25.
*** Charlie POV
Nie mogę uwierzyć... pomimo tylu dni ciszy i tego ze sprzeciwiłam się Królowi ona znów mnie zdradziła chodź o tym nie wiedziała.
- Jesteś wspólnikiem Szpenio. - Powiedział chłopak, który wszedł do pokoju w którym siedziałam. Ostatnio Rada była daleko od naszego stada przez co musiałam zostać na terenie stada Króla przez jakiś czas.
- Zamknij pysk kundlu. - Warknęłam na co ten zaśmiał się.
- Obrażasz mnie marcheweczko. Ja jestem kotem, a nie kundlem. -
- Odwróciłam się i otarłam oczy.
- Ej Szpenio? Charlen? - Podszedł do mnie i uścisnął tak, że poczułam się o niebo lepiej.
- Kiedy pomyślę, że mogła coś zrobić Collinsom albo Laurencemu...to...to... - Oczy i spojrzenie przyćmiła mi dziwna mgiełka. Kolor moich tęczówek zmienił się z zielonego na brązowy, a potem zaczęłam warczeć.
- Posłuchaj musisz ją znaleźć prawda? - Wzięłam głęboki wdech.
- Jasne, że muszę. - Zamieniłam się w lisa i spojrzałam na chłopaka. Kiwnełam głową i pobiegłam w stronę lasu.
***
- Rządam wizyty z księciem albo królem i nie odejdę stąd dopóki mnie nie wpuścicie! - krzyknęłam. Stałam zła przed wodospadem. Prezedemną stanął wysoki jeleń ze znakiem na lewej nodze. Przyjrzał mi się i zamienił w chłopaka. Popatrzył na mnie.
- Jesteś tą przeklętą Szpenio. - Otrzepałam się.
- Tak. - Odparłam krótko.
- Musisz stąd odejść. - Odwróciłam się, a on szybko ubrał granatowy mundur.
- Przejście jest zamknięte. Zostało zniszczone przez wybuch od środka. Odbudowa może potrwać. Lepiej odejdź. Laurence potrzebuje twojej pomocy, a TY powinnaś się zająć tym człowiekiem.
- Wrócę tu. - Powiedziałam pewnie, a on uśmiechnął się.
- Będę czekać.
***
- Kochanie co robisz? - Sebastian oparł brodę na moim ramieniu. Trzymał w ręce czarną kawę, która strasznie śmierdziała.
Podniosłam się i wytarłam ręce w szmatkę leżącą na stoliku obok.
- Wymieniałam pasek. A ty? Co robiłeś?
- Budowałem niespodziankę. - Przekrzywiłam głowę, a moje włosy siegajacce prawie do tyłka zleciały na prawą stronę.
- Jaką? - Zapytałam, a potem zabrałam mu kubek. Nachyliłam się nad nim po czym zmarszczył nos przez ten potworny zapach. Wylałam ją na trawę.
- Ja to piłem!
- Nie. Coś co śmierdzi jest nie do picia. Jaką niespodzianką? - Wróciłam do tematu.
- Nie powiem ci. - Uśmiechnął się dumnie opierając ręce na biodrach. Przysnęłam się do niego i przekrzywiłam głowę po czym spojrzałam oczami szczeniaczka.
- Nie działa już to na mnie. Niczego sie nie dowiesz. Jesteśmy ze sobą 4 miesiące już się przyzwyczaiłem. - Powiedział na co prychnęłam i podeszłam do stolika by wziąć stamtąd maść do czyszczenia rąk.
- Czeka mnie dużo pracy poczekasz na mnie?
- Nie wiem. - Powiedziałam wystawiając przed sobą dłoń i oglądając ją dokładnie. Kiedy spojrzałam między palce cofnęłam się wystraszona wpadając na Sebastiana, który mnie złapał i spojrzał na to co ja. Przed nami stała dziewczyna o czarno-złotych skrzydłach. Wyglądała jak anioł gdyby nie ta czerń. Dookoła niej było pełno krwi, która ciekła z wielkiego skrzydła. Na głowie miała wystające rożki, a jej brązowe włosy spadały jej na oczy. Oddychała miarowo zgięta delikatnie trzymała lewą ręką prawe ramię. Mówiła coś, a przed nią pokazywały się znaki, które z czasem pękały.
- Salve? - Powiedziałam niepewnie, a kiedy spojrzała na mnie w miare wyprostowała się na co wtuliłam się w bok Sebastiana kładąc reke na jego klatce piersiowej.
- Musze znaleźć...Zoe... - Powiedziała i padła na ziemie jak długa.
***
Obwiązywałam bandażem skrzydło dziewczyny gdy ta leżała na kanapie w Podzamczu i spała. Spojrzałam na zmieszanego Tiana.
- Wyjdzie z tego.
- Nie o to chodzi. - Powiedział przyglądając jej się.
- Nasz dom przyciaga same kłopoty, a każdy kto tu przybywa chce dopaść Zoe.
- Myślałam, że chodzi o coś innego, a Ty się... o nią tak martwisz... - Odsunęłam się od dziewczyny i odwróciłam głowę. Chłopak patrzył na dziewczyne pakując przy okazji bandaże.
Wyszedł natomiast ja obserwowałam drgajace skrzydła nieznajomej, jej spokojną twarz i zamknięte oczy.
Bluzka opinała jej talię, a ciemne dżinsy - biodra. Nawet ja byłam w stanie stwierdzić, że jest ładna oraz pewno chłopaki na nią lecą. Podniosłam się, a kiedy chciałam zobaczyć jak się trzymają bandaże ona gwałtownie podniosła się do siadu prostując skrzydła. Oddychała ciężko i miała gorączkę. Przyniosłam mokry ręcznik i położyłam jej na czole uprzednio odwracajac ją na plecy. Oczywiście uważałam aby nie uszkodzić bardziej skrzydła.
***
Usiadłam na ziemi i głaskałam kota, który zadomowił sie w domu. Z nieznanych powodów uznał go za swój. Tian stanął nade mną pochylił się. Popatrzył na mnie chwilę i podniósł w stylu panny młodej.
- Co ty robisz? - Wzdrygnęłam się, ale to Sebastian, który nic by mi nie zrobił. Położył mnie na moim łóżku i sam położył się obok. Zaplotłam rece na piersi. Nie odzywałam się, a on położył głowę na moim brzuchu i zaczął kreślić na nim kółka. Westchnął głośno.
- Czemu jesteś zła? - zapytał ciągnąc za frędzle przy mojej bluzce.
- Nie jestem.
- To samo mówiłaś 2 godziny temu gdy wróciłem do Podzamcza. I od tej pory się nie odzywasz.
- Naprawdę Zoe jest dla ciebie taka ważna?
- Oto ci chodzi? - Zawisł nade mną, a ja wplotłam ręce w swoje wlosy.
- Jesteś dla mnie naaaaajważniejsza. - Przeciagnął.
Uśmiechnęłam się i dźgnęłam go w nos. Zmarszczył go i zrobił zeza na co się zaśmiałam. Pocałował mnie w policzek. położył się obok w momencie kiedy drzwi się otworzyły. Stanął w nich pan Collins.
- Co ja wam mówiłem?
- Nie całować sie w salonie i przy kominku. - Powiedzieliśmy w tym samym czasie, a on zmierzył nas wzrokiem.
- Chodziło mi o cisze nocną. -
Czułam jak czerwień wpływa mi na policzki.
- Jest już po kolacji i po ciszy nocnej. Idźcie spać. Sebastian nie masz swojej sypialni?
- A...musze pomóc Charlie. Poczytam jej do snu. - Spojrzał na ojca, a on z śmiechem w oczach próbując się nie roześmiać kiwnął głową. Wyszedł, a Sebastian zawisł znowu nad moją osobą i uśmiechnął się szeroko. Kiedy pochylił się żeby mnie pocałować odsunęłam głowę, a on uderzył łbem w poduszkę. Zaśmiałam się rozbawiona na co mruknął coś w poduszkę gniewnie. Przewróciłam go na plecy i położyłam sie na jego brzuchu.
- Musisz zostać. Jesteś moją poduszką. - Przytuliłam się do niego zamykając oczy. Zaśmiał się i podniósł na co krzyknęłam niezadowolona.
- Musze się przebrać. Ty też. Już, już malutka. - Tym razem dałam mu się pocałować i niechetnie się od niego odsunęłam skamląc cicho.
- Zaraz wrócę. - Dodał i wyszedł. Przebrałam się w krótkie spodenki i podkoszulek na ramiączkach. Kiedy chłopak wrócił ja zaplatałam włosy w warkocza. Podszedł do mnie i w odbiciu lustra zauważyłam, że jest w samych spodenkach.
- Twój Tata nie bedzie zadowolony. 😌
- Jesteś moją dziewczyna czy jego? -
Zaśmiałam się i pociagnęłam go w stronę łóżka. Położyłam się tak jak leżałam wcześniej na jego klatce i po chwili usnęłam.
Czerń zalała mój obraz. Widziałam Zoe, która śmieje się wraz z tym ksieciem kopytnych. Siedzą razem, a kiedy próbuje podejść za mna staje dziewczyna ze skrzydłami.
- Zoe! - Krzyczy i podbiega do niej pomimo bólu złamanego skrzydła.
- Zoe wreszcie Cię znalazłam! Posłuchaj już wiem! Wiem jak ci pomóc mam sposób na to by zdjąć z ciebie wilkołaczą klątwe! Znów bedziesz pelnokrwistum wilkorem! Cała klątwa zniknie!
***
Podniosłam się do siadu i spojrzłam na śpiącego Tiana. Po cichu wyszłam z pokoju i ruszyłam do Podzamcza i przyjrzałam się siedzącej dziewczynie.
- Kim jesteś? - Zapytałam, a ona uśmiechnęła się delikatnie chociaż mroczno.
- Jestem jej strażniczką...
Rp pisane z antonina11123
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top