Rozdział 8

 Głośne chrapanie wyrwało mnie ze snu. To brzmiało gorzej od piły łańcuchowej.

 Rozwarłam powieki i wyprostowałam się. Okazało się, że spanie na fotelu to nie był najlepszy pomysł, ponieważ czułam się koszmarnie. Wszystkie mięśnie mnie bolały. 

 Spojrzałam na źródło iście demonicznego dźwięku. Na podłodze spał sobie Roberto. Jedna ręka spoczywała na kanapie, a druga na jego głowie. Jego oko ozdabiał piękny siniec. Byłam z siebie dumna.

 Cichutko zachichotałam i wyprostowałam nogi, aby wstać i pójść w poszukiwaniu łazienki. Na prawdę miałam pilną potrzebę. Dodatkowo czułam, że muszę chociaż trochę się ogarnąć.

 Głośno ziewnęłam i ruszyłam w stronę schodów. Na piętrzy, na którym się znajdowałam, nie było żadnych drzwi. Zgadywałam, że cała reszta musi znajdować się gdzieś indziej.

 Poszłam schodami na górę i rozejrzałam się dookoła. Tam również dominowała szarość i biel. 

 Idąc dość szerokim korytarzem, zaglądałam do każdego pokoju. Było ich aż trzy. Dwa gościnne i chyba sypialnia Włocha, ponieważ ona różniła się od innych. Jak przystało na samca alfa, wszędzie czerń, bo przecież czerń to kolor jego duszy. Ogromne łóżko, aby zmieścić swoją szeroką dupę. Dodatkowo przepiękny widok z okna, po to, żeby popatrzeć na budynki ludzi biedniejszych od ciebie. Oczywiście najważniejsze jest lustro. To ono pełni najważniejszą funkcję. Codziennie z rana trzeba przed nim stanąć i wpatrywać się w swój nieprzeciętny seksapil, którym aż się kipi. Żadna samica nie przeszłaby obojętnie koło takiego ciacha. 

 Nareszcie trafiłam do upragnionego miejsca, które znajdowało się na końcu korytarza, najdalej, aby takie osoby jak ja, mogły napatrzeć się na bogactwo wnętrz.

 Weszłam do środka i zamknęłam drzwi. Stanęłam przez zwierciadłem i doznałam prawdziwego szoku. Włosy przypominały istną szopę, a makijaż się rozmazał pod oczyma i widniały pod nimi czarne smugi z tuszu, który okazał się beznadziejnie nietrwały.

 Wodą i ręcznikiem wytarłam wszystko z twarzy, która zaczęła wyglądać ludzko, a nie jak z horroru.

 Zaglądałam do każdej szafki, ale niestety nigdzie nie było grzebienia. Jestem świadoma tego, że nie należy grzebać w kogoś rzeczach... 

 Palcami próbowałam rozplątać kołtuny, które nie dawały za wygraną i musiałam dużo wycierpieć przez nie.

 Po dziesięciu minutach byłam zadowolona z efektu. Jeszcze tylko załatwiłam sprawy fizjologiczne i byłam gotowa na spotkanie z lwem.

 Zeszłam do salonu i stanęłam jak wryta. 

 Przede mną znajdowała się starsza kobieta, na oko siedemdziesiąt lat. Trochę niższa ode mnie, z białymi włosa spiętymi w kok. Jej twarz była cała pokryta zmarszczkami. 

 Ale muszę przyznać, że wyglądała nieźle w granatowej garsonce.

 - Yyy... - Splotłam palce z tyłu pleców. - Dzień dobry. - Posłałam krzywy uśmiech.

 Nie wiedziałam jak ona zareaguje, że w mieszkaniu Roberto jest jakaś obca kobieta.

 - Dzień dobry. - Spojrzała na mężczyznę i się zaśmiała. - Widzę, że mój wnuczek znowu był na jakiejś imprezie - Skrzywiła się. - Czasem się zastanawiam, czy dobrze zrobiłam oddając mu firmę. - wymamrotała.

 Tym to mnie zaskoczyła. Po pierwsze, przede mną stała babcia Włocha, po drugie ona była byłą szefową firmy. To oznaczało, że spotkałam kolejnego milionera.

 - Jesteś kolejną dziwką Roberta? - Zwróciła się do mnie.

 Zatkało mnie. Ona myślała, że spałam z tym całym bucem. Czy ja wyglądałam na łatwą? Przecież mnie on nawet nie kręci. Nie mój typ faceta. Musiałam wszystko jakoś wytłumaczyć. Nie podobała mi się łatka dziwki.

 - Nie... - Skrzywiłam się. - Jestem... 

 I nie wiedziałam co powiedzieć. Przecież nie mogłam oznajmić, że jestem jego żoną i spotkałam go przez przypadek na imprezie i mnie obmacywał.

 - Koleżanką. - Skrzyżowałam ramiona. - Byłam w klubie i przez przypadek napotkałam Roberto, który trochę przesadził z alkoholem. - westchnęłam. - Zadzwoniłam do szofera, żeby go zabrał do mieszkania. Nie mogłam zostawić Roberta samego, więc pojechałam z nim. W apartamencie postanowiłam, że sama sobie poradzę i podziękowałam mężczyźnie za pomoc. Następnie próbowałam zaciągnąć Roberta na sofę, ale nie dałam rady, więc został na podłodze. - Wskazałam na chrapiącego makaroniarza. - Sama zasnęłam na fotelu, bo to przecież nie mój dom, żebym mogła zająć jakiś pokój.

 Nie byłam pewna, czy cała historia brzmi wystarczająco wiarygodnie. Musiałam trochę nazmyślać dla staruszki. Chciałam, żeby cała sprawa z małżeństwem została między mną, a Włochem.

 - Och, przepraszam... - Podeszła do mnie. - Gdybym wiedziała, że jesteś jego koleżanką, nie obraziłabym cię.

 - Nic nie szkodzi. - Uśmiechnęłam się.

 - Nazywam się Dorotea Ferro i jestem babką tego niewdzięcznego członka mojej rodziny. 

 Podobał mi się sposób w jaki wyrażała się o swoi wnuku. 

 - Kate Bennett. - Wystawiłam dłoń przed siebie.

 Staruszka zamiast uścisnąć dłoń, wspięła się na palce i złapała w ręce moją twarz, a następnie dwa razy pocałowała mnie w policzki.

 - Piacare. - zwróciła się do mnie w języku włoskim.

 Kompletnie nie wiedziałam co owe słowo oznacza.

 Czułam się dość niezręcznie. Nie chciałam tego wszystkie kontynuować. Okłamywanie starszych pań nie jest miłe.

 - Ja już powinnam iść. - Ominęłam kobietę, ale ona złapała mnie za ramię.

 - Nie śpiesz się, prego. - Znowu użyła jakiegoś zwrotu w innym języku.

 - Naprawdę muszę iść. - oznajmiłam.

 - Prego, zostań. - Spojrzała na wnuka. - Potrzebuję pomocy przy robieniu jedzenia dla nipote, przy okazji porozmawiamy.

 Bałam się, że Dorotea domyśli się, że kłamię, ale z drugiej strony chciałam zobaczyć minę Roberto, gdy ujrzy mnie i swoją babcie. Jednak z trzeciej strony nie chciałam mieszać kobiety w to wszystko.

 - Dobrze... - rzekłam.

 - Grazie Kate. - Uśmiechnęła się i poszła do kuchni, a ja za nią.

 Pomieszczenie nie odstawało wyglądem od reszty apartamentu. Szafki z ciemnego drewna, białe blaty, nowoczesna kuchenka, duża lodówka, niewielkie kinkiety na białych ścianach.

 Na małym stoliku stała reklamówka do której podeszła kobieta i zaczęła wyjmować produkty.

 - Jestem mistrzynią w robieniu spaghetti bolognese. - powiedziała z dumą w głosie. - Niestety, ale te dzisiejsze jedzenie w sklepach jest ohydne. - Skrzywiła się. - Sama robię paste i przecier pomidorowy. Dodatkowo z własnego ogródka zrywam warzywa, a mięso kupuję jedynie od zaufanych rzeźników.

 Niesamowita była ta staruszka. Byłam również zaskoczona faktem, iż pomimo pieniędzy, zachowuje się jak normalny człowiek i ma nawet własny ogródek.

 - Kiedyś Roberto ciągle przyjeżdżał do mnie, do Włoch. Kochał nasze miasteczko. Niestety z chwilą, gdy przepisałam na niego firmę, zmienił się. - Oparła się o ścianę. - Życie milionera uderzyło mu do głowy. - Cicho zachichotała. - Staram się jak najczęściej go odwiedzać.

 Zrobiło mi się jej bardzo szkoda. Jak bardzo trzeba być egoistą, żeby tak traktować swoją babcię? Przecież to niedorzeczne, dodatkowo przecież Włosi słyną z rodzinności. 

 - Jest jak jego ojciec, normalnie dwie krople wody, puttana. - Ostatnie słowo wypowiedziała tak jakby było to przekleństwo. - Obaj są kobieciarzami. - mruknęła. - Roberto ma już trzydzieści trzy lata! - Walnęła pięścią o blat. - Chciałabym kiedyś poznać prawnuki.

 Znała mnie raptem kilka minut, a mówiła z taką swobodą. 

 - Ale koniec rozpaczania. - Odwróciła się plecami do mnie. - Pora zrobić spaghetti.

 Po tych słowach zajęłyśmy się wszystkimi składnikami.

 Podczas gotowania, kobieta opowiadała mi parę śmiesznych historii makaroniarza. Dowiedziałam się, że kiedyś chciał być jak Romeo i wyznać miłość dla dziewczyny, stojąc pod jej balkonem. Niestety pech chciał, że stanął pod złym balkonem i wygłaszał swoje wyznania dla matki owej dziewczyny.

 W młodości nosił okulary, które wyglądały jak wieczka od słoików i pewnego dnia zdenerwował się, bo były one zbyt wielkie i wszyscy go wyśmiewali, więc rzucił okularami o ścianę, a one się odbiły i trafiły chłopaka prosto w czoło i rozcięły skórę.

 Rozmawianie z Dorotea było przyjemne, a przy każdej z opowieści towarzyszyła salwa śmiechu.

 Jednak nasza sielanka nie trwała długo...

 - Buongiorno, nonna. - Usłyszałam głos Roberta. - Co robisz o... - Przerwał gdy mnie zobaczył.

 Jego mina była bezcenna. Rozdziawił buzię i gapił się wprost we mnie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top