Rozdział 28 - Nie dotykaj mnie! Próbuję być na ciebie zły!
- Dyrektorze?
Kiedy tylko skończył jeść obiad, Harry pozostawił Toma w rękach Narcyzy i Molly, prosząc je aby oprowadziły go po posiadłości i może jakoś zabawiły, aby przyzwyczaił się do otoczenia, samemu wybiegając zanim ktokolwiek zdążył chociaż otworzyć buzię. Miał jeszcze jedno miejsce do odwiedzenia.
- Co cię do mnie sprowadza, mój chłopcze, w takim dniu? Masz może ochotę na herbatę?
Herbata. Kto by się spodziewał?
- Wpadłem jedynie na chwilę, bo mam do pana prośbę – nie kłopocząc się nawet z zajęciem miejsca, Potter oparł się na fotelu i westchnął. - Czy jest możliwość, abym pojawił się w szkole tak dwa, może trzy dni później? Obiecuję wszystko nadrobić, oczywiście, ale mam tyle spraw do załatwienia, że nie wyrobię się przed rozpoczęciem semestru.
- Nie musisz się pytać mnie o zgodę, Harry – Dumbledore pokręcił głową z uśmiechem. - Jesteś Władcą.
- Jestem uczniem, panie profesorze – tym razem to chłopak się uśmiechnął, przeciągając się powoli. - A pan jest moim dyrektorem.
***
Przez całe popołudnie Draco próbował dostać w swoje ręce Harry'ego i porozmawiać z nim sam na sam, jednak Gryfon zręcznie unikał tej konfrontacji, tłumacząc się objaśnianiem Tomowi zasad panujących we dworze, rozpakowywaniem jego rzeczy (to do tego dzieciaka należały wszystkie te pudła!), a potem zmęczeniem.
- Mam tego dość! - warknął młody Malfoy, po kolejnej nieudanej próbie rozmowy z Harrym, odwracając się na pięcie. - Obiecałeś, że nam wszystko wytłumaczysz.
Wypadł z pokoju, nie patrząc za siebie i kierując się do swojej sypialni. Kiedy jednak otworzył drzwi zastał siedzącego na łóżku nikogo innego jak cholernego Pottera, patrzącego na niego przepraszającym wzrokiem. Dokładnie tym, dla którego miał słabość. I Gryfon o tym wiedział.
- Nawet nie próbuj wywołać we mnie żalu i współczucia! - warknął, omijając posłanie szerokim łukiem i rzucając na jeden z foteli swoją wierzchnią szatę, a następnie opierając się o niego ciężko. Nie minęła sekunda, a poczuł ciepłe i znajome ramiona owijające się wokół pasa. - Nie dotykaj mnie! Próbuję być na ciebie zły!
- Nie chcę żebyś się złościł – głos Harry'ego był zdecydowanie za blisko, za delikatny, za czuły, za bardzo proszący. - Złość piękności szkodzi.
- Zadzierasz z przebiegłym wężem, Potter – prychnął, odpychając ręce chłopaka i odchodząc kilka kroków, tym razem w stronę łóżka.
- Jakim Gryfonem bym był, gdybym tego nie robił? - nadleciała cicha odpowiedź i Draco poczuł jak nagle jest unoszony w powietrze przez boleśnie znajomą mu magię.
Wiedząc że nie ma z nią szans, dał się przenieść z powrotem do Pottera, który stanął tuż przed nim, po raz pierwszy od obiadu patrząc mu w oczy.
- Posłuchaj... Ja wiem, że powinienem was wcześniej ostrzec, ale wybierając się dzisiaj rano do tego sierocińca nie miałem pojęcia co zastanę. Nie wiedziałem czy będzie czekać na mnie kolejny pojedynek na śmierć i życie, czy zastanę Voldemorta w postaci małego dziecka, dorosłego, a może w jeszcze innej postaci. Nie miałem pojęcia, że straci pamięć. W tym momencie nie jest już Czarnym Panem. To po prostu Tom Riddle, niewinne dziecko, które nie ma pojęcia o świecie.
- Naprawdę sądzisz, że jak mi opowiesz o cofniętym w rozwoju Lordzie Voldemorcie to zaakceptuję go pod swoim dachem? - było coś w tym co opowiadał Harry, jednak Malfoy nie zamierzał poddać się tak łatwo.
- Nie. Chciałbym żebyś spojrzał na niego od innej strony – Potter nie dawał za wygraną, chwytając go teraz za rękę. - Tak to ten człowiek zamordował masę ludzi, był powodem do wojny. Jestem tego świadomy tak samo jak tego, że to właśnie on osobiście zabił moich rodziców – oczy Gryfona pociemniały. - Problem polega na tym, że to nie to dziecko to zrobiło, a jego przyszłe „ja". Przeszłości nie cofniemy, ale co jeśli uda nam się zmienić jego drugą przyszłość? Odkąd spotkałem Toma Riddle'a w Komnacie Tajemnic zastanawiało mnie dlaczego tak potężny, charyzmatyczny, przystojny, inteligentny i zdecydowanie lubiany mężczyzna skończył w postaci obrzydliwego gada, z zanieczyszczoną duszą i zamglonym umysłem. I w końcu do tego dotarłem. To nie jego moc, nie jego umysł były winne, a doświadczenia. Jeśli Tom Riddle dorastałby w kochającej rodzinie, skończyłby mordując każdego kto stanął przed jego różdżką albo nie zgodził się z jego przekonaniami? Nienawidził mugoli i miał do tego powód. Dorastał w sierocińcu w czasie wojny, jaka toczyła się wtedy w mugolskim świecie. Jestem pewny, że inne dzieci nie akceptowały go ze względu na dziwne rzeczy, które działy się dookoła niego przez kształtującą się w nim magię, o której istnieniu nie miał pojęcia. Potem poszedł do Hogwartu i dowiedział się, że jest jednym z potężniejszych uczniów w szkole już na pierwszym roku! To było jedynie skrzywdzone dziecko, które podążyło w złym kierunku. Dlatego tym razem – w oczach Pottera pojawiła się charakterystyczna determinacja. - Nie pozwolę mu na to. Dopóki nie zmienię tego człowieka w tego, kim powinien być od samego początku, nie mogę powiedzieć, że pokonałem Lorda Voldemorta. Rozumiesz co próbuję ci przekazać?
I wtedy Draco się poddał z głośnym jękiem, a jego głowa opadła na ramię Gryfona.
- Rozumiem. Po prostu... Nie podoba mi się to, że zawsze stawiasz nas przed faktem dokonanym, a wszystko tak naprawdę robisz sam. Tak było z Quid Pro Quo, tak było teraz, tak było nawet podczas organizacji tego pamiętnego meczu Quidditcha – westchnął unosząc wzrok i obejmując twarz Harry'ego rękami. - Martwimy się o ciebie. Za każdym razem kiedy znikasz coś załatwić, za każdym razem kiedy jesteś do czegoś wzywany, a my nie wiemy kiedy wrócisz. Czujemy się nieco bezużyteczni, wiesz? To nie tak, że możemy jakoś wiele zaradzić, zwłaszcza w sprawach związanych z twoim obecnym stanowiskiem, ale naprawdę możesz nas prosić o pomoc. Moi rodzice mają masę kontaktów i ogromną wiedzę na temat arystokracji, plotek i wszystkiego z tym związanego. Weasleyowie zawsze cię przyjmą jeśli będziesz chciał zmienić środowisko, rozerwać się, czy po prostu poczuć się chcianym i bezpiecznym. Granger ma niesamowicie analityczny umysł i ciężko mi to przyznać, ale naprawdę wie co robi. Jestem pewny, że gdyby zaszła taka potrzeba ani Black, ani profesor Lupin, ani nawet Severus nie zawahali by się przez sekundę żeby ci pomóc. Ba, już widzę połowę Hogwartu na czele z Dumbledorem, McGonagall i piszczącym tłumem fanek Pottera w tle, albo Hagrida z armią najdziwniejszych magicznych stworzeń – pokręcił głową, nie mogąc powstrzymać uśmiechu na widok jaki pokazała mu jego wyobraźnia, jednak zaraz ponownie spoważniał. - I nie zapominaj, że masz też mnie, jasne? Nieważne co się wydarzy. Bolą cię plecy i potrzebujesz masażu? Urzędnicy w Ministerstwie nie dają ci spokoju? Poluje na ciebie kolejny Czarny Pan albo, co gorsza, banda fanek? Potrzebujesz się przytulić? Niezależnie od powodu z jakim do mnie przyjdziesz, zrobię wszystko co w mojej mocy żeby ci pomóc.
- Nie chcę was kłopotać z każdym problemem jaki mam...
- Cisza! - przerwał mu Malfoy, nieco mocniej chwytając jego twarz i ciągnąc go w dół. - Nie gadaj głupot. Zależy nam na tobie, Harry. Kochamy cię wszyscy i tym samym twoje problemy automatycznie stają się naszymi, nieważne czy nam o nich powiesz czy nie. Tak bardzo chciałbym żebyś o tym pamiętał – zamknął oczy, łącząc ich czoła i zaciągając się kojącym zapachem drugiego chłopaka. - Daj sobie pomóc, Harry.
Przez chwilę stali tak w ciszy aż w końcu Draco poczuł jak ramiona Gryfona po raz kolejny owijają się wokół niego i zostaje przyciągnięty do jego klatki piersiowej.
- Dziękuję – usłyszał, co sprawiło, że natychmiast otworzył oczy, przekładając ręce z twarzy na szyję Pottera. - Dziękuję. Czym sobie zasłużyłem na kogoś takiego jak ty?
- Naprawdę chcesz żebym zaczął wymieniać?
- Oj zamknij się, Malfoy – Harry ze śmiechem pokręcił głową i pochylił się, łącząc ich usta w słodkim pocałunku. - Kocham cię.
- Ja ciebie też. Czy teraz łaskawie zejdziesz na dół i wytłumaczysz się reszcie?
***
Draco nie chciał wracać do szkoły. Nie dlatego, że nie lubił Hogwartu, wręcz przeciwnie, ale po prostu nie wyobrażał sobie tego miejsca bez Harry'ego. Ani kiedyś, ani teraz. Ten jednak powiedział mu, że nieco się spóźni, bo musi załatwić jeszcze kilka spraw, pod jego karcącym wzrokiem obiecując, że wszystko mu opowie, jak tylko się uda i zapewniając, że to nie jest nic groźnego czy męczącego. Nie miał więc nic do gadania i wrócił bez niego, zabawiając się w towarzystwie Hermiony, Rona i Ginny, ale także Blaise'a, Theodore'a, których ze sobą zapoznał, będąc mostem w ich najnowszej relacji.
Kolacja również przebiegała całkiem sprawnie i znośnie, nie licząc zaskoczonych spojrzeń uczniów na widok jego powrotu do normalnej postaci, dopóki do Wielkiej Sali nie wparowała najbardziej irytująca osoba w całej szkole (i nie był to Filch).
- Draco! Draco, mój skarbie! Tutaj jestem!
Malfoy jęknął, a jego głowa upadła z trzaskiem na stół. Przez ostatnie tygodnie całkowicie zapomniał o istnieniu kogoś takiego jak Pansy Parkinson. Odległość pomiędzy nimi zmniejszała się w zastraszającym tempie, a dźwięki wydawane przez Ślizgonkę coraz bardziej drażniły jego delikatne uszy.
- Tak się cieszę, że cię widzę! - piszczała. - Będzie mi brakować twojej dziecięcej postaci, bo byłeś taki słodziutki! Ale ty zawsze taki jesteś, prawda? - już czuł jej zapach, już był w stanie wyobrazić na sobie jej ręce, kiedy nagle zrozumiał, że wcale nie musi się na to godzić. W ostatnim momencie, tuż przed nim wyrosła święcąca się tarcza, od której dziewczyna odbiła się jak piłka i upadła na podłogę. - Co to jest?! Co się dzieje?! Dlaczego nie mogę się do ciebie dostać?! Jakim prawem ktokolwiek uniemożliwia mi spotkanie z Draco?!
- Mam cię dość – westchnął cicho blondyn, odkładając sztućce.
- Co...?
- Mam cię dość! - powtórzył wstając. W Wielkiej Sali zrobiło się cicho, a wszystkie oczy spoczęły na rozgrywającej się przed nimi scenie. - Ile lat mam ci powtarzać, że twoja obsesja jest już chorobą? Nie chcę żebyś się do mnie zbliżała. Nie mam nic przeciwko dotykowi, nie mam nic przeciwko kobietom, ale twoje zachowanie jest po prostu obrzydliwe. Nie jesteś w stanie zaakceptować tego, że cię nie kocham, a dzięki twoim napadom jestem wręcz pewny, że nawet nie lubię? Z każdym dniem tracę do ciebie coraz większy szacunek! Co się stało z tą wesołą, inteligentną czarownicą, z którą zaprzyjaźniłem się pięć lat temu? Dlaczego przez ostatnie lata robiłaś wszystko żebym stracił przyjaciółkę? Czy naprawdę aż tak ci nie zależy na naszej relacji? Ile razy miałem cię prosić żebyś przestała? A teraz? Teraz mam dość. Mam dość i to koniec. Nie będę więcej się z tobą szarpał. Jeśli jeszcze raz się do mnie zbliżysz, nie ręczę za siebie – zamilkł, siadając i odwracając się do swojego posiłku. - Przemyśl sobie to co właśnie powiedziałem.
***
- Tom? Jesteś tutaj?
Harry zajrzał do pokoju chłopaka, rozglądając się bacznie, jednak zamiast młodego Riddle'a zobaczył jedynie bałagan na biurku i niepościelone łóżko. Pokręcił z uśmiechem głową, wchodząc do sypialni. Miał w planach porozmawiać z dzieciakiem na temat jego przyszłego miejsca zamieszkania, ale nic się nie stanie jeśli zamiast tego nieco pomoże mu sprzątać.
Dobrał się więc do biurka, zbierając porozrzucane kartki i podręczniki, i układając je w sterty, kiedy nagle coś dziwnie znajomego rzuciło mu się w oczy. Sięgnął po mały zeszycik, prawie upuszczając go na podłogę, gdy w końcu zrozumiał na co patrzy.
Dziennik Toma Riddle'a.
Dokładnie ten sam, który zniszczył w drugiej klasie. Ale nie... To przecież nie mogło być możliwe, prawda? Nie. To Tom powrócił do swojej dziecięcej postaci, a nie wszystko co do niego należało. Czy było więc prawdopodobne, że chłopak dostał bądź kupił sobie identyczny? Było. To akurat było.
Uspokajając oddech, tylko i wyłącznie z ciekawości, Harry otworzył go na pierwszej stronie i natychmiast tego pożałował.
Nie! Nie znowu to samo!
Nic więcej nie zdążył nawet pomyśleć, bo po raz kolejny w swoim życiu został wciągnięty do pamiętnika.
***
Draco siedział właśnie na wyjątkowo nudnej lekcji Eliksirów, która polegała na ciągłym paplaniu Slughorna o tym, jaki to Severus był cudowny, kiedy jeszcze go uczył, kiedy poczuł nagłe i niepokojące wibracje. Rozejrzał się po klasie, jednak nikt inny nie zdawał się ich zauważać. Skupił się na tym odczuciu i wtedy zrozumiał, że płynie ono bezpośrednio od Harry'ego. Nie chcąc wyciągać pochopnych wniosków, skupił się na ich połączeniu, chcąc dowiedzieć się czegoś więcej, ale wtedy wszystko zniknęło, a on poczuł to obezwładniające poczucie pustki jakie mu towarzyszyło za każdym razem, kiedy Potter całkowicie się przed nim zamykał.
Co się stało?
Do końca lekcji nie mógł się na niczym skupić. Jego zdezorientowanie musiało być wyjątkowo widoczne, bo nie tylko nauczyciele rzucali mu karcące spojrzenia, ale także tuż po zakończeniu zajęć otoczyła go czwórka przyjaciół, natychmiast zaciągając na błonia.
- Co się dzieje, Draco? - spytał Blaise, patrząc na niego z zaniepokojeniem w oczach. - Nawet Ron zauważył, że coś jest nie tak.
- Ej! - oburzył się rudzielec, jednak po chwili zastanowienia wzruszył ramionami. - Właściwie to masz rację. Co się wydarzyło, że nawet ja zauważyłem, że coś jest z tobą nie tak, Malfoy?
- Nic się nie stało – westchnął blondyn, czując w sercu przyjemne ciepło. Cudownie było mieć przyjaciół, którzy się o ciebie martwili. - Po prostu jestem nieco zaniepokojony. Dawno nie widziałem się z Harrym, a dzisiaj na eliksirach zauważyłem coś dziwnego i...
- Dobra, stój – przerwała mu Hermiona. - Czy Harry'emu coś się stało?
- Nie sądzę – odpowiedział.
- No i tyle mi wystarczy – westchnęła, odgarniając włosy z twarzy i odwracając się na pięcie. - Zajmijcie się tym chorym z miłości idiotą, bo za niedługo zacznie śpiewać serenady przed portretem Grubej Damy. Na szczęście jutro wszystko wróci do normy. Idziemy, Ron!
Patrzył za oddalającą się Granger dopóki widoku nie przesłoniły mu dwie wyszczerzone twarze Blaise'a i Theo.
- Więc jak nasz chory z miłości idioto? Na co masz ochotę tego popołudnia? - zapytał Nott.
- Tylko nie mów, że na Pottera, bo wyrzeknę się naszej przyjaźni – wtrącił szybko Zabini i Draco zaczął się śmiać.
- Pomijając oczywiste – rzucił im wymowne spojrzenie. - Co powiecie na coś nielegalnego?
- Takie rzeczy lubię najbardziej – stwierdził Blasie, zarzucając mu ramię na szyję i ciągnąc go w kierunku zamku. - Co tym razem? Napad na kuchnię i przemalowanie skrzatów domowych każdego na inny kolor? Podanie McGonagall kociej karmy na kolację? A może podrzucenie Diabelskich Sideł pierwszakom do sypialni?
- Przełóżmy książki z Działu Zakazanych do tego z przygodowymi dla młodzieży! Albo zamknijmy Panią Norris w schowku na składniki do eliksirów Snape'a! - pochwycił Theo. - Porozwieszajmy po całym zamku zdjęcia śpiącego Weasley'a!
- Nie mam pojęcia skąd masz zdjęcia tej śpiącej wiewiórki – Malfoy spojrzał na przyjaciela z wysoko uniesionymi brwiami. - I chyba nie chcę wiedzieć. Ale podobają mi się wasze sugestie.
***
Harry, nie wierząc we własnego pecha, na czas lądowania we wspomnieniu zamknął oczy, nie przepadając za tym dziwnym uczuciem unoszenia. Kiedy stwierdził, że stoi już bezpiecznie na ziemi otworzył oczy, tylko po to żeby spojrzeć na samego siebie. Zamrugał, nie takiego widoku się spodziewając i rozejrzał wokoło. Natychmiast zrozumiał, gdzie się znalazł.
W Atrium Ministerstwa znajdował się on, Voldemort i siedzący za fontanną Dumbledore, a jedynymi dźwiękami były świsty zaklęć, ich zmęczone kroki i głośne oddechy. Pamiętał ten moment. Pamiętał go tak dobrze jak swoje imię i nazwisko.
I wtedy właśnie zobaczył moment, który zdecydował o jego zwycięstwie, a następnie jak ciało Voldemorta upada. Zaraz po tym upadł on sam, tak niezgrabnie, że cieszył się, że nikt tego nie widział. W jego pamięci reszta wydarzeń tego dnia była zamglona. Był wyczerpany zarówno fizycznie jak i psychicznie, a także magicznie, więc bez oporów dał się prowadzić w odpowiednie miejsca, aby skończyć w Skrzydle Szpitalnym, otoczony przyjaciółmi, gdzie spędził następne dwa dni odpoczywając. Teraz jednak mógł bardzo wyraźnie zobaczyć jak Dumbledore wstaje powoli i mijając go zatrzymuje się nad ciałem Czarnego Pana, któremu odbiera różdżkę, chowając ją w kieszeni. Podszedł bliżej.
- ... i do końca życia pozostałeś moją laleczką, Tom – mówił dyrektor. - Możesz sobie uważać, że miałeś władzę i potęgę, ale czy kiedykolwiek pomyślałeś o tym, że właśnie tego chciałem?
Harry otworzył oczy w przerażeniu, nie mając pojęcia co to wszystko miało znaczyć jednak w tym momencie wspomnienie zamazało się. Voldemort musiał umrzeć. A przynajmniej tak mu się wydawało, bo z tego co wiedział teraz był całkowicie żywy.
Kiedy wizja przestała mu wirować, okazało się, że nadal jest w Atrium, ale tym razem nie sam lecz w tłumie wiwatujących ludzi. Spojrzał w dół i zamarł. Patrzył na ośmioletniego Toma Riddle'a, który właśnie wygrzebywał się z za dużej szaty. Dlaczego nikt tego nie zauważył?
Był pewny, że jego samego już w Ministerstwie nie było, ale co z tą masą ludzi, która badała każdy kąt pomieszczenia? I wtedy, w momencie, w którym Tom wycofał się ostrożnie pod fontannę, przez całe Atrium przelała się fala zaklęcia, które Harry rozpoznał jako zaklęcie spisu ludności. W bardzo prosty sposób obejmowało ono pewien obszar, a następnie badało unikalną magię jednostki i zapisywało jej tożsamość. Takim oto sposobem wiedział już jakim cudem Voldemort znalazł się na liście.
- Pieprzony Dumbledore – usłyszał szept. - Pieprzony Dumbledore i jego gierki.
Gdyby na to nie patrzył to prawdopodobnie by w to nie uwierzył, ale słowa te wypowiedział Riddle. Ten sam Riddle, który mieszkał teraz razem z nim. Czy to oznaczało, że tak naprawdę cały czas udaje? Ale przecież jego magia nie miała nic przeciwko chłopakowi, prawda?
Obserwował w ciszy jak Voldemort odrywa kawałek szaty, a następnie z wielkim skupieniem zamienia go w piach. W końcu nie miał przy sobie różdżki. Jak wielkie pokłady mocy posiadał, że nawet w takim stanie potrafił posłużyć się magią bezróżdżkową? Po raz kolejny Harry'emu nie zostało nic jak tylko podziwiać potencjał tego mężczyzny.
Następnie Czarny Pan podniósł się i szybkim, chociaż nieco niepewnym krokiem skierował się w stronę kominków. I wtedy wspomnienie się skończyło.
Co tu się właśnie wydarzyło?
Zanim zdążył jakkolwiek zareagować kolejne sceny zaczęły migać mu przed oczami, na tyle krótkie, że wyglądały jak kadry wycięte z filmu. Młody Tom ukrywający się w Dziurawym Kotle i na Nokturnie, próbujący skontaktować się ze Śmierciożercami, siedzący w kącie pustego pokoju z głową ukrytą w ramionach, oszukujący mugolską kobietę, aby dała mu coś do jedzenia. Wszystko wyglądało jednak jakby z każdym dniem coraz mniej próbował wrócić do swojego życia, a skupił się jedynie na przetrwaniu. Aż do dnia kiedy spacerując po ulicy natknął się na księgarnię. Nieważne czy młody Riddle, czy Voldemort, oboje uwielbiali książki. Wtedy też właśnie to Tom zdobył swój nowy dziennik.
- Taki podobny – szeptał do siebie, chowając go głęboko w szaty i znikając za rogiem.
Następne wspomnienie było już z sierocińca. Czyżby go złapali? Możliwe, że ktoś zauważył błąkającego się po mieście małego chłopca i zgłosił to policji, ale dlaczego Czarny Pan nie uciekł?
W tej scenie Voldemort siedział przy stole i oglądał dziennik ze wszystkich stron.
- Skąd się tu wziął? - mruczał do siebie. - Może podrzucił go Sam z pokoju obok, żeby zrobić sobie ze mnie żarty? Nie... - zamilkł, chwytając się za włosy. - To ja go ukradłem już bardzo dawno. Skup się Tom. Użyj magii. Magii? Przecież coś takiego jak magia nie istnieje. Co się dzieje w mojej głowie?
Harry obserwował tę wewnętrzną walkę coraz bardziej przerażony, gdy w końcu zaczynał rozumieć na co patrzy. Tom tracił pamięć. Tracił pamięć ze swojego dotychczasowego życia, nie tylko ciałem powracając do dawnych czasów. A co za tym idzie tracił samego siebie. Nie wiedział kim jest, miewał przebłyski przeszłości, samego siebie i swoich czynów, nie wiedząc, że patrzy we własną twarz. Z drugiej strony, jego dawne „ja" musiało robić wszystko żeby powstrzymać ten proces, wiedząc, że zanika, ale bezskutecznie. To było straszne.
Potter nie wiedział co robić. To nie tak, że mógł wiele jedynie odwiedzając wspomnienie, ale nie mógł patrzeć na ludzkie cierpienie, nawet na cierpienie swojego największego wroga. W końcu, po czasie, który można było porównywać do lat, Riddle otworzył dziennik i przyłożył dłoń na pierwszej stronie. Magia zafalowała dookoła jego postaci, wsiąkając w zeszyt. Nie wiedział ile to trwało, ale w końcu głowa chłopaka opadła na stół, a on sam westchnął.
- Nie wierzyłem, że do tego dojdzie – powiedział. - Ale proszę cię, Potter, znajdź mnie i zaprowadź w końcu porządek. Znajdź Nagini, ona da ci dostęp do swoich wspomnień – jego głos był coraz cichszy, zupełnie jakby z każdą sekundą tracił coraz więcej siły. - Jednak co najważniejsze... - teraz już Harry musiał się nachylić, aby go usłyszeć. - Pozbądź się Dumbledore'a.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top