Rozdział 1
Raph chodził od ściany o ściany wyraźnie zniecierpliwiony. Na coś czekał. Albo na kogoś. Bracia wiedzieli, że jeżeli lata tak w tą i z powrotem to tu chodzi o Monę. Wymienili między sobą podejrzliwe spojrzenia z nutą złośliwości.
-Raphael, opanuj się-powiedział Leo.- Chodzi o Monę?
-Tak, a o kogo innego?!-odparł poddenerwowany.- miała przyjść do mnie... znaczy do nas, ale nie powiedziała, że będzie się aż tak spóźniać.
-Raph, nie musisz kryć, że ona ci się podoba-wyjawił Donnie.- Przecież wiadomo, że jesteście razem. No i nie panikuj tak. Na pewno zaraz się zjawi.
-Ciekawe co byś powiedział, gdyby to April tak się spóźniała i nie dawała znaku życia-wyrwał.
-No co racja to racja-potwierdził Mikey.
Nagle usłyszeli dźwięk teleportacji. To oczywiście była Y'Gythgba. Raph błyskawicznie znalazł się przy niej biorąc jej ręce w swoje i ściskając delikatnie.
-Mona, dlaczego nic nie powiedziałaś, że się spóźnisz?-spytał odczuwając zarówno ulgę i zdenerwowanie.
Zanim zaczął dalej nawijać zauważył, że Salamandrianka jest dziwnie smutna, a wręcz zrozpaczona.
-Mona, wszystko w porządku?-upewniał się Leo.
-Nie- odpowiedziała. Przełknęła ślinę wzdychając ciężko i zwieszając głowę.
-Moi rodzice... zamierzają... wydać mnie za mąż-wydusiła zdławionym głosem.
-Że co?!-krzyknął zszokowany Raphael.
-Co proszę?!-dodał Leonardo.
-Słucham?!- dołączył się Donatello.
-Super!-zawołał Michelangelo.
Wszyscy spojrzeli na niego z zaskoczeniem.
-No przecież rodzice Mony chcą ją wydać za Rapha-tłumaczył.- Szykuje się wesele.
-Właśnie chodzi o to, że nie za Raphaela-wyjawiła Lisa.
Mikey zastygł. Dopiero teraz zrozumiał , że tu nie chodzi o jego brata. Nikt nie potrafił uwierzyć, że rodzice Y'Gythgby zamierzają wydać córkę za kogoś innego niż Raphael choć doskonale wiedzieli, że oni są parą.
-A ten twój" narzeczony" to chociaż fajny?-dociekał Mikey.
-Zamknij się!-krzyknął Raph.
-Nie wiem właśnie kogo wybrali-odrzekła próbując się uspokoić.- Błagam, pomóżcie mi. Nie chcę wychodzić za mąż tak wcześnie.
-Spokojnie, nie pozwolę na to-wyrwał Raphael.
-Bo jeśli masz się już chajtać to tylko z Raphem-zaśmiał się najmłodszy.
Żółw się zarumienił i zawstydził jednocześnie. Lisie trochę wrócił humor, ale tylko trochę. Wtedy do kryjówki weszła April. Zdziwiła się nieco gdy zobaczyła Y'Gythgbę i to w takim stanie. Powałową Donniego w policzek na powitanie. Po wysłuchaniu przyjaciół postanowiła dołączyć do misji przyjaciół postanowiła dołączyć do misji wyperswadowania R'Akmorta i M'Ikaneli swatania córki z jakimś pierwszym lepszym Salamandrianem. Raphael gotował się na myśl rywalach. Mona była jego i tylko jego! Przyjaciele nie potrzebowali kombinezonów bo o tej porze klimat na Salamandrii był taki sam jak na Ziemi. Nikt nie zamierzał czekać. Mona od razu przeteleportowała przyjaciół d siebie. Znaleźli się na wzgórzu niedaleko miasta. Ostatnio byli tam pół roku temu gdy przegonili Dregga z planety. Wszędzie stały zwykłe domy a na końcu wznosił się wspaniały pałac w kolorze brudnego turkusu.
-Hmm... a jak to jest być księżniczką?-spytał Mikey.
-Straszne, nudne i męczące-westchnęła Mona.- Tęsknię za tamtym życiem. Wtedy nikt nie aranżował mi małżeństwa.
-A twój ojciec?-dociekał Raph.- Co z nim?
-Zmienił się nie do poznania-wyjaśniła.- Mama ma na niego dobry wpływ.
-No to może zrobimy ta-zaproponował.- Ty pogadasz z M'Ikanelą a ja z R'Akmortem.
-A my co mamy robić?-spytała April.
-Nie wiem czy cokolwiek wskóracie-rozległ się głos za nimi.
Przyjaciele odwrócili się zauważając tam T'Horana- brata Mony. On chyba również przejął się losem swej siostry i próbował ją ratować przed małżeństwem.
-A niby dlaczego nie?-dociekał Leo.
-No ja już próbowałem, ale oni są nieugięci-tłumaczył.- Zaparli się żeby wydać Y'Gythgbę.
-A wiesz może za kogo?-wtrącił Donnie.
Salamandrianin pokręcił głową. A więc kandydat był naprawdę wielką niespodzianką. I to raczej niezbyt miłą. Monę przez totalnym załamaniem ratowali już tylko brat, Raph i reszta przyjaciół.
-Chodźmy do pałacu-westchnęła.
-Hej, będzie dobrze-podniosła ją na duchu April.
Salamandrianka pokiwała głową próbując się uśmiechnąć. Drużyna ruszyła w stronę domu T'Horana i Y'Gythgby.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top