*4*
***SYRIUSZ I JAMES***
Zanim do Syriusza i Jamesa dotarło, co właśnie się działo w gabinecie okularnika, zdenerwowany do granic możliwości Remus komentując wcześniej ich zachowanie i nieformalny strój bruneta, już zdążył trzasnąć drzwiami z krótkim "ogarnijcie się, kretyni" na ustach. Przez kilka minut siedzieli tylko i patrzyli głupio na swoje buty, a im dłużej to robili, tym bardziej odczuwali wstyd i poczucie winy, co jeszcze u Jamesa, nie było czymś zaskakującym, tak Syriusz nie odczuwał takich emocji już naprawdę długo. Brunet walczył wewnętrznie, by nie rozwalić zaraz jakiegoś przedmiotu albo mebla, wiedział, że ma się starać, by Remus go zauważył, ale miało się to odbywać w tych pozytywnych aspektach jego osobowości, a nie będąc upominamym przez sam obiekt zainteresowania.
- Cholera.
Warknął wręcz, w pewnym momencie szarooki uderzając w ścianę obok wyjścia, w którym to zniknął szatyn, a za którym to brunet chciał pobiec. James spojrzał na niego z mieszaniną zdziwienia i zirytowania, gdyż kac dawał równo o sobie znać w postaci mocnego bólu głowy, a uderzenia bezcelowe w ścianę, nie pomagały. On sam nie rozumiał czemu jego najlepszy przyjaciel zachowuje się tak dziwnie, przecież nie pierwszy i prawdopodobnie nie ostatni raz, ktoś zwrócił im uwagę, że ich zachowanie nie jest odpowiednie.
- Daj spokój sobie z Luniaczkiem. Przejdzie mu. - odezwał się James rozglądając się, czy w biurze nie znajduje się gdzieś jakiś wazon z kwiatami, z którego to mógłby napić się wody. - Poza tym nie wiem o co tyle krzyku...
- O co? Ty się jeszcze głupio pytasz? - zadrwił sobie Syriusz, patrząc na okularnika z pobłażaniem. - Mój rogaty przyjacielu, pragnę tylko zauważyć, że przez cały wczorajszy wieczór ani razu nie wspomniałeś o tym, że dzisiaj ma się odbyć jakieś spotkanie z mniej ważnymi gryzipiórkami.
- I co z tego? - James popatrzył zdezorientowany na zirytowanego przyjaciela. - Zawsze takie umawiam jak podpisuję jakąś ważną umowę.
- To z tego, że nie wiem jak ty, ale ja na takich spotkaniach muszę reprezentować swoją firmę jak najlepiej i uwierz mój drogi przyjacielu... kac mi w tym ani trochę nie pomoże.
- Odpowiemy na jakieś pytania, uśmiechniemy się do zdjęcia i po wszystkim. - James wzruszył ramionami i uśmiechnął się nonszalancko. - Nie z takich kłopotów udało nam się wyjść cało. Poza tym mamy Lupina.
- Mamy? - Syriusz podszedł do okien, wyjął z kieszeni papierosy i nie przejmując się negatywnym spojrzeniem przyjaciela, że chce palić w biurze, odpalił jednego. - Przypominam ci, że to właśnie Lupin opieprzył nas jak jakieś nawalone nastolatki, które nie mają umiaru w piciu i to ten sam facet trzasnął drzwiami, w prześmiewczym geście nazywając nas kulturalnie kretynami. Nie wiem jak ty, ale ja szczerze wątpię w to, czy zechce nam pomóc w starciu z pismakami.
- Nie znasz go tyle co ja. - James podszedł do szarookiego i wyrwał mu papierosa, zaciągając się szybko. - Poza tym miałeś rzucić.
- Rzuciłem. - Syriusz wzruszył ramionami i odebrał papierosa, by zaciągnąć się dłużej. - Wytrzymałem dokładnie dwa dni.
- Idziesz na rekord. - sarknął okularnik, po czym zaśmiał się w głos, zaraz jednak krzywiąc i łapiąc za głowę. - Fajki na kaca ani trochę nie pomagają. Jak sobie wyobrażę jeszcze te wszystkie zdjęcia i przekrzykujących się reporterów, to zdecydowanie odechciewa mi się wszystkiego.
- Przypominam, że to był twój kretyński pomysł. - Syriusz rzucił prześmiewczym spojrzeniem na okularnika po czym zerknął na zegarek, spoczywający na jego nadgarstku. - W ogóle, o której dokładnie ma się odbyć to spotkanie?
***REMUS***
Lupin wściekły jak osa przemierzał korytarze firmy, kierując się szybkim krokiem w stronę barku, w którym to miał nadzieję spotkać Richarda i choć jemu móc się wyżalić, z tego z jakimi to kretynami przyszło mu współpracować. Nadal nie mógł pojąć tego, jak tak szanowani i wysoko postawieni biznesmeni mogli dopuścić się tak beznadziejnej sytuacji. Nie miał im za złe tego, że chcieli świętować połączenie ich firm i trochę wypili, ale to że nie pomyśleli wcześniej i nie zmienili terminu spotkania z reporterami. Wchodząc do barku zirytował się tylko bardziej, widząc, o zgrozo, że Carter też nie był w najlepszej kondycji. Remus wręcz wściekły podszedł szybko do przysypiającego na stojąco chłopaka i tuż przed jego obliczem trzasnął dłońmi o blat, samym hukiem interesując inne osoby znajdujące się w barku, a także przerażając Richarda, który zdezorientowany i w pełni wybudzony o mało co nie przewrócił się.
- Błagam powiedz, że nie byłeś z nimi. - wręcz warknął szatyn, siadając na jednym z obrotowych krzeseł i patrząc z oburzeniem na Cartera.
- A jeśli powiem, że nie, to nie będziesz tak krzyczeć? - Richard złapał się za głowę i spojrzał błagalnie na zielonookiego. - Łeb mi pęka.
- Zaraz to ci dopiero może pęknąć, jak cię w niego uderzę. - sarknął Remus specjalnie podnosząc głos. - Jesteś straszy od tamtej dwójki, a zachowujesz się jak dziecko.
- O wypraszam sobie, Black jest w moim wieku. - Carter próbował się wybronić. - Poza tym nie wypiliśmy tak dużo.
- Tak dużo? - Remus uniósł brew. - To znaczy ile? Pięć drinków?
- No trochę więcej. - Richard spojrzał na swoje nogi, a później na zirytowanego szatyna. - Trochę dużo więcej.
- No kretyni... - jęknął Remus uderzając głową o blat. - Przysięgam, że jeszcze raz pozwolisz im na takie coś, to cię uduszę.
- A oni to co? - oburzył się chłopak. - Dorośli są! Wlewać w nich, nic nie wlewałem. Sami chcieli. Poza tym o co tyle krzyku? Nie raz już Potter przychodził do pracy na kacu i nic mu nie mówiłeś.
- Tak, ale wtedy nie miał umówionej konferencji prasowej. - Remus potarł sobie dłonią skroń. - Jak oni mają się pokazać w takim stanie?
- O cholera. - zaśmiał się Richard. - To grubo. I co teraz zrobisz?
- A co mogę? - Remus wzruszył ramionami. - Spróbuję podnieść ich na nogi. Mam na to trzy godziny i naprawdę co raz mniejsze pokłady cierpliwości.
- Dasz radę. - Richard zaśmiał się drugi raz. - Jak nie ty to kto?
- Ktokolwiek. Uwierz, że nie zamierzałem dzisiaj nikomu matkować. - sarknął szatyn i spojrzał na ekspres do kawy. - A teraz z łaski swojej... zrób mi dwie najmocniejsze kawy na jakie cię stać i przygotuj aspirynę. Ostatecznie możesz mi też zrobić herbatę. I nie zapomnij o cytrynie.
- Się robi mój królu. - Richard ukłonił się i z uśmiechem na ustach zaczął przygotowywać zamówienie szatyna. - Poza tym Gideon i Fabian cię pozdrawiają.
- Gideon i Fabian? - zainteresował się szatyn zerkając zaciekawiony na chłopaka. - Kiedy ich spotkałeś?
- Wczoraj. - zaśmiał się Carter, stojąc przy ekspresie. - O ile mnie pamięć nie myli, to właśnie w ich klubie mieliśmy okazję przekroczyć granicę przyzwoitości...
- Piękne określenie, na zwyczajne nawalenie się. - sarknął szatyn patrząc na przyjaciela z politowaniem. - Warto chociaż było się tak stoczyć?
- Oczywiście. - Richard uśmiechnął się szeroko do zielonookiego kładąc przed nim tacę, a na nią dwie świeżo zaparzone kawy. - Nawet nie wiesz jak ciekawych rzeczy można dowiedzieć się, gdy uraczy się pewne osoby procentami... dajmy takiego Blacka...
- Blacka? - wtrącił nagle szatyn, zaciekawiony tym co Richard chciał mu właśnie powiedzieć.
- No tak, naszego wspaniałego i seksownego Casanovę. - zaśmiał się chłopak robiąc herbatę. - Przez cały wieczór rozmawiał o tym jak nie wyszedł mu podryw, a także o umowie z Potterem.
- Umowie? Jakiej umowie? - Remus nie rozumiał tego, co Richard mu właśnie powiedział. - Chodzi o połączenie firm?
- Ale ty naiwny jesteś. - Richard zaśmiał się z komentarza szatyna i położył na tacę kubek z herbatą i cytryną, a później dołożył jeszcze dwie szklanki z wodą i cały listek tabletek przeciwbólowych. - Całkiem inna umowa, o której ty raczej wiedzieć nie powinieneś, no a wracając do tego podrywania...
- Chyba nie chce słyszeć o tym jak ktoś dał mu kosza. - sarknął Remus, starając się, by jego słowa zabrzmiały bez żadnego emocjonalnego zabarwienia, przy czym podczas gdy Richard czyścił ekspres, sam do kawy Jamesa i Syriusza wycisnął cytrynę, dziwiąc się Richardowi, że ten nie zapytał, czemu pierwszy raz w życiu zamówił herbatę z cytryną, której to nigdy nie pijał. - A teraz wybacz, ale muszę iść do tych trupów i postarać się ich podnieść na nogi.
Remus wstał z miejsca i podniósł ostrożnie tacę, dziękując sobie w duchu, że jako dzieciak dorabiał w knajpie znajomych rodziców jako kelner i wiedział jak trzymać tacę z napojami, tak by ich nie wywrócić. Starał się w głowie poukładać wszystko to o czym powiedział mu Richard. Fakt, że wybrali bar Anioł, znajdujący się na ulicy, tam gdzie jego nowe mieszkanie i to, że Black był tak blisko niego, w jakimś stopniu wpływał na niego, jednak, że najprawdopodobniej w tym właśnie klubie kogoś podrywał i ten ktoś, nie reagował na jego wdzięki, jakoś zaburzał cały obraz zainteresowania Syriuszem, u którego dusza Casanovy nawet na minutę nie przestawała się najwidoczniej pojawiać. Zielonooki westchnął na swoje rozmyślenia i ruszył w stronę drzwi, musząc kontynuować kolejny dzień w pracy i nie przejmować się przystojnym brunetem, nawet jeśli ten człowiek niezwykle Remusa zainteresował.
- Black mówił o tobie, Lupin. - odezwał się nagle Carter wycierając ścierką blat. - Rozmawialiśmy o tym, że to ty nie dałeś mu się poderwać.
Lupin odwrócił się z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy, jednak nie wiedział co mógłby powiedzieć. Czyli to on był powodem rozmów Blacka? Ale przecież, on wcale nie podrywał go i szatyn tych kilku ich spotkań zdecydowanie nie mógł nazwać jakąkolwiek chemią między nimi. Black przecież tylko się z nim droczył. A może się mylił i czegoś nie zauważał? Nie za bardzo wiedząc co zrobić z taką informacją, dostarczoną mu przez Richarda, wzruszył tylko ramionami i z cichym "Do zobaczenia później" ruszył do wyjścia, a później prosto do windy, w głowie dalej mając słowa przyjaciela... "Black mówił o tobie, Lupin.".
***SYRIUSZ I REMUS***
James już otwierał buzię, by się odezwać i przedstawić dokładny harmonogram spotkania Syriuszowi, ale nim wypowiedział choćby słowo, przerwało mu wtargnięcie Remusa do środka jego gabinetu. I to nie byłby taki szok, gdyby nie fakt, że szatyn w rękach trzymał tacę, a na niej dwie szklanki wody, dwie parujące kawy, herbatę, a także tabletki, które dla Syriusza wyglądały jak aspiryna.
- Punkt 12, hotel Corinthia.
Odezwał się Remus dając znać mężczyznom o swojej nagłej obecności. Podszedł do biurka, na którym odłożył tacę, po czym wziął herbatę i z kubkiem w ręce ruszył w stronę okien, z których to miał widok na londyńskie ulice, mimo porannej godziny, już pełne życia i zgiełku. Syriusz natomiast w tym samym momencie patrzył zdumiony to na Remusa, to na tacę z kawą, wodą i aspiryną, to na Jamesa, który najwidoczniej tej całej sytuacji nie uważał za nic nadzwyczajnego, tak jakby takie rzeczy działy się u niego codziennie, tak jakby skacowany zawsze dostawał ratunek od Remusa.
- Łapa już zaczynał się martwić, że się na nas zdenerwowałeś i porzuciłeś. - zaśmiał się James i sięgnął po kawę, z której od razu upił łyka i nim nawet zdążył przełknąć, już wypluwał zawartość na podłogę. - Co to jest!? Chcesz nas zabić?
- Pij i nie marudź. - sarknął Remus, powstrzymując się od parsknięcia śmiechem, James przecież nie mógł wiedzieć, że Remus do kawy dodał sok z cytryny. - No na zdrowie. Ty Black też pij. Do dna. I nie zapomnij o aspirynie. Wasza dziecinność musi mieć jakieś konsekwencje, poza tym mamy tylko trzy godziny by postawić was na nogi.
- Co tam dodałeś? - zapytał Syriusz patrząc z zainteresowaniem na Remusa, trzymając już kubek przed nosem. - Pachnie jak kawa z... cytryną? Ciekawe połączenie.
Mimo odkrycia cwanej intrygi Remusa, szarooki najpierw sięgnął po aspirynę, a następnie przechylił kubek i w kilku łykach wypił całą zawartość, nie krzywiąc się ani trochę, tak jakby kawa z cytryną, była płynną czekoladą, po czym ostentacyjnie patrząc w oczy zielonookiemu, oblizał się. Zadowolenie szatyna, szybko zastąpiło zaskoczenie, a później zirytowanie, gdy Syriusz uśmiechnął się do niego szarmancko i poprawił swoje kruczoczarne włosy, do których to nie jedna osoba mogła mieć słabość i mimo niechęci, Remus musiał się pod taką listą podpisać. Gdyby mógł, chciałby ich dotknąć i sprawdzić czy naprawdę są takie miękkie, na jakie wyglądają.
- Ziemia do Remusa. - zaśmiał się Syriusz widząc, że przez chwilę szatyna zajęły najwidoczniej ważniejsze myśli. - Pytałem czemu dodałeś cytrynę do kawy.
- Pytałeś czy coś dodałem, a nie czemu dodałem tam cytrynę. - stwierdził szatyn wzruszając ramionami i upijając łyk herbaty. - To różnica, Syriuszu.
- To już nie kretynie? - odezwał się James, który do tej pory starał się pozbyć obrzydliwego posmaku kawy z cytryną wypijając obydwie szklanki wody. - Nie musiałeś być wredny i niszczyć smaku kawy cytryną.
- Black nie narzekał na smak. - zauważył Remus rzucając wyzywające spojrzenie brunetowi.
- To już nie Syriusz? - zapytał szarooki uśmiechając się przebiegle.
- Szczegóły. - Remus upił kolejny łyk, z niechęcią przyjmując do faktu, że był on ostatni. - Skoro drinki mamy już za sobą, to może przejdziemy do akcji właściwej.
- A ta nią nie była? - wręcz jęknął James, krzywiąc się na samo wspomnienie smaku "drinka" od Remusa. - Kto normalny skacowanego człowieka raczy kawą z cytryną.
- Kto normalny umawia konferencje prasową i przychodzi na nią z kacem? - odbił piłeczkę Remus, a Syriusz parsknął śmiechem na ten komentarz.
- Rogacz raczej do normalnych nie należy. - odezwał się brunet, dalej rozbawiony. - To jaki jest plan?
- Plan? - zapytał James nie za bardzo rozumiejąc o co chodzi Blackowi. - Jaki plan?
- No na konferencję. Przygotowałeś jakieś odpowiedzi, czy stawiamy na improwizację? - Syriusz nie mógł wyjść z podziwu jak taki ktoś, jak Potter mógł zarządzać taką firmą i jeszcze nie zbankrutować.
- To zostawcie mi. - odezwał się nagle szatyn odkładając kubek na biurko okularnika i spoglądając na mężczyzn. - Wy macie tylko starać się nie pokazać po sobie, że jesteście po mocnej imprezie u Prewettów.
- Skąd wiesz, że byliśmy w Aniele? - zaśmiał się Syriusz słysząc komentarz Remusa. - Byłeś już u Cartera?
- A niby skąd miałem kawę i aspirynę, o panie wszechwiedzący? - zironizował szatyn patrząc na bruneta z politowaniem.
- Myślałem, że jesteś geniuszem. - Syriusz puścił oczko szatynowi.
- To nie myśl, bo ci to nie wychodzi. - Remus nie dał się zawstydzić, samemu wywracając oczami na płytki tekst szarookiego. - Poza tym od Cartera dowiedziałem się, że mówiłeś o...
- James przysięgam, że cię uduszę!
Remus chciał zapytać już teraz o rozmowę na jego temat podczas imprezy, ale nie zdążył zadać odpowiedniego pytania, gdyż do gabinetu okularnika już wparowała wściekła do granic możliwości rudowłosa furia.
- Oh kochanie, coś się stało? - zapytał James, niewinnie zerkając na wściekłą Lily.
- Gdzie ty masz telefon!? - krzyknęła kobieta rozglądając się po gabinecie. - Dzwonię do ciebie od prawie godziny i ciągle nikt nie odbiera.
- To wszystko wina Łapy. - jęknął James siadając za swoim biurkiem i podnosząc telefon, by zaraz ostentacyjnie pomachać nim w stronę Lily. - Dźwięk mi wyłączył.
- Jasne. - sarknął Syriusz stojący niedaleko Remusa i patrzący to na Lily to na Jamesa. - Najlepiej wkopać kumpla.
- Nieważne kogo był to pomysł. - wtrąciła szybko Lily. - Ważne, że za kilka godzin umówieni jesteśmy na konferencję, a ja nawet nie mam pojęcia o czym dokładnie mamy mówić.
- O fuzji. - odezwali się jednocześnie Syriusz i Remus, chwilę zerkając na siebie badawczo.
- Jaka zgodność. - sarknął James wywracając oczami, znowu czując specyficzną atmosferę między tą dwójką. - Przestańcie się pożerać wzrokiem i ruszcie głowami.
- My mamy ruszyć głowami? - zapytał Remus, rezygnując z dyskusji o zbędnych komentarzach Pottera, stanął obok Syriusza ignorując jego uśmieszek. - O ile mnie pamięć nie myli, jesteśmy tylko wspólnikami i to ty zorganizowałeś to durne spotkanie z reporterami.
- Poza tym przypominam, że dzisiaj mamy jeszcze przymiarki strojów ślubnych. - wtrąciła nagle Lily, najwidoczniej już uspokojona. - Obiecałeś, że zrobimy to dzisiaj.
- Wszystko mam pod kontrolą. - zaśmiał się Potter, nerwowo poprawiając okulary i roztrzepując włosy. - Wystarczy, że Lunatyk przedstawi im prognozy na najbliższe miesiące, a Łapa opowie o swojej firmie. Lily doda coś o przyszłych przychodach i kosztach, a ja pomacham do aparatów. Dzień jak co dzień.
- Dzień jak co dzień? Wszystko pod kontrolą? - powtórzył Remus patrząc lekceważąco na Jamesa. - A wasz kac to tylko dodatek jak rozumiem?
- Nie wiem jak Rogacz, ale ja już jestem w pełni trzeźwy. - zaśmiał się Syriusz, kolejny raz puszczając oczko szatynowi. - Twój eliksir działa cuda.
- O której macie te przymiarki? - zapytał Remus Lily, zakładając dłonie na klatkę piersiową i rezygnując z odpowiedzi Syriuszowi.
- Od razu po skończonej konferencji mamy tam jechać. - odezwała się rudowłosa, patrząc z nadzieją na Remusa. - Błagam Rem, powiedz, że masz jakiś pomysł.
- Jeszcze nie mam. - wtrącił Remus, spoglądając kątem oka na Syriusza. - Ale coś wymyślę.
- No i to rozumiem. - James klasnął w dłonie, po czym podszedł do Lily i objął ją w pasie. - Ale pozwolisz mi się pooglądać w tych wszystkich sukienkach?
- Ale ty wiesz, że to przynosi pecha, nie? - odezwał się Syriusz patrząc rozbawiony na to jak Evans odpycha od siebie okularnika patrząc na niego oburzona i zarumieniona.
- Nie ma mowy, Potter. - odezwała się rudowłosa. - Poza tym razem ze mną będą przecież dziewczyny.
- Dziewczyny? - zainteresował się Remus. - Czyżby druhny?
- Na pewno nie mój świadek. - zaśmiała się dziewczyna podchodząc do Remusa i kładąc mu dłoń na ramieniu. - Na pewno nie chcesz postawić na uroczą sukienkę? Wyglądałbyś słodko.
- Nie żeby już tak nie wyglądał. - szepnął Syriusz do Jamesa, który tylko wywrócił oczami i potargał brunetowi włosy. - Tylko nie włosy, Bambi!
- Black ty też pamiętaj o garniturze. - odezwała się Lily zerkając jak Syriusz szarpie się z Jamesem. - Nie chce na ślubie harleyowca, a przystojniaka w garniaku.
- No przynajmniej na ślub go założy. - sarknął Remus, znowu dzisiejszego dnia nawiązując do nieformalnego stroju bruneta, który, o zgrozo, postanowił akurat dzisiaj ubrać się na harleyowca.
- Myślę, że nie tylko ty chcesz Lily zobaczyć Łapę w garniturku. - zaśmiał się James ignorując mrożące krew w żyłach spojrzenie swojej narzeczonej. - Dajmy taką Dorcas, albo Mary. Myślę, że Marlene też by nie żałowała widoków.
- Marlene będzie twoją druhną? - zapytał Remus nagle zwracając na wszystkich swoją uwagę. - Nic nie mówiłaś.
- Marlene? Dorcas? Mary? - dopytywał Syriusz patrząc na wszystkich po kolei. - O kim mowa?
- Pamiętasz te trzy dziewczyny co zaczepiły cię pierwszego dnia w mojej firmie? - zapytał James. - To właśnie była Dorcas, Mary i Marlene.
- Czekaj. - Syriusz przeczesał sobie palcami włosy. - To ta Marlene mówiła o tym, że "nasz Lupin" jest jednym z przystojniejszych dyrektorów w firmie.
- Marle.. tak powiedziała? - zapytał Remus zaskoczony tym wyznaniem. - Pewnie miała kogoś innego na myśli.
Prawda była taka, że odkąd Remus zaczął pracę w firmie Jamesa, miał naprawdę dobry kontakt z McKinnon i szatyn uważał ją za bardzo dobrą przyjaciółkę, czasem tylko odczuwając to, że ze strony dziewczyny, raczej nie była to zwykła znajomość. Lupin jednak tak długo jak znał dziewczynę, tak też długo nic nigdy do niej nie poczuł, mimo że nie utożsamiał się ze stuprocentowymi gejami i czasem zwracał uwagę na przyjemną aparycję kobiet. Raz tylko na wyjeździe biznesowym zorganizowanym przez Jamesa na ocieplenie wizerunku i poprawę integracji w firmie, tańczył z McKinnon do wolnego kawałka przy ognisku wśród pogwizdów i oklasków innych, ale dla samego zielonookiego nie miało to żadnego znaczenia.
- No tak, bo w firmie Rogacza jest wielu facetów o nazwisku Lupin. - zadrwił sobie Syriusz zirytowany reakcją Remusa, na wieść, że jakaś płytka laska mówiła o nim. - Jesteś taki naiwny, Remus.
- A ty bezczelny i arogancki. - wtrącił Remus i nie dając po sobie poznać, że te słowa jakoś uraziły jego dumę, wzruszył ramionami. - No cóż... nie można mieć wszystkiego.
- Ktoś tu umie się odgryźć. - zaśmiała się Lily klepiąc szatyna po ramieniu. - Coś czuję Black, że z Remusem nie będziesz mieć tu łatwo.
- Wiesz co jest w tym najlepsze? - zapytał Syriusz głębokim, męskim głosem, patrząc nie na Lily a na Remusa. - To, że lubię wyzwania.
Remus zaskoczony tymi słowami spojrzał uważnie na bruneta, który uśmiechał się w ten swój specyficzny i jedyny w swoim rodzaju, wyjątkowo uroczy sposób. Im dłużej zielonooki przyglądał się aparycji Blacka, tym częściej łapał się na myślach, że brunet jest nadzwyczaj urokliwy, co ani trochę szatynowi nie pomagało w myśleniu i ignorowaniu Syriusza. A szarooki? Ten zwyczajnie wspaniale się bawił, próbując z każdej strony, w każdym momencie i możliwej chwili, zawstydzić uroczego chłopaka o błyszczących zielonych oczach. I choć na policzkach Lupina nie udało się ujrzeć rumieńców, tak po milczeniu chłopaka, Black uznał ten moment za pewnego rodzaju wygraną, którą zwieńczył jeszcze szerszym uśmiechem. James nie wiedząc co mógłby teraz zrobić, by powstrzymać Syriusza przed jawnym podrywaniem Remusa, tylko zupełnie przypadkiem uderzył kubkiem o blat biurka zwracając uwagę innych na sobie. Uśmiechnął się przepraszająco i rękawem marynarki wytarł rozlaną wodę.
- W takim razie czekamy na wspaniałe pomysły Remusa. - uśmiechnął się szarmancko okularnik i wstał ze swojego miejsca i zerknął na telefon, a widząc która jest godzina otworzył szeroko oczy. - Ale to może już w drodze do hotelu. Zostały nam dwie godziny, a lepiej się nie spóźnić. Raz się spóźniłem to na wszystkich pierwszych stronach było, że jestem nieodpowiedzialny.
- To było twoje spotkanie z Evans. - odezwał się arogancko Syriusz. - Dodatkowo to, kiedy miałeś się jej oświadczyć.
- Nie moja wina, że wszyscy o tym wiedzieli. - jęknął James.
- Nie twoja? - zaśmiał się Syriusz. - A kto wszystkim kogo zobaczył na drodze krzyczał, że będzie tamtego wieczoru prosił swoją kobietę o rękę?
- Naprawdę tak robiłeś? - zaśmiał się Remus patrząc na zawstydzenie Jamesa i przy okazji Lily, która zarumieniona po same uszy pozostawała cicho.
- Ja to tylko się dziwię, że sama Evans się o tym nie dowiedziała. - dodał Syriusz, uśmiechając się, na widok rozbawionego szatyna.
- Było, minęło. - skomentował James oburzony tym, że Syriusz się z niego nabija. - Grunt, że się zgodziła.
- A miała jakieś wyjście? - zapytał nagle szatyn podchodząc znowu do okna i wyglądając przez nie. - Poprosiłeś ją przed tłumem osób znajdujących się w restauracji.
- Zgodziłabym się Rem, nawet w domu na kanapie. - zaśmiała się Lily i podeszła przytulić się do Jamesa. - Grunt, że tamten wieczór zapamiętam całe życie.
- A co Luniaczku? - odezwał się James odwzajemniając przy tym uścisk narzeczonej. - Ty byś odmówił?
- Zważywszy, że nie jestem stawiany w takiej sytuacji. - zaczął Remus nerwowo przenosząc ciężar z jednej nogi na drugą. - Lepiej zostawię ten temat bez zbędnych dywagacji.
- Ja tam bym chciała widzieć jak się komuś oświadczasz. - odezwała się Lily uśmiechając do zaskoczonego Remusa.
- A może to ktoś jemu się oświadczy? - zaśmiał się James widząc jak szatyn mrozi go spojrzeniem.
- Czy tylko ja czuję się w pełni zażenowany tym tematem? - sarknął Syriusz, który do tej pory przysłuchiwał się tylko wymianie zdań swoich znajomych.
- Nie tylko. - szepnął szatyn i poprawił marynarkę, po czym sam zerknął na telefon. - Dobra, koniec tego dobrego. Mamy konferencję do ogarnięcia. James znajdzie się dla mnie miejsce u ciebie w aucie? Moje auto to złom i zostało przy starym mieszkaniu, a taksówki nie będę zamawiać jak i tak jedziemy w tym samym kierunku.
- Dla ciebie zawsze znajdzie się...
- Przykro mi Rem. - wtrąciła się nagle Lily w wypowiedź Jamesa patrząc smutno na szatyna. - Obiecałam dziewczynom wziąć je ze sobą, byśmy mogli od razu po konferencji jechać do salonu. A to nie moja wina, że James postanowił nie zainwestować w większe auto.
- Nie ma sportowych aut, dla kilkunastu osób. - jęknął okularnik ignorując oburzenie Lily. - Wybacz Luniaczku. Chciałem dobrze.
- To nie twoja wina. - zaśmiał się Remus, wyciągając z kieszeni telefon. - Już dzwonię po taksówkę, spotkamy się na miejscu.
- To może... - zaczął Syriusz zwracając na siebie uwagę, zerknął na szatyna z delikatnym uśmiechem. - Zabierzesz się ze mną? Sam przecież mówiłeś, że jedziemy w tym samym kierunku.
- Zapomnij. - skomentował szatyn patrząc na wyświetlacz. - Poradzę sobie.
- Przez całe miasto będziesz męczył się taksówką? Londynem w szczycie? - dodała Lily, będąc wdzięczna Syriuszowi za taki pomysł. - To miło ze strony Syriusza, że zaproponował podwózkę.
- Ale... - Remus spojrzał błagalnie na Lily, później na Jamesa, nie mogąc jednak znaleźć innego argumentu, westchnął cicho i zerknął na Syriusza. -...no dobrze, niech będzie...
Remus mówiąc ostatnie słowo patrzył w bok, na obrazy powieszone na ścianie, dlatego też nie widział szerokiego uśmiechu, jakim to uraczył go Syriusz. James mimo niechęci do podchodów szarookiego, także nie umiał powstrzymać się od delikatnego uśmiechu. Rudowłosa z szerokim uśmiechem klasnęła w ręce, czym przestraszyła Pottera stojącego obok niej.
- W takim razie wszystko uzgodnione. - odezwała się i złapała okularnika za dłoń. - To my idziemy po dziewczyny i widzimy się za dwie godziny na konferencji. Tylko proszę Syriuszu, bez żadnego spóźnienia.
- Sugerujesz, że z Lupinem możemy być zbyt zajęci, by patrzeć na zegarek? - brunet uśmiechnął się szelmowsko i znacząco poruszył brwiami zerkając czy szatyn się zawstydził, ten jednak tylko wywrócił oczami i spojrzał na niego poważnie.
- Oh moja droga Lily, zdecydowanie będziemy zajęci by zwracać uwagę na takie niuanse jak czas i jakieś spotkanie. - Remus wzruszył ramioni i uśmiechnął się wyzywająco do bruneta. - W końcu to ja mam wymyślić plan jak nie zbłaźnić się przed wszystkimi ważniejszymi redakcjami. Black mi w tym pomoże... kto jak kto, ale taki gwiazdor na pewno zna się na wywiadach.
- Znam się nie tylko na tym. - zaśmiał się brunet, oddając wyzywające spojrzenie i przyjmując narzucone mu wcześniej dwuznaczne wyzwanie, powoli zaczął podchodzić do szatyna, który z całej siły woli powstrzymywał się przed wycofaniem. - Jesteś pewny, że wolisz uzgadniać jakiś plan? Dwie godziny to sporo czasu. Można by go lepiej spożytkować... Choć może lepiej to niewłaściwe słowo... Bardziej pasowałoby... przyjemniej...
- Nie zapędzaj się tak. - odezwał się James niszcząc utworzoną między dwójką mężczyzn atmosferę, która od grzecznej pozostawała daleko w tyle. - Nic przyjemnego masz z Luniaczkiem nie robić. Już dobrze wiemy jakie to przyjemności chodzą ci po głowie.
- Na przykład? - zapytał Syriusz rozbawiony zdenerwowaniem swojego przyjaciela.
- Kultura nie pozwala mi o nich mówić głośno. - okularnik poprawił okulary i nerwowo zerknął na Lily, która mroziła go spojrzeniem.
- Czyli to ja myślę o czymś o czym nie powinienem, czy raczej ty, sugerując mi, a raczej nam takie rzeczy? - zaśmiał się Syriusz, z dumą przyjmujac zmieszanie okularnika. - Wybacz stary, kto jak kto, ale ty nie powinieneś mnie pouczać.
- Jesteście dorośli i wiecie co robicie. - skomentowała Lily nie za bardzo rozumiejąc w co grają osoby znajdujące się w biurze okularnika. - Macie się nie spóźnić, a reszta zależy od was.
- Słyszałeś, Remus? - zapytał radośnie Syriusz, uśmiechając się uroczo do szatyna i znowu podchodząc do niego bliżej. - Mamy zezwolenie na robienie czego chcemy.
- Ja na nic nie pozwalałem. - odezwał się nagle James i złapał Syriusza za kołnierz skórzanej kurtki, po czym odwrócił do siebie. - I doskonale wiesz, że nie zmienię zdania.
- Oho, Remus.. - zaśmiał się szarooki odwracając do szatyna. - ...przyzwoitka nam matkuje. To chyba nici z zabawy. Szkoda.
- Tak mi przykro. - sarknął James uderzając Syriusza w ramię. - Może innym razem ci się uda, Casanova.
- Wiesz co Rogacz? - zaśmiał się Syriusz i objął ramieniem przyjaciela po czym spojrzał wyzywająco na Remusa. - Na to liczę.
I choć Remus chciał się odgryźć w jakiś sposób, tak nawet żaden tandetny tekst nie przyszedł mu do głowy. Stał jak widły w gnoju obserwując tylko, jak szarookiego uśmiech poszerza się, a James patrzy na niego wzburzonym spojrzeniem. W tej całej scenerii tylko Lily wydawała się niczego nie zauważać i niczym nie przejmować, tak jakby tani podryw, rodem z niskobudżetowych romansideł był czymś dla rudowłosej ekstremalnie zwyczajnym. Szatyn nie znajdując żadnego sensownego powodu do odezwania się, tylko znacząco chrząknął, zwracając na siebie uwagę.
- Nie chce przerywać tej jakże uroczej pogawędki... - odezwał się spokojnie. - ...ale czas nagli, a ja muszę jeszcze wstąpić do mojego biura po dokumenty, więc jeśli byśmy mogli, to wolałbym już ruszać, Syriuszu.
- Jak sobie pan życzy. - zaśmiał się brunet kłaniając w teatralnym geście, po czym dalej rozbawiony ruszył do wyjścia i otworzył je przed szatynem, ręką zachęcając w zapraszającym geście. - Proszę prowadzić do swojego biura, mój panie.
- Lecz się. - skomentował za Remusa James, powstrzymując się od śmiechu z zachowania bruneta. - Remus ostrzegam cię przed tym kretynem, głupota jest zaraźliwa.
- Który od którego się zaraził? - sarknął Remus zerkając to na Syriusza to na Jamesa, którym zajęło kilka sekund zrozumienie, że szatyn właśnie ich obraził, Lily była trochę szybsza, śmiejąc się głośno, podczas gdy Remus już wyszedł na korytarz, krzycząc jeszcze za sobą. - Za mną, Łapo!
- Znam go od wczoraj... a już go uwielbiam. - Syriusz uśmiechnął się do Lily i Jamesa, nie przejmując tym, że Potter mrozi go spojrzeniem, po czym wybiegł za szatynem, zostawiając rudowłosą i okularnika samych.
- Co tu się... czy ja dobrze widziałam? - zapytała nagle Lily. - Syriusz podrywa Remusa?
Syriusz musiał przyznać, że do wolnych to zielonooki zdecydowanie nie należał, szczerze to zdziwił się, że mimo dobrej kondycji, ledwie za szatynem nadążał, gdy ten szybkim jednostajnym krokiem szedł korytarzami firmy. Gdy dotarli do jednego z biur, prawdopodobnie należącego do Remusa, Black odetchnął z ulgą, starając nie pokazać po sobie, jak bardzo zmęczyła go ta wyprawa. Kto normalny brał biuro na samym końcu budynku? Brunet sam sobie odpowiedział na to pytanie wchodząc do pomieszczenia, w którym prawie po sam sufit książki mieszały się że stertami dokumentów, między którymi stworzone były tylko pomniejsze dróżki. Wyglądało to tak, jakby Syriusz wszedł do innego świata - magicznego książkowego lasu, w którym gdyby tylko chciał, mógłby się zgubić. Postanowił nie ryzykować i grzecznie zatrzymał się w progu, obserwując tylko jak Remus niczym rasowa baletnica lawiruje między stosami książek podchodząc chwilę później do małego biurka przy oszklonej części pomieszczenia z widokiem na Tamizę i trochę dalej, Oko Londynu - koło młyńskie, na którym Syriusz, choć urodzony w Londynie, nie był ani razu.
- Gdzie one są? - Syriusza z zadumy wyrwało ciche szeptanie szatyna do siebie, który odkąd wszedł do swojego biura, uporczywie poszukiwał ostatnich raportów i doniesień z giełd odnośnie pozycji na rynku, firmy Jamesa. - Nie pamiętam gdzie to położyłem. Może przy innych raportach?
- Pomógłbym ci szukać... - odezwał się Syriusz, czując chęć wytłumaczenia swojej bezczynności. -...ale obawiam się, że w tym pomieszczeniu sam mógłbym się zgubić.
- Sugerujesz mi bałagan? - sarknął Remus, dalej przeszukując biurko i przestrzeń wokół niego. - To jest artystyczny nieład i uwierz, zwykle tak tu nie jest... to... skomplikowane.
I choć Remus czuł nieodpartą chęć wygadania się Syriuszowi, tak co do tej kwestii zwyczajnie nie mógł sobie na to pozwolić. Ten jeden malutki i tajemniczy punkt jego życia, postanowił zostawić tylko dla siebie, nie chcąc wzbudzać w innych uczucia żalu i współczucia. Prawda była bowiem taka, że Remus faktycznie jak nikt inny, zawsze dbał o porządek w papierach i jego biuro wręcz grzeszyło czystością. Jednak każdego miesiąca, gdy tylko wiadomości astrologiczne oznajmiały zbliżanie się tej jednej fazy księżyca, w Remusa wstępowało coś na wzór nieposkromionego potwora, który już na kilka dni przed pełnią, wyciągał z każdej szafki, z każdej teczki, z każdej koszulki wszystkie dokumenty i układał je na mniej określone stosy, byle wszystko pomieszać, tak aby w dzień, o którym wolałby nie pamiętać, móc sobie zająć czymś głowę i zwyczajnie nie myśleć. Bowiem w dniu, kiedy to Fenrir Greyback zaatakował go i zostawił blizny nie tylko na ciele, ale także w umyśle, za oknem jego dawnego domu rodzinnego, dawnego życia... widniała wyjątkowo jasna pełnia księżyca.
- Wszystko okej? - z nieprzyjemnych myśli wyrwał szatyna przyjemny dla ucha szept, a gdy Remus zauważył, że mimo wcześniejszych obiekcji, Syriusz przedarł się do niego przez bałagan i stał tuż przy nim, uśmiechnął się ciepło. - Uśmiechasz się, to raczej dobrze. No chyba, że jesteś jakimś szaleńcem, to wtedy powinniśmy się martwić.
- Skoro już tu przyszedłeś to się na coś przydaj. - sarknął Remus ignorując słabe teksty bruneta. - Wiesz jak wyglądają raporty kwartalne, miesięczne i roczne? Albo chociaż wykresy z giełd?
- Oba pojęcia są mi świetnie znane. - zaśmiał się Syriusz nie dowierzając, że Lupin zadał mu takie pytanie. - Przypomnę ci, że mam własną firmę i co nieco znam się na rzeczy.
- Nie chciałem urazić twojego ego. - sarknął szatyn rozglądając się dalej za dokumentami. - Zielona teczka z napisem raporty.
- Jak oryginalnie. - zakpił sobie Syriusz, w tym samym czasie rozglądając się za rzeczoną teczką. - Kobieta zapytałaby... butelkowa zieleń czy raczej seledyn?
- Kpisz sobie z tak ważnej sprawy? - sarknął szatyn patrząc na bruneta z politowaniem. - Zielony to zielony. Teraz skoro już wszystko jasne, nie marnuj czasu na głupie dywagacje na temat odcieni jakiegoś koloru, a zacznij szukać, bo w końcu nie wyrobimy się na konferencję.
- Spokojnie sweterkowa księżniczko. - zaśmiał się Syriusz i zaczął rozglądać, doskonale kątem oka zauważając jak Remus morduje go spojrzeniem. - Na pewno się wyrobimy.
Syriusz zaczął rozglądać się po stertach teczek, przy okazji mógł bardziej szczegółowo objąć spojrzeniem cały gabinet szatyna, dziwnym trafem czuł, że może być tu częstym bywalcem... bynajmniej nie ze względu na ładny widok za oknem. Na samą myśl uśmiechnął się pod nosem, zaraz zerkając na szatyna, który najwidoczniej miał podobny plan, ponieważ stał przy jednej kupce dokumentów i obscenicznie przyglądał się szarookiemu. Black nie wiedząc jak zareagować na jawne obserwacje jego osoby, uniósł tylko ciekawsko brew jeszcze szerzej się uśmiechając. Remus przyłapany na gorącym uczynku odchrząknął znacząco, wracając spojrzeniem do dokumentów.
- To jest golf. - odezwał się cicho zielonooki udając, że przegląda teczki, co z tego, że do góry nogami. - Nie sweter.
I choć Remus nie zawstydził się wcześniejszym komentarzem, tak wolał uporczywie uniknąć zażenowania, z powodu spojrzenia Syriusza pełnego kpiny i ironii. Dopiero po chwili, ku swojemu wielkiemu zaskoczeniu, przyjął do faktu, wyjątkowo istotny i niebywały fakt... Black zaczął zwyczajnie się z niego śmiać. Co prawda nie głośno, ale Lupin doskonale mógł wyłapać ten dźwięk, wśród ciszy jaka panowała w jego biurze. Nie wiedział czemu, ale poczuł że jego ego zostało wystawione na próbę i chcąc nie chcąc musiał coś z tym faktem zrobić.
- Lepiej spójrz na siebie. - skomentował cicho machając ręką w stronę ciała bruneta, który znowu uniósł brew, nie odzywając się i czekając na dalszą wypowiedź szatyna. - Wyglądasz jakbyś wybierał się na imprezę dla metalowców albo harleyowców, a nie na biznesowe spotkanie. Kto pracując w korporacji przychodzi w skórze?
- Ktoś, komu ona pasuje. - zaśmiał się znowu brunet, nie przejmując naganą szatyna. - Przyznaj, że leży na mnie świetnie.
- Zapomnij. - wtrącił szybko Remus wywracając oczami. - Reporterów, a szczególnie reporterki na pewno zasmuci fakt, nie widzenia twojego tyłka w obcisłych spodniach od garnituru.
- Jak dobrze pamiętam, upomniałeś mnie o kurtkę skórzaną. - skomentował Syriusz uśmiechając się szelmowsko. - A jej raczej na tyłku nie mam. Czyżbyś sugerował, że wyglądam sexy w garniaku?
- Nie zapędzaj się. - warknął Remus podchodząc do kolejnej sterty papierów, zdążył już przejrzeć ich kilka, w tym samym momencie w którym to Syriusz nie robił nic, tylko łapał go za słówka. - Zamierzasz pomóc, czy wolisz rozmawiać o sobie?
- To pytanie retoryczne? - zaśmiał się Syriusz zakładając ręce za głowę. - Straszny tu bałagan, a opisywanie mojej osoby jest... interesujące.
- To chociaż siedź cicho. - wtrącił Remus, w tym samym momencie przez przypadek zahaczając o krzesło, które upadło na jedną ze stert rozwalając dokumenty na około. - Cholera!
- Czekaj. - Syriusz odezwał się spokojnie, podchodząc szybko do szatyna, chcąc mu pomóc ogarnąć bałagan, zatrzymał się jednak w miejscu, gdy wśród kartek i teczek zauważył tę konkretną, sięgnął po nią i z uśmiechem pomachał nią przed zaskoczonym szatynem. - Zielona z napisem raporty. Chyba należy mi się nagroda...
- Nic ci się nie należy. - odezwał się Remus podchodząc do bruneta, zabrał mu teczkę i ruszył do wyjścia. - A teraz ruchy, bo się naprawdę spóźnimy.
- Nie posprzątasz tutaj? - odezwał się Syriusz idąc za szatynem, ostatni raz oglądając bałagan w gabinecie zielonookiego.
- Zrobię to w piątek, jak będzie pełnia.
Remus będąc zajętym przeglądaniem dokumentów w teczce początkowo nie ogarnął co właśnie opuściło jego usta, jednak gdy fakt powiedzenia ich dotarł do jego mózgu, przeraził się, zaraz spoglądając na zdziwionego bruneta, który był kilka kroków za nim.
- Pełnia? - zapytał Syriusz nie wiele rozumiejąc z tego dziwnego określania. - Że taka faza księżyca? Czemu akurat pełnia?
- Znaczy... - zaczął szatyn idąc w stronę windy, nerwowo przeczesując włosy. - Chodziło mi tylko o piątek. Pełnia nie ma nic z tym wspólnego. Tak tylko mi się powiedziało. Czytałem dzisiaj artykuł o fazach księżyca w kalendarzach astronomicznych i to dlatego.
- To... - zaczął Syriusz będąc już w windzie razem z chłopakiem i przyglądając mu się badawczo. - ...dosyć dziwne stwierdzenie. Jesteś naprawdę...
- ...Dziwny? - dokończył Remus widząc, że Syriusz szuka odpowiedniego słowa.
- Nie dziwny... Bardziej tajemniczy, intrygujący... - wyjaśnił Syriusz zerkając przez oszkloną windę na budynki Londynu. - ...Zwyczajnie interesujący.
- Słaby tekst na podryw. - odpowiedział Remus z ironią, wyszedł z windy i kłaniając się Dumbledore'owi ruszył do wyjścia z firmy. - Myślałem, że takiego Casanovę stać na coś więcej.
- Myślisz, że z tobą flirtuje? - zapytał Syriusz podchodząc szybko do szatyna i obejmując go w pasie, nim szatyn zdążył go odepchnąć, brunet już przybliżył usta do ucha zielonookiego. - A co powiesz na to?
I nim szatyn spostrzegł co właściwie się stało, musiał przyjąć do wiadomości to, że ten człowiek właśnie przygryzł płatek jego ucha, sprawiając u Remusa większy mętlik w głowie niż kiedykolwiek wcześniej. Dodatkowo wypowiedział te słowa z takim erotycznym wydźwiękiem, że zaskoczenie szatyna było zdecydowanie zbyt oczywiste. Udało mu się tylko odchrząknąć znacząco, odsuwając od siebie natrętnego bruneta ręką, rozejrzał się po parkingu za jakimś drogim, sportowym autem - coś czuł, że Black właśnie takimi jeździ. Niczego jednak takiego nie zauważył, bo oprócz starego Mercedesa, czerwonego Mini Coopera i kilku taksówek na parkingu nic nie stało, a raczej nic na co szatyn mógłby zwrócić uwagę. Syriusz zauważył zdezorientowanie szatyna i z uśmiechem na ustach wyminął go, zaraz podchodząc do swojego motoru, przecierając ręką siodełko, spojrzał na zielonookiego.
- Zapomnij! - wręcz krzyknął Remus dla bezpieczeństwa cofając się o krok, nie zwracając uwagi na zaskoczone spojrzenie bruneta. - Nie wsiądę na to coś!
- Przecież sam zgodziłeś się, bym cię podwiózł. - odezwał się Syriusz, pod nosem uśmiechając z reakcji szatyna. - To jest motor i raczej nie powinien cię zjeść. O sobie tego powiedzieć nie mogę.
- Bardzo zabawne. - Remus spojrzał na bruneta z politowaniem. - Takie teksty możesz sobie odpuścić. Poza tym powtórzę... nie wsiądę na to.
- Wolisz iść na piechotę? - Syriusz usiadł na motorze i uniósł ciekawsko brew, wyciągnął w stronę szatyna kask uśmiechając się zachęcająco. - Nawet jakbyś zamówił teraz taksówkę, to i tak nie wyrobiłbyś się na konferencję. Ze mną będziesz tam pół godziny przed czasem. No Lupin, nie daj się prosić.
- Czemu uważam, że to najgłupszy pomysł? - zapytał szatyn z ironią, po czym przyjął kask i założył go na głowę,usiadł za brunetem, jednak coś w tym momencie do niego dotarło. - Czekaj, a ty gdzie masz kask!?
- O ile dobrze pamiętam... - zaśmiał się Syriusz, odpalając motor. - ...to jest na twojej głowie. A teraz trzymaj się mocno.
- A co niby robię? - zapytał szatyn obejmując ciasno bruneta, akurat w momencie, gdy ten odpalił silnik i z piskiem opon wyjechał na ulicę Londynu. - Jak nas zabijesz to cię uduszę.
- Będę podwójnie uśmiercony? - zaśmiał się Syriusz sprawnie zmieniając biegi i jadąc przez kolejne skrzyżowania. - Uroczo.
Remus na te jawne kpiny z jego bezsensownego komentarza powiedzianego pod wpływem emocji, tylko potrafił wywrócić oczami i prychnąć pod nosem, nie chcąc wdawać się w niepotrzebne dyskusje. Sam szatyn szczerze nienawidził motorów, odkąd to Greyback kupił sobie model MZ ETZ 250 i zaproponował przejażdżkę, gdy to mężczyzna chciał popisać się przed znajomymi i razem z przerażonym szatynem zaczął kręcić bączki na jednej z londyńskich ulic. Oczywiście musiało się coś zepsuć i Greyback zamiast skręcić kierownicą w lewo, wyprostował ją, zaraz uderzając o hydrant stojący na poboczu i niszcząc silnik. Przejażdżka ta skończyła się siniakami i zadrapaniami u szatyna oraz złamanym nosem i wybitym barkiem u Greybacka, nie licząc zniszczonego motoru, nadającego się tylko do kasacji. Tego samego wieczoru Remus został obwiniony przez mężczyznę o całe zamieszanie, kilka godzin wysłuchując jaki to jest nieodpowiedzialny i lekkomyślny. Być może, więc to nieprzyjemne wspomnienie było przyczyną, niechęci wobec motorów. Zrezygnował jednak z tych rozważań z westchnieniem ulgi przyjmując fakt, że choć Syriusz jeździł szybko, tak nad wyraz robił to zdecydowanie bezpiecznie. Tak bezpiecznie, że po chwili jazdy odważył się rozglądać wokół siebie, z uśmiechem przyjmując widoki londyńskich dróg. Jedno jednak nie dawało mu spokoju... nie poznawał tej drogi, która zdecydowanie nie prowadziła do hotelu Corinthia.
- Ym... Syriusz. - odezwał się nagle szatyn na nowo przyjmując swoje poważne podejście. - Czy przypadkiem nie pomyliłeś drogi? Tędy prędzej dojedziemy do Dalston niż do centrum.
- Musimy jeszcze zahaczyć o jedno miejsce nim dotrzemy do hotelu Corinthia. - wyjaśnił Syriusz jadąc Upper St., drogę znał na pamięć i z każdej części Londynu trafiłby nawet z zamkniętymi oczami.
- Czy właśnie mnie porwałeś? - zakpił Remus rozglądając się za czymś znajomym, żałując, że nie umiał perfekcyjnie topografii Londynu. - Gdzie my jesteśmy?
- Możesz czuć się porwany. - zaśmiał się Syriusz i skręcił w kolejną uliczkę już zauważając drogowskaz z napisem Grimmauld Place. - Pamiętasz to miejsce?
- Czemu niby miałbym... - zaczął zirytowany szatyn, jednak urwał faktyznie poznając miejsce. - ...pamiętać. Czy ty właśnie przywiązałeś mnie do miejsca, w którym cię pocałowałem? To są jakieś kpiny?
- Jakbym śmiał sobie z ciebie kpić? - zaśmiał się Syriusz podjeżdżając pod jedną z kamienic i gasząc silnik. - Chciałem tylko powtórki i pomyślałem, że podobna sceneria będzie idealnym pomysłem do stworzenia atmosfery.
- Mam nadzieję, że teraz sobie ze mnie żartujesz bo jak nie to...
- Wyluzuj Lupin. - zaśmiał się brunet schodząc z motoru i ruszając w stronę ciemnych hebanowych drzwi, wyciągając z kieszeni klucze. - Przyjechaliśmy do mnie.
- Czemu to wcale nie sprawia, że czuję się lepiej? - zakpił Remus potulnie idąc za Blackiem patrząc z nieufnością wokół siebie. - Poza tym do ciebie? Mieszkasz tu?
- Nie, wiesz akurat wiedziałem, że będziesz w tym miejscu o tej porze i dlatego przyjechałem tu ukraść ci taksówkę. - Syriusz doskonale bawił się doprowadzając Remusa do białej gorączki, otworzył drzwi i dłonią wskazał na środek mieszkania w zapraszającym geście. - Zapraszam na moje włości nieufny człowieku.
- Po co tak właściwie jesteśmy u ciebie? Myślałem, że żartowałeś z tym porwaniem i pragnę tylko przypomnieć, że mamy niecałą godzinę do konferencji.
Odezwał się Remus wchodząc niepewnie przez drzwi do ogromnego holu, na końcu którego po prawej stronie znajdowały się ciemne drzwi, a po lewej klatka schodowa, na wprost były także drzwi prowadzące najprawdopodobniej do łazienki. Zdezorientowanie szybko zastąpiło zaskoczenie, gdy Lupin zaczął rozglądać się po wnętrzu mieszkania, a było na co popatrzeć.
- Wow. - tylko tyle Remus zdołał powiedzieć, przyglądając się przedsionkowi.
- A to dopiero początek. - zaśmiał się Syriusz z reakcji szatyna. - Żałuj, że nie widziałeś jak wyglądał za życia moich rodziców. Taka wczesnowiktoriańska twierdza dla wampira. Teraz mogę to określić modernistycznym grobowcem.
- Przytulnie. - zaśmiał się szatyn słysząc jak dom opisuje jego właściciel. - Tak poza tym, to po co właściwie tu przyjechaliśmy? Raczej nie sądzę, że powodem była chęć opowiedzenia mi anegdoty na temat wyglądu tego mieszkania.
- Sam jesteś sobie winien, że tu jesteś ze mną. - zaśmiał się Syriusz i ruszył w głąb mieszkania, zaraz wchodząc na górę po schodach znajdujących się na końcu holu.
- A co jest tam na dole? - zapytał Remus wchodząc za brunetem, jednak wskazując na piętro niżej od parteru.
- Kiedyś była tam kuchnia, jeszcze wcześniej pokój Stworka, teraz moja siłownia i przejście do garażu. - Syriusz wzruszył ramionami, nie przestając wspinać się na następne piętra.
- Stworka? - zapytał Remus nie znając niczego co związane z Syriuszem.
- Kamerdynera rodziny. - wyjaśnił brunet po czym zatrzymał się na półpiętrze i odwrócił do szatyna. - Wyprowadził się razem z moim bratem, po śmierci rodziców.
- Masz brata? - zainteresował się Remus rozglądając po pomieszczeniach na następnym mijanym piętrze, na pierwszym był ogromny salon i zamknięte drzwi, które prawdopodobnie prowadziły do łazienki.
- Mam, nazywa się Regulus i nie widziałem go od śmierci rodziców. - Syriusz westchnął na wspomnienie brata, po czym spojrzał na mijane piętro. - Kiedyś była tu też sypialnia, ale zważywszy, że mieszkam sam to zburzyłem ściany, powiększyłem salon i połączyłem go z kuchnią i jadalnią
- Duże mieszkanie jak dla jednej osoby. - odezwał się szatyn, gdy zaczęli wspinać się po schodach wyżej. - A na tym piętrze co jest?
- Kiedyś były to pokoje gościnne. - stwierdził Syriusz patrząc na piętro. - Teraz mam tu swoje biuro.
- A tam wyżej? - zapytał Remus widząc, że skręcają do biura, a nie piętro wyżej. - Twoja sypialnia?
- Nie, do niej zaraz pójdziemy. - Syriusz puścił szatynowi oczko po czym machnął ręką w stronę najwyższego piętra. - Dawniej mieliśmy więcej pięter, ale uwierz sprzątanie tego i dbanie, dla firm sprzątających to była katorga. Dlatego całkowicie pozbyłem się dwóch pięter, obniżyłem dach i stworzyłem jedyny w swoim rodzaju taras na dachu z widokiem na Londyn.
- A co na to właściciel kamienicy? - zapytał Remus zaskoczony zmianami jakie zaszły w tym mieszkaniu. - Jak to usunąłeś dwa piętra?
- Ja jestem właścicielem. - Syriusz wzruszył ramionami po czym podszedł do swojego ogromnego hebanowego biurka i wziął z niego plik dokumentów, następnie ruszył w stronę schodów, by zejść nimi na dół. - Najtrudniejsze było wyburzenie innych kamienic na tej ulicy. Kiedyś widniały tu też numery 11 i 13.
- Wyburzyłeś kamienice!? A ludzie w nich mieszkający? - zapytał zaskoczony szatyn idąc za szarookim.
- Byli zadowoleni z sum pieniędzy jakie otrzymali za wyprowadzkę. - zaśmiał się brunet. - Tyle już o mnie wiesz, a ja o tobie dalej nic.
- Nie ma o czym mówić. - skomentował cicho szatyn, gdy zeszli na parter, tym razem skręcili w kierunku przeciwnym do klatki schodowej. - A tutaj co jest?
- Tu mój drogi Remusie jest moje małe królestwo.
Odezwał się Syriusz i otworzył tak samo ciemne jak wyjściowe, drzwi, ukazując szatynowi ogromną sypialnię, w której po jednej stronie znajdowała się oszklona ściana z przyciemnianymi szybami, przy której stała czarna kanapa i telewizor, obok było przejście najprawdopodobniej do garderoby, natomiast po drugiej stronie stało przeogromne łoże, po obu stronach dwie szafki nocne, a przy ścianie kilka mniejszych szafek i półek na drobiazgi. Wszystko w stonowanych ciemnych barwach było dopełnieniem, które wręcz zapierało dech w piersiach. Szatyn nic nie potrafił powiedzieć, przyglądając się tylko pomieszczeniu z zachwytem.
- To pokój, z którego jestem najbardziej dumny. - zaśmiał się Syriusz widząc reakcję szatyna. - Kiedyś znajdowała się tu kuchnia i jadalnia, ale wchodzenie po schodach pijanemu do sypialni zmotywowało mnie do zmian w topografii mieszkania.
- Nie dziwię się. Pięknie tu. - szepnął Remus, zaraz jednak odchrząkując, gdy brunet spojrzał na niego z uśmiechem. - Wcześniej powiedziałeś, że to ja jestem winny tego, że tutaj przyjechaliśmy. Co miałeś na myśli?
- A pamiętasz jak w firmie Rogacza upominałeś mnie o niewłaściwy strój? - zaśmiał się Syriusz zdejmując skórzaną kurtkę i rzucając ją na łóżko podobnie jak dokumenty zabrane z gabinetu, po czym ruszył w stronę garderoby. - Rozgość się, a ja idę wciskać się w garnitur.
- I co ja niby mam tu robić? - odezwał się głośniej szatyn śledząc spojrzeniem Syriusza wchodzącego do garderoby, nawet nie raczył zamknąć za sobą drzwi.
- Jak chcesz to możesz przyjść i mi pomóc się rozebrać. - zaśmiał się Syriusz, wychylając zza ściany. - Wątpię jednak, że tobie ten pomysł przypadłby do gustu.
- Podziękuję. - skomentował Remus podchodząc do jednej z półek z książkami. - Wolę pozwiedzać.
- Jak chcesz, jakby co propozycja dalej aktualna. - Syriusz uśmiechnął się i wrócił do garderoby, zaraz szukając czarnego garnituru i czarnej koszuli. - Możesz sprawdzić dokumenty, które zostawiłem na łóżku. Miałem je naszykowane na wypadek gdyby James chciał zrobić spotkanie całych zarządów obu firm.
- Czego dotyczą? - zapytał Remus faktycznie podchodząc do łóżka i biorąc do rąk dokumenty.
- Wykresy kluczowych wskaźników wydajności firmy, raporty kwartalne i roczne, targety firmy oraz ostatnie briefy moich pracowników.
- Briefy pracowników? - zapytał Remus będąc zaskoczonym zamieszczeniem tego w dokumentacji. - Przecież są to tylko rysy wstępne projektu. Krótki opis, który wymaga dopracowania i akceptacji.
- Nawet podstawowe i jeszcze dokładnie niesprawdzone plany projektowe, mają szansę w przyszłości stać się czymś wielkim, Remusie. - odezwał się Syriusz wychodząc do szatyna w rozpiętej koszuli, podszedł do jednej z szafek nocnych i wziął z niej czerwony krawat, który wczoraj niechybnie skończył w tym miejscu. - Nauczyłem się tego od mojego wuja. Miał dar do zauważania czegoś w niczym.
- Ten dar najwidoczniej odziedziczyłeś. - skomentował Remus jawnie przyglądając się sylwetce bruneta, nie czuł zawstydzenia, a bardziej zaintrygowanie, powstrzymał się jednak od obserwowania i wrócił do dokumentów. - Chcesz to przedstawić na konferencji?
- Taki mam zamiar. - Syriusz przytaknął, zapinając guziki od koszuli, po czym zaczął wiązać krawat. - Zapomniałem tylko o wykresach z giełd, ale to raczej nie będzie kłopot.
- Krzywa dochodów i rozchodów twojej firmy jest znana wszystkim na świecie. - odezwał się Remus będąc szczerze zdziwionym, tego co zwykły człowiek był w stanie dokonać sam.
- Bo zacznę się rumienić przez ten twój jawny zachwyt moją osobą. - sarknął brunet poprawiając mankiety koszuli. - Gotowe. Możemy się zbierać.
- Już? - zapytał Remus znowu zerkając na bruneta, który teraz prezentował się jak ten Syriusz z okładek najbardziej znanych czasopism o przystojnych biznesmenach. - Szybko.
- Starałem się. - zaśmiał się brunet przyjmując od szatyna dokumenty i ruszając w stronę wyjścia z domu. - Co sądzisz o moim mieszkaniu?
- Ekstrawaganckie... tak, to na pewno. - odezwał się szatyn wychodząc przed kamienicę i wdychając świeże powietrze londyńskich przedmieść. - Ale przede wszystkim naprawdę przytulne... takie ciepłe i osobiste, a przy tym eleganckie i pełne arystokratycznej żyłki. Nie wiem jak bym to mógł inaczej nazwać.
- Podobało się? - spytał Syriusz wsiadając na motor i znowu podając kask szatynowi, który tym razem przyjął go bez żadnego komentarza.
- Było okej. - Remus uśmiechnął się do szarookiego, po czym usiadł za nim. - Jakbym powiedział, że się podobało, to za bardzo podbudowałbym twoje ego.
- Czyli się podobało. - Syriusz zaśmiał się i odpalił silnik, zaraz wyjeżdżając na Upper St. i kierując się w stronę centrum. - Ciekawe czy Rogacz z dziewczynami już czekają. Do konferencji mamy trochę ponad pół godziny.
- Wyrobimy się? - zapytał szatyn rozglądając się po londyńskich ulicach. - O tej porze na pewno będą korki.
- Trochę więcej wiary w moje zdolności kierowcy, Lupin.
Zaśmiał się Syriusz i przyspieszył, sprawiając, że szatyn objął go mocniej w pasie. Black faktycznie był naprawdę dobrym kierowcą, lawirował między autami, nie bacząc na trąbienie, czy ciche przekleństwa. Najgorzej było przedrzeć się przez centrum, gdzie faktycznie były ogromne korki, szarooki jednak nic sobie z nich nie robił, mknąc przed siebie, by po dwudziestu minutach jazdy, dotrzeć pod hotel, przy którym już ustawiły się tłumy reporterów, tak jakby w środku miała odbyć się gala wręczenia Oscarów, a nie konferencja prasowa.
- Zatrzymaj się gdzieś dalej, nie chce byśmy zostali główną sensacją. - odezwał się szatyn, a brunet spełnił jego prośbę, zatrzymując się na prawie końcu parkingu.
- Jak sobie pan życzy. - zaśmiał się Syriusz gasząc silnik i schodząc z motoru. - Wejść też mamy osobno, czy raczej nie będzie kłopotem pójście razem?
- Nie drwij sobie ze mnie. - skomentował szatyn patrząc na bruneta z politowaniem. - Zwyczajnie jak mogę to unikam tej sztucznej otoczki mediów. To twoja bajka.
- Uwierz, że gdybym mógł to bym też jej unikał. - odpowiedział mu Syriusz i razem z szatynem ruszył w stronę głównego wejścia. - Mam nadzieję, że masz już jakiś plan.
I choć Remus nie był pewny, delikatnie pokiwał głową, chcąc zatuszować tym swój lekki stres. W końcu to nie była kolejna konferencja czy spotkanie biznesowe z jednym przedstawicielem, a spotkanie ze wszystkimi najważniejszymi redakcjami i coś Remus czuł, że zjawili się nie tylko reporterzy londyńscy, ale także z innych części świata. Westchnął cicho pod nosem, opanował drżenie rąk i spojrzał poważnie przed siebie, przybierając na twarz typowe opanowanie i spokój ducha, przeczesał włosy i ruszył ramię w ramię z Syriuszem na spotkanie z prasą. Już przy początku schodów, obaj mężczyźni zostali zauważeni przez reporterów, którzy do tej pory zajęci byli robieniem zdjęć Lily, Jamesa i dziewczyn. Remus w relacji obronnej odwrócił wzrok w bok, napotykając pokrzepiające spojrzenie Syriusza, na którym bynajmniej flash i tona pytań, nie zrobiła żadnego wrażenia, a tylko zirytowała. Nie miał zamiar na nic odpowiadać, dopóki nie nadejdzie na to czas. Uśmiechnął się do Remusa i puścił mu oczko, po czym przeczesał włosy i zwrócił się do reporterów, Lily, Jamesa i dziewczyn.
- Tęskniliście za mną? - zaśmiał się brunet i ruszył w stronę wejścia, zaraz przyjacielsko obejmując ramieniem Jamesa i cicho z nim debatując na temat odwiedzin Remusa w jego mieszkaniu.
- Jak zwykle w centrum uwagi. - skomentowała Lily podchodząc do Remusa. - Co ty taki milczący?
- Wydaje ci się. - odezwał się Remus uśmiechając do przyjaciółki i razem z nią ruszył za dwójką mężczyzn. - Długo na nas czekaliście?
- Kilka minut przed wami przyjechaliśmy. - wyjaśniła rudowłosa. - James zapomniał zatankować i musieliśmy wstąpić na stację.
- Ta dodatkowo zapomniał, z której strony ma bak i musieliśmy krążyć po stacji. - odezwała się Marlene pojawiając się obok szatyna. - Poza tym cześć, Remi.
- Witaj Marle. - chłopak uśmiechnął się na widok dziewczyny, spojrzał na nią, przez co o mało nie wpadł na chłopaka przed nim, którym okazał się Syriusz. - Przepraszam.
- Ah nie gniewam się, Lupin. - Syriusz zaśmiał się i spojrzał na zarumienioną Marlene, po czym na Remusa, którego podobnie jak wcześniej Jamesa, objął przyjacielsko ramieniem. - Opowiadałem właśnie Rogaczowi jak to zwiedzałeś moje mieszkanie, kończąc u mnie w sypialni.
- Wiesz jak to brzmi? - zakpił sobie Remus rozglądając się czy przypadkiem jakiś reporter nie postanowił ich podsłuchiwać. - James nie słuchaj go. Black lubi zabarwić sobie historię.
- Wczoraj się poznaliście, a już jesteście tak blisko? - zaśmiała się Lily widząc mężczyzn tak blisko siebie. - Chyba umowa Jamesa i Syriusza nie będzie długo obowiązywać.
I nim rudowłosa się ogarnęła, że właśnie wydała sekret Jamesa, o którym rozmawiali dzisiaj w biurze po wyjściu Syriusza i Remusa, tak już było za późno i gdy Remus zaskoczony spoglądał to na Jamesa to na Syriusza, mężczyźni mordowali spojrzeniem Evans.
- Po raz kolejny słyszę o jakiejś umowie między waszą dwójką. - wtrącił Remus zerkając na mężczyzn, którzy zupełnie przypadkiem unikali jego spojrzenia. - Dodatkowo mam takie jakieś dziwne wrażenie i przeczucie, że zupełnie przypadkiem dotyczy ona także mnie.
- Rem to nie tak. - wtrąciła szybko Lily zerkając nerwowo na Jamesa. - Chodziło mi o umowę w sprawie fuzji.
- Czyżby? - Remus ciekawsko uniósł brew, a widząc zawahanie w spojrzeniu Lily, uśmiechnął się cynicznie. - Nie umiesz kłamać, Lily.
- Słuchaj, Lunatyk to... - zaczął James, ale urwał widząc uniesioną do góry rękę szatyna.
- Nie ważne co to było. - uśmiechnął się szatyn sztucznie po czym machnął ręką. - Rich już dzisiaj wyjątkowo dużo mi powiedział, nie mam siły i ochoty słuchać o waszych dziwnych umowach. Dodatkowo pragnę ci tylko podkreślić, że możecie o niej zapomnieć, jeśli nawet nie zamierzacie mi o niej mówić.
- Zapomnieć? - dopytał James zerkając na szeroko uśmiechającego się bruneta. - Nie możemy!
- Czemu nie? - zadrwił sobie szatyn ciągle obserwując reporterów dookoła. - Czego musiałby dotyczyć, że nawet nie możecie z niej zrezygnować?
- Ciebie. - odezwał się nagle Syriusz, nie przejmując jak Lily i James zabijają go spojrzeniami, on sam był skupiony na zaskoczonym spojrzeniu Lupina. - Dotyczy ona ciebie. A dokładniej tego, że mam zabronione...
- Konferencja prasowa w sprawie fuzji firm "Canis Major" i "Quidditch" godzina 12, proszona do sali kongresowej!
Usłyszeli nagle głos lokaja hotelu. James odetchnął z ulgą, natomiast Syriusz jakby mógł to by siarczyście przeklnął, był tak blisko, by powiedzieć Remusowi o tej głupiej umowie i zrezygnowaniu z niej, jednak jak zwykle ktoś musiał mu przerwać. Remus natomiast zerknął podejrzanie na mężczyzn po czym ruszył w wyznaczonym kierunku z cichym "wrócimy do tego" na ustach. Razem z pracownikami hotelu, ochroną i reporterami weszli do sporych rozmiarów sali kongresowej, na końcu której stał podłużny stół z przygotowaną wodą i mikrofonami, dla zarządu firm. - Lily oczywiście zajęła miejsce obok Jamesa, natomiast po drugiej stronie Pottera postanowił usiąść Syriusz. Remus nie mając innego wyjścia, usiadł obok bruneta, którego jawnie ucieszyła ta perspektywa. Szatyn nie podzielał jednak entuzjazmu myślami dalej będąc przy temacie sprzed kilku minut, gdy to rozmawiali na temat umowy, dotyczącej jego skromnej osoby. Teraz powoli wszystkie informacje jakie uzyskał od Jamesa, Richarda, Syriusza i Lily powoli zaczęły składać się w całość. Nie miał już głowy do zajmowania się tym tematem, dlatego postanowił skupić się w pełni na konferencji, chcąc w jak najlepszym świetle przestawić obie firmy i umowę związaną z ich fuzją. Spojrzał na zajęte w pełni krzesła, a także tłum osób stojących w każdym możliwym miejscu sali, z aparatem, megafonem, mikrofonem, telefonem czy notatnikiem w ręce. Sięgnął ręką do dokumentów, który przygotował i ułożył je na nowo, zerkając na swoją prawą stronę, gdzie to siedzieli jego przyjaciele i Syriusz. Widząc, że ci przyglądają mu się pokrzepiająco, zrozumiał, że to on zobowiązany został rozpocząć całe to przedstawienie. Westchnął tylko i palcem postukał w mikrofon sprawdzając czy działa, po czym przybliżył się do niego.
- Dzień dobry. - odezwał się donośnie, głosem pełnym stanowczości. - Jestem Remus John Lupin i jako dyrektor operacyjny firmy "Quidditch" pragnę serdecznie powitać członków zarządów firm, których dotyczy fuzja, a także wszystkich zgromadzonych tu reporterów, felietonistów i redaktorów, którzy zebrali się na konferencję by omówić przyszłe cele, plany i założenia wspólne dwóch firm, o ugruntowanej, wysokiej pozycji na rynku światowym. Niech rozpocznie się konferencja.
Remus po tych słowach dostał salwę oklasków, nie tylko od zgromadzonych reporterów, ale także od Jamesa i Lily, a także od Syriusza, który został mile zaskoczony, tym jak Remus odnajdował się w roli przewodniczącego zebraniami, tak jakby takie spotkania były u niego czymś w pełni zwyczajnym i wręcz codziennym. Z uśmiechem przyjął, jak szatyna powitanie zostało pozytywnie odebrane i odetchnął z ulgą, wiedząc, że mimo braku przygotowania, odległego kaca i negatywnej atmosfery po wydaniu przez Lily jego i Jamesa tajemnicy, Remus przyjął wszystko na siebie rozpoczynając tak ważne posiedzenie.
- Rozpocznijmy od przedstawienia korporacji pana Jamesa Pottera. - odezwał się Remus poprawiając kolejny raz dokumenty. - O firmie opowie państwu sam jej dyrektor generalny i główny zarządca.
- Dziękuję Remusie. - odezwał się wspomnieniany wcześniej James zerkając z uśmiechem na Remusa, po czym zwrócił się do przedstawicieli prasy. - Jak pewnie dobrze wszystkim tu wiadomo, firma "Quidditch" od przeszło połowy wieku zajmuję się transportem, a także produkcją aut i części samochodowych, o najwyższych możliwych standardach, z zachowaniem najnowocześniejszych technologii. Już na początku istnienia, firma ta odnosiła niewyobrażalne zyski, a wejście jej na rynek światowy było tylko małym krokiem, do którego doszło dokładnie pięć lat temu, kiedy to odziedziczyłem firmę po zmarłych rodzicach, a na mojego wspólnika, zastępcę i dyrektora operacyjnego powołałem, mojego dobrego przyjaciela i kompetentnego pracownika - Remusa Lupina. Dzięki jego wyliczeniom i analizie przeprowadzonej wraz z grupą światowych analityków i logistyków, dziś śmiało możemy ukazywać najwyższe noty i krzywe wskazujące na zdecydowanie wysokie dochody związane nie tylko z importem i eksportem aut z całego świata, ale także z produkcji aut znanych marek nie tylko w Wielkiej Brytanii, a także na całym świecie. Na tym jednak firma "Quidditch" nie zamierza poprzestać i poprzez pozyskiwanie nowych kontrahentów, a także fuzji z firmą "Canis Major" rozwijamy nasze składy o nowe modele maszyn... przede wszystkim rozszerzamy działalność na zasięg maszyn jednośladowych wyższej jakości. Lecz o tym, powie wam wiecej dyrektor generalny tejże firmy... ja pragnę teraz podziękować za przybycie i liczę na wiele pytań, na które to pod koniec z wielką przyjemnością odpowiem. Przed państwem znany na całym świecie, mój najbliższy i najdroższy przyjaciel Syriusz Orion Black.
- Dziękuję za tak wspaniałe przedstawienie. Aż się chyba zarumieniłem. - zaśmiał się Syriusz, co za nim uczyniła połowa sali, głównie reporteki wzdychające w kierunku bruneta, Remus potajemnie wywrócił oczami. - Mimo, że "Canis Major" nie trzeba nikomu przedstawiać, pragnę opowiedzieć kilka słów o gigancie motocyklowym na rynku światowym. Choć firma ma ta jest zdecydowanie młodsza od jej konkurencji, niezaprzeczalnie dorównuje lub przewyższa najwyższym koncernom. Od samego początku jej istnienia, instytucja została ukierunkowana na import, eksport i obróbkę wszelkiego rodzaju jednośladów światowych marek, a także wspieranie najważniejszych koncernów produkujących takowe maszyny. Skupiając się na jakości, wykorzystaniu technologii i nie zawyżaniu cen światowych, krok po kroku tworzyliśmy i dalej tworzymy firmę, która sprosta nawet najbardziej wymagającym klientom, ceniącym dbałość o detale. Po długim pościgu pokonaliśmy wreszcie takie firmy jak północnoeuropejski "Durmstrang" czy francuską "Beauxbatons" w światowej produkcji silnikowych jednośladów. Na dodatek nie wygląda na to, aby krzywa wzrostu miała się w najbliższym czasie załamać. Rosnący, gigantyczny rynek wewnętrzny oraz partnerstwo ze światowymi markami zapewniło nam pozycję lidera. Według najnowszych danych analityków światowych, sprzedaż motocykli na świecie wzrosła w ubiegłym roku o prawie siedem procent. Stabilna gospodarka oraz skuteczny program budowy dróg znacząco wpłynął na rosnącą sprzedaż motocykli o pojemności 250 cm3 i większej, co przełożyło się na przychody i sukcesy firmy. Naszym stałym partnerem, a także podporządkowanym kontrahentem stale od początku powstania firmy, pozostaje angielska marka Royal Enfield, a także rozwój współpracy między markami takimi jak Harley-Davidson, KTM, BMW, Triumph i Ducati. To wszystko świadczy o tym, jak wiele firm jest w stanie powierzyć swoje firmy w nasze ręce, które podczas eksportu i importu motocykli zadbają o każdy, nawet najdrobniejszy szczegół. Myślę, że tyle wystarczy, oddaję teraz głos dyrektorowi operacyjnemu firmy "Quidditch" by mógł przedstawić wykresy, krzywe z giełd, a także raporty sporządzone na przedstawienie i ustanowienie najlepszych planów biznesowych na najbliższy czas.
- Dziękuję.
Odezwał się Remus i zaczął przedstawiać wszystko, co znajdowało się nie tylko na jego dokumentach, ale także tych, które potajemnie Syriusz położył przed nim, uśmiechając się przy tym pokrzepiająco. Wiedział, że niekt lepiej nie poradzi sobie z tym zadaniem, o czym przekonał się godzinę później, gdy to szatyn skończył szczegółowe omawianie przyszłych planów. Podczas, gdy zielonooki popijał wodę, a na sali wrzało od kilku minut przerwy, między pytaniami dotyczącymi konferencji, Syriusz pochylił się do ucha zielonookiego.
- Powiedz, czemu pracujesz u Jamesa, a nie u mnie? - odezwał się szczerze Syriusz, sprawiając, że szatyn prawie zakrztusił się wodą.
- Ponieważ to jego dyrektorem operacyjnym jestem. - wyjaśnił Remus także szepcząc na ucho brunetowi. - Nic nie przekonałoby mnie do zmiany miejsca pracy.
- Nawet wyższe zarobki, dodatki, premie i przystojny szef? - zaśmiał się Syriusz poruszając znacząco brwiami.
- To ostatnie nie byłoby brane nawet pod uwagę. - skomentował szatyn składając na stos dokumenty, po czym zwrócił się przodem do Syriusza. - Przystojny szef za bardzo by mnie rozpraszał.
I nim Syriusz zdołał choćby przetworzyć te słowa i jakoś na nie zareagować, na sali znowu zrobiło się znacznie ciszej, a do głosu tym razem doszli reporterzy znajdujący się obecnie na sali, chcący zadać pytanie przedstawicielom korporacji. Remus zmęczony opowiadaniem o firmach siedział cicho mając nadzieję, że żadne pytanie nie będzie kierowane do niego, cicho wierząc, że Syriusz i James będą ciekawymi perspektywami do zadawania pytań.
- Rita Skeeter - reporterka i redaktorka naczelna Proroka Codziennego. - odezwała się kobieta, w której to szatyn poznał głos z telefonu. - Pytanie do panów Syriusza Blacka i Remusa Lupina...
- Proszę. - odezwał się cicho Syriusz, a Remus niechętnie kiwnął głową.
Jeśli Remus myślał, że ominą go pytania, to przeliczył się zdecydowanie szybciej niż wnioskował, bo już pierwsze pytanie, zbiło go tropu i nie tylko, bo Syriusz siedzący tuż obok niego także nie wiedział jak powinien zareagować na tak zaskakujące stwierdzenie. Nikt na sali nie wiedział jak powinien zareagować na to co miała im do przekazania reporterka.
- Czy poza sprawami biznesowymi, łączy panów jakaś inna relacja?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top