Rozdział osiemnasty.
Gdy wychodzę z zamku, przerażona zatrzymuję się w progu drzwi. Rozglądam się ze smutkiem i łzami w oczach, gdyż wokół całej posesji dostrzegam wielu rannych i zabitych. Niektórzy nie mają sił wstać. Widok tych wszystkich martwych i poranionych osób sprawia mi ból, ogromny ból. Nie rozumiem czego chcą ode mnie Keljanie? Dlaczego tak wszyscy poświęcają się dla mnie?
Staram się wszystkim pomóc, jak mogę. Opatruję rannych czarowników, przynoszę picie, czy po prostu rozmawiam, by dowiedzieć się, czego potrzebują. Na szczęście wampirom szybko goją się rany, więc choć ci nie potrzebują pomocy, wystarczy im woda i trochę odpoczynku.
Tak wielu poległo. Co tym bardziej powoduje ból w moim sercu. Nie powinno mnie tu być, wtedy by tak dużo osób nie zginęło.
— Czy ktoś mógłby przynieść mi gazy i wodę utlenioną? Skończyły się, a jeszcze potrzebujemy — pytam obcą mi osobę.
— Oczywiście. Zaraz wracam — odpowiada nieznany mi wampir.
I faktycznie, w ułamku sekundy pojawia się kilka kartonów każdego z poproszonych przedmiotów.
Gdy rankiem siadam na łóżku zmordowana po całej nocy pomagania innym, przecieram zmęczoną twarz. Jestem pochylona, a moje łokcie oparte są o kolana. Przez moją głowę, przelatuje tysiąc myśli.
Jak tak szybko, moje życie zmieniło się o tyle stopni. Poznałam całkiem inny świat. Moja mama okazała się czarownicą, a mój ojciec "żyje". Tyle lat ukrywali przede mną te wszystkie informacje. Tyle lat ominęło mnie z moim ojcem. Bardzo chciałabym, aby opowiedzieli mi o wszystkim, ale muszę dać im odpocząć, zresztą sama też tego potrzebuję.
Delikatnie unoszę swoje ciało i się prostuję. Rozciągam, unosząc ręce do góry. Jedną dłonią sięgam poduszkę, a drugą koc. Ruszam w stronę okna, gdzie znajduje się wnęka. Siadam na wygodnej i miękkiej poduszce, która lekko ugina się pod moim ciałem. Układam poduszkę i przykrywam się kocem. Robi mi się ciepło i przyjemnie, ciało lekko się rozluźnia.
Widok za oknem jest przepiękny. Lasy i jezioro, do tego lekko unosząca się nad ziemią mgła. Słońce zaczyna powoli wyłaniać się zza drzew, co sprawia, że dostrzegam mur, a obok niego wartowników. Ogarnia mnie zmęczenie, więc zamykam oczy.
— Kochanie obudź się, już czas. Musisz usłyszeć całą prawdę. — Ze snu budzi mnie szept mamy.
Powoli otwieram zaspane oczy. Widok zmartwionej i poranionej rodzicielki sprawia, że przypomina mi się wszystko.
— Chodź Li, wszyscy już czekają.
Kiwam lekko głową i podnoszę się do pozycji siedzącej. Rozciągam ciało i delikatnie poprawiam włosy.
Jeszcze kilka razy ziewam, nim dochodzimy do biura czarnowłosego.
W pomieszczeniu czeka już na mnie Erick i Scott.
— Siadaj skarbie, czas wyjaśnić ci całą prawdę — zaczął zielonooki.
Rozglądam się po wszystkich, mój wzrok zatrzymuje się na matce, gdyż to ona pierwsza zaczyna mówić.
— Li, długo zastanawiałam się, od czego zacząć. Nie chcę przedłużać i cię zwodzić. Zbyt długo zwlekaliśmy. Musisz poznać prawdę, całą prawdę — wyjaśnia nieco zmieszana. — Jesteś potomkinią Arii, wielkiej czarownicy z rodu Becker. Aria to twoja pra pra pra pra pra pra ... babka. Gdy była jeszcze człowiekiem poślubiła króla Farkrav. Rok później urodziła piękną córeczkę. Byli szczęśliwą rodziną i bardzo się kochali. Niestety ich królestwo zostało zaatakowane przez krwiożercze bestie. Król został zabity, a córkę siłą wyrwano z jej rąk. Aria załamała się i poddała. Przez wiele lat bito ją i gwałcono. Wampiry żywiły się jej krwią, aż do ostatniej kropli. Uważano, że umarła, więc porzucono ją w lesie. Ona jednak przetrwała, ponieważ te wszystkie ugryzienia zostawiły jad w jej ciele i przez to zamieniła się w wampira. Kilka lat zajęło jej okiełznanie swoich mocy czarodziejskich i wampirzych. Gdy była gotowa i uzbierała armię, napadła na królestwo i zabiła króla wampirów. Odzyskała królestwo i co najważniejsze swoją córkę. Została królową Farkrav. Aria była naprawdę potężna, bo nie tylko została królową wampirów, ale i czarodziejów. Wiem, że znasz już trochę jej historię, ale musisz wiedzieć, że człowiekiem, który ją zabił był jej własny brat Alexander. Był tchórzem, gdyż uciekł z pola bitwy i nie bronił króla. Ukrywał się przez wiele lat. Gdy Aria wygrała, on z zazdrości stworzył wrogi klan buntowników, których nazwał Keljanami. Sam również zmienił się w wampira. Stał na ich czele, a gdy wyczuł najsłabszy moment, zamordował ją. Erick przez te wszystkie lata chroni naszą rodzinę.
— Straszna ta historia, ale nadal nie rozumiem, co ja mam z tym wspólnego?
— Jesteś podobna do niej. Aria była tak samo waleczna i dobroczynna jak ty, a twe rude bujne włosy, tym bardziej przypominasz nam ją.
Skarbie wiemy, że nie jesteś nią, ale przepowiednia mówi, że cząstka jej powróci w godnej następczyni. Wybranka zemścić się i zabije wszystkich Keljan, a Alexander będzie potępiony na wieki. Wszyscy uważają, że to właśnie ty możesz pokonać Keljan i ich przywódcę Alexa.
— To dlaczego nie przekazywaliście mi tej wiedzy od początku? Dlaczego nie nauczyliście mnie podstaw? Mam dwadzieścia pięć lat, wiele mogłabym się nauczyć przez ten czas.
— Jesteśmy twoimi rodzicami. Dla nas twoje, życie jest najważniejsze. Twój ojciec, całymi latami szukał sposobu, by uchronić cię od tej przepowiedni, a Erick próbował odciągnąć uwagę Keljan od ciebie.
— Ale przecież znacie przepowiednie, dlaczego z nią walczycie?
— Tak skarbie znamy, ale to między innymi przez to twoja pra pra pra babka oszalała. Ona była podobna do ciebie. Rude włosy, loki jak ty. Uważano, że to ona jest osobą z przepowiedni. Szkolono ją od urodzenia, znała wszystkie czary, była najlepszą wojowniczką. Jednak nie potrafiła ich pokonać, a gdy zabili jej ukochanego, poddała się. Rzuciła klątwę na nasze pokolenia.
— Czyli to wszystko, przez przepowiednię? Ci wszyscy ludzie zginęli, bo wierzą, że pokonam Keljan i tylko to jest ważne.
Teraz wszystko układa się w całość. Ericka nie ciągnie do mnie. Ciągnie go do jego ukochanej, gdyż jestem do niej podobna i bardzo ją przypominam. Chce zemsty dla Alexandra, bo ją zabił. Wszyscy walczą dla przepowiedni.
Jedynie rodzice próbują walczyć o mnie, o moje bezpieczeństwo. Próbując usunąć mnie ze świata pełnego przemocy i zła.
— Li, to nie tak — milknie na chwilę brunet. — ... Ty jesteś dla nas ważna.
— Ważna? Już od dawna wiem, że przypominam ci Arię. Widziałam jej zdjęcie w jednym z moich snów. To za nią tęsknisz, a ja nią nie jestem — krzyczę, a dłonie mi drżą.
— Ważna, co to ma znaczyć? — pyta zdziwiona Eliza, spoglądając na mnie, i na Ericka. — W snach? Czy ktoś mi to wytłumaczy?
— Kochani, uspokójcie się — zimna dłoń ojca dotyka mojego ramienia.
— Nie mam zamiaru się uspakajać! Przecież ciebie nawet nie znam. Może i jesteś moim ojcem, może i miałeś ważne zadanie, ale choć od czasu do czasu mogłeś mnie odwiedzić. Mogliście nie wmawiać mi, że nie żyjesz. Mogłam mieć choć trochę normalne dzieciństwo.
Spoglądam na smutne oczy mężczyzny i kobiety.
— Gdy byłaś mała, często cię odwiedzałem, ale gdy musiałem odejść, tak bardzo płakałaś, tak bardzo to wszystko przeżywałaś, że twoje moce rosły na sile i działy się dziwne rzeczy. Razem z mamą stwierdziliśmy, że muszę zniknąć na zawsze. Uważaliśmy, że tak będzie dla ciebie lepiej.
— Dla mnie lepiej? Czy dla was łatwiej?
Gdzieś w głębi serca im wierze, ale zbyt dużo tego.
— Lilian my... — zaczyna Scott.
— Dajcie mi spokój, muszę o tym wszystkim pomyśleć w spokoju. — Gdy mówię te słowa, z oczu wypływają mi łzy.
Obracam się i szybkim krokiem udaje się do drzwi. Gdy naciskam klamkę i wychodzę z gabinetu, słyszę w oddali, jak odzywa się mama, ale idę dalej przed siebie. Potrzebuję samotności. Muszę to wszystko przemyśleć. Poukładać. Zrozumieć, kto tak naprawdę jest po mojej stronie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top