13.
Zoe uciekła w las, a Adrian stał zszokowany. Ja też niezrozumiałam.
Niebo zaczął przykrywać granatowy koc i pokazały sie gwiazdy.
Gdy byłam mała wierzyłam, że każdy dobry wilk zamienia się w gwiazdę po śmierci. Było ich tysiące......nie. Miliony.
Masę gwiazd tyle poległych w wojnach z drugą stroną wilków. Może niektóre gwiazdy należały do świata ludzi? pomyślałam.
Zamieniona w wilka spojrzałam na mojego mate, który tylko kiwnął głową, a ja ruszyłam pędem przed siebie.
Jej zapach wypełnił cały las więc szukanie jej zajęło mi pare dobrych godzin. W końcu znalazłam ją gdy zaczynało świtać.
Siedziała przy rzece przecinającą nasz świat i świat "potworów". Stworzeń rządnych krwi. Besti, które nie miały serca.
Słońce przedarło się przez drzewa oświetlając twarz dziewczyny. Podeszłam do niej i odmieniłam się. Wystawiłam rękę, jednak po chwili ją cofnęłam.
- Nigdy nie chciałam go poznać. Unikałam mężczyzn jego pokroju jak ognia. Jak można powiedzieć "moja", od razu najkreślasz te osobę SWOJĄ WŁASNOŚCIĄ?! Obrzydlistwo. Jak tak można?! Jak!?
...Chce doznać prawdziwej miłości! Nie takiej jak w bajkach. Nie ma czegoś takiego jak miłość od pierwszego wejrzenia. Skąd wiesz czy jest mądry i skąd wiesz czy ma taką wyobraźnię by powiedzieć mi nazwy gwiazd i opowiedzieć magiczne historie...
- Zoe. Sama Luna zesłała ci go, a jemu Ciebie. Zrozum, że nie zawsze musisz żyć jak w "prawdziwym świecie".
- Musisz? MUSISZ? Moim przymusem jest pokochać kogoś? - Prychnęła. Ziignorowałam to i ciągnęłam dalej.
- Może właśnie żyjesz w bajce? On jest twoim rycerzem na białym koniu i ratuje Cię z zaczarowanej wieży przed starą i straszną wiedźmą...kiedy ja poznałam mojego mate...nie nawidziłam go tak mocno, że gdy mnie złapał po raz drugi polała się krew. Dalej nie bardzo go znam i poznaje go codziennie. Pozwala mi to zakochać sie w nim... Bogini Luna z jakiegoś powodu połączyła wasze dusze. Jesteś młoda i różnych rzeczy nie rozumiesz, ale...Adrian jest dobry, bogaty, mądry i czuły. Nigdy nie zrobiłby Ci krzywdy. Ani nikomu ze swojego stada. Zastanów się czy na pewno chcesz żyć w samotności...
- Nie chcę żyć w samotności, ale nie będę kierować się jakąś wyimaginowaną więzią. NIE JESTEM wilkorem, Charlie. Nie wierze w jakąś boginie, a tym bardziej w tak głupie rzeczy.
Wierzę w zupełnie co innego.
Kiedyś się zakocham, ale sama wyjdę z wieży i ja sama znajdę swojego rycerza na białym koniu.
Nigdy nie uwierzę w jakąś Lune. Nigdy nie uwierzę w mate. Nigdy nie uwierzę w to. - Wstała i gniewnie rzuciła jakiś kamień daleko w rzekę. Zamilkłam. Nie umiałam tego pojąć....Jak można nie wierzyć w Boginię Lunę?
Minęło wiele dni od kiedy ostatnim razem rozmawiałam z Zoe. Zostawiłam ją z jej myślami a sama po podziękowaniu Collinsom ruszyłam do stada, ktore miało być kiedyś moje. Drzwi otworzył mi Alek zabrał mój plecak i wystawił do mnie dłoń. Spojrzałam na niego niepewnie. Dalej sie obawiałam tego całego "kochania". W końcu to miało być do końca życia prawda?
Uśmiechnęłam się delikatnie i weszliśmy do środka.
Siedziałam w moim pokoju patrząc na wioskę. Pod moim oknem zauważyłam bez celu chodzącego Adriana.
Adrian warczął na prawo i lewo. Chciałam go uspokoić
Ale jak? westchnęłam w myślach. Nie byłam jego mate, a tylko ona mogła to zrobić. Wzięłam głęboki wdech i wstałam. Zeszłam po schodach na bosaka i wyszłam z budynku.
Podeszłam do mężczyzny. Dotknęłam jego ramienia na co warknął przez co wbiłam mu paznokcie w rękę.
- Jeżeli się nie uspokoisz to stanie ci sie krzywda. - Syknęłam gniewnie.
- Chcę ją znaleźć ...ale jej zapach jest w całym lesie... Ja....czuję się taki bezsilny Charls...
- Ja zajme się stadem. - Powiedziałam trzymając splecione palce przed soba i bujając się na piętach.
- Idź już, a ja wszystkim się zajmę. Tyle razy mi to pokazywałeś prawda?
- Dziekuję księżniczko. - Uśmiechnął się do mnie po czym spojrzał gdzieś za mnie.
- Tak się składa, że to moja księżniczka, która mi uciekła. - Adrian wywrócił ziirytowwny oczami. Poczułam zapach jagód i od razu wiedziałam, że stoi za mną Alek.
- Nie uciekłam. - Mruknęłam i spojrzałam na stopy by po chwili sie wyprostować.
- Mam wolną wolę. Jestem samotnym wilkiem i nie potrzebuje twojej straży Alek. - Ruszyłam przed siebie i weszłam do domu. Wybrałam dżinsy i koszulkę, a na wierzch mój długi płaszcz. Zawiązałam włosy w kucyka na czubku głowy i zaplotłam jedno pasmo w warkocza.
Wyszłam z domu, a obok mnie pojawiła się dziewczynka która mogła być w wieku 10/12 lat?
- Alfa powiedział, że z wszystkimi rzeczami mamy przychodzić do ciebie. Zostałaś zastępcą Alfy tak?
- Zgadza się. Co się stało?
- Dziewczynki ze szkoły nie chcą wyjść z pokoju. Powiedziały, że strasznie się boją i nie wyjdą.
- Chodźmy. - Pobiegłam za dziewczynką i weszłyśmy do dużego budynku. Dziewczynka miała na imię Lilo.
Wskazała drzwi, a ja delikatnie zapiukałam.
- Nie ma nas! - Krzyknęło pare z nich.
- Ale to czarodziejka, która będzie sie nami opiekować! - Krzyknęła Lilo, która stała obok mnie. Zmarszczyłam brwi zdziwiona. Drzwi się otworzyły, a parenaście dużych oczu patrzyło na mnie z podziwem.
- Jesteś prawdziwa? - Obeszły mnie z każdej strony.
- Czemu miałabym nie być?
- Podobno dawno temu czarodziejka o mocy Księżyca stworzona przez Królową Nocy wróciła do Luny jako jej obrończyni.
Ty wyglądasz dokładnie tak jak ona! - Zamrugałam kilka razy po czym wyprostowałam się dumnie.
- Jestem jej wysłanniczką z księżyca. - Powiedziałam pewnym siebie głosem.
- Co was tak wystraszyło?
- Pan trener....on jest okropny! - Pisnęły zakrywając oczy rączkami.
"Pan Trener"? Jestem ciekawa kto jest ich trenerem...
Poszłam za dziewczynkami przed boisko. Nieopodal nas stał wysoki mężczyzna z krzaczastymi czarnymi brwiami i długimi do ramion ciemnymi włosami, był umięśniony, a jego twarz patrzyła z pogardą na wszystko i wszystkich. Wszystkie dzieci schowały się za mnie.
- Kim jesteś? - Szczeknął. Zawarczałam.
- A ty?! - Podniosłam głos. Jakąś dziewczynka pociągnęła mnie za rekaw i powiedziała coś wystraszona.
- Nazywam się Bucket. Jestem trenerem tych szczeniaków. Chociaz bliżej im do kotów. - Prychnął.
- Ej! - Krzyknęłam podchodząc do niego i celując w niego palcem.
- Nie obrażaj wilków psie! Nikt nie będzie wyzywał mojego stada! - Krzyczałam na niego, a niektóre dziewczynki wyglądały jakby położyły uszy po sobie.
- Twojego? - Zaśmiał się.
- Może jesteś nie z tego stada, ale tutaj to Adrian jest Alfą. TY co najwyżej możesz być podnóżkiem. - Warknęłam i szybkim ruchem przyłożyłam mu sztylet, który miałam za plecami, do szyji.
- Odpowiadam za to stado więc jeden zły ruch i jesteś martwy.
- Czarodziejko, ale on nie jest taki zły... nie musisz go wysyłać na księżyc... 🌙 - Powiedziała jakaś dziewczynka, która przerażona odsunęła się ode mnie.
- Czarodziejko? - Prychnął, a ja się odsunęłam.
- KUNDLE! Na boisko. JUŻ - szczeknął,a one z opuszczonymi głowami wyszły zza mnie.
- Nie myśl sobie "czarodziejko", że możesz mną pomiatać. -w
Wyszedł.
Nie byłam, ani wielka, ani tak silna jak on. Co ja mu mogłam zrobić. Wyszłam i ruszyłam przed siebie, aż nie usłyszałam krzyku.
- Jesteście nikim i nikt was nie uratuje MAŁE KUNDLE! - Chciałam iść i tym razem zrobić mu krzywdę, ale w ciemny zaułek wciągnęła mnie jakaś białowłosa dziewczyna w wieku może 17 lat. Była średniego wzrostu i miała tak jasne oczy że prawie białe.
Pewnie to jedna z siwych wilków...
- Nie rób głupot alfo. - Powiedziała stojąc obok mnie.
- Odkryłam to jakiś czas temu...ale alfa Adrian szalał bo stracił mate.
- Do szczegółów.
- Czuję, że mamy kreta...
Rp pisane z antonina11123
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top