Rozdział 5
Niesprawdzony rozdział
=================
Byłam zdenerwowana, nie... Wkurzona. Jedną rzeczą, jaką pragnęłam, było wyjaśnienie tej całej sytuacji. Nie myślałam, że spotkam mężczyznę, który nawet nie będzie chciał mnie wysłuchać. Postanowiłam za wszelką cenę zmusić go do rozmowy ze mną, która się nie skończy wyrzuceniem mnie z budynku. Czy ja aż tak wiele chciałam?
Jakimś cudem udało mi się złapać wolną taksówkę. To odrobinę poprawiło mój marny humor. Przynajmniej nie musiałam ponownie tyle chodzić. Moje nogi i tak już wiele wycierpiały. Wycierpiały po to, aby spotkać egoistycznego Makaroniarza. Makaroniarza... Jak to pięknie brzmiało. Idealnie do niego pasowało. Stwierdziłam, że będę tak na niego mówiła. A niech te jego ego odrobinę pocierpi. Dobrze mu tak.
Droga do hotelu nie trwała jakoś bardzo długo. W tym czasie zdążyłam zadzwonić do Emily i opowiedzieć jej o zaistniałej sytuacji. Sama była w lekkim szoku, chociaż po chwili stwierdziła, że mu się nie dziwi. Ona sama pewnie by tak zareagowała. Prychnęłam słysząc jej wypowiedź. Roberto mógł zamienić ze mną więcej słów, a nie uznawać mnie od razu za jakąś dziwkę, czy coś w tym stylu. W ogóle to stwierdzenie, że byłam kobietą, która kiedyś z nim spała, było przegięciem. Szanowałam się. Za żadne skarby nie poszłabym z nim do łóżka. Nie należałam do jakiś panien lekkiego obyczaju.
W mojej głowie kłębiło się wiele myśli. Nie chciałam się posuwać do jakiś radykalnych rozwiązań. Jeszcze by brakowało, żebym miała policję na głowie. Jednak z drugiej strony... Mogłam przecież zaryzykować. Zrobić na złość mężczyźnie. Najwyżej poniosę konsekwencję swoich czynów. Przynajmniej będę żyła ze świadomością, że osiągnęłam zamierzony cel. Jakkolwiek to brzmi...
Gdy znaleźliśmy się pod budynkiem, poprosiłam kierowcę, aby na mnie poczekał. Wyskoczyłam z auta i pobiegłam w stronę drzwi. Gdy tylko przekroczyłam próg, ruszyłam w stronę swojego pokoju. Spakowałam wszystko do walizki. Na końcu omiotłam pomieszczenie, czy aby niczego nie zapomniałam. Następnie zamknęłam drzwi i się wymeldowałam w recepcji.
Ponownie wsiadłam do taksówki. Opisałam mężczyźnie hotel, który widziałam w centrum miasta. Pamiętałam, że znajdował się mniej więcej koło jakiegoś parku. Wyglądał na bardzo kosztowny. O to mi chodziło... Już czułam nadchodzące konsekwencję. Jednak niezbyt zwracałam na to uwagę.
Po tym, gdy podjechaliśmy pod hotel, podziękowałam kierowcy i dałam mu należytą sumę pieniędzy. Szybkim krokiem przeszłam przez obrotowe drzwi. Dobra... Musiałam przyznać, że hol wyglądał wręcz bosko. Niczym z jakiejś bajki. Podłoga zrobiona z złotawych kafelków, szare ściany przyozdobione kolumnami wyciągniętymi jakby z starożytnej Grecji. Natomiast obrazy, które wisiały, wyglądały tak bardzo... Drogo. Pewnie malowali je sami, znani artyści. Niby byłam przyzwyczajona do takiego przepychu, bo wychowałam się w takich warunkach, jednak i tak byłam podekscytowana.
Podeszłam do kobiety, która stała na recepcji.
— Dzień dobry. — Uśmiechnęłam się. — Chciałabym zarezerwować pokój na sześć dni.
Spojrzała na mnie lekko zniesmaczonym wzrokiem. Ach... Kompletnie zapomniała o swoim ubraniu, które nie wyglądało jakoś bardzo szykownie. Wyleciało mi to z głowy. Przecież to właśnie o tym powinnam na początku pomyśleć. Nie no... Uwielbiałam moją głupotę.
— Dzień dobry, pani — powiedziała poważnym tonem. — Oczywiście. — Spojrzała na ekran komputera. — Proszę podać imię i nazwisko.
— Kate Elizabeth Be... — zatrzymałam się. — Kate Elizabeth Ferro — poprawiłam się.
Było blisko. Musiałam posługiwać się nazwiskiem Makaroniarza. Co jak co, ale byłam jego żoną. Nie mogłam zapomnieć o swoim małżonku i jego pięknym nazwisku. To było takie oczywiste...
— Ferro? — Ponownie skierowała wzrok na moją osobę.
— Tak. — Kiwnęłam głową. — Moim mężem jest Roberto Ferro.
Starałam się nic nie pomylić. Po mnie można się wszystkiego spodziewać. Raczej należałam do osób z tendencjami do podejmowania głupich decyzji. Bardzo łatwo było to zauważyć. No, ale niestety nic nie mogłam na to poradzić. Należało jakoś z tym żyć. Jakkolwiek to idiotycznie brzmi...
— Czy mogę prosić o pani dowód? — Spojrzała na mnie niepewnie.
— Niestety, ale niedawno wzięliśmy ślub... — Skrzywiłam się, a następnie na blacie położyłam to o co prosiła i jeden z dokumentów, na którym było napisane, że Makaron był moim mężem. - Jeszcze nie zdążyłam zmienić nazwiska.
Recepcjonistka chwilę popatrzyła na to co jej dałam i powpisywałam wszystko do komputera. Na jej twarzy nadal było wypisane zaskoczenie. Chociaż... Nie dziwiłam się. Przecież gdyby Roberto się ożenił, to pewnie wszyscy by o tym wiedzieli. Trąbiliby w mediach.
Kolejną kwestią był fakt, iż... Czemu żona milionera szuka pokoju w hotelu? Przecież z pewnością powinna mieszkać w jakiejś willi za miastem. Jednak miałam nadzieję, że nie będzie zadawała żadnych, zbędnych pytań.
— Płaci pani gotówką, czy kartą? — Podała mi moje dokumenty.
— A można na rachunek męża? — Spojrzałam na kobietę.
— Tak, oczywiście. — Ponownie zaczęła stukać palcami o klawiaturę. — Proszę, oto pani karta do apartamentu numer sto dwanaście na szóstym piętrze. — Położyła ją na blacie.
Od razu wzięłam kartę do swojej dłoni i się szeroko uśmiechnęłam.
— Do widzenia — powiedziałam zadowolona.
Powolnym krokiem weszłam do oszklonej windy i wybrałam odpowiednie piętro. Musiałam przyznać, że nigdy nie byłam fanką tego czegoś. Zawsze miałam wrażenie, że ona spadnie, albo się zablokuje. Jednak nie widziałam siebie taszczącej walizki po schodach.
Będąc na odpowiednim piętrze zaczęłam szukać pokoju. Nie było dużego wyboru, bo było tylko troje drzwi. Znalazłam odpowiednie i przesunęłam kartę po czytniku. Po chwili zamek ustąpił i nacisnęłam klamkę.
Chciałam jedynie zwykłej sypialni, a przed oczyma miałam salon, który był większy niż całe moje mieszkanie. Podłoga wyłożona drewnianymi panelami, śniła na połysk. Kremowe ściany otaczały mnie ze wszystkich stron. Zamknęłam za sobą drewnianą powłokę, aby rozejrzeć się po pomieszczeniu. Walizkę oparłam o komodę. Ruszyłam w głąb apartamentu.
Po środku stała skórzana, biała kanapa i pasujące do niej fotele, pomiędzy którymi znajdował się szklany stolik. Na ścianie wisiał ogromny telewizor. Nigdy takiego wcześniej nie widziałam. Po prawej stronie w dużym akwarium pływały tropikalne ryby. Były w przeróżnych kolorach.
Nagle spostrzegłam kolejne drzwi, które po prostu musiałam otworzyć. Zdjęłam trampki i rzuciłam je w kąt, a następnie weszłam do boskiej sypialni. W samym centrum stało łóżko w którym mogły się zmieścić jakieś cztery osoby. Krwistoczerwone ściany zostały przyozdobione obrazami przedstawiającymi martwą naturę. Zgadywałam, że zostały namalowane przez jakiś znanych artystów, których dzieła są warte więcej niż gabinet dentystyczny mojego szefa.
Stopę zatopiłam w puszystym dywanie i rozsunęłam szafę. Było tam wiele miejsca na ubrania. Byłam zaskoczona, że nigdzie nie było garderoby. Jeżeli to był mały apartament, to wolałam nie wiedzieć jak wyglądał duży.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top