyzna patrzy na mnie, jakby próbował odczytać moje myśli. Jego wzrok jest taki hipnotyzujący. Ciężko oderwać od niego wzrok. Tak samo jak w snach. Czemu aż tak mnie, ciągnie do niego?

— Wracając — przerywa nagle nasz kontakt wzrokowy — to nie jest zwykła opowieść. Te zdarzenia miały naprawdę miejsce.

— Ale... ale jak to? Przecież to tylko historyjka, którą opowiadają nam nasi dziadkowie.

— I tak powinno być. Nikt nie może dowiedzieć się o naszym istnieniu. Ludzie nie są na to gotowi.

— To dlaczego mi to mówisz? —pytam.

— Bo... ty nie jesteś do końca człowiekiem.


Moje oczy w tej chwili chyba przybrały wielkość spodka.

— Twoja pra pra pra babka związała się kiedyś z wampirem. Zakochali się w sobie bez pamięci. Ich historia była bardzo niespotykana i wzbudzała dużo pytań, ponieważ mało mamy takich sytuacji, gdzie wampir zakochuje się w człowieku. Żeby było jeszcze tego mało, Zair oddał swoją krew twojej pra pra pra babce, łamiąc tym samym nasze prawo. Przez oddanie krwi połączyli się na wieki. Wybuchło przez to wielkie zamieszanie. Jego krew już na zawsze miała krążyć w jej żyłach. Nikt nie wiedział, jakie mogą być tego konsekwencje, przez to byli pod ciągłą obserwacją. Gdy Zair został zabity, w walce z wrogim nam klanem Keljanów, twoja pra pra pra babka się załamała. Wróciła do świata żywych, czyli do ludzi i porzuciła nasz świat, ale ciągle była pod obserwacją. Z czasem rany się zagoiły i zakochała się ponownie. Urodziła córkę, która mogła odziedziedziczyć geny wampira, które ciągle krążyły w jej krwi. Geny wampira jednak przez pokolenia się nie uaktywniały, więc wampiry się uspokoiły. Myślę, że tym razem u ciebie może być inaczej... — robi krótką przerwę. — Chcę powiedzieć,  że to była bardzo głośna historia w naszym świecie. To był pierwszy taki przypadek, że ktoś inny niż wampir, przejął krew wampira. Jednak przestali się tym martwił, bo przez pokolenia nic się nie działo, więc nie było zagrożenia.

— Zagrożenia?

— Mhm. Nikt nie wie, co może się stać. Czego można się spodziewać?

— Czyli mogę mieć w sobie krew wampira?

— Na pewno ją masz, ale nie wiemy, co to może oznaczać. — Urywa na chwilę. — Czuję, że z tobą jest jakoś inaczej. — Wzrusza ramionami. — Te twoje sny!

— Co z nimi?

— Śniłem o tym samym.

— O co w tym wszystkim chodzi? Dlaczego ja?

— Nie wiem, ale nie mam już sił dużej cię okłamywać. — Siada obok mnie. — Skoro już wiesz o mnie, nie chcę się ukrywać. Tak bardzo ciągnie mnie do ciebie, tak bardzo pragnę cię dotknąć. — Jego dłoń, powoli zbliża się do mojej twarzy.

Obserwuję to jakby w zwolnionym tempie. Nie odsuwam się, sama nie wiem dlaczego. To chyba przez to przyciągania. Pragnę jego dotyku, tak samo jak on.

Jego zimna dłoń, obejmuje moją twarz. Wtulam się w jego rękę. Czuję, jak się uśmiecha, więc spoglądam na niego.

Co się ze mną dzieje? Dlaczego ja to robię?

— Odejdź, odejdź ode mnie! — krzyczę.

Erick odskakuje ode mnie zdezorientowany.

— Co ty mi robisz? Przecież ja cię nie znam! To, to wszystko to jakiś absurd!

— Ja, ja... — jąka się i przeczesuje włosy dłonią.

— Wyjdź stąd! Zostaw mnie w spokoju! — krzyczę, a z oczu płyną mi łzy.

Układam się wygodnie w pościeli i mocno okrywam. Zamykam oczy, aby nie patrzeć już na niego.
Po krótkiej chwili słyszę jego kroki. Oddala się. Przed drzwiami chwilę zatrzymuje się, czekam, aż drzwi zamkną się z kliknięciem, po czym oddycham z ulgą. Czuję się zagubiona, całkowicie zagubiona.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top