Rozdział czternasty.

Wchodząc do domu, rozglądam się po pomieszczeniach i widzę tylko mrok. Od razu udaję się do swojego pokoju. Mamy nie ma, więc nie muszę martwić się, o to, że coś powiem o magii i złamię dane słowo Johnowi. W progu od razu rzucam torebkę w kąt. Siadam wygodnie na łóżku, zmartwiona przecieram twarz dłońmi.

— I co ja mam teraz z tym wszystkim zrobić? — szepczę zrezygnowana.

Poprawiam się, krzyżując nogi i sięgam po laptopa, który znajduje się na szafce nocnej. Pytania wciąż krążą po mojej głowie, więc wyszukuję wszystko o magii, czy czarownicach, wszystko, co przyjdzie mi do głowy. Wciąż słyszę słowa wypowiadane przez Johna. Nie potrafię uwierzyć w to wszystko! Muszę choć trochę uzyskać informacji i spróbować oswoić się z tym wszystkim.

Magia, czary — ogół wierzeń i praktyk opartych na przekonaniu o istnieniu sił nadprzyrodzonych, które można opanować za pomocą odpowiednich zaklęć i określonych czynności. Wikipedia

Czarownica — osoba, w niektórych wierzeniach ludowych kobieta, zajmująca się czarną magią, kojarzona z siłami nieczystymi — często z szatanem. W folklorze pojawiają się także dobre czarownice, które zajmują się białą magią. Wikipedia

Wiedźma — wiedźmy to w dawnych wierzeniach istoty półdemoniczne, pozostające w ścisłym związku z ludźmi lub ich duszami. Według dawnych wierzeń ludowych i w baśniach wiedźma to kobieta mająca związek ze złymi mocami, czarownica, zła wróżka. W języku potocznym wiedźma to pogardliwe określenie kobiety złej i brzydkiej.
Wikipedia

Od pokoleń jesteśmy czarownicami, czy wiedźmami, sama już nie wiem kim. Uprawiamy magię. Wiemy o wampirach i znamy ich świat. Zapewne wiemy, jaka była prawdziwa historia tego miasta, jakie były prawdziwe wydarzenia. No i najważniejsze! Jaka była historia mojej pra, pra, pra babki i mojej rodziny. Jakim cudem mama wychowała mnie bez tego wszystkiego?
Mam dwadzieścia pięć lat, kiedy będzie dla niej odpowiedni czas, aby mi o tym powiedzieć, a może zamierzała mi nigdy nie mówić?

Odkładam komputer i przecieram zmęczoną twarz rękoma. Poprawiam się na łóżku, prostując nogi. Układam głowę na poduszce i rozmyślam o Johnie, magii, Ericku i wampirach. Czy to wszystko jest prawdą, czy może to jakiś głupi sen?

Zamykam oczy i moje myśli są przy Ericku.
Widzę go jak siedzi przy swoim wielkim dębowym biurku. Jednak wszystko wygląda inaczej niż ostatnio. Jest jasno i czysto, brunet jest elegancko i schludnie ubrany, a jego włosy idealnie ułożone. Naprzeciwko niego ktoś siedzi, wygląda jakby prowadzili bardzo poważną rozmowę. Nie słyszę dobrze, o czym rozmawiają, więc zaciekawiona podchodzę bliżej.

— Kilku widziano w okolicy.

— Wrócili Keljanie(!), a ty teraz dopiero mi to mówisz? Musisz to sprawdzić! — warknął brunet.

— Właśnie to robimy, ale wie Król, jak to jest z nimi — odpowiada ten drugi. — Rzucą jakiś czar i ciężko ich znaleźć.

— Przecież my też mamy czarowników, poradzą sobie. Odkąd pamiętam, użeramy się z nimi, więc doskonale zdaję sobie sprawę, jak jest ciężko. — Czarnowłosy przeczesuje nerwowo bujną czuprynę.

— Gdy tylko się czegoś dowiem, poinformuję Króla.

— Streszczajcie się.

Nagle oczy Ericka spotykają się z moimi. Przyglądam się mu uważnie, jego zaskoczenie uświadamia mi, że on mnie naprawdę widzi. Przerażona cofam się w kąt i uderzam plecami o mur. Zamykam oczy, starając się obudzić, jednak nic nie pomaga. Budzi mnie pukanie do drzwi, które słyszę, jakby jego echo odbijało się o ściany.

Gdy otwieram oczy, budzę się w swoim łóżku. Zaniepokojona, tym co przed chwilą się stało, podnoszę ciało do pozycji siedzącej. Gdy odgłos pukania staje się jeszcze głośniejszy, zdenerwowana schodzę na dół.

— Już idę, przecież się nie pali! — mówię poddenerwowanym głosem. Przekręcam klucz w drzwiach i powoli naciskam klamkę.

Gdy orientuję się kto za nimi stoi, jest już za późno, żeby zamknąć je ponownie. Zdziwiona zerkam na niego, zapewne robiąc wielkie oczy.

— Erick, co ty tutaj robisz? — pytam zaskoczona, sycząc przez zęby.

— Ja? Ile słyszałaś? — rzuca szybko.

— Nic, o czym ty mówisz? — odpowiadam nerwowo, ale jego wzrok mówi, że mnie widział i tak szybko mi nie odpuści. — Sama nie wiem — mówię zmieszana i wzruszam ramionami.

— Jak się znalazłaś u mnie w gabinecie? Nie wiedziałem, że potrafisz takie rzeczy. Tak umiała tylko... — milknie i przeczesuje nerwowo ręką włosy.

— Nie wiem, jak to robię. Gdy tylko pomyślę o tobie, jakimś cudem przenoszę się do miejsca, gdzie się znajdujesz. Nie potrafię tego wyjaśnić.

— To nie pierwszy raz, prawda? Kiedyś też cię widziałem, myślałem, że mi się wydawało.

Kiwam głową, bo nie wiem co odpowiedzieć.

— Czyli czasem myślisz o mnie? — pyta, unosząc jeden kącik ust do góry. Jego humor, zmienia się w sekundzie i całkiem odwraca temat.

Nadal milczę. Moja twarz lekko się rumieni, więc opuszczam ją w dół, aby brunet tego nie dostrzegł.

— Nie wstydź się, pochlebia mi to — szepcze, unosząc delikatnie mój podbródek. — Miło, że ty też czasem o mnie pomyślisz. — Mrugnął i zabrał rękę z mojego podbródka, ale powoli, jakby tego nie chciał. Z uśmiechem obrócił się, szykując się do odejścia. — To do zobaczenia — mówi, jakby zapomniał, po co tu przyszedł.

— Do widzenia — odpowiadam, lekko zdezorientowana.

Jego czarna postać oddala się, a ja nadal go obserwuję i analizuję to co właściwie stało się przed chwilą.
To jest na mnie zły, czy nie?
Gdy znika za krzakami, w mojej głowie nagle coś świta. Przypominam sobie jedno jego zdanie. Zdanie, które może być dla mnie bardzo ważne, które nie dokończył, a mianowicie:
"Tak umiała tylko... ". Kto umiał? O kim on mówi?

— Erick poczekaj — krzyczę, mając nadzieję, że mnie usłyszy. Zbiegam po schodach i ruszam krętą dróżką. Za choinką dostrzegam bruneta i moją mamę!

Spoglądam na nich i zatrzymuję się w miejscu, widząc zdenerwowaną twarz Elizy, która wymachuje rękoma. Nie mam wątpliwości, jest wściekła, ale dlaczego? Co mogło ją tak rozzłościć?

Gdy tylko mnie dostrzega, jej złość mija, a na twarzy pojawia się uśmiech.

— Przepraszam, nie zauważyłam  pana. Nie wiedziałam, że mamy gościa — mówi, jakby przed chwilą się nic nie zdarzyło.

— Nic nie szkodzi, ja... tylko na chwilkę — mówi Erick tym swoim zmysłowym głosem, lecz trochę zmieszanym. — To do zobaczenia panno Lilian. Do widzenia Pani — mówi, lekko się kłaniając.

— Do zobaczenia — odpowiadam.

Obracam się i ruszam do domu, mama podąża za mną. Przyspiesza kroku, próbując mnie dogonić.

— W jakiej sprawie przyszedł pan rektor? Chyba nie masz jakichś problemów? — pyta, przechylając lekko głowę.

— Nie mamo, nie mam żadnych problemów. Erick... eee to znaczy pan rektor był w pobliżu, chciał sprawdzić, jak się czuję. No wiesz... trochę się ostatnio poobijałam — mówię szybko, żeby jak najszybciej uciec i nie musieć odpowiadać na więcej pytań.

— No tak skarbie, racja, racja. Nie miałaś dobrego początku — mówi życzliwie.

— Późno już. Pójdę spać — rzucam z lekkim uśmiechem. — Dobranoc mamo.

— Dobranoc skarbie.

Znów musiałam odpuścić. Moje pytania i tym razem muszą poczekać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top