Rozdział 6.

Detektyw pociągnął ją mocno za ramię, a ta prawie się na niego wywróciła. Już dawno by ją wyszarpnęła, gdyby nie to, że Sherlock ją stąd wyprowadza... W stroju policjanta.

- Przepuść mnie - wysyczał w stronę strażnika, który pilnował drzwi wyjściowych.

Tak mało brakuje, by być na wolności...

- Nie dostałem rozkazu...

- Nie widzisz, że to groźna morderczyni? Chcesz, by uciekła? Zamierzasz łamać regulamin? - kąciki ust Holmesa drgnęły leciutko, co wychwyciła momentalnie Harry.

- Nie dostałem rozkazu. - powtórzył dobitnie policjant.

Harriet doszła do wniosku, że trzeba pomóc swemu wybawcy. Uwolniła się z jego uścisku, po czym wgryzła się w dłoń upierdliwego faceta. Kiedy ten ją odepchnął, uśmiechnęła się szeroko, szaleńczo.

- Pobaw się ze mną! Baw się! - zaśmiała się głośno - Dlaczego on nie chce się ze mną bawić, panie policjancie? - szepnęła z udawanym smutkiem, gdy Holmes znów złapał ją za ramię, zaciskając mocniej kajdanki na nadgarstkach.

- Idź z tym diabłem... - wymamrotał poszkodowany, który patrzył się na sine miejsce po ugryzieniu - I błagam, nie przeprowadzaj jej tu więcej.

- Ja debilem? Ja, hę? - fuknęła, wypinając język w stronę strażnika - Ciesz się, że nie odgryzłam ci czegoś innego, kochaniutki. - puściła mu oczko, ciągnięta przez Loczka do drzwi.

- Bye, bye! Do zobaczenia! - zachichotała, na co mundurowego przeszły ciarki.

Wariatka.

***

- Jak niby uciekła? - spytał opanowany Mycroft.

Siedział sobie spokojnie w gabinecie, jedząc dietetyczne ciasteczka. Robiłby to dalej, gdyby nie jego upierdliwy ochroniarz, który wparował do jego gabinetu bez zapowiedzi. Mógłby go bez wyrzutów wylać z roboty, ale bądź co bądź był dobrym pracownikiem i przyniósł ważne wiadomości.

- Na kamerach widać tylko urywki... - mężczyzna wyciągnął pendrive z kieszeni i wsadził go do laptopa szefa - Nie widać twarzy. Nawet strażnik mówi, że mu się nie przyglądał.

Mike otworzył folder ze zdjęciami "policjanta", które były zrobione podczas odtwarzania nagrań. Ten porywacz strasznie przypominał mu jego braciszka, dlatego chwycił w dłoń telefon, i wystukał odpowiedni numer.

Jeden sygnał...

Odbieraj.

Drugi sygnał...

Zabiję cię kiedyś.

Trzeci sygnał...

- Halo? - głos po drugiej stronie był nieco zdyszany, jakby jego brat dopiero co biegł.

- Dlaczego uwolniłeś więźnia numer 203? - Mycroft wstał z fotela, by przejrzeć się w lustrze.

Udawanie przychodziło mu dosyć szybko, tak samo jak Sherlockowi. To rodzinne, więc nawet gdyby któryś z nich wyparł się drugiego, i tak nie oszukaliby ludzi.

- Po co mi siostra Johna? - lekko zdziwiony głos nie zniechęcił rządowca - Prowadzę teraz bardzo ważną sprawę, więc odpuść sobie te swoje idiotyczne pomysły.

Gdy Sherlock niespodziewanie się rozłączył, jego starszy brat postanowił poczekać. Po co działać? Zguba, i tak się znajdzie.

***

- Jesteś zjebany! - Harry szarpnęła się, by potwierdzić swoje przypuszczenia.

Kiedy oddalili się od komisariatu, kobieta postanowiła uciec. Nie wzięła pod uwagi wzrostu Holmesa, który z pewnością przeważył nad jego zwycięstwem w pościgu za blondynką. Kiedy ta wypadła zza rogu, zderzyła się z jego klatką piersiową i upadła na ziemię, co skutkowało utratą przytomności na dosłownie chwilkę.

Sherlock wykorzystał to w idealny sposób - przeciągnął kobietę parę metrów dalej, aby przykuć ją do rury. Odebrał dzwoniący telefon, obserwując nieprzytomną.

I tak właśnie, gdy zakończył rozmowę z bratem, usłyszał tylko szarpanie się Harriet i ciągle to samo "Jesteś zjebany".

- Nie mam zamiaru ganiać za tobą po całym Londynie - mówił niczym komputer: bez żadnych emocji, lecz z wielkim naciskiem na niektóre słowa - Uwolniłem cię, a ty się tak odpłacasz? John jest zdecydowanie spokojniejszy i ułożony.

- To było sobie wziąć za rączkę mojego braciszka, żeby dalej błądzić w tych samych informacjach na temat Jamesa. Pogratulować mądrości. - miała ochotę klaskać, lecz nie mogła. Szkoda - Odstaw mnie do Mycrofta, bo chcę zjeść coś dobrego przed śmiercią.

Detektyw pokręcił głową zirytowany, po czym odczepił jej dłoń od rury, by przyczepić ją do swojego nadgarstka.

Ruszył szybkim krokiem do przodu, nic nie robiąc sobie z tego, że blondynka ledwo co za nim nadążała. Miał za długie nogi, a ona nie miała zamiaru biegać, dlatego mężczyzna warczał na nią, gdy musiał przez nią hamować.

Wyszli na ulicę. Promienie słońca zaczęły ogrzewać policzki Harriet, przez co musiała mrużyć oczy. Kto by pomyślał, że dziś jeszcze zaświeci słońce? Pół dnia padał okropny deszcz, a wiatr wyrywał spieszącym się ludziom parasolki ze zmarzniętych dłoni.

Czarnowłosy zawołał taksówkę. Gdy któraś wreszcie się zatrzymała; wepchnął do niej więźnia, po czym wgramolił się na miejsce tuż obok niej.

- Baker Street 221B - powiedział w stronę kierowcy, lecz uświadomił sobie jedną, ważną rzecz - Masz może pieniądze, żeby zapłacić za kurs? - spytał wreszcie z kwaśną miną.

Harry spojrzała się na niego spojrzeniem typu; jesteś skończonym palantem.

- Musisz mi to zdjąć... - podniosła rękę do góry - Nie pozwolę ci grzebać w moim staniku. - dodała szeptem.

Sherlock nie miał innego wyboru, dlatego niechętnie przekręcił kluczyk, który wyciągnął z kieszeni. Musiał zaufać siostrze Johna, choć było to strasznie trudne.

Harry odwróciła się nieznacznie w stronę drzwi, by wygrzebać zwitek banknotów, które przyczepiła do ramiączka przed krótką wymianą zdań z Jimem; od tak, dla pewności, że ich nie zabierze w ramach "pożyczki".

Kiedy samochód się zatrzymał, chciała zapłacić taksówkarzowi, lecz on pokręcił głową.

- Od pięknych mundurowych dam nie biorę. - mruknął (chyba w nadziei, że będzie to kuszące).

- Dzięki... - wzrokiem poleciała na plakietkę z imieniem - Sebastian.

Uśmiechnęła się do niego, kiedy wysiadała. Miała dziwne wrażenie, że gdzieś już go widziała. Może kiedyś już z nim jechała?

- Nie ucieknę, więc możesz to schować - wskazała dłonią na kawałek metalu, trzymany przez przebranego Holmesa.

Otworzyła drzwi od mieszkania. Bez słowa w stronę nie-gosposi, która przyglądała im się zainteresowana stojąc na pierwszym schodku schodów, Harriet ruszyła na górę, a za nią detektyw.

- Pani Hudson, zrobi pani dwie herbaty.

- Nie jestem twoją gosposią, Sherlocku! - fuknęła - Już wstawiam wodę...

Usiadł w swoim fotelu, wcześniej uwolniwszy się z czapki i górnej części munduru. Przyglądał się blondynce, póki ta nie otworzyła oczu.

- Dlaczego dałaś mi znać? Po co sprowadziłaś mnie do jego kryjówki?

Poprawiła pasmo włosów, by móc w spokoju zastanowić się nad odpowiedzią. No właśnie, po co dała mu znać? Przez to sprowadziła sobie na kark policję i Rząd Brytyjski.

- Uwielbiam zagadki, a ty? Są takie intrygujące, gdy zależy od nich ludzkie życie... - puściła mu oczko z szerokim uśmiechem - To dzięki nim możemy sprawdził iloraz inteligencji.

--------------------------------------------------

Trochę długo mnie nie było, aczkolwiek pierwszy semestr prawie za nami, dlatego musiałam pisać masę popraw.

Wesołych świąt itd.

Nienawidzę ich, więc nie dostaniecie ode mnie jakiś wylewnych życzeń 😂

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top