Rozdział 3.2
Limuzyna zawiozła nas pod oszklony wieżowiec. Po wejściu do środka zostaliśmy pokierowani do windy, a następnie do sali, w której mieściło się miejsce do nagrywania. Dookoła kręciła się masa osób. W centrum znajdowała się kremowa sofa, fotel w tym samym kolorze, a pomiędzy nimi stolik. Bardzo podobała mi się oszklona ściana. Było świetnie widać Nowy Jork.
Starałam się wyglądać na pewną siebie. Nie oddalałam się od Roberto. Musieliśmy chociaż trochę wyglądać jak małżeństwo. To przychodziło nam z lekkim trudem. Oboje nie byliśmy do tego przyzwyczajeni.
Po chwili podeszła do nas młoda dziewczyna i poprosiła o zajęcie krzeseł, które znajdowały się naprzeciwko luster. Najpierw zajęła się mną. Poprawiła mój makijaż, a włosy dodatkowo spryskała lakierem. Dla Roberto poprawiła fryzurę i nałożyła puder na twarz, aby mu się nie świeciła. Trochę to zabawnie wyglądało. Samiec alfa z przypudrowanym noskiem.
Staliśmy sobie przy jakimś ozdobnym drzewku i udawaliśmy, że o czymś bardzo interesującym rozmawialiśmy. Tak naprawdę to nawet nie byłam skora do gadania. Zżerały mnie nerwy od środka. Na domiar złego nagle wyskoczyła przed nami jakaś kobieta.
— Rebecca Atwood. — Wyciągnęła rękę najpierw do mnie, a potem do Włocha. — Dzisiaj będę przeprowadzała z wami wywiad. — Uśmiechnęła się. — Jak samopoczucie?
Nie myślała, że tak szybko ktoś nawiąże z nami rozmowę. Czekałam, aż odpowie jej Makaroniarz. On jednak zdawał się nieobecny. Gdzieś indziej był myślami. Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce.
— Świetne — powiedziałam żywiej. — Bardzo się cieszymy z tego wywiadu. — Przybliżyłam się do mojego „męża". — Prawda, skarbie? — Ostatnie słowo ledwo przeszło mi przez gardło.
Mężczyzna dalej nie reagował. „Delikatnie" szturchnęłam go łokciem. Wtedy oprzytomniał i zdezorientowany rozejrzał się dookoła.
— Prawda, że cieszymy się z tego wywiadu, SKARBIE? — Ponowiłam pytanie.
— Co? — szepnął cicho i skierował wzrok na Rebecce. — Proszę mi wybaczyć. — Chwycił jej dłoń, którą pocałował. — Jestem Roberto Ferro, a oto moja żona Kate Be... — zatrzymał się. — Ferro, Kate Ferro.
— Miło mi państwa poznać. — Zaśmiała się i momentalnie nabrała poważniejszego tonu. — Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że wyraziliście zgodę na wywiad. Nie często zdarza się nam taki temat.
— To my jesteśmy szczęśliwi, że możemy wreszcie rozwieść wszelkie wątpliwości. Uważam, że wasz program jest jednym z najlepszych w kraju. Myślę, iż obie strony osiągnął korzyści z tego wywiadu — mówił spokojnie.
Zaczynała się sztuczka gadka, która miała dowieść o wysokim intelekcie i ogromnym sercu Włocha. Dopiero po pięciu minutach zostawiła nas i poinformowała, że musieliśmy być gotowi za dziesięć minut. W tym czasie wypiłam kawę z automatu. Powoli sączyłam płyn. Starałam się nie myśleć o stresie. Musiałam się czymś zająć.
Razem usiedliśmy na sofie. Staraliśmy się zostawić między sobą taką odległość, żeby nie była ani zbyt daleka, ani zbyt bliska. Zależało nam na naszym komforcie, ale również na opinii innych.
Prezenterka zajęła fotel i założyła nogę na nogę. Dłonią poprawiła materiał ołówkowej spódnicy.
— Wchodzimy za trzy, — krzyczał kamerzysta — dwa, jeden. — Machnął dłonią dając znak.
Obiektyw nakierował się na kobietę.
— Witam w naszym cotygodniowym programie. — rzekła. — Dzisiaj w naszym studiu mamy wyjątkowych gości. — Kamera obróciła się w moją i Włocha stronę. — Roberto i Kate Ferro — ogłosiła wesoło. — Od kilku tygodni wszystkich ciekawiło jedno pytanie, czy Roberto i Kate są małżeństwem? Moi goście odpowiedzą dzisiaj na najbardziej nurtujące was pytania. — Kiedy wzięliście ślub i czemu nie podzieliliście się swoim szczęściem z resztą świata? — zwróciła się w naszą stronę.
— Wzięliśmy ślub dokładnie cztery miesiące. — Chwycił moją dłoń, która była trochę bardzo spocona. — Woleliśmy zatrzymać to w tajemnicy. Nie potrzebowaliśmy rozgłosu. Jednak po tych kilku miesiącach poczuliśmy presję ze strony mediów. Pojawiało się coraz więcej plotek, które były dość krzywdzące dla mojej żony. — Spojrzał na mnie.
— Tak, to prawda... — Udawałam zmartwioną. — Byłam nazywana „nową zabawką milionera". — Skrzywiłam się. — Również panienką do towarzystwa. Nie podobała mi się łatka, którą mi przypięto. — Przegryzłam wargę. — Poinformowałam mojego męża, — kolejne ciężkie słowo do wymówienia — że już nie dam rady i wolę pójść do telewizji, sprostować wszystko.
Nigdy wcześniej nie myślałam, że kłamanie może być takie ciężkie. Świadomość, że oglądało mnie tysiące ludzi, była nieco przerażająca.
— Oczywiście cieszymy się z waszego szczęścia. — Uśmiechnęła się. — Zazdroszczę ci Kate takiego męża. — Roześmiała się. — Trudno takiego spotkać na ulicy. Jak wyglądało wasze pierwsze spotkanie?
Wtedy zaczęła się gadanina Roberto, który dokładnie opisywałam wszelkie okoliczności. Historia wprost wzruszyła prezenterkę. Makaroniarz to był jednak świetny łgarz.
— Czyli można to nazwać miłością od pierwszego wejrzenia, prawda? — zapytała.
— Od samego początku go pokochałam. Może się to wydawać nieco głupie. Jednak ja wtedy wiedziałam, że to partner na całe życie. Jednakże brakowało mi odwagi. W poznaniu Roberto pomogła mi mama, która zaciągnęła mnie do niego siłą. — Zachichotałam jak jakaś idiotka.
W tamtym momencie chciałam wszystko zakończyć. Czułam się głupio. Nerwy dawały o sobie znać.
Po tym nastąpiła seria kilku pytań, przy których się lekko wyłączyłam. Nalałam sobie do szklanki wody z dzbanka, który stał na stole. Dałam dla mężczyzny trochę się pomęczyć z mówieniem. On zdawał się być w swoim żywiole. Rozmawiał jak nadęty. Idealnie udawał zakochanego faceta.
— Możesz nam pokazać swój pierścionek zaręczynowy, Kate?
Wystawiłam dłoń przed siebie. Prezenterka się pochyliła i obejrzała świecidełko. Również kamera się zbliżyła.
— Roberto oświadczył się mi się na wakacjach. Byliśmy wtedy na Karaibach. Spacerowaliśmy wieczorem plażą. Nagle klęknął przede mną i zapytał, czy chciałabym zostać jego żoną. Oczywiście się zgodziłam.
Cóż za oryginalny scenariusz... Zero pomysłowości. Gdybym taką historię usłyszałabym w telewizji to pewnie uznałabym Włocha za nudnego człowieka, który próbował osiągnąć cel w najprostszy sposób.
— Czy podobał ci się ślub? — Dotknęła mojej obrączki.
— Był przecudowny. Zorganizowaliśmy go w domu rodzinnym męża we Włoszech. Wszystko odbyło się w ogrodzie. Pamiętam, że widok był piękny.
— Ale nie tak piękny, jak ty — wtrącił się.
Z całych sił próbowałam nie wybuchnąć śmiechem. Idealnie wparował z tym tekstem. Cieszyłam się z faktu, że nie musiałam dalej ciągnąć bajeczki.
— Wyglądacie na naprawdę zakochanych. — Objęła nas wzrokiem. — No cóż... Mogę wam jedynie życzyć szczęścia. Mam nadzieję, że spotkamy się w przyszłości. Teraz pozostaje nam czekać na wasze dzieci.
Gdy to usłyszałam piłam wodę. Mało brakowało, a bym się nią zakrztusiła. Ja nie planowałam potomstwa z Roberto. Za rok mieliśmy wziąć oficjalny rozwód. Nie było tam miejsca na małe kopie egoistycznego milionera.
— Dziękujemy za zaproszenie nas do programu. — Wstał z kanapy, a ja poszłam w jego ślady.
— To ja dziękuję za wywiad.
Wszystko to trwało raptem trzydzieści minut. Inaczej odczułam upływ czasu. Wydawało się, że minęło kilka godzin. Odetchnęłam z ulgą, gdy wreszcie mogłam opuścić budynek.
Po dłuższym rozmyślaniu doszłam do pewnego wniosku... W przyszłości czekały mnie trudniejsze rzeczy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top