Rozdział 24 - Znajdzie się może miejsce dla trójki Ślizgonów?

Coś pozytywnego jednak się tego dnia wydarzyło. Kiedy najkrótsza w historii Wizengamotu rozprawa się skończyła, chyba nikt nie żałował skazanej na dziesięć lat w Azkabanie Dolores Umbridge. Pozostawiając ją odpowiednio przysłanym do tego aurorom, Harry ponownie skupił się na tym, co miał przekazać zgromadzonym.

- Skoro, mam nadzieję, nikt już nam nie przeszkodzi – zaczął. - Chciałbym poruszyć pewną kwestię, a dokładniej kwestię Zaklęcie Nieśmiertelności. Jestem pewny, że nikomu nie umknęło, o czym wspomniał Minister Knot i moim obowiązkiem jest przekazać wam, że to zaklęcie stworzył sam Salazar Slytherin, a jego szczegóły pochowano razem z nim. Ostatnie zachowane dokumenty zostały przeze mnie zniszczone kilka miesięcy temu i nikt poza mną nie miał z nimi styczności, a, co za tym idzie, nie licząc mnie, nie ma na świecie człowieka, który posiadałby o nim jakąkolwiek wiedzę – od samego początku nie zamierzał wspominać słowa o Draco. Nie śmiałby narażać go na niebezpieczeństwo z tym związane. - Ja oczywiście nie mam zamiaru się żadną ze zgromadzonych informacji dzielić i, zanim o coś zostanę oskarżony, nie planuję też go używać. Wieczne życie mnie nie pociąga, będę żył już wystarczająco długo – ciężko było nie zauważyć, że niektórym ze zgromadzonych ta wiadomość nie za bardzo się spodobała. No tak... Ludzie i ich wieczna chęć posiadania więcej. Pokręcił głową, wzdychając. - Zastanówcie się chwilę. Czy to naprawdę jest takie atrakcyjne? Oczywiście, nie trzeba się obawiać o śmierć na każdym kroku, jednak co w momencie, kiedy zostanie się trwale rannym i unieruchomionym w sposób, którego nie da się odwrócić? Życie tylko dlatego, że nie można umrzeć to nie życie. Nie będę nawet wspominał jak niebezpieczna jest ta wiedza w nieodpowiednich rękach. W każdym razie, wszystko odnośnie Zaklęcia Nieśmiertelności już dawno przestało istnieć - zamilkł na chwilę, po czym zatarł dłonie i ponowił swoją wędrówkę po sali. - Wracając jednak do mojej wizyty w Przedsionku. Mając mnóstwo czasu, postanowiłem dojść jak najdalej się dało. Spotkałem takie znane mi osoby jak Cedric Diggory, czy Kwiryniusz Quirrell. Nabrałem wtedy nadziei, na zobaczenie kogoś jeszcze. Skoro proces samej decyzji trwał tak długo, to może istniała szansa cofnąć się o wiele, wiele bardziej? Nie wiem ile czasu to trwało, jednak w końcu znalazłem tę dwójkę, której tak długo szukałem. Moich rodziców.

***

Draco dobrze pamiętał, jak tuż po wyjściu ze Skrzydła Szpitalnego Harry pokazał mu właśnie to jedno, konkretne wspomnienie. Na początku nie wiedział dlaczego, jednak jego wątpliwości zostały szybko rozwiane, gdy tylko zaczął słuchać tej jednej, długo wyczekiwanej rozmowy.

Słuchał jak Gryfon dyszy, idąc już bardzo długo, bez żadnej przerwy, jednak wyraźnie nie ma zamiaru się poddać. I wtedy, na horyzoncie pojawiła się ściana. Po ciągłej pustce i masie czarodziejów porozsadzanych w jednym rzędzie krzeseł, była to całkiem miła odmiana. Zbliżając się do niej, razem z Harrym obserwował, jak bardzo stara czarownica, z czupryną białych włosów, siedząca tuż przed ścianą uniosła w dłoni mały sztylet, robiąc nim drobne nacięcie na palcu. Natychmiast pojawiła się krew, a kobieta przyłożyła ranę do małego białego prostokąta, znajdującego się na wysokości jej oczu. Nie wiedział ile czasu to trwało, ale w końcu ściana zajaśniała na zielono, a czarownica została przez nią pochłonięta. Dopiero wtedy zrozumiał, że był świadkiem magicznego sądu.

Zwracając teraz uwagę na siedzące dalej od ściany przesuwał wzrok po kolejnych osobach. Mężczyzna koło pięćdziesiątki, właśnie nacinający sobie palec, wyglądał jakby spadło na niego coś bardzo ciężkiego, następnie młoda blondynka, wyglądająca całkowicie normalnie, gdyby nie to, że spod sukienki, w którą była ubrana nieprzerwanie płynęła krew. Tuż za nią siedziała cała rodzina, a przynajmniej tak stwierdził Draco, biorąc pod uwagę łączące ich podobieństwo. Prawdopodobnie cała czwórka zginęła w jakimś nagłym wypadku. Młody chłopak, co jakiś czas zamieniający z nimi słowo, wyglądał jakby właśnie ukończył Hogwart i, sądząc po obrażeniach, zginął przez nieplanowaną eksplozję kociołka. Pomimo tego, że nie miał większych problemów z eliksirami, Malfoy natychmiast poprzysiągł sobie, że będzie przykładał się do tego przedmiotu jeszcze bardziej. Szybko jednak porzucił myśli o lochach i przerażającym spojrzeniu Severusa, kiedy zobaczył kto zajmuje następne dwa krzesła. Może i nigdy ich nie widział, nawet na zdjęciach, jednak tego podobieństwa nie dało się nie zauważyć.

- Harry? - dwie pary identycznych oczu się spotkały i nie minęła sekunda, a Gryfon już rzucił się w ramiona matki, przywierając do niej całym ciałem. - Harry... Moje dziecko... - Lily natychmiast odwzajemniła uścisk, zaczynając głaskać go po głowie. - Co ty tutaj robisz?

- Ja... - zaczął Potter, nic nie robiąc sobie z łez płynących mu po policzkach i rzucając się teraz na ojca. - Tak jakby nieco się przeciążyłem i wylądowałem tutaj na czas regeneracji magii.

James wyciągnął go na długość ramion i zmierzył spojrzeniem od góry do dołu.

- Pojedynkowałeś się? - spytał. - Wnioskując z tego, że nie ma na tobie nawet zadrapania, wygrałeś, prawda?

- Nie, nie! - Harry pomachał szybko rękami, widząc jak uśmiech na twarzy matki nagle staje się niebezpiecznie chłodny. - Po prostu... Może opowiem wam wszystko od początku, dobrze? Ile mamy czasu? - spytał, odwracając się żeby spojrzeć niepewnie na białą ścianę.

- Nie musisz się absolutnie z niczym śpieszyć – odpowiedziała Lily. - To jeszcze trochę potrwa.

Tak więc zaczął. Mówił o wszystkich latach spędzonych u Dursley'ów, zapewniając rodziców, że przekaże ich „pozdrowienia" ciotce Petunii i wujowi, o swoich jedenastych urodzinach i potoku listów, a następnie niespodziewanej wizycie Hagrida, o tym jak dowiedział się, że jest czarodziejem i kim byli Potterowie. Opisał dokładnie swoją pierwszą wizytę na Pokątnej, swój zachwyt każdą nowo poznaną rzeczą, a także dziwne zachowanie Ollivandera. Wspomniał także podróż do Hogwartu, poznanie swoich obecnych najlepszych przyjaciół i ucieszył się, gdy James przerwał mu na chwilę, mówiąc, że zawsze bardzo lubił Weasley'ów, więc w pełni akceptuje jego wybór w tej kwestii. Kiedy dotarł do Ceremonii Przydziału i momentu, gdy Tiara zdecydowała, że świetnie pasowałby nie tylko do Slytherinu, obawiał się, że jego ojciec może źle zareagować na tą wiadomość, jednak ten jedynie westchnął, kręcąc głową. Nie wydawał się ani zły, ani zawiedziony, jedynie niepewny, co w tej sytuacji mógłby powiedzieć. Lily natomiast tryskała radością, słuchając kolejnych opisów dotyczących Hogwartu.

- Skoro to Severus wszystkich uczy, to eliksiry muszą być dla was niezwykle proste – stwierdziła. - Zawsze był w tym świetny i cudownie wszystko tłumaczył. Nie raz mówiłam mu, że nadawałby się na nauczyciela.

Draco parsknął śmiechem, doskonale znając tą część charakteru jego ojca chrzestnego. Pani Potter najwyraźniej nie była świadoma, że Snape okazywał tak pozytywne uczucia jedynie garstce ludzi, do której prawdopodobnie całe życie należała. Harry również nie wyglądał jakby zamierzał wyprowadzać ją z błędu.

- Mam nadzieję, że Smarkerus nie wyżywa się na tobie ze względu na mnie – wtrącił James. - Niech tylko spróbuje, a wybiorę życie jako duch, tylko po to, żeby go straszyć do końca życia.

- O czym ty w ogóle opowiadasz? - oburzyła się Lily, rzucając mężowi karcące spojrzenie. - Severus w życiu by tak nie zrobił! Uważasz, że trzymałby urazę przez tyle lat, tylko po to, żeby odbić sobie na Harrym wszystkie paskudne rzeczy, jakie kiedykolwiek mu zrobiliście?

- A nie? - odbił pytanie Potter, próbując odwrócić się do niej jeszcze bardziej, ale krzesło mu to uniemożliwiło. - Może i ty poznałaś te jego „miłą" stronę, ale możesz mi wierzyć, że byłaś jedną z niewielu, mających tę możliwość.

- Kto chciałby być miły dla kogoś, kto wieszał go za majtki na gałęzi?

- To on sabotował wszystkie moje eliksiry!

- Po prostu byłeś w nich beznadziejny!

- Emm... - zaczął Harry, nie do końca wiedząc co robić. Miał właśnie jedyną okazję w życiu żeby porozmawiać ze swoimi rodzicami, a oni zaczęli kłócić się o Snape'a? - To może ja...

- Koniec! - zdecydowała w końcu Lily. - Nie ważne ile razy będziemy na ten temat dyskutować, w sprawie Severusa nie dojdziemy do porozumienia.

- Zgadzam się całkowicie – James pokiwał głową. - Mamy wieki, żeby się o niego kłócić, a czas z Harrym jest bardzo ograniczony – spojrzał na chłopaka przepraszająco. - Smarkerus to nasz temat tabu – wyjaśnił. - Nie powinniśmy go teraz zaczynać. Kontynuuj proszę.

Pomimo tego, że czas w Przedsionku biegł inaczej niż w świecie żywych, Draco był pewny, że opowieść Gryfona trwała wieki. Słuchał jej jednak z zainteresowaniem, od razu wyłapując wszystkie szczegóły, o których nie miał pojęcia. Niezmiernie cieszyło go, że chłopak postanowił pokazać mu właśnie to wspomnienie. Nie tylko oznaczało to, że mu całkowicie ufał, ale i eliminowało istniejące pomiędzy nimi tajemnice.

Zasłuchany, dopiero po chwili zorientował się, że Harry zamilkł, tuż po dokończeniu historii z czerwcowej walki z Czarnym Panem. Uniósł brwi, w akompaniamencie pochwał sypanych w stronę Gryfona przez jego ojca i cicho płaczącej matki. Czyżby chłopak nie zamierzał wspominać o ostatnich miesiącach?

Jakby w odpowiedzi na jego niezadane pytanie, Lily otarła oczy i uśmiechnęła się do syna z dumą.

- Jaki mamy teraz miesiąc? - spytała.

- Kiedy zapadłem w śpiączkę był sam początek listopada – odpowiedział. - Nie do końca wiem, jak tutaj biegnie czas, więc nie mogę powiedzieć dokładnie.

- Co więc robiłeś przez te pięć miesięcy? - tym razem odezwał się James. - W końcu pozbyłeś się tej piekielnej gadziny i miałeś czas naprawdę żyć!

- Tak właściwie – zaczął Harry. - To w wakacje zostałem uznany oficjalnie za dorosłego i zyskałem pełną władzę nad sobą, potem brałem udział w wielu kursach żeby jakoś zredukować poziom mojej ciągle rozrastającej się magii, a we wrześniu wróciłem do Hogwartu. Wiecie... Zbliżają się wybory i Minister robił wszystko żeby tylko mnie do siebie przekonać, dzięki wakacyjnej nauce nie mam problemu z lekcjami, spędzam czas z przyjaciółmi no i oczywiście jest też Quidditch...

- To wszystko jest bardzo interesujące – wtrącił się nagle mężczyzna. - I jestem pewny, że Lily oddałaby drugie życie żeby porozmawiać z tobą o tych wszystkich naukowych sprawach, ale mam wrażenie, że cały czas unikasz pewnego tematu.

- Tak? - oczy Harry'ego otworzyły się nieco szerzej niż zazwyczaj, jakby obawiał się, że ojciec zapyta dokładnie o to, od czego tak bardzo uciekał.

- Dokładnie tak, mój drogi – James przybrał pozycję i minę karcącej pierwszoroczniaków McGonagall i pokiwał mu palcem przed nosem. - Ani słowa nie usłyszałem jeszcze o twoim życiu uczuciowym. Voldemort Voldemortem, ale przecież nie walczyłeś z nim cały czas, prawda?

Lily chwyciła się za głowę z jękiem, jakby dopiero teraz zrozumiała, że związała się z wiecznym dzieciakiem, myślącym tylko o jednym i rzuciła Gryfonowi przepraszające spojrzenie.

- Musisz mu wybaczyć, Harry – westchnęła. - On już po prostu taki jest...

Chłopak przez chwilę milczał, wpatrując się w podłogę, jednak potem uniósł zdeterminowane spojrzenie, patrząc to na matkę, to na ojca.

- Tak właściwie, to unikałem tego tematu, dlatego że jest to aktualnie bardzo skomplikowane i sam nie do końca wiem co o tym myśleć – powiedział szybko na jednym oddechu. - Tak jakby...

W tym momencie wspomnienie, które oglądał Draco zaczęło się zamazywać, a on nie był w stanie zrozumieć ani słowa więcej. Skłamałby gdyby powiedział, że nie interesował go ten temat, zwłaszcza skoro sam posiadał masę niepewnych uczuć, ale uszanował przestrzeń prywatną Harry'ego, nie zaczynając tematu. Teraz jednak, kiedy minęło już trochę czasu, nie mógł się powstrzymać od nadziei, jaka wypełniła go w ciągu ostatnich dni. To co działo się odkąd powrócił do swojego prawdziwego rozmiaru było tak niewyobrażalne, że czasami miał wrażenie, że śni. Oczywiście, nie ustalili jeszcze nic poważniejszego, dając się na razie ponieść i dojść do tego naturalnym sposobem, ale nawet coś takiego niezmiernie poprawiało mu humor.

***

W Norze panowało zamieszanie. Zaledwie kilka minut wcześniej, z kuchennego kominka wypadł pan Weasley, trzymając w rękach kilka przepełnionych toreb i od razu pobiegł do salonu.

- Właśnie się dowiedziałem, że Harry jest przesłuchiwany przez cały Wizengamot na zamkniętym i ściśle tajnym zebraniu! - zawołał do zebranej przy stole rodziny. - W Atrium roiło się od narzekających reporterów, którzy dostali kategoryczny zakaz dołączania i, jak można się było spodziewać, bardzo im się to nie spodobało.

- Ściśle tajne? - powtórzyła Hermiona, dla której zasady panujące w Ministerstwie były jednymi z niewielu, których jeszcze nie udało jej się odpowiednio zgłębić i zapamiętać. - W takim razie skąd oni o nim wiedzieli?

- „Ściśle tajne" w tym wypadku oznacza, że poza odpowiednio wyznaczonymi do tego czarodziejami, nikt inny nie może wejść, a na osoby w sali nałożone jest Zaklęcie Tajności – wytłumaczył Bill.

- Dzięki temu, jedynie ścisła grupa zna wszystkie szczegóły z samego posiedzenia, więc nie trzeba jakoś specjalnie go zatajać w inny sposób – dodał Charlie.

- W takim razie, czy wiadomo dlaczego został na to zebranie wezwany? - dopytywała dalej Gryfonka. - A co jeśli...? - wymieniła zaniepokojone spojrzenie z Ronem. - A co jeśli to ma związek z tym, że Harry został Władcą? Co jeśli go nie zaakceptowali i musi się teraz bronić? Czy jest możliwość żeby go skazali za coś takiego?

- Spokojnie, Hermiono – pan Weasley położył jej ręce na ramionach i potrząsnął nią delikatnie. - Po pierwsze, Harry zawsze był głęboko szanowany przez większość pracowników Ministerstwa, co jedynie pogłębiło się po jego pojedynku z Sama-Wiesz-Kim. Po drugie, Przewodniczącym Rady Wizengamotu jest Dumbledore, który nigdy nie pozwoliłby, aby go za cokolwiek skazali. Po trzecie, jestem pewny, że ta cała sytuacja jest w stanie jedynie poprawić jego status w społeczeństwie, a po czwarte, z tego co słyszałem, został tam wezwany ze względu na śmierć Knota. Nie możemy wiecznie posiadać jedynie jego zastępcy i Amelia Bones bardzo chciała, aby pomógł im wybrać odpowiedniego kandydata.

- W takim razie w porządku – Granger opadła na krzesło, jednak prawie natychmiast ponownie wstała. - Rozumiem, że my nie jesteśmy w stanie się tam dostać tak? Może w takim razie ściągnąć Harry'ego tutaj? Od dawna jest nam winny rozmowę.

***

- Podsumowując to wszystko – zawołał Harry, podnosząc głos, bo po jego ostatnim zdaniu po sali przebiegł szmer zaciekawionych głosów. - Mam nadzieję, że powiedziałem wystarczająco na temat zaklęcia Quid Pro Quo, a także śmierci Ministra Knota i będziemy mogli w końcu przejść do bardziej naglących nas spraw.

- Czy po wysłuchaniu tej jakże wyczerpującej opowieści – zaczął Dumbledore wstając i puszczając mu oko. - Na sali znajduje się ktoś, kto nadal pragnie oskarżyć Harry'ego Pottera o morderstwo?

Nikt nie podniósł ręki.

- W takim razie oficjalnie oświadczam, że pan Harry Potter został oczyszczony ze wszystkich zarzutów – Albus postukał różdżką w pergamin z oskarżeniami, który zamigotał niebieskim światłem, a następnie spłonął. - No dobrze. Skoro mamy to już za sobą, jestem pewny, że każdy z nas chciałby usłyszeć skąd się wzięła ta stylowa korona na twojej głowie, mój chłopcze.

- Mnie również się podoba, dyrektorze – Gryfon wyszczerzył zęby, siadając w końcu w wyczarowanym przez siebie fotelu. - Znaczy jednak o wiele więcej niż się może komukolwiek wydawać. Myślę, że najłatwiej będzie jak zacznę od kilku pytań. Czy ktokolwiek z was jest świadomy tego, że Czarodziejską społecznością rządzi Władca?

***

- Harry!

Ledwo co udało mu się uciec z sali zebrań, przed jego oczami wyrosła wysoka i chuda sylwetka. Już miał zamiar pozbyć się jej towarzystwa w niezbyt delikatny sposób, kiedy zorientował się, że patrzy na nikogo innego, jak samego Artura Weasleya.

- Panie Weasley? - zatrzymał się zdziwiony, całkowicie się go tutaj nie spodziewając. - Co pan tutaj robi?

- To długa historia – mężczyzna pokręcił głową, podtrzymując zjeżdżający mu z włosów kapelusz. - Mam jednak nadzieję, że czujesz się na siłach, aby wpaść do nas na obiad? Zarówno Molly jak i Hermiona nie dały się przekonać, że po spotkaniu z Wizengamotem wolałbyś odpocząć, ale ja nie chciałbym żebyś się do czegokolwiek zmuszał.

Harry jedynie uśmiechnął się szeroko. Wiedział, że ta rozmowa czeka go prędzej czy później.

- Oczywiście, że przyjdę – powiedział, po czym do głowy wpadł mu pewien pomysł. Skoro planował na poważnie zająć się swoją relacją z Draco, musiał zacząć przyzwyczajać do jego obecności swoich przyjaciół i rodzinę, a im szybciej zacznie, tym lepiej. - Znajdzie się może miejsce dla trójki Ślizgonów? Mam wam do powiedzenia więcej niż się spodziewacie.

***

Kiedy tylko Harry przekroczył próg Nory, natychmiast został otoczony przez całą ósemkę Weasleyów, z Hermioną na czele. Zanim zdążył zorientować się, co się dzieje, napłynęła do niego fala niekończących się pytań, w połowie niezrozumianych przez hałas i zgiełk.

- Poczekajcie! - zawołał zaskoczony, unosząc ręce i robiąc krok w tył.

Natychmiast zrobiło się cicho, a domownicy spojrzeli po sobie zaskoczeni.

- Wybaczcie – westchnął Potter, odwieszając płaszcz. - Ale jestem naprawdę zmęczony. Oczywiście, odpowiem na wszystkie wasze pytania, ale możemy najpierw usiąść przy stole? Poza tym, przyprowadziłem gości.

Zza jego pleców wyłoniła się trójka Malfoyów, z uprzejmymi uśmiechami na twarzach. Kilkanaście minut wcześniej, zaniepokojony Harry odbył rozmowę z Draconem, mając nadzieję, że ten nagle nie postanowi zacząć wszystkich obrażać, ze względu na stan Nory, który zdecydowanie nie pasował do jego standardów i zaskoczyło go, jak pozytywnie nastawiony był Ślizgon do całej tej obiadowej wizyty. Nie tylko obiecał, że nie będzie nikogo krytykował, ale i zapewnił, że zrobi wszystko, aby pokazać się z jak najlepszej strony.

Gryfon zaniepokojony był także swoimi przyjaciółmi. Oczywiście, dogadywali się z Malfoyem, kiedy on był w śpiączce, jednak chłopak wyglądał wtedy jak niewinne dziecko i w żadnym stopniu nie kojarzył się z osobą, z którą przez ostatnie lata prowadzili w szkole nieustanną wojnę. Miał nadzieję, że Ronowi i Hermionie udało się poznać Draco na tyle dobrze, że nawet po jego powrocie do normalnej postaci, nie przestaną utrzymywać pokojowych stosunków. Tylko tego by mu brakowało tego dnia. Nagle znaleźć się w środku niewygodnej sytuacji, kiedy musiał wybierać pomiędzy przyjaciółmi a chłopakiem, z którym planował pogłębić relację.

- Może usiądziemy? - zaproponował, kiedy od dobrej minuty nikt się nie odezwał. Chwycił Draco za rękę i pociągnął do salonu, gdzie specjalnie na tę okazję, rozstawiony został wielki stół. Nie zastanawiając się długo zasiadł u jego szczytu, chcąc mieć dobry widok na wszystkich, a blondyna wcisnął na miejsce po swojej prawej. Dopiero kiedy to zrobił, reszta powoli do nich dołączyła, nadal milcząc.

Harry wydał z siebie zirytowany jęk, a jego głowa opadła na stół.

To będzie długi wieczór.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top