29.

Słońce zawitało w pokoju zrywając mnie z łóżka.
Zeszłam na dół tylko po to by dowiedzieć się że Zoe nie ma. Szybko poprosiłam księcia Sandro by otworzył nam przejscie na co skrzyżował ramiona i spojrzał na mnie.

- Dlaczego miałbym to zrobić?
-posluchaj...książe...Zoe jest dla mnie ważna, a ja nie chcę żeby Rada dostała ją w swoje łapska.

- Sama zgłosiłaś się by ją zabić.

- To nie tak! - Krzyknęłam, a America złapała moje ramię.-chodzi o to. Chodzi o to że Zoe była zagrożeniem. Dla wszystkich. Najlepiej by było gdyby zrzuciła z siebie klątwę. America jest jej aniołem rozumiesz?

- To...

- Zniknął książę Spenreh!!! - Mrzyknął jeden ktoś wybiegając z pałacu, a potem zadzwoniły dzwony.

- Ta wilkołaczka jest dla niego ważna. Na pewno jest z nią, a skoro ona uciekła... -zaczął chłopak.

- On uciekł... - Mruknęłam.

- Zostaw wojsko, sama go znajdę. - Powiedziałam nakładając na szyję srebrny łańcuszek z fioletowym kamieniem.

- Nie puszcze cię samej. Nie tylko dla tego, że bede się martwić, ale może cierpieć przy tym mój brat i jego dziewczyna. - Wywróciłam oczami i przygryzając wargę rozwarzałam wszystkie za i przeciw.

- Nie możesz ze mną iść. - Powiedziałam patrząc na niego na co uniósł brew.

- Mogę. Jestem księciem.

- A ja jedynym rudym wilkiem na Alasce. - Uniosłam głowę. Wywrócił oczami.

- Idę do króla. Znajdziemy zaraz wejście przez, które przeszli i gdzie wyszli.
Siedziałam otoczona skrzydłami Americi. Wszystkie buzujące we mnie emocje kłębiły się gdzieś w środku i miałam tego serdecznie dość.

- Wilku. - Usłyszałam głos Sandro. Skrzydła podniosły się, a anielica wstała. Książę podał mi dłoń i pociągnął w górę.

- Ruszajmy.

****

Był już wieczór kiedy w postaci lisa siedziałam na grzbiecie majestatycznego jelenia. Rozglądałam się dookoła, a kiedy spojrzalam w stronę wody otoczył mnie mocny zapach...krwi. Szybko zeskoczyłam z grzbietu księcia i pobiegłam za zapachem. W końcu przemieniłam się i potykając o własne nogi o korzenie dobiegłam do źródła zapachu. Klęknęłam i dotknęłam mokrej ziemi. Każdy gatunek miał inny zapach krwi, ale ta krew byla mieszanka krwi wilkołaka i jelenia co nie dawało nic dobrego.
Spojrzałam na dłonie i krzyczałam...zavzęłam krzyczeć
Krzyczałam długo i głośno. Ptaki zdleciały z drzew, a ja wydzuerałam się, aż do momentu w którym nie zaczęło mi sie kręcić w głowie. Do momentu w którym całe gardło nie było zdarte, a ja nie padłam z sił prosto w ramiona zdenerwowanego chłopaka.

***narrator POV

Jeszcze zanim odleciał ostatni ptak dookoła Charlen rozniosła się pomarańczowa aura. Rozleciała sie niewidocznym dla zwykłego stworzenia smugami w stronę lasu wody i gór.

- Nie! - Krzyknęła ciszej kiedy leżała wyczerpana w ramionach księcia.

- R...Rada ich...ich dopadła... - Załkała i spojrzała w ciemne oczy towarzysza.

- Rada nie skrzywdziłaby nikogo z rodziny królewskiej. - Powiedział pewny swego.

- Pn pomagał skazańcowi, a to jest zdrada książę...

- Nikt nie ma prawa! Nikt nie ma prawa dotknąć rodziny krolewskiej! - Krzyknął wstając tak gwałtownie, że dziewczyna musiała podeprzeć się rękami by nie upaść.

- Każdy kto chociażby dotknie mojego brata...zginie.

***Charlie POV

Minęło dokładnie 3 godziny, a ja drżałam za każdym razem gdy jakieś zwierzę przebiegło przez las. Sandro rozpalił ogień, którego kolor mienił się na niebiesko fioletowy. Po chwili dołożył jeszcze kilka gałązek, a ogień wytworzył złotawy dym.

- Nie mamy na to czasu Sandro... - Ziewnęłam.

- Musimy iść. - Powiedziałam przymykając oczy.

- Mhm... w takim stanie najlepsze gdzie możesz iść to spać.

- Wilki to... - Ziewnęłam przeciągle.

- Nocne stworzenia... - Powiedziałam przewracając się na bok i leżąc na trawie.

- Jasne. Jeżeli nie szaleją w dzień, a my zbadaliśmy cały las. - Powiedział z powagą. Spojrzał na mnie i westchnal.

- Dobranoc księżniczko. - To ostatnie usłyszałam jak przez mgłę i już po chwili spałam.

***

Obudziło mnie coś mokrego na mojej twarzy. Otworzyłam oczy i zobaczyłam ośliniony pysk. Ohyda. Poderwałam się i stanęłam na przeciwko tego czegoś. Było ogromne i włochate. Kątem oka widziałam, że książę jeszcze śpi. Zastanawiałam się jak mam go obronić kiedy po zamianie jestem dwa razy mniejsza od tego wielkiego psa. Złapałam kij, ale on tylko kłapnął szczęką, a pół patyka odleciało dwa metry dalej. Jęknęłam widząc, że to coś nie chcę się odsunąć. Może jak się zamienię to pobiegnie za małym stworzonkiem. Przynajmniej nie zostanę osądzona o zabicie drugiego księcia. Sama się pchałam teraz jest w niebezpieczeństwo. Postawiłam jedną nogę trochę bardziej do tyłu i pobiegłam w przeciwną stronę do bestii by po chwili się zamienić.

***Sandro POV

Obudziłem się słysząc dziwne warki po chwili zauważyłem jak dziewczyna rozbiegła się i skoczyła na brązowo-czarną bestię. Jej ciało pokryła sierść o naprawdę ładnym rudym kolorze, a z głowy wyrósł olbrzymi pysk. Zaczęła z tym czymś walczyć. Ujrzałem w niej legendarną bohaterkę. Dawno temu kiedy jeszcze Kopytni mieli sojusz z wilkami. To właśnie one broniły królestwa Regnum la Valictea. Wilki były jedynymi wojownikami, które mogły ochronić je przed większymi bestiami bo prawda jest taka, że poza rogami nie mamy nic do obrony.

Dziewczyna złapała jego szyje w zęby i trzymała na dole dopóki jego oczy prawie całkiem nie odwróciły się do tyłu. Wtedy to puściła, a ono odbiegło w las. Dysząc delikatnie położyła się na trawie i wetchnęła co w wykonaniu wilka było całkiem zabawne.

- Wszystko w porządku? - Otworzyła pysk, a potem zamknęła go kładąc głowę na łapach.

- Więc tak wygląda twoja naturalna postać? Wyjątkowo...inaczej. - Uśmiechnąłem się, a ona pomachała ogonem i zastrzegła uszami. Wyglądała jakby się uśmiechała co było w sumie całkiem prawdopodobne.

***Charlie POV

Czułam się jak nowa: taka żywa i duża! To było niesamowite! Kochałam moją wilczą postać i nie oddałabym jej nawet za zakaz spożywania galaretki na świecie! Wstałam i otrzepałam się. Przemieniłam się w człowieka, a moje włosy opadły delikatnie na plecy. Westchnęłam.

- Tęskniłam za tym. - Powiedziałam do chłopaka, a on spojrzał na mnie i uśmiechnął się delikatnie. Pierwszy raz odkąd razem wyruszyliśmy. Wstałam.

- Powinniśmy iść zanim jeszcze kogoś tu spotkamy. - Podniosłam bluzę, którą byłam przykryta i spojrzałam na niego. Stał wiążąc drobne gałązki w bukiety.

- Ruszajmy. - Powiedział i ruszył za mną po drodze zamieniając się w pokaźne zwierzę. Również się zamieniłam. Słyszałam, że kiedyś kopytni konkurowali z wilkami na dawnych zawodach olimpijskich. Zacięci rywale do czasu odkrycia, że to istoty, a nie ludzie. Powłóczyłam łapami i co chwile patrzyłam na to jak majestatycznie unosi głowę i wypina pierś. Przechodziliśmy obok wielkiego jeziora i czułam jak wilgotnieje mi sierść. Gdyby nie ta głupia bieganina za Zoe i cała ta afera z jej wilkołactwem siedziałabym teraz razem z Sebastianem w ciepłym sweterku na ławce przed domem popijając fioletową fantę. Tak bardzo za nim tęskniłam. Mając na uwadze to, że był człowiekiem nie mogłam go zabrać bo mógłby źle kończyć. A był przecież moim wszystkim...

- Już niedługo ich znajdziemy. - Odezwał się, a ja wyprostowałam się wytrącona z moich przykrych myśli.

- Obiecuje. - Spojrzał na mnie z troską w swoich jelenich oczach na co kiwnęłam głową.

- Mam nadzieje...







RP pisane z antonina11123

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top