21.




***Charlie POV

Weszłam do Podzamcza ze świeżo upieczonymi bułeczkami i z uśmiechem odwróciłam się do... pustego koca...
Wypuściłam tacę z rąk, a brzdęk odbijajacego się metalu od ziemi rozbrzmiał w całym domu. Drzwi sie otworzyły i stanął w nich Pan Collins.

- Charlie, co się stało? Dobrze się czujesz? - Zanurkowałam w dół i zaczęłam zbierać wszytko co mi upadło.

- Tak jest dobrze tylko się poślizgnęłam.

- On już poszedł. Czuł się na siłach więc powiedział, że wraca do lasu.

- Aha... - Spojrzałam na bok czując zapach krwi i zauważyłam bandaże.

- Zoe tu była. - Warknęłam.

- Co ona tu robiła?!

- Charlen. To jest mój dom i ja zadecyduje kto tu przebywa. - Powiedział poważnie nim zdążyłam coś odpowiedzieć.

- Zoe jest zagrożeniem! - Krzyknęłam, a on chyba po raz pierwszy był na mnie zły.

- Żyłem z Wilkołakiem przez 40 lat. One nie są zagrożeniem. TE, które są uczone, że nimi są to się NIMI stają.

- Wszystkie, które znam są bestiami. Niby jak...?

- Znasz tylko jednego. A jak Ty sobie poradziłaś z wilkiem?

- Zapanowałam nad nim. Przejęłam kontrolę. Jestem...ja panuje nad ciałem.

- Byłabyś o wiele potężniejsza jako wilk i jako alfa gdybyś z nim rozmawiała. - Stwierdził.

- Uśpiłam go. Nie chcę żeby kierował mną wilk.

- Ranisz go Char...

- Nie obchodzi mnie to. Jeżeli on jest taki jak Zoe to nie chcę go. - Ułożyłam ostatnią bułeczkę i wstałam dumnie wychodząc z podziemia. W wejściu do salonu wpadłam na Sebastiana. Złapał mnie za ramiona i spojrzał na mnie. Odwróciłam wzrok, a on westchnął.

- Zoe?

- Nie. - Zaprzeczyłam szybko.

- Naprawdę?

- Tak. Nie ona. Nie widziałam jej.

- Chcesz coś...?

- Idę na spacer. Nie wiem czy twój tata mnie tu chce...muszę iść. - Odsunęłam się i wyszłam. Po przekroczeniu bariery z włosów jednorożca zamieniłam się w wilka i pobiegłam w stronę domku na drzewie.

Domek oświetlony jedynie lampkami, które jakimś cudem jeszcze działały.
Trzymałam na kolanach starą gitarę. Dostałam ten instrument od Sebastiana, który dostał ją od ojca. Zamknęłam oczy.

- Obudzić wilka? Może jeszcze dać mu sobą kierować? - Usłyszałam pukanie do drzwi więc schowałam instrument.

- Adrianie nie chce nikogo widzieć. - Otworzyłam drzwi i cofnęłam sie pare kroków. Był to mężczyzna z cieniutkimi skrzydłami leżącym na jego plecach jak peleryna. Przyspieszył mi oddech.

- Szukam Charlien. Dostałem rozkaz zabrania jej nad rzekę z powodu trwajacych tam obrad Rzecznych. - Powiedział.
Już tłumaczę:
Obrady Rzeczne to coroczne obrady dwóch stron. Wysłannicy wilkołaków i Alfy lub ich posłańcy siadają przy stole postawionym nad rzeką dzielącą lasy. Podpisują coroczny pakt o nieagresji, a złamanie go jest surowo zabronione.
Zgasiłam światło i wyszłam za mężczyzną. Zapięłam koszulę i nałożyłam czarny płaszcz. W drodze związałam włosy w wysokiego kucyka z dwoma puszczonymi pasemkami z przodu.Przy stole była głośna dyskusja, która z minuty na minutę zaczęła zamieniać się w kłótnię.

- Jeden z waszych złamał pakt! Zaatakował naszą! Alfa Charlie jest ranna i nie regeneruje się tak szybko jak zawsze! To przez was!

- Żadne z nas nie złamało paktu! - Stanęłam przy stole.

- To Zoe SunLight. - Powiedziałam pół głosem bez emocji, a nawet z lekkim smutkiem.

- Co z nią?! - Warknęły na mnie alfy dwóch stron.

- To ona zaatakowała mnie podczas osatniej pełni. Nie kontroluje swojego wilkołactwa. Nie wiem czemu rzeka ją przepuściła skoro czarownice za każdym razem rzucają na nią urok. - Powiedziałam, a jakaś młoda dziewczyna ubrana jak typowa nastolatka, ale z czarnymi, kręconych włosami sterczącymi na wszystkie strony spojrzała na mnie.

- Nasz feniks umarł w zeszłą pełnie i przez to zaklęcie było słabsze. Obydwie strony mogły przejść, ale ona musiała mieć w sobie wilczą krew skoro dała radę przejść niezauważona. - Pewnie się zastanawiacie czemu czarownice są po tamtej stronie? Czarownice są uważane za zło więc są tam. Tak jak wilkołaki i trolle. Wróżki żyją daleko od wilków dlatego ich nie zauważamy, ale teraz obok Adriana stała dziewczyna drobna i bardzo ładna, a jej skrzydełka leżały na plecach co oznaczało, że jest wystraszona, zagubiona i smutna. Powiedział mi to Laurence kiedy ostatnio go widziałam. Musiała być wróżką letnią bo to one rządzą w Dolos Krainie Wróżek.

- Czy nie powinniśmy o tyn wiedzieć? - Zapytałam, a w tym samym czasie zauważyłam cień stojący obok niej. Nie JEJ cień co mogło znaczyć, że mglisci też tu są.

- Złamała zasadę! Powinna zostać stracona tak jak Filo gdy złamał zasady. - Powiedział jeden z alf i spojrzał na mnie.

- To TY ją widziałaś, więc powinnaś ją złapać i zaprowadzić na stryczek.

- Zoe SunLight? - Wysoki postawny Mężczyzna w pingwinim garniturze i srebrnych włosach, zaczesanymi do tyłu, odezwał się.

-Ona nie jest Wilkołakiem.
- Miał posęoną, ponurą twarz, a w ręce trzymał ozdobną laskę.

- Jest jedną z wilków czystej krwi.
Nie wiem kim jesteś ale widzę ze sie mylisz. - Odpowiedział.

- Nie prawda. - Odezwałam się poważnie, a on prychnął pogardliwie.

- Adrian też widział.

- To prawda? - Starszy mężczyzna zapytał patrząc na niego. Adrian kiwnął głową pokornie co do niego nie pasowało.
Siwowłosy westchnął i pokręcił głową.

- W takim razie złap tę smarkulę i przyprowadzić na stryczek. Tam gdzie jej miejsce. - Powiedział do mnie, a mówiąc to jego ręką ścisnęła tak mocno laskę, że powstało na niej pekniecie. Podszedł do mnie, a ja się zlękłam. Podał mi złotą strzałę, którą wyciągnął z laski. Podniosłam na niego głowę, a on wykrzywił twarz. Jego srebrne oczy błyszczały.

Włożyłam strzałę we włosy, a ona wygięła się wyglądając jak złote pasemko.

- Rude wilki są dobre w walce ale są zbyt słabe na to by brać udział w wojnach. - Chciałam zawarczeć, ale kontynuował

- Rasa bardziej tropiącam - Stwierdził poprawnie i siadł przy stole.

Przez 3 godziny spotkania każdy dodawał lub usiłował coś poprawiać w traktacie co dało nam możliwość brania wody ze źródła Emer znajdującego się po drugiej stronie. Mieliśmy teraz możliwość polowania na "drzewne warkocze" ( zwierzęta wyglądające jak wiewiórki o różnorakiej kolorystyce ), które kiedyś były na wyginięciu.

Weszłam do domu Collinsów i sięgnęłam do szafki przy drzwiach. Wyciągnęłam łuk i zabrałam pare strzał.

- Charlie? - Zapytał Sebastian krzycząc z pokoju.

- Wszystko gra?

- Tak, gra! Ja... Zadzwoniła do mnie ciotka z Włoch żebym przyjechała na święta wiesz...- Weszłam do pokoju i uśmiechnęłam się lekko.

- Powiedziała żebym przyjechała dzisiaj...

Po szczerych przeprosinach i długim pożegnaniu wreszcie wyszłam z ich domu. Schowałam plecak do Podzamcza zabierając tylko łuk, strzały i torbę z bułeczkami. Trzymałam się blisko lasu i kiedy przeszłam przez pierwszą linie drzew poczułam się pewniej, ale nie na długo. Po chwili usłyszałam za sobą bardzo ciche kroki. Odwróciłam się, a za mną stał wróżkowy.

- Co TY tu robisz?

- Pilnuje Cię. Chwile mnie nie ma, a Ty zwiewasz. - Powiedział niezadowolony. Westchnęłam, a on kiwnął głową.

- Wszystko wiem, nie martw się.

Szliśmy tak chyba z pół godziny. Za każdym razem gdy na niego patrzyłam szedł krok za mną. W końcu zatrzymałam się.

- Nie możesz iść koło mnie jak normalny człowiek?

- Nie jestem człowiekiem. - Rozejrzał się nerwowo dookoła.

- Jesteś wilkiem, a ja zwykłą wróżką, idź już. - Pchnął lekko moje plecy. Szłam dalej do niego mówiąc.

- Nie rozumiem. Niby dlaczego chcesz iść za mną? - Zapytałam na co on westchnął.

- Wilkory są wyżej w hierarchii od nas i nie mogę iść z tobą na równi. To sprawiłoby tylko kłopoty. To obraza dla Wilka żeby wróżka szła obok niego. Dostałbym za to zawieszenie, a nawet mogliby mnie powiesić na szubienicy gdybym szedł obok ciebie, a ty byś im powiedziała że cię to obraziło... - Umilkł i chwilę szliśmy w ciszy.

- Co ja mam zrobić? - Zapytałam a on dalej szedł krok za mną. Jego zielone oczy wydawały się znać tajemnice świata...albo ja chciałam żeby tak było...

- Możesz wypełnić zadanie i być chwalona albo pomóc przyjaciółce...

- Nie. Jest. Moją. Przyjaciółką.





RP pisane z antonina11123

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top