III Tertius
Od niezamierzonego przytulasa minął już dobry tydzień. Przez ten czas nic innego godnego zapisania się nie zdarzyło. Życie toczyło się jak do tej pory: sprawdziany, treningi, nauka i tak w kółko.
- Nie ogarniam tego! Czemu niby mamy się uczyć tego polskiego, skoro i tak się nam nie przyda?! - Denki siedział z innymi w pokoju wspólnym. Razem próbowali odrobić pracę domową z tego jakże okropnego przedmiotu.
- Pierdole to! Idę coś zjeść. - wkurzony Bakugou rzucił ołówkiem w książkę i poszedł do kuchni.
Kirishima krzątał się po niej robiąc przyjaciołom kanapki. W końcu przez ten tydzień dokarmianie klasy wieczorem to była jego robota.
- Skończyliście już Bakubro? - zapytał chłopak podając mu talerz z kanapkami z dżemem truskawkowym.
- To wszystko jest jakieś pojebane! Po jaką cholere uczymy się historii, geografii i języka tego zadupia jak nikt tam nawet na wakacje nie pojedzie?! - blondyn zaczął wymachiwać dłońmi na wszystkie strony.
- Bakugou, uspokój się. To przecież nie jest takie złe. Mówienie może jest trudne, ale tak to jest całkiem spoko... - Kirishima próbował złagodzić sytuację, ale coś słabo mu to wychodziło.
- Zamknij się Gównowłosy! Nadal nie rozumiem czemu tobie idzie on tak łatwo i dobrze! - Katsuki zatrzymał się na środku pomieszczenia, zamknął oczy, wziął kilka oddechów i bardziej opanowany wrócił do czerwonowłosego.
- Po prostu miałem okazję trochę dłużej się go uczyć niż wy. Poza tym, nasze włosy są tak samo sterczące, więc mnie nie wyzywaj! - spojrzał na niego rozbawiony.
- Okej, Shitty Hair. - Bakugou specjalnie zaakcentował dwa ostatnie słowa.
- Już lepiej. Teraz pomóż mi z tym, bo znowu dostanę ochrzan od dziewczyn za to, że je głodzę. - wzięli tace pełne kanapek i wrócili do salonu.
- Chłopaki, chodźcie! Chyba wiemy jak to zrobić! - krzyknęła w ich stronę Mina.
Resztę wieczoru spędzili na pisaniu i śmianiu się z dziwnie brzmiących słów.
*
Następnego dnia, wszyscy poradzili sobie wyśmienicie na "języku krainy kwitnącej cebuli". Problem nadal tkwił w akcencie na typowo polskie znaki, jak ą czy ę.
Męczyli się z ortografią, gdy usłyszeli zbawienny dźwięk, oznaczający koniec siedzenia w szkole. Spakowali torby i wybiegli z klasy.
- Kirishima, zostań na chwilę. - Aizawa-sensei nawet nie oderwał oczu od sterty dokumentów.
Chłopak zawrócił spod drzwi i, czekając jak pomieszczenie opustoszeje, stanął przed biurkiem wychowawcy.
- Dowiedziałeś się jakiś istotnych informacji na waszym ostatnim zebraniu Ligii?
O tym, że czerwonowłosy jest, a dokładnie był, zdrajcą wie tylko Aizawa, All Might i dyrektor Nezu. Skąd znają prawdę? Cóż, nasz bohater sam się do tego przyznał. Opowiedział im wszystko zaraz po tym, jak uratowali Bakugou. Na początku myśleli, że to głupi żart i chcieli go ukarać, lecz w miare jak chłopak przedstawiał każde zdarzenie ze szczegółami, o których wiedzieli tylko i wyłącznie oni, uwierzyli i obiecali pomóc w powrocie na dobrą drogę. Oczywiście zawiadomili policję, jednak ta również postanowiła dać mu drugą szansę.
Tak więc teraz był zdrajcą, ale Ligii Złoczyńców.
- Nie, sensei. Shigaraki nadal próbuje się podnieść po tym, jak stracili Bakugou i All For One. - odpowiedział Kirishima i oparł się o mebel.
- W połowie tego całego spotkania, do sali wbiegł doktor. Krzyczał coś w stylu: "Uciekła! Nie ma jej! Tomura masz ją znaleźć, albo cały misterny plan szefa pójdzie się jebać!"
Eraserhead spojrzał na niego spode łba.
- Przepraszam, tylko zacytowałem jego słowa. - Kirishima uniósł ręce w geście obronnym.
Czarnowłosy westchnął tylko i pokiwał głową.
- Będziesz musiał to powiedzieć jeszcze raz na dzisiejszym zebraniu nauczycieli. Tylko bez szczegółów. - rzekł to swoim typowym, sennym głosem.
- Ale sensei. Inni nauczyciele nie wiedzą o tym kim jestem. - w oczach Kirishimy widać było strach.
- Już wiedzą. Dyrektor oznajmił im to na ostatnim zebraniu. Wszyscy wierzą, że jest jeszcze dla ciebie nadzieja. - spojrzał na swojego ucznia i uśmiechnął się, ale nie tak jak każdy myśli. To był jeden z najpiękniejszych uśmiechów na świecie.
Ufał każdemu ze swoich studentów bardziej niż sobie. Nawet gdyby wszyscy go zdradzili, on oddał by za nich własne życie. Żadnych innych wychowanków tak bardzo nie kochał.
No, może za wyjątkiem Minety. Jego trzeba na każdym kroku pilnować.
- W takim razie zgoda. Dziękuję Aizawa-sensei. - Eijirou uśmiechnął się szeroko i ruszył ku wyjściu ze szkoły.
- Zaczekaj. Jeszcze jedna sprawa. - Kirishima zatrzymał rękę na klamce i odwrócił się do bohatera.
- Ta twoja przyjaciółka. Kiedy ma przyjść?
Chłopak zamyślił się na chwilę.
- Miała być tu dwa miesiące temu. Pisałem z nią kilka dni przed tym, jak mi to oznajmiła. Od tamtego czasu nie odpowiada na żadne wiadomości. - po czerwonowłosym widać było, że martwi się o swoją znajomą. W końcu on obracał się początkowo w dość nieprzyjemnym towarzystwie, a ona o wszystkim wiedziała.
- No cóż, najwyżej poczekamy jeszcze miesiąc, a potem się zobaczy. - Eraserhead wypuścił głośno powietrze z płuc. Miał dosyć tej ciągłej niewiedzy.
- Jeżeli to już wszystko, to ja wrócę do dormitorium. Dziękuję jeszcze raz i do zobaczenia. - Eijirou zamknął drzwi i pobiegł do swojego pokoju.
Aizawa spojrzał zamyślony w okno.
- Nie. To ja dziękuję. Bez ciebie nie doszlibyśmy tak daleko.
*
Zakapturzona postać biegła ciemnymi uliczkami. Światło lamp ukazywało tylko fragmenty jej długiego, czarnego płaszcza.
Ktoś mógł pomyśleć, że to albo jakiś współczesny Assasin albo złoczyńca.
Postać oddychała szybko i płytko. Nie zwalniała tempa, co rusz tylko oglądając się za siebie. Kaptur spadał na jej oczy, przez co musiała go poprawiać co parę kroków. Zatrzymała się na skrzyżowaniu, aby sprawdzić czy podąża w dobrym kierunku. Wtedy niebo przeszył piorun i zaczął padać siarczysty deszcz.
- Świetnie... - mruknęła do siebie w myślach.
Słysząc za sobą ujadanie psów i nawoływania ludzi puściła się pędem do przodu. Ulewa skutecznie zagłuszała dźwięk rozchlapywanych kałuż, a wszechobecna wówczas woda sprawiała, że psy co chwila gubiły trop.
Nagle złapał ją kłujący ból w lewym boku. Nie mogła zwolnić, a tym bardziej stanąć, jeśli chciała uratować wiele istnień. Istnień, które miały zgasnąć jednym podmuchem nadchodzącej wojny.
Zatrzymała się dopiero przed bramą wielkiego budynku. Znała go doskonale. On wiele razy opowiadał jej o nim, kiedy wracał do domu po "pracy". Jej największym marzeniem było dostać się tam i razem z nim uczyć się tej trudnej sztuki zostania bohaterem.
Niestety, tajemniczej osobie te piękne sny zabiła nagle i z niebywałą brutalnością jedna diagnoza lekarza. Jest "nieobdarzona". Pomimo tego, że jej ciało było identyczne jak osób posiadających Indywidualności, nie posiadała tej jednej kości w stopie, była stworzona do tej roli, jednak to jedno istnienie nie otrzymało swojej szansy. Mimo to, wspierała go całym sercem i dawała swoje najlepsze rady. Chciała, żeby chociaż jedno z nich spełniało marzenia obydwojga.
- Nareszcie... - tajemnicza osoba wyszeptała do siebie i z uśmiechem ruszyła, aby rozpocząć wyznaczoną przez siebie misję ocalenia świata przedstawioną w kilku, z pozoru, prostych punktach.
1. Dotarcie do U.A.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top