10.
Obudziło mnie wycie dochodzące z lasu. Na początku to zignorowałam bardziej wtulając się w poduszkę, ale po około 3 minutach rozlego się wycie przynajmniej 4 innych wilków.
Podniosłam ciężkie, zaspane powieki.
Zobaczyłam jak przez okno po niebie widać, że słońce powoli wspina się po niebieskim sklepieniu.
Usiadłam na łóżku.
Moje włosy sterczały we wszystkie strony co nadawało mi wyglądu nie wyspanego dziecka.
Nie żeby było inaczej.
Wstałam z łóżka. Gołe stopy dotknęły zimnej, drewnianej podłogi, a gdy przyzwyczaiły się do chłodu pokierowały mnie do dużego lustra na ścianie.
To co w nim ujrzałam nie wyglądało jak młoda, piękna nastolatka, która cieszy się życiem, raczej jak chuda, blada osóbka z nieprzyjaznym spojrzeniem podkrążonym przez ciemno fioletowe prawie czarne sińce.
Szczerze? Nie pamiętam kiedy ostatnim razem się wyspałam.
Od dawna marzę by choć raz obudzić się w pełni sił i chęci do wszystkiego.
Dlaczego mam problemy ze spaniem?
Częste paraliże senne, koszmary i męczące sny o ciągłym uciekaniu lub innej głupocie.
No to zaczynamy kolejny dzień Zoe...
Już miałam zabrałać ze swojego skórzanego plecaka górskiego jakieś ubrania, ale w ostatniej chwili zdałam sobie sprawę, że na biurku leżą, ułożone w starannie złożoną kostkę, ubrania.
Na wierzchu leżał mały skrawek papieru.
Proszę.
O to czyste ubrania.
Jestem przekonany o tym, że masz dość swoich starych i brudnych ciuchów.
Od Sebastiana
Zostawione dla mnie rzeczy składały się z: białej podkoszulki, różowego swetra z golfem, czarnych getrów i długich, puszystych skarpet.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
Zabrałam ubrania i skierowałam się do łazienki.
Po mniej więcej 25 minutach udało mi się opanować moje włosy.
Wyjątkowo rozpuściłam je i ułożyłam przedziałek na lewym boku.
Wróciwszy do pokoju pościeliłam łóżko oraz schowałam Geralda do plecaka.
Okno odsłoniłam, gdyż było lekko zasłonięte i ruszyłam w stronę kuchni.
Zeszłam po skrzypiących schodach i trafiłam do dużego salonu w, którym nikogo nie zastałam.
W kuchni było to samo.
Nie chciałam się sama rządzić, ale nie widząc innego wyjścia pogrzebałam w szafkach by znaleźć chleb na tosty.
Siedziałam w mini jadalni połączonej z kuchnią i jadłam śniadanię.
- Smacznego. - Spojrzałam w stronę salonu i zobaczyłam uśmiechającego się Sebastiana.
- Dziękuję. - Odwzajemniłam uśmiech.
- Masz już jakieś plany na dzisiaj? - Zmierzyłam go wzrokiem.
- Oh, nie, nie, nie, haha. - Zaczął się bronić.
- Ja z tobą nie spędzę dnia z powodu ogromu pracy....
- Ja mogę z nią zostać. - Sebastian odwrócił się do stojącej za nim Charlie.
- CHARLIE?!
- No...? A kto inny? - Spojrzała na niego z uniesionymi brwiami i skrzyżowanymi na piersiach rękami.
- Czy Ty wiesz jak MÓJ TATA SIĘ MARTWIŁ???!!! Zniknęłaś w nocy i nie było cię.... - Dalej nie słuchałam pochłonięta zmywaniem talerza oraz noża w zlewie.
Zaparzyłam czarnej herbaty na rozbudzenie.
Jestem w Niebie!
Pomyślałam zdając sobie sprawę z tego, że ostatnim razem herbatę piłam ponad tydzień temu.
Popatrzyłam na dwójkę kłócącą się przede mną.
- Chcecie herbaty? - Spytałam próbując zakończyć ( przynajmniej chwilowo ) ich konflikt.
Spojrzeli na mnie ostro, ale po chwili Sebx dodał :
- Nie, dziękuję. Wracam do pracy. - Wyszedł i po chwili dało się słyszeć trzaskanie zamykanych drzwi.
- ..... - Milczałyśmy przez chwilę.
- A ty chcesz...?? - Zmierzyła mnie wzrokiem po czym odparła :
- Chętnie. - Podałam jej kubek z gorącą herbatą. Siedziałyśmy przy stole i piłyśmy w ciszy. Bałam się cokolwiek powiedzieć, aby jeszcze bardziej jej nie rozjuszyć.
- Chcesz może się może przejść po okolicy? - Spytała Charlie po 10 minutach niezręcznej ciszy.
- Z przyjemnością. - Odparłam uśmiechając się nieśmiało do 19-latki.
Wyszłyśmy z domu i skierowałyśmy się do lasu.
Promyki słońca próbowały przebić się przez piękne liście. Co jakiś czas jakieś zwierzęta przebiegały niedaleko nas, a zimne powietrze muskało nas w twarz.
Chodziłyśmy w milczeniu.
Niczym starsza i młodsza siostra.
- Jeśli masz do mnie mówić to NIGDY nie używaj pełnego imienia Charlotte.
- Czemu? - Spytałam zaciekawiona.
- Nie lubię go.
- A mogę mówić do ciebie Marcheweczka? - Zaśmiałam się rozbawiona.
- Jeszcze gorzej... - Westchnęła rudowłosa patrząc w niebo.
- No to może... - Teatralnie przystawiłam palec wskazujący do brody i zrobiłam dziubek z ust.
- Może Rudasek? Kitka? Marchewka? Marchewkowe warkoczyki?
- Po prostu Charlie. - Powiedziała stanowczo.
No i po zabawie
- Spoko....Charlie... - Rozglądałam się po lesie.
- No to... Co lubisz robić? - Zapytała nie pewnie drapiąc się po karku.
- Lubię oglądać filmy, seriale. Lubię szyć, czasem rysować, chodzić po lesie i pić herbatę. - Odpowiedziałam grzecznie.
- A Ty?
- Biegać. Jeść czekoladę. - Odpowiedziała o wiele milej.
Przez 30 następnych minut rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym.
Charlie wydawała się być bardzo fajną osobą.
- A skąd podchodzisz?
- Urodziłam się w Valdez.
- A twoja rodzina? - Nie odpowiedziała idąc dalej w ciszy.
- A ty skąd jesteś?
- Hm? - Spojrzałam na zielono oką.
- Ah! Ja jestem z Kanady. - Odpowiedziałam szybko.
- A co robisz na Alasce. To znaczy...czemu zostawiłaś swoich?
- Goniłam za szczęściem. - Powiedziałam uśmiechnięta spoglądając w przestrzeń. PRAWDA O mojej rodzinie była smutniejsza i wolałam o tym nie mówić.
Nie wiem co mnie podkusiło żeby wejść w ten temat?
- Rozumiem. - Odpowiedziała, a po chwili poczochrała moje włosy.
- Witaj w nowej rodzinie wiariatów młoda! - Uśmiechnęła się pokazując szereg białych zębów oraz duże kły.
Cała wcześniejsza niechęć do Charlie jakby minęła.
Czułam się jakbyśmy się znały od lat.
Co prawda wiele o niej nie wiedziałam, a ona o mnie, ale nawiązałyśmy kontakt.
Przez cały dzień chodziłyśmy między drzewami opowiadając sobie różne historie. Świetnie się bawiłam i miałam nadzieję, że również i Marcheweczka podziela mój entuzjazm.
Powoli skierowałyśmy się do leśniczówki.
Kiedy wróciłyśmy było już grubo po 18 i robiło się ciemno.
- Jesteśmy! - Krzyknęła Charlie zdejmując buty, a jej głos zadudnij w pustym domu.
- Nie ma Seby? - Zapytałam zamykając za sobą drzwi na klucz.
- Na to wychodzi, ale... - Zamyśliła się wchodząc do salonu.
- Dziwne o tej porze powinien już być.
- Może coś mu wypadło? - Snułam teorie spiskowe w międzyczasie parząc herbatę.
- Może.... - Popatrzyłam na nią.
Też bym chciała być tak wysoka
Rozmarzyłam się. To niesprawiedliwe, że mam tylko 1.55 m wzrostu.
Usiadłam na bujanym fotelu, który stał przy oknie.
- Wszystko w porządku? - Spytałam widząc jak Marcheweczka kręci się po pokoju.
- Tak, ale potrzebuję się wybiegać bo nie wytrzymam. - Popatrzyła na mnie.
- Ale nieletniej nie zostawię samej w domu.
- Nielegalne prawda, ale to tylko na kilka godzin.
- Jest noc.
- No to nie pobiegasz. - Powiedziałam ziewając. Wypiłam herbatę do końca.
Czułam się dziwnie.
Nareszcie takie prawdziwe ciepło rodziny i domu.
Po 2 godzinach
Poszłam się przebrać w piżamę.
Wróciłam do salonu gdzie nie było Charlie, która najprawdopodobniej poszła pobiegać.
Usiadłam na bujanym krześle.
Bujając się na nawet nie wiem kiedy pogrążyłam się we śnie.
RP pisane z antonina11123
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top