Rozdział 16

 Z grymasem zmęczenia na twarzy, ruszyłam do łazienki. Miałam ogromną nadzieję, że długa, relaksująca i gorąca kąpiel, chociaż w małym stopniu zneutralizuje ból nóg. Nie było szans, żebym w taki stanie gdziekolwiek wyszła. Pewnie nawet nie doszłabym za obręb hotelu. A to wszystko, to była wina pewnego blondyna, który chciał dać mi nauczkę za wcześniejsze zakupy. Jednak wątpiłam, żeby on się tak wtedy zmęczył. Przecież nie ciągałam go po całym mieście, a jedynie po galerii. Jest pewna różnica. 

 Nicolas kazał mi iść kilka kilometrów, a to wszystko tylko po to, żeby zwiedzić jakieś tam atrakcje, które widziałam już milion razy w internecie. Nawet nie pozwolił mi zawołać taksówki, stwierdził, że muszę poczuć ten iście w s p a n i a ł y klimat Nowego Jorku... Aż za bardzo go poczułam. 

 Do wanny nalałam wody i dodałam prawie całą butelkę żelu o zapachu wanilii, żeby zrobić jak największą ilość piany, którą kocham.

 Rozebrałam się, a następnie zanurzyłam w parującej cieczy. Od razu poczułam ogromną ulgę. 

 Wysunęłam nogi przed siebie i wygodnie się ułożyłam. Głowę oparłam o tył wanny. Idealna pozycja do relaksu. Mogłam zapomnieć o całym świeci, no może nie do końca... Dalej męczyła mnie myśl o tej nieszczęsnej kolacji. Tak bardzo nie chciałam na nią iść... Jakoś nie cieszyłam się z tego, że ponownie będę musiała zobaczyć makaroniarza i znowu okłamywać Dorotee. Szkoda było mi staruszki. Ale ten parszywy drań powiedział, że jest chora. Perfidnie zagrał na moich uczuciach. Pewnie domyślił się faktu, iż nie odmówię. Przebiegły, egoistyczny i wkurzający facet. Prawdziwy pan i władca świata. 

 Jak ja kocham go obrażać.

***

 Godzina siedzenia to zdecydowanie zbyt dużo. Nienawidzę pomarszczonej skóry. Po co mi ona jest potrzebna? Jedynie co powoduje, to śmieszny wygląd palców. Kiedyś czytałam, że to jest po to, żeby lepiej chwytać pod wodą. Tak jakby było mi to potrzebne... Przecież ja nawet nie potrafię pływać. 

 Nigdy się tego nie nauczyłam. Prawie całe swoje życie spędziłam na wybrzeżu, ale to jakoś nie spowodowało, że przestałam kiedykolwiek się topić. Jest fajnie, dopóki stopami dotykam dna, a głowa jest na powierzchni. Chociaż... Być ratowaną przez mega przystojnego ratownika, to jest coś... Oddychanie usta - usta... Może warto się topić?

***

 W łazience spędziłam następną godzinę. Głównie tyle czasu zajęło mi czesanie włosów, które okropnie się poplątały. One ciągle są takie. Minusy posiadania długich i gęstych kudłów. Ścięłabym je, ale jednak ich trochę szkoda. Za bardzo się do nich przyzwyczaiłam.

 Kolejną obowiązkową czynnością było ich wysuszenie i ułożenie. To pierwsze poszło mi całkiem sprawnie, ale to drugie już tak średnio. Na początku nie wiedziałam co robić. Może lepiej spiąć, a może jednak zostawić rozpuszczone? Czy jednak zrobić pół na pół? Może warkocz... Albo klasyczna kitka. Na końcu postanowiłam je wyprostować i tyle. Czas mijał, a ja siedziałam w łazience, owinięta ręcznikiem.

 Makijaż poszedł mi całkiem sprawnie. Kilka machnięć pędzlem, trochę tuszu, ociupinkę szminki i gotowe. Im mniej, tym lepiej. Głównie zależało mi na zakryciu śladów zmęczenia. Nie lubię tony tapety na twarzy. Dziwne uczucie... Tak jakby lada moment, to wszystko miałoby się osypać, albo skruszyć. Albo po prostu nie potrafię się malować...

 Na sam koniec zostawiłam najlepszą czynność. Ubieranie się.

 Sięgnęłam po moje nowe ciuszki. Wybrałam przepiękną czerwoną sukienkę z rękawami trzy czwarte. Miała dekolt w łódkę. Góra została ozdobiona malutkimi kryształkami. Najbardziej podobał mi się rozkloszowany dół, sięgający przed kolana.

 Na nóżki wsunęłam cholernie drogie, czarne szpilki od jakiegoś znanego projektanta. Miałam ochotę dodać sobie parę dodatkowych centymetrów. Może dziwnie się czułam... Trochę jak na szczudłach...

 Fajnie jest mieć na sobie rzeczy warte więcej od twojej miesięcznej pensji. Serio. Aż poczułam się biedna.

 Stanęłam przed lustrem i podziwiałam swój koszmarny wygląd. Albo może koszmarny humor...

  Dodatkowo dalej bolały mnie nogi, ale ja oczywiście musiałam założyć takie zajebiste buciki... To głupich świat należy. Ale pocieszałam siebie myślą, że jeżeli Roberto mnie wkurzy, to będę mogła tym obcasem go zabić. O jednego dupka mniej na świecie. Czy można trafić za kratki, za zamordowanie przy użyciu buta?

 Wyprostowałam się i wyszłam z sypialni. A kto siedział na kanapie? Oczywiście Nicolas. Dumny ze swojej zemsty, uśmiechał się w moją stronę. 

 - I jak tam po zwiedzaniu? - zapytał. - Dużo zobaczyłaś? - zaśmiał się.

 - Czy ty nie masz własnego mieszkania? - Podeszłam do niego i wyrwałam mu pilot z dłoni, a następnie wyłączyłam telewizor.

 - Ej! - Wstał i odebrał mi urządzenie. - Mecz oglądałem. - Ponownie włączył plazmę.

 Piłka nożna taka ciekawa... Nie wiem co ludzie w niej widzą. 

 - Kopanie piłki po boisku takie ciekawe... - syknęłam. 

 - Oni zarabiają miliony, a ty ile? 

 - A ty ile zarabiasz, siedząc w moim apartamencie? - warknęłam.

 - Boże... - Przeczesał włosy. - A ty dalej zła o ten mały spacerek?

 Mały spacerek... 

 - Oczywiście, że nie. - Odparłam ironicznie. - Ale jesteśmy kwita. 

 Blondyn zachichotał pod nosem i głośno ziewnął.

 - Kiedy wracasz od tego swojego kochasia? - zapytał po chwili ciszy.

 Chwyciłam torebkę w dłonie i ponownie obejrzałam się w lustrze, czy aby na pewno nie wyglądam za bardzo koszmarnie.

 - Nie wiem. - Poprawiłam niesforny kosmyk i założyłam go za ucho.

 Nie umiałam odpowiedzieć. Wszystko zależało od tego iloma pytaniami mnie zaleje Dorotea. Zgadywałam, że będzie chciała wiedzieć o mnie jak najwięcej.

 - Może wreszcie poznałaś swojego księcia na białym koniu? - Puścił do mnie oczko. 

 Parsknęłam i ponownie wygładziłam materiał sukienki.

 - Zostajesz tu? - zapytałam.

 - Taa... - Wyciągnął nogi przed siebie. - Fajnie tu masz.

 - Tylko pamiętaj. - Skrzyżowałam ramiona. - Nie rób burdelu.

 Nie miałam ochoty wrócić późnym wieczorem, czy tam nocą i zejść na zawał.

 - Za kogo ty mnie masz? - prychnął. - Zamówię parę dziewczynek do towarzystwa i tyle...

 Ignorując jego słowa, spojrzałam na wiszący zegarek, który wskazywał na osiemnastą trzydzieści. Nigdy nie byłam punktualna...

 - Ja lecę. - Cmoknęłam. - Nie biorę karty, ale dobrze ci radzę... - Wymierzyłam w jego stronę palcem. - Lepiej, żebyś otworzył mi drzwi.

 - Oczywiście, kochanieńka. - Wywrócił oczami. 

 Wyszłam z pokoju i szybkim krokiem zmierzałam do windy, a następnie zjechałam nią do holu. Mruknęłam coś do kobiety w recepcji i wyszłam przed hotel. Od razu znalazłam wolną taksówkę i podałam mężczyźnie adres.

***

 Po około dwudziestu minutach jazdy, byłam na miejscu. Wzięłam kilka głębszych wdechów i opuściłam pojazd. Podeszłam do podwójnych drzwi i zastanawiałam się co zrobić. Nie znałam kodu...

 - Zapraszaj kogoś na kolację, nie powiedz mu jak wejść do budynku... - mruknęłam sama do siebie.

 Sięgnęłam klamki i pociągnęłam. Chciałam coś zobaczyć. Byłam bardzo zaskoczona, bo o dziwo drzwi się otworzyły. Czy możliwe było to, że Roberto o mnie pomyślał? 

  Nie tracąc czasu, weszłam do windy i wybrałam odpowiednie piętro. Miałam nadzieję, że pamięć mnie nie zawiedzie i trafię do odpowiedniego mieszkania.

 Ostatni raz wygładziłam czerwony materiał kiecki i wyszłam z pudła, a następnie stanęłam przed drewnianą powłoką. Oblizałam usta i po chwili wyciągnęłam rękę przed siebie i zapukałam.

 Nie musiałam długo czekać. 

 - A myślałem, że jednak nie przyjdziesz... - warknął Włoch.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top