14.Coś powiedział?!

17 Listopada 2021

Odbijał piłkę na zmianę z Yamaguchi'm, bo jak sam trener Ukai przyznał, muszą być wymieszani, a on nie zna ich umiejętności jeszcze. Kątem oka widział jak Yachi panikuje, ale Kyoko uspokajała ją wraz z Itsuniką. Cieszyło go, że przyjaciółka postanowiła ruszyć ze swoim życiem na przód i mimo chwilowej paniki i protestów, zgodziła się na zostanie nową menadżerką Karasuno. Czuł na sobie przeszywające spojrzenie Kageyamy, którego skrzętnie ignorował i uważał, że powiedział wystarczająco, żeby ten zaczął myśleć w miarę jasno i składnie.


- Ah, cholercia. Wygląda na to, że nie dam rady jednak wszystkich ogarnąć w weekend.


Hinata spojrzał ukradkowo na Ukai'a i odbił zbyt mocno piłkę, która odbiła się na ukos od ramion zielonowłosego, co skwitował jedynie uśmiechem i pobiegł po piłkę. Westchnął krótko. Yamaguchi był jedną z naprawdę niewielu osób, które mógł w jakimś stopniu polubić w Karasuno i uznać za kogoś naprawdę godnego uwagi jak mowa o znajomości.


- Proszę, to twoje.


Spojrzał uważnie w stronę wejścia, gdzie stało czterech nieznajomych dla niego mężczyzn. Nigdy w życiu ich nie kojarzył, ale zdawali się rozglądać po sali gimnastycznej z jakąś dziwną nostalgią.


- Drużyna Sąsiedzkiego Stowarzyszenia, właśnie dotarła! - Zakrzyknęli chórkiem.


- Hej, ciesze się, że udało wam się tak szybko przybyć! - Ukai natychmiast podbiegł powitać nowych.


Ściągnął brwi nieznacznie. Czyli to byli ci dawni gracze Karasuno, o których wspominał ich nowy trener? Nie wyglądali zaskakująco, ale z drugiej zaś strony, jego również nikt nigdy nie brał zbyt poważnie do czasu, aż nie stał się legendą samą w sobie.


- Spodziewałem się jakichś staruszków. - Tsukishima mruknął z wyraźnym zaskoczeniem.


- Ja też...


- Nie wyglądają zaskakująco ani nadzwyczajnie, ale nauczyłem się, że w życiu nie warto lekceważyć przeciwnika. - Hinata podszedł do nich, stając obok. - Mam nieodparte wrażenie, że rozgrywka z nimi będzie interesująca, ale jednocześnie zlekceważą nas jako młodych i niedoświadczonych, co może skutkować odpowiednim atakiem z zaskoczenia.


- Dobra, mniej gadania i więcej działania! - Zakrzyknął trener. - Pożyczam od was Libero i jednego rozgrywającego, bo w drużynie przeciwnej mamy lekkie braki.


- Hinata, nie wychylaj się zbyt szybko. - Daiki puścił do niego oczko. Ściągnął brwi niezrozumiałe. - Nie chcemy, żeby wszystkie asy naszej drużyny zostały pokazane, prawda? Kiedy dam ci znać, wkroczysz, jasne?


- Jasne.


Odetchnął głęboko. Czyli jednak nie musiał robić wszystkiego sam, a drużyna nadal na niego liczyła w jakimś stopniu. Teraz tylko wyłapać jak grają przeciwnicy i ewentualnie coś od nich skopiować, bo czemu nie? Minęło kilka minut, a pierwsze punktu pojawiły się na koncie drużyny przeciwnej. Widział, jak ich atakujący zerka ciekawie w jego kierunku, ale udawał, że wcale tego nie robi i przebijał z pomocą Sugawary kolejne punkty.


- Hinata!


Skinął głową, a lekki uśmiech wkradł się na wargi. To była jego idealna chwila na pokazanie, dlaczego nazywają go legendą sportów i o ile nie lubił się pokazywać, to teraz miał za przeciwników poprzednią generację kruków i nie mógł przepuścić takiej okazji. Został osadzony z samego brzegu, więc miał możliwość atakowania i wybijania piłki. Jako Libero podczas rozgrywki treningowej z Nekoma, nie miał tak dużego pola do popisu, a treningi z Oikawą pokazały jak dobrze radzi sobie na pozycji atakującego. W teorii mógł wykorzystać każdy aspekt, którego nauczyły go obie drużyny i doprowadzić do zwycięstwa lub remisu.


- Pokaż, na co cię stać, Hinata! - Yachi krzyczała niczym zawodowa fanka. - Zmiażdż ich!


Uśmiechnął się szeroko i zaraz pojawił się tuż naprzeciwko wybitej w ich stronę piłki. Wzrokiem przebiegł przez stronę przeciwników, a po odnalezieniu ślepego punktu, zwinnie uderzył piłkę, która z cichym piskiem uderzyła o boisko, zaskakując przeciwników. O tak, był w swoim żywiole. Kolejna piłka zjawiła się pod siatką, więc zręcznie ją wybił w prostej wystawce, którą podpatrzył od Sugawary, a Daiki przebił. Drużyna przeciwna oniemiała z nagłego zwrotu akcji.


- Co jest?! On jest w końcu atakującym czy wystawiającym? - Wydusił starszy mężczyzna w okularach.


- On jeszcze nie ma do końca swojej pozycji, ale chcieliśmy go dać jako atakującego. - Sugawara postanowił rozjaśnić nieco sprawę. - Jest nowy, ale nie lekceważcie go.


- Nie mamy zamiaru. - Blond atakujący uśmiechnął się drapieżnie. - Pokaż, co potrafisz najlepszego dzieciaku.


- Z przyjemnością.


Nie minęło długo, gdy drużyna Karasuno nabiła sporo punktów drużynie przeciwnej, składającej się w dużej mierze ze starszych Senpai'ów po szkolnym fachu. Hinata ich najbardziej zaskakiwał, pojawiając się niczym zjawa i odbierając lub atakując z idealną precyzją, a żeby tego było mało, wyskakiwał na niebotyczną wysokość. Kageyama jednak nie podzielał entuzjazmu swojej drużyny. Ta ruda gnida go tak bardzo wkurwiała swoimi idealnymi zagrywkami czy atakami, że to mało powiedziane. Hinata nie musiał się hamować, stopować w żadnym wypadku, żeby każdy mógł odebrać jego wystawki, a Kageyama już tak.


Piłka znów poleciała w jego kierunku, więc z automatu wyciągnął dłonie w górę z zamiarem wystawienia szybkiej piłki, ale zamarł na milisekundę, gdy widmo pustki za nim znów rozpostarła swoje skrzydła. Nieważne jak wystawi, to nikt nie odbierze jego piłki. Ona upadnie na ziemię. Historia znów zatoczy koło.


- Kageyama!


Obejrzał się zaskoczony. Za jego plecami pojawił się Hinata z gotowością do odbicia piłki, jakby mówił wprost do niego „Tu jestem! Dam radę!" i naraz słowa Tanaki zakołysały w jego głowie niczym mantra:


„I prawdopodobnie jako jeden z niewielu byłby w stanie odebrać twoją szybką wystawkę."


Ściągnął mocno brwi i znów spojrzał na wirującą piłkę, którą za sekundę opadła na jego palce. Wystawił najszybszą, jaką potrafił. Nie hamował się, bo tak jak to kiedyś Hinata powiedział, czy poprowadzi ich do zwycięstwa, czy do porażki, to wszystko zależne od niego. Piłka poszybowała i zaraz została uderzona z impetem, trafiając na parkiet po drugiej stronie. Na panelach pozostała niewielka smuga. Cisza, jaka zamarła na sali gimnastycznej była niczym niezmącona przez kilka sekund. Kageyama spojrzał w szoku na Hinatę, a on na niego. Żaden z nich nie spodziewał się, że naprawdę to zrobią i, co najważniejsze, dadzą radę.


- Ale bajer!! - Noya pierwszy odzyskał głos. - Chłopaki to było mega!


- Brawo Kageyama, Hinata! - Yachi podskakiwała zachwycona.


- Ta wystawka była idealna...


- A wyskok i atak wręcz potwornie przytłaczające, jak z armaty...


Hinata wymienił spojrzenie z Kageyamą i obaj skinęli sobie głową. Niewerbalnie postanowili spróbować tego jeszcze raz, a jeżeli nie było to dozą przypadku, to chyba odnaleźli między sobą znikomą nić porozumienia. Fakt, nie muszą się uwielbiać, ale tolerancja w zupełności wystarczyła. Rudzielec uniósł brew w górę, gdy dostrzegł jak ich nauczyciel zadowolony z siebie skacze za plecami skamieniałego w szoku trenera Ukai, jakby właśnie udowodnił przed nim, że żółwie z rogiem jednorożca naprawdę istnieją w formie naturalnej tego świata. Dorośli są naprawdę dziwni. Gra ruszyła znów z kopyta i tak jak Hinata mógł się spodziewać, gdy niejaki Asahi wreszcie wkroczył w formie atakującego, to siła jego przebitki była tak duża, że obrona nie była w stanie go zablokować. Zerknął za siebie. Asahi miał równie dużą siłę wymachu jak on, a wręcz nawet pewnie i większą. Tego nie dało się w pełni skopiować, nie miał jego siły. Prychnął rozbawiony. W tej jednej rozgrywce naprawdę Karasuno pokazało jemu, dlaczego drużyna to potęga, a nie jednostka.


Kolejny raz dostrzegł spojrzenie Kageyamy, więc to znaczyło jedno. Chciał znów spróbować szybkiej piłki, którą przed chwilą wykonali, a on nie miał zamiaru łatwo odpuścić i oddać wygraną. Piłka ruszyła do gry.


- Pokaż, na co stać wasze królewskie cztery litery, Hinata, Kageyama! - Itsunika pierwszy raz podniosła głos.


- W-Właśnie! Dajesz!!


Hinata podbiegł do siatki i z idealną precyzją uderzył piłkę, która tam się znalazła. Potężny huk przeszył powietrze. Wymienił spojrzenie z Kageyamą i obaj skinęli sobie krótko głową. To nie mógł być przypadek. Naprawdę dopełniali się tak, jak o tym wspomniał Tanaka.


- Co do...?! Ej, dlaczego tam skoczyłeś, karzełku!


- Jest pan niekulturalny i obraża ludzi bezpodstawnie. Na pewno jest pan zawodowym trenerem?


- Odpowiadaj knypku!


- Pan serio nie wie, co to kulturalne zachowanie... - Shōyō skrzywił się na obelgę, którą został uraczony. - Wiedziałem, że piłka tam będzie.


Ukai ściągnął brwi, intensywnie myśląc. Zerkał to na Kageyame to znów na Hinatę, rozważając swoje za i przeciw które kolidowały w głowie.


- Co z wami?! Dziwni jesteście!


- A pan niekulturalny i niemiły. - Wywrócił oczami. - W przeciągu zaledwie półtorej minuty obraził pan mnie dwoma słowami określającymi mój wzrost, a teraz nazywa dziwnym. Nie dziwię się, że nigdy wcześniej nie miał pan drużyny i wylądował w sklepie spożywczym na uboczu drogi. Bułki pewnie też sprzedaje pan czerstwe i stare.


- Coś powiedział?!


Tsukishima pierwszy raz od dawna nie powstrzymał prychnięcia, któremu zawtórował Yamaguchi. Hinata doskonale wiedział, co mówi i nie krył się z tym, że dopieka swojemu nowego trenerowi. Po prostu pokazał, że nie lubi jak ktoś go traktuje lekceważąco i nazywa jak jakiegoś pierwszego lepszego kretyna, bo to w znacznym stopniu umniejszało jego wysokiemu IQ. Ukai zaś przemilczał jednak zachowanie pierwszaka, chcąc go dłużej poobserwować i sprawdzić, na jakim stanowisku się znajduje, że sobie aż tak pozwala podskakiwać z brakiem szacunku. Piłka znów ruszyła. Sugawara podał do Asahi'ego, a on z całą werwą uderzył, chcąc przebić się przez Hinatę, który jak tylko dostrzegł, z jaką prędkością piłka leci, wykonał idealny mostek, przepuszczając ją na aut. Podparł się na rękach i uniósł nogi w górę, żeby zaraz je opuścić po drugiej stronie. Wyprostował się i zerknął na przestraszonego Asahi'ego, po czym skinął do niego krótko, dając znać, że nic się nie stało.


- Ten dzieciak jest jakiś dziwny. - Ukai mruknął pod nosem, zagryzając kciuk. - Jego siła uderzenia przy atakowaniu, niesamowite wyskoki, precyzyjne wystawki i teraz to! Kim u diabła jest ten dzieciak, jakimś androidem czy z cyrku się urwał?!


- Oh, nic z tych rzeczy. - Takeda zaśmiał się lekko, poprawiając okulary. - Z tego co mówił mi Sugawara, Hinata jest geniuszem w różnego rodzaju sportach. Od lat grał we wszystkie sporty, jakie tylko zdołał dostać w swoje ręce, dopracowując je do perfekcji, ale nigdy nie grał w siatkówkę. Jest z nami zaledwie od dwóch tygodni i jeszcze uczy się zasad gry. Podobno jest uznaną legendą, nazywają go Mały Książę, ale Hinata z jakiegoś powodu nie lubi tego przydomku i chciał zrezygnować z wszelkich sportów. Obecnie formująca się drużyna jakimś sposobem go przekonała do dołączenia i jak na razie nieźle się trzymają.


Ukai w niemałym szoku patrzył na Takedę, po czym zwrócił wzrok na niziutkiego rudzielca, który właśnie odbierał kolejną piłkę i z idealną precyzją skopiował atak Asahi'ego z wcześniej. Doskonale wiedział o kim była mowa. Legenda sama w sobie, o której od lat krążyły dosłownie plotki. Jeden dzieciak zaczął od klubu baseball'owego i doprowadził drużynę do zwycięstwa, potem była piłka nożna, koszykówka, piłka ręczna... Podobno każdy sport i drużyna, do której dołączył, zawsze kończyła w finale lub pół finale, ale jakiś rok temu ślad i pogłos po nim zniknął, jakby zapadł się pod ziemię lub rozpłynął we mgle. Wszyscy, którzy o nim choć raz usłyszeli, zachodzili w głowę, co właściwie się stało, że zniknął. Przecież kochał wszelkie sporty i niezaprzeczalnie był w nich wybitnie dobry, więc o co chodziło? Stracił pasję? Chęci? Przegrał zakład?


- Shōyō! Itsu!


Drzwi rozwarły się z hukiem, a do pomieszczenia wpadło kilka osób. Zielonowłosa dziewczyna natychmiast wybiła piłkę, która szybowała w jej stronę, unikając tym samym ciosu w twarz. Chłopak z irokezem o szarych włosach i fioletowych końcówkach natychmiast wyskoczył w górę i przechwycił piłkę.


- Coście za jedni?!


- Niezłe wybicie, Lynax. - Hinata zignorował drużynę i podbiegł do nowoprzybyłych. - I ładne przejęcie, Fireball. Co tu robicie?


- No, coś ty, zapomniałeś? - Czerwonowłosy chłopak przecisnął się przez pozostałą dwójkę. - Mamy imprezę, stary!


- To w przyszłym tygodniu, Malin. - Westchnął.


- Oh, serio? - Malin zamyślił się na chwile i spojrzał na Lynax. - To, po co my tu przyleźliśmy?


- Odebrać Shō i Itsu oraz Yachi, bo obiecaliśmy ich matkom, że wrócą przed godziną policyjną, a nie jak ostatnio. - Fireball zakręcił piłkę na palcu wskazującym. - Kończycie poklepywanie piłki czy coś?


- Już idę, a gdzie Mayumi? - Hinata westchnął ciężko, zdejmując żółtą koszulkę. - Nie ma jej dziś z wami?


- MayDay ma jakieś własne pogadanki z ToiToi. - Zielonowłosa wzruszyła ramionami. - Chyba chłopaczyna ma problemy sercowe czy coś, kij go wie.


- Rozumiem. - Skinął głową i oddał do pana Takedy swój podkoszulek. - Pan wybaczy, ale muszę już niestety iść. Moja mama nie jest jeszcze przygotowana, że wracam o późniejszych godzinach. Mam nadzieje, że to nie kłopot. - Skłonił się nisko i wrócił do znajomych. - Idziemy?


- Yup. - Shinso podrzucił piłkę do siatkarzy. - Narka ludzie!


- Buźka, ciao~! - Natasha posłała do nich buziaka.


Malin pomachał wesoło i wszyscy zniknęli za drzwiami z cichym trzaskiem. Czy właśnie zostali porzuceni przez Hinatę i Yachi? Na to wyglądało, ale trener Ukai nie wiedział, czy był bardziej zaskoczony, czy zaś zły. W znajomych tego dzieciaka rozpoznał jednego z lepszych graczy koszykówki z liceum Yōsen, a patrząc po ruchu nadgarstka zielonowłosej, na pewno miała styczność z koszykówką i siatkówką. Jak wiele jeszcze ukrywał Hinata Shōyō?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top