16.
- Co...co...co się...co tam jest Zoe? - Zapytałam patrząc w oczy dziewczyny.
***Narrator POV
Charlie spojrzała głęboko w oczy Zoe. Dopiero teraz zauważyła jak źle ona wygląda. Pod jej oczami były, bardzo ciemne cienie, a sama skóra była blada jak śnieg, jakby cała krew odpłynęła z jej ciała.
Jedynie długie włosy do pasa były w ładzie ułożone. Spięte w luźnego kucyka. Jej oczy wydawały się lekko świecić w tonie nocy.
- Wszystko z tobą dobrze Zoe? - Charlie spojrzała na dziewczynkę, a jej wzrok mieszał w sobie zmartwienie i podejrzliwość.
- Tak. Po prostu nie wyspałam się. - Uśmiechnęła się nieśmiało. Była mistrzynią w kłamstwach. Ciężko było stwierdzić kiedy kłamie, a kiedy nie.
- Chodź Charlie. Dam ci ciepłą herbatę.
- Ale... - Wypowiedzieć Charlie została przez Zoe przerwana gdy ta szarpnęła jej rękę i zaprowadziła na kanapę.
Po sekundzie podała jej ciepły kubek z napojem.
- A Pan Collins gdzie jest? - Rozejrzała się po salonie.
- Powinien za niedługo wrócić z Sebixem. - Brzoskwiniowo oka spojrzała na zegar wisząc na scianie. Zoe już chciała pójść po coś do drugiego pokoju, ale zatrzymał ją bardzo mocny uścisk przy łokciu. Dziewczyna spojrzała zdziwiona na Charlie, która zaciskała swoją dłoń tak mocno, że jej paznokcie wbiły się w bladą skórę.
- Co tam jest? - Zapytała poważnie.
- To znaczy? - Spytała z udanym zaskoczeniem.
- Czemu z garaża wydobywa się silny zapach krwi? Świeżej krwii.
- Charlie, to boli... - Syknęła patrząc na swoją lekko zsiniałą rękę po czym wróciła wzrokiem do dziewczyny.
- Zacięłam się po prostu nożyczkami kiedy szyłam zasłonkę, a siedziałam sobie wtedy w Podzamczu.
- Rozumiem....wybacz... - Zabrała rękę i westchnęła.
- Uważaj jak się bawisz ostrymi narzędziami młoda. - Uśmiechnęła się delikatnie i poczochrała ją po głowie.
- Postaram się. - Zachichotała. Rozległ się trzask, a chłodny wiatr wdarł się do domu. Po chwili kolejny trzask, a zimne powietrze powoli ustąpiło ciepłu kominka.
Dziewczyny spojrzały na Collinsów. Sebastian zdejmował swoją zimową, grubą kurtkę, a jego ojciec elegancko otrzepał swój ciemno brązowy płaszcz, który po chwili odwiesił na wieszak.
- Oh! Czyli jednak nas wyprzedziłaś. - Rozbrzmiał niski, łagodny głos Pana Collinsa, który spojrzał rozbawiony na Charlie.
- Ja zawsze jestem na czas. - Uśmiechnęła się i wstała z kanapy.
- Sebastianie, zanieść proszę narzędzia do garażu. - Pan Collins poprawił swoje okrągłe, małe okulary. Sebastian westchnął bo właśnie skończył rozbierać z siebie zimowe rzeczy.
Już miał wychodzić z byle jak założoną kurtką i narzędziami w ręce gdy znikąd obok niego pojawiła się ubrana w ciepły sweter Zoe.
- Ja to odniosę. - Uśmiechnęła się do Sebastiana, który patrzył na nią zdziwiony.
- Siadaj do stołu. - I zniknęła za drzwiami wejściowymi nic więcej nie mówiąc.
Pare metrów od domu westchnęła ciężko i szybko weszła do Podzamcza.
Pod ścianą na przeciwko wejścia ( była to odległość 8m )
stał długi, drewniany stół z różnymi narzędziami: młotkami, obcęgami, gwoździami itp.
Zoe podeszła do niego i położyła na środku metalową skrzynkę.
Gdy metal uderzył z łoskotem o drewno coś dziwnego wypadło z niedomkniętego środka.
Odwróciła się w bok wstrzymując oddech zapominając, że mogła obudzić chłopaka.
Spojrzała na niego i z ulgą stwierdziła, że ten dalej śpi.
Wypuściła powietrze z ust.
Gdy skierowała się do wyjścia jej wzrok przykuł mały kamień na podłodze.
A więc ten kamyk wypadł ze skrzynki...
Zamyślona podeszła do kamyczka.
Uklękła i chwyciła go w swoją białą jak śnieg dłoń.
Obejrzała go z zaciekawieniem.
Kamień był trochę mniejszy od zaciśniętej pięści. Był oszlifowany i kształtem przypominał okrąg.
W większości pokryty był, błyszczącą w świetle jak diament, bielą. Po lewej stronie miał półkolistą, czarną plamę.
Zoe oczy się zaświeciły.
- Kamień Księżycowy... - Wymamrotała ze zdumieniem.
Pokręciła głową, aby uspokoić myśli i szybko schowała kamień spowrotem do skrzynki na narzędzia.
Podbiegła cichutko do drzwi wyjściowych, spojrzała jeszcze raz na wnętrze Podzamcza i zamknęła za sobą drzwi na klucz.
Wróciła do domu i otrzepała swoją głowę ze śniegu.
Aby nikt nie zadawał pytań czemu odniesienie skrzyni zajęło jej tyle postanowiła szybko przygotować prostą i logiczną wymówkę.
- Co ci tak długo zajęło? - Spytała Charlie gdy Zoe, z resztką śniegu na głowie i ramionach, weszła do kuchni gdzie wszyscy na nią czekali.
- Przepraszam, że tyle to trwało... - Zajęła krzesło od strony okna.
- ...ale gdy schodziłam do garażu stanęłam krzywo prawą kostką na zamarzniętych kamieniach i wpadłam prosto w śnieżny kopiec wraz ze skrzynką. - Wskazała za okno gdzie stał spłaszczony kopiec z odbiciem ciała dziewczynki.
- Mogłem zanieść to byś się nie wyrżnęła na zejściu. - Parsknął śmiechem Sebastian.
- Świeże powietrze dobrze mi zrobiło. Powoli usypiałam czekając na was więc przy okazji się rozbudziłam. - Zaśmiała się.
Po minucie Pan Collins postawił na stole dziczyznę ( Zgodnie z tradycją Święta ) i odmówili mszę.
Z całego towarzystwa tylko Sebastian nigdy nie obchodził tego święta toteż czuł się troszkę nieswojo, w końcu nie znał obyczajów tego wydarzenia.
Natomiast Charlie była zaskoczona, że Zoe zna obchody Luna Llena. Zoe tylko z uśmiechem odparła:
- Moja rodzina jest dosyć staroświecka, więc jak najbardziej znam stare tradycje.
Luna Ilena przebiegało bardzo dobrze. Wpierw Późna Kolacja czyli dziczyzna spożywana w gronie rodziny.
Potem zapalanie świec nad kominkiem wypowiadając w myślach życzenie.
Na koniec oglądanie gwiazd na nocnym niebie.
Collinsowie wraz z dziewczynami ubrali się w ciepłe ubrania i wyszli do ogródka.
Zoe na całe szczęście z pomocą ogromnej ilości śniegu zasypała plamę krwi ( jelonka ) na ziemi.
Wszyscy przyglądali się przejrzystemu, rozgwieżdżonemu, nocnemu niebu.
- Nie widzę! - Krzyknął poirytowany Sebastian.
- Przecież to łatwe. Jak możesz nie widzieć? - Westchnęła z niedowierzaniem zielonooka.
- Patrz matole... - Charlie podeszła do Sebastiana i zaczęła mu pokazywać palcem w niebo.
- ...tutaj masz Gwiazdę Polarną, a tutaj masz Wielki Wóz, a tutaj Małą Niedźwiedzicę i TUTAJ masz Gwiazdozbiór Wilka!
- ...
- Nie widzisz prawda?
- Nie...
- Seba, ale z ciebie kretyn! - Charlie zakryła dłońmi twarz z niedowierzaniem i irytacją.
- Ale to jest ciężkie do zauważenia! - Powiedział w geście obrony.
- To jest łatwe!
- Nie prawda!
- Tak!
- Nie!
- Tak!
- Nie! Tato poprzyj mnie w dyskusji! - Spojrzał na Pana Collinsa stojącego obok Zoe.
Przerwali jakąś rozmowę i spojrzeli na Sebastiana rozbawieni.
- Przecież to jest łatwe. - Uśmiechnął się rozbawiony ojciec.
- A....Nie...bo..ttsgshh ZOE! - Spojrzał w brzoskwiniowo złote groźne oczy patrzące na niego.
Zamrugała zaskoczona.
- Co?
- Zoe pomóż w dyskusji!
- Oke! - Wskazała palcem prawej ręki gdzieś w niebo.
- Tutaj masz Mały Wóz, tutaj jest Koziorożec, Mała Niedźwiedzica i Wilk. - Spojrzała rozbawiona na Sebe.
- Sebix, to jest proste.
- NIE PRAWDA, AAAAA! - Krzyknął w niebo Sebastian, a wszyscy wybuchli śmiechem.
Po chwili na roześmianej twarzy Zoe wylądowała śnieżka.
- A więc to wojna! - Krzyknęła otrzepując swoje ciemne blond włosy i zaczęła rzucać śniegiem w Sebastiana.
Tak oto wybuchła wojna na resztki śniegu ( nie było go dużo. Spora garstka znajdowała się przy wejściu do garażu i w innych chłodnych, bardziej zagłębionych miejscach ).
- Zapłacisz za to! - Charlie oberwała w policzek śnieżką i zaczęła gonić sprawcę czyli nikogo innego jak Sebastiana.
Kiedy go przewróciła oboje upadli na ziemię śmiejąc się.
Zoe trzymała się za obolały od śmiechu brzuch gdy patrzyła na tą dwójkę.
Wspaniale się bawiła do czasu gdy Księżyc oświecił cały teren domostwa Collinsów.
Zoe umilkła i złapał się za bolącą głowę.
Światło Księżyca dzień przed Pełnią działało na nią prawie tak jak światło słoneczne na wampiry.
Charlie również umilkła czując spowrotem zapach krwi.
Rozejrzała się i zauważyła lekko czerwonawy śnieg niedaleko obok Sebastiana.
Jednak nie była to w żadnym wypadku jego krew.
Chłopak w końcu przestał się śmiać gdy po 2 minutach się uspokoił.
- Coś się stało? - Spojrzał na dziewczynę wpatrującą się poważnie i srogo w miejsce 1 metr od niego.
Zerknął tam.
- Co do.... - Zauważył krew, a oczy mu się rozszerzyły.
Charlie podeszła i dotkęła delikatnie palcem czerwonej plamy. Przyłożyła palec blisko nosa by rozpoznać zapach, ale przez długie leżenie pod zimnym śniegiem nie dało się określić do kogo należy.
- Panie Collins... - Zaczęła, patrząc zielonymi oczami na mężczyzne, ale ten jej przerwał.
- Zapewne jest to krew lisa. - Odparł spokojnie.
- Co? - Zdziwiła się.
- Biedak musiał wpaść w jedną z pułapek na niedźwiedzie, ktore... - Spojrzał na syna.
- ...miałeś zlikwidować.
- Przysięgam, że wszystkie wyrzuciłem! Musiała być tak dobrze schowana, że nawet jej nie zauważyłem... - Odparł Sebastian.
Po długiej ciszy odezwała się Zoe:
- Dziękuję za spędzenie wspólnego Święta...ale chyba się już położę. - Ziewnęła przeciągle.
Wszyscy spojrzeli na nią.
- Idź wypocząć, bo inaczej nie wstaniesz rano na poranny spacer. - Uśmiechnął się miło Pan Collins.
Zoe spojrzała na Charlie i powoli podeszła do niej po czym nieśmiało i krótko ją przytuliła.
- Dobranoc! - Poszła do domu.
- Powiedz, moja droga spędzisz z nami Pełnię? - Mężczyzna zerknął miło na zielonooką.
Zoe niepostrzeżenie weszła do kuchni i zabrała z niej 2 bułki oraz dzbanek wody.
Skierowała się do Podzamcza.
Zostawiła obok chłopaka wszystkie przyniesione rzeczy.
Po minucie zamknęła za sobą drzwi do garażu i poszła do swojej sypialni.
- Będzie dobrze...będzie dobrze... - Szeptała do samej siebie w ciemności zwijając się pod kołdrą w kłębek, powoli usypiając.
********************************
Kiedy noc trwała, a wszyscy smacznie spali, wiatr ucichł, wilki zawyły, chmury odsłoniły Księżyc, a chłopak otworzył oczy.
Rp pisane z antonina11123
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top