32.
***POV narrator
Ciepłe promienie słońca ogrzewały wyjeżdżoną ziemię będącą szlakiem turystycznym między lasem, a wznesieniem góry. Od 2 godzin po drodze szła Zoe rozglądając się na boki w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Jej towarzysz "rogacz" szedł niecały metr przed nią wypatrujac przed sobą dalszej części drogi. Chłopaka uderzyło wspomnienie gdy jego ojciec w pięknej postaci jelenia maszerował przez las emanując niezwykłym światłem roztaczającym mrok. Jasne futro lśniło niczym blask świętego światła, a białe rogi pięły się w górę przyozdabiając jeleni łeb niczym koroną królów. Zanim szedł nieco mniejszy brązowy jeleń (Acres) z ciemną grzywą na szyj i ostrymi rogami. Miał groźne, a zarazem pełne troski spojrzenie. Za najstarszym z braci szedł drugi (Sandro) o czarnym futrze, smukłej sylwetce i mniejszych rogach, które na swoich lekko zaostrzonych końcach świeciły się niebieskim płomieniem. Unosił dumnie głowę bezszelestnie stąpając po liściach i konarach drzewa. Obok maszerował dostojnym, a zarazem żwawym krokiem jasno brązowy jeleń (Alces) z puszystym futrem. Jego rogi były minimalnie mniejsze, a może nawet tej samej wielkości co jego starszego, dostojnego brata.
Król Cervus patrząc swoimi błękitnymi oczami przeszedł jeszcze kilka metrów po czym zatrzymał się. Wsłuchał się w ciszę, która nie była oznaką tego o czym do tej pory myślał. Spojrzał w tył. Zobaczył trzech synów, którzy również przystanęli spoglądając nieco zaskoczonym wzrokiem na ojca. Słysząc w oddali kilka łamanych gałązek zrozumieli czemu stanęli. Również obrócili głowy. Przez ciemny las dotąd maszerowała ich 5. Więc gdzie się podział najmłodszy syn?
Przenieśli wzrok nieco w bok i z krzaków rosnących na pagórku wybiegł mały, brązowy jelonek. Potknął się małą raciczką o kamień przez co z zawrotną prędkością zaczął turlać się z góry.
Bracia podążyli za nim wzrokiem. Jelonek zatrzymał się dopiero gdy uderzył o jasną nogę króla. Wylądował na grzbiecie i spojrzał do góry napotykając wzrok ojca, który patrzył na niego chwilę z powagą po czym jego wzrok nieco zelżał. Delikatnie uśmiechnął się w rozbawieniu. Spojrzał przed siebie wznawiając wędrówkę.
Mały Spencer wywrócił się na bok otrzepując poczochraną, futrzastą głowę, z której jeszcze nie wyrastały rogi. Alces minął go z boku patrząc na niego cicho się śmiejąc uważając zachowanie braciszka za słodkie. Na pysku Sandro zagościł uśmiech mijając brata z drugiej strony. Jedno jaśniejsze i drugie ciemniejsze, brązowe oczy podążyły za braćmi idącymi przed siebie. Arces stanął za jelonkem. Nachylił się i trącił jego plamiste futro na grzbiecie by wstał. Ten jednym podskokiem to zrobił wywijając fikołka w przód by znowu wstać. Tym razem szedł spokojniej choć w duszy tego małego dziecka wciąż palił się ogień do zabawy.
Uśmiech najmłodszego z królewskich synów był jednym za najwspanialszych promyków w Regnum la Valictea. Wesoły, pogodny chłopiec o złotym sercu. Był jednym z 4 skarbów jakie posiadał Cervus.
Jednak jedno z nich miało zupełnie inną wartość od reszty, a był to najdroższy dar jaki dostał od bogów.
Regina Alba - Biała Królowa. Dziecko poświęcone przez bogów.
Wpierw nazywano ją Białą Damą ze względu na jej świetne umiejętności na polu walki i taktyczne myślenie. Lśniła diamentowo białym światłem pokonując setki wrogów na polach u podnóża Mrocznych Gór.
Nazywała się Moira Philomena Sperare. Starsza z dwóch córek króla Gladiusa z królestwa Dolin.
Kto raz tam się znalazł nie mógł już opuścić bram królestwa. Nie chciano by ktokolwiek zdradził położenie tej mistycznej krainy. Tylko wojownicy biorący udział w Wielkiej Wojnie mogli odejść z królestwa po złożeniu ślubów milczenia.
Jedyna osoba urodzona w ukrytej krainie jaka odeszła z stamtąd za pozwoleniem władcy była jego córka, której serce skradł wojownik walczący u boku elfów i klanu Rudych Wilków w Wielkiej Wojnie.
Była piękną kobietą. Miała długie włosy od czubka głowy ciemno brązowe, które przechodziły w złote loki do pasa. Nosiła jasne szaty i złocistą zbroję.
Kiedy Cervus został ciężko ranny będąc młodym wojownikiem z zachodu przeniesiono go do Dolin i tam opatrzono. Moira doglądała go znając się na mistycznej sztuce leczenia, której używali druidzi. Była nie tylko uzdrowicielką, ale i mistrzynią miecza.
Książę, którym się opiekowała zainteresował ją.
Po przebudzeniu opowiadał jej o niezwykłych wojennych historiach jak i opowieści usłyszanych od dziadka.
Młodzi dogadywali się lepiej niż sądzono. Nawzajem zgłębiali swoją wiedzę.
On nauczył ją władania łukiem i historii gwiazd położonych na niebie zaś ona nauczyła go magii druidów, i pokazała zakazane księgi o "Świecie Zewnętrznym".
Minęło kilka lat, gdyż jak wiadomo zmiennokopytni starej krwi są długowieczni, więc nigdy się nie spieszą.
Piękny jasny jeleń spacerował po lesie razem z białą jak kość słoniowa łanią, której grzbiet od pyska pokryty był ciemną pręgą lśniącą złotym kolorem.
Tej też nocy gdy dotarli do leśnej doliny zetknęli razem nosy niczym pocałunek, a następnego ranka książę poszedł do władcy Gladiusa ubiegając się o rękę jego córki.
Moira pożegnawszy się z siostrą, braćmi, matką i ojcem odeszła z Dolin i nigdy już nie wróciła.
Po niecałych dwóch wiekach wydała na świat potomstwo. Najbardziej do niej podobny był Sandro ze swojego charakteru, ale to Spenreh był jej oczkiem w głowie.
Jego uśmiech był dla króla drugim uśmiechem jego ukochamej królowej, który stracił razem z dniem przegranej wojny po, której podzielono królestwo Alaski na jasny i ciemny las.
- Słuchasz mnie? - Brunet otrzasnął się z zamyśleń i spojrzał na Zoe. Dopiero teraz zauważył, że stoją u podnóża góry, za którą był ich bilet powrotny - pociąg.
- Wybacz, trochę rozmyślałem. Co mówiłaś?
- Zerwałam po drodze kilka jagód i poziomek. Pytałam czy chcesz.
- Pewnie. - Dziewczyna wyciągnęła w jego stronę mały skórzany woreczek z owocami. Spencer wziął kilka z nich i zjadł nieco przytomniejąc.
Droga przed nimi powoli pięła się w górę gdzie bardzo wysoko pokryta była śniegiem.
Przez resztę popołudnia odpoczywali na skraju lasu. Kiedy chłopak zbierał mizerny posiłek składający się tylko z kilku woreczków małych owoców, Zoe wzięła zimną kąpiel w małym jeziorku. Osuszając się małym ręczniczkiem ubrała ciepłe ubrania i spięła długie do bioder włosy w luźnego kucyka.
Wróciła do towarzysza. Role się odwróciły i teraz ona poszła po coś jeszcze do zjedzenia, a on wziął kąpiel.
- Przepraszam...nie jestem najlepsza w gotowaniu. - Powiedziała widząc jak patrzy na pieczone nad ogniskiem dwie wiewiórki jakie upolowałam.
- Nie jem mięsa. - Przypomniał.
- To przepraszam, że masz tylko te jagody...
- Nie szkodzi. - Powiedział odwracajac wzrok do roślin w woreczku.
Dotknęła wiewiórki. Stwierdziła, że jest już zdatna do jedzenia. Odgryzła jej kawałek.
- Tylko nie mów Charlie, że zjadłam wiewiórkę. - Powiedziała próbując zagaić.
- Czemu?
- Bo ona nienawidzi wiewiórek. Wykąpała by mnie w wodzie święconej wiedząc, że je zjadłam. - Uśmiechnęła się żartobliwie. Chłopak popatrzył na nią nieznacznie się uśmiechając.
Pod małym pagórkiem zrobiło się wgłębienie w ziemistej ścianie dzięki czemu mieli mały schron do spania.
Następnego dnia ruszyli w góry chcąc zdążyć na pociąg.
Nie zdawali sobie sprawy, że stary Winifred, wuj Zoe przebywający w królestwie w tajemnicy przed wszystkimi planuje ostateczne pozbycie się bratanicy. Musiał tylko poczekać, aż ci wsiądą do pociągu...
Rp pisane z antonina11123ymień użytkownika
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top